niedziela, 12 października 2014

Rozdział 3

Pamiętaj o skomentowaniu jeśli czytasz.


Resztę dnia spędziłam na śmianiu się razem z najbliższymi przyjaciółmi. Zazwyczaj tylko pierwsze chwile tuż po założeniu na twarz maski są trudne. Wyobraź sobie ból tak wielki, że rozrywa cię od środka, ale ty nie możesz pozwolić by ktokolwiek zobaczył, że cierpisz. Szybka i bardzo nagła zmiana z płaczu w uśmiech najpierw sprawia nie lada kłopot, później jednak sama zaczynasz wierzyć w ten uśmiech i zapominasz o bólu. Niestety on zawsze zajdzie sposób by o sobie przypomnieć. Mam racje?
Kocham moich przyjaciół. Pozwalają mi zapomnieć. Nawet jeśli na moment, to zawsze było coś. Czas, który z nimi spędzałam był jak opatrunek..
Który później brutalnie zrywano z rany i zaczynałam krwawić na nowo.
Była 19.30 kiedy pożegnałam się z Julią. Został ze mną Albert proponując, że odprowadzi mnie do domu. Szliśmy, a słońce już dawno ustąpiło miejsca księżycowi. W domach paliły się światła, a lampy wysokich latarni ślepo oświetlały czarne ulice oraz ścieżki parku, przez który właśnie przechodziliśmy. Naprawdę nie lubiłam w zimie tego, że szybko robiło się ciemno. Dodatkowo mróz był jeszcze bardziej dotkliwy przez co cała drżałam. Nie umknęło to uwadze Alberta, który od razu zdjął swoją kurtkę i mnie nią otulił.

- Załóż ją z powrotem palancie, ja przecież wytrzymam - powiedziałam, a moje zęby uderzały o siebie i dzwoniły z zimna.

- Zapomnij. Przecież cała się trzęsiesz, a mi jest ciepło – uśmiechnął się zawadiacko, po czym objął mnie ręką w pasie i przyciągnął do siebie, tak że szliśmy stykając się ciałami.
Oparłam głowę na jego ramieniu i zaśmiałam się pod nosem.

- Tak, na pewno jest ci w cholerę ciepło.

- Już przestań marudzić. Zawsze to robisz – poczułam jak po tych słowach całuje mnie w głowę. – Ja tu chcę być dżentelmenem. 

- Albo się rozchorować – prychnęłam i jeszcze raz się roześmiałam.

- O nie, dość tego dobrego.

Podniosłam głowę by móc na niego spojrzeć, przez co zobaczyłam jak rozbłysły mu oczy, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Zaraz po tym zaczął mnie łaskotać, a ja piszczeć i śmiać się jak opętana. Szamotałam się i próbowałam wyrwać z jego uścisku, ale był silniejszy i łaskotał mnie dalej. Zatrzymał jednak chwilę później ręce by móc spojrzeć mi głęboko w oczy.

- Chcesz coś jeszcze powiedzieć ?

- Tak, że jesteś głupi – odparłam i to był duży błąd.

Albert natychmiast wrócił do łaskotania mnie, a ja wybuchłam nieopanowanym śmiechem i kolejnymi wrzaskami. Puścił mnie w końcu, całą zdyszaną. Próbowałam uspokoić oddechy, a kiedy już to zrobiłam uderzyłam przyjaciela pięścią w ramię.

- Kurwa, nie cierpię cię – warknęłam, ale zaraz się do niego uśmiechnęłam.

Albert ponownie objął mnie ręką i głośno się zaśmiał.

- Jasne, tak sobie właśnie wmawiaj – zarzucił swoimi włosami na bok z właściwym dla siebie szerokim uśmiechem.

Przez moment szliśmy w milczeniu. Myślałam czy powinnam zacząć rozmowę o jego rozstaniu i zapytać jak się czuje. Nerwowo przygryzłam dolną wargę.

- Natalie chcesz o czymś pogadać? - zapytał.

- Co, czemu? - opowiedziałam pytaniem na pytanie nadal zagubiona w własnych myślach. 

- Zawsze poznaję, że coś ci leży na sercu kiedy gryziesz się w wargę. Więc co jest? 

Muszę przestać to robić - pomyślałam.Wypuściłam powietrze nosem. Nie wiedziałam nawet, że wstrzymałam oddech. 

- Zastanawiam się jak się czujesz bez Caroline. Była dla ciebie bardzo ważna prawda?

Chłopak jakby pobladł. Zacisnęła mu się szczęka i wyraźnie się napiął.

- Tak, była - odpowiedział. - Caroline to pierwsza dziewczyna, do której naprawdę coś czułem.

- I jak radzisz sobie po zerwaniu?- pytałam dalej próbując być jak najbardziej delikatna.
Nic. Cisza. Nie odezwał się tylko bardziej przycisnął mnie do swojego boku.

- Ja przygryzam wargę kiedy coś mnie męczy, a ty milczysz kiedy nie potrafisz przyznać się do tego, że jest naprawdę źle. Też cię dobrze znam Albert.

Nadal się nie odzywał pozwalając mi mówić dalej.

- Już kiedyś ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. Nie pozbędziesz się uczuć choćbyś nie wiem jak chciał. Poza tym to głupota. Czemu zawsze kiedy chcesz zapomnieć o czymś co cię boli upijasz się albo pieprzysz się z każdą dziewczyną, która na ciebie poleci? Tak zachowuje się dupek i cham, a ty nim nie jesteś. Kochać to nic złego. Czemu traktujesz to jak coś, czego musisz się pozbyć?

- Natalie - odzyskał głos - może jestem jednak tym dupkiem i chamem. Nie jest mi źle z tym, że tak robię. Póki to działa będę robił tak dalej. Jesteś cudowna, że się martwisz. Wszystko będzie dobrze. Chyba nie jestem gotowy na takie rozmowy. Przepraszam.

Wyszeptał w moje włosy i złożył na nich delikatny pocałunek.
Wyszliśmy z parku. Postanawiając dać czas Albertowi, pozwoliłam mu zmienić temat. Wrócimy do tej rozmowy kiedy będzie czuł się na siłach. Mijaliśmy domy i bloki, nie wiedzieliśmy nawet kiedy dotarliśmy przed mój dom. Zatrzymaliśmy się, a Albert jak zawsze nastawił policzek i odchrząknął. Rozbawiona położyłam ręce na jego barki, stanęłam delikatnie na palcach i dałam mu całusa.

- Nie ma za co – powiedział jakby odprowadzenie mnie było jakąś przysługą i był z siebie cholernie dumny, że to zrobił.

Oddałam mu kurtkę, po czym przeszłam przez otworzoną bramę.

- Do zobaczenia jutro ćwoku – pomachałam mu na pożegnanie i obdarzyłam go uśmiechem.

- Do jutra. Też cię kocham – odparł udając jakby nie usłyszał słowa „ćwok” a coś zupełnie przeciwnego.

Po jego słowach pokręciłam z politowaniem głową i przerzuciłam oczami, by następnie zniknąć w ciemności za bramą.
Ledwo przeszłam pod oknem, a już usłyszałam jakąś kłótnie prowadzoną w domu. To właśnie było te zrywanie opatrunku, o którym mówiłam wcześniej.

- Moja córka nie będzie się szlajać nie wiadomo gdzie po nocach!

Usłyszałam krzyk ojca, który jak zwykle spowodował okropne ciarki na moim ciele. Wzdrygnęłam się ze strachu. Już wiedziałam, że kłótnia jest na mój temat i to napawało mnie lękiem. Pociągnęłam za klamkę i w tym momencie okropna gula zatrzymała się w moim gardle.

- Ostatni raz pozwoliłaś tej wstrętnej smarkuli na coś bez pytania mnie o zdanie!

Ściągnęłam buty w korytarzu czując jak coś się we mnie buzuje. Zaczynałam się poważnie denerwować słysząc ton jego głosu. Tata siedział przy stole w kuchni i wrzeszczał na mamę, która opierała się o blat. Weszłam niepewnym krokiem do pomieszczenia akurat kiedy ojciec z furią uderzył w stół.
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak szybko wpada w złość, często nawet z błahych powodów.

-Wróciłam – wybełkotałam.

- Która jest godzina dzieciaku?! – usłyszałam w odpowiedzi skierowany na mnie gniew ojca.

- Dwudziesta czterdzieści - odpowiedziałam spoglądając na zegarek.

- Wiesz o której teraz robi się ciemno?! Ty masz być w domu zanim się ściemni!

- Spokojnie – nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami. – Nie jestem dzieckiem. Chyba troszeczkę przesadzasz? Nic mi się nie stało a ty krzyki urządzasz w domu? Uspokój się, co?

Wtedy ojciec wstał od stołu i natarł na mnie. 

- Jakie spokojnie wredny dzieciaku?!  Jak ty się w ogóle do mnie odzywasz? Kim ja jestem? Twoim kolegą czy ojcem? Chyba należy mi się szacunek smarkulo!– podniósł głos jeszcze bardziej i zaczął wymachiwać rękoma, szturchać mnie i popychać. – Teraz nie ma wychodzenia jak ci się podoba! I co przewracasz tymi oczami? Widzisz Linda, ten dzieciak nic sobie z tego nie robi – zwrócił się na końcu do matki.

Moja rodzicielka nadal stała w tym samym miejscu co wcześniej, chociaż widziała, że tata mną szarpie.

- W tym domu nikt sobie nic nie robi z tego co mówimy – odparła. – Zostaw ją i naprawdę się uspokój.

- Trzeba to kurwa zmienić! Te szczeniaki muszą się w końcu nauczyć! – złapał mnie za ramiona i mocno ścisnął a ja wykrzywiłam się od nagłego przypływu bólu.
Patrzył na mnie w tak straszny i przeszywający sposób, że naprawdę zaczynałam się bać. Nie było już w tym spojrzeniu mojego ojca.  W jego oczach żarzyło się piekło, wstręt i nienawiść. Były w nim zawarte wszystkie negatywne emocje i przeszywały mnie na wskroś. Strach ustąpił miejsce złości, która zaczęła się we mnie rozrastać. Wtedy moje spojrzenie też się zmieniło. Oczy mi pociemniały, a brwi gniewnie się zmarszczyły.

- Albert mnie odprowadził. Nie byłam sama i nic mi się nie stało. Puszczaj mnie. To boli. Wiesz co robisz? – odwarknęłam opryskliwie. – O co te nerwy? 

Ja i mój ojciec mieliśmy bardzo podobne charaktery. Żadne z nas sobie nie pozwalało. Jedno musiało przekrzyczeć drugie. Nie potrafiłam siedzieć cicho kiedy on się tak zachowywał. Nie mogłam nie odpyskować. To było wbrew mojej naturze i zawsze źle na tym wychodziłam.

-Sram na twojego Alberta! Gówno mnie on obchodzi! Ty wiesz co się dzieje teraz na ulicach, tym bardziej gdy jest ciemno?! Jeszcze by ci się coś stało i ja bym za to kurwa odpowiadał, bo do osiemnastki jesteś pod moją opieką! Poza tym mówiłem ci coś o tym jak masz się do mnie odzywać! „Tak tatusiu”. Tylko przytakujesz i słuchasz, bo nie masz kurwa prawa głosu w tym domu!

Po tych słowach zaczął podnosić na mnie ręce i pewnie by mnie uderzył, gdyby nie to, że w końcu zareagowała mama. Musiała zauważyć, że robi się coraz groźniej i zaczęła odciągać ode mnie ojca.

- Richard uspokój się, zostaw ją. Przesadzasz.

- Właśnie – warknęłam. - Nie jestem już małym dzieckiem! Przestań mnie tak traktować! Czemu ty zawsze musisz robić kłótnie o coś tak beznadziejnego? Zrozumiałabym to jeszcze dwa lata temu, ale teraz to raczej chore.

- Zostaw mnie Linda! Spiorę dzieciaka i się skończy! Wszystko sobie lekceważy i przez nią są same kłótnie. 

- Przeze mnie czy przez ciebie? – zmrużyłam złośliwie oczy, a moje słowa były przesiąknięte jadem.

- Natalie nie prowokuj ojca!

- Jak ci się coś nie podoba do wypierdalaj z tego domu! –zdążył jeszcze rzucić w moją stronę, a później matka odciągnęła go ode mnie na dobre.

- Idź do swojego pokoju, ale to już – poleciła mi. - A ty Richard musisz ochłonąć. Zastanów się co ty mówisz. 

Zrobiłam jak kazała, pobiegłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i wyładowałam swoją złość w poduszkę.
Dlaczego on mi to zawsze robił? Mam 17 lat nie 5.. Więc czemu połowa kłótni jest z tak błahych i żałosnych powodów, że aż nie chce się wierzyć? Takie sceny jak ta wcale nie były rzadkością. Niestety zawsze brałam w nich udział. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam bardzo trudny charakter, dlatego też jestem oskarżana o całe zło tej rodziny. Lepiej by im było beze mnie, rozszczekanej smarkuli, "wredoty", która z nikim się nie liczy i ma wszystkich za nic. Tak najczęściej opisywał mnie ojciec i czasem również matka. Ale bez przesady. Nienawidzę siebie za to, że im tak wszystko tutaj niszczę. Cholera dlaczego ja zawsze przyciągam same kłótnie i problemy?
Kiedy uderzałam z coraz to większą siłą w poduszkę kilka łez spadło na nią, żeby się rozbić i zostawić po sobie jedynie małe plamki na materiale. Wytarłam mokre policzki, usiadłam i podkuliłam nogi pod brodę, przytulając je do siebie. W tym momencie zły głos odezwał się w mojej głowie.
„Co ty robisz? Jesteś okropna. Niszczysz wszystko czego dotkniesz. Tylko tutaj przeszkadzasz. Dlaczego nie spierdolisz robiąc im przysługę?”
A później, żeby mnie dobić głos przypominał mi słowa ojca.
„Spiorę dzieciaka i się skończy! Wszystko sobie lekceważy i przez nią są same kłótnie.”
Chciałabym zniknąć, rozlecieć się w powietrzu jak jakiś pył. Po cichu bez żadnego śladu, ale niestety to było niemożliwe. Musiałam tu zostać z prześladującym mnie głosem, który pałał do mnie niewyobrażalnie wielką nienawiścią.
Ugryzłam się w rękę próbując powstrzymać płacz i szloch.
Znam ten głos.. On należy do MNIE. To ja tak bardzo siebie nienawidzę.

Ucztę tkwiącego we mnie demona, karmiącego się strzępkami mojej biednej duszy, przerwało pukanie do drzwi. W jednym momencie ogarnęła mnie panika. Nikt nie może widzieć, że płakałam. Wszystko niemal natychmiast się we mnie zmieniło. Nie płakałam, jedynie emanowałam słuszną złością. Miałam to wszystko we krwi. Nie potrafiłam się przed nikim otworzyć. Kierowałam się jedyną racją jaką znałam – Nikogo nie obchodzi co naprawdę czujesz, przez co przechodzisz, i że jest ci źle. Jeśli pozwolisz by człowiek zobaczył co w tobie siedzi, zostaniesz odrzucony lub zbyty słowami „jakie ty możesz mieć problemy”, albo co gorsza zaufasz i pozwolisz się zniszczyć.

- Natalie mogę wejść? – usłyszałam zza drzwi głos siostry.

- No jasne, właź – odparłam, podniosłam z łóżka i próbowałam zachowywać się jak gdyby nigdy nic.

Siostra weszła do środka i ręką sięgnęła do włącznika światła.

- Victoria, nawet nie próbuj włączać teraz tego cholerstwa – rzuciłam, dostrzegając w mroku pokoju ruchy siostry. – Wiesz jak tego nie lubię.

Po części nie było to nawet kłamstwo. Naprawdę nie znosiłam kiedy w moim pokoju paliło się światło, wolałam przebywać w ciemności, ale teraz pomyślałam także o tym, że mogłaby wyczytać z mojej twarzy, że płakałam.

- Jezu w ogóle cię nie rozumiem, jak możesz siedzieć tutaj tak po ciemku. Dziwna jesteś z tym światłowstrętem –westchnęła ciężko i rozgościła się na krześle przy moim biurku.

- Oj odwal się debilko. Po co tu przyszłaś?

Siostrę nie ruszyło wyzwisko, była do tego przyzwyczajona, wiedziała, że naprawdę nie miałam nic złego na myśli. Zresztą bardzo często obrzucałyśmy się wzajemnie wyzwiskami po prostu w żartach.

- Słyszałam, że kłóciłaś się z rodzicami, to przyszłam pogadać.

- Ta. Mam już dość tego, że robią problemy dosłownie o wszystko. Przecież to chore – w moim głosie wyraźnie było słychać to, że jestem zdenerwowana.

- Ale czy ty zawsze musisz im pyskować? Nie możesz się zamknąć?

- Kiedy mówią o mnie takie rzeczy mam siedzieć cichutko i przytakiwać?

- Na przykład. Nie wiem. Najlepiej miej wyjebane. Pokrzyczą i przestaną.

Zawsze tego typu rozmowy kończyły się cudowną radą „Miej wyjebane”. Victoria była ode mnie młodsza o rok. To bardzo mała różnica, a jednak między jej charakterem a moim była wielka przepaść. Nie potrafiłam mieć wyjebane jak ona. Na nią ojciec nigdy tak nie spojrzał, nie musiała słuchać tych wszystkich obelg i nigdy nie podniósł na nią ręki. Kłócili się, jasne, ale nie tak. Nigdy nie miała okazji poznać jak to jest czuć na sobie te przeraźliwe spojrzenie.

- Ta super, dzięki. To jest twoja jedyna rada, którą słyszałam z miliard razy i chyba już zauważyłaś, że nie potrafię jej stosować?

- Ja nie wiem co ty masz za problem. Serio obchodzi cię to co mówią? Przecież to głupie.

- Jestem ciekawa czy ty miałabyś wyjebane, jakby mówili, że cię tu nie chcą, i że jesteś chamską, bezczelną smarkulą.

Zaraz po tym jak to powiedziałam żałowałam, że wcześniej nie ugryzłam się w język. Teraz zacznie się gadka, że wcale tak nie jest, a ja nie mam zamiaru tego słuchać.

- Przecież wiesz, że oni tak gadają w złości i naprawdę tak nie myślą.

Miałam rację. Wiedziałam, że tak właśnie będzie ich tłumaczyła.

- Dobra, nieważne – postanowiłam skończyć ten temat, bo siostra nigdy niczego nie zrozumie. Jak każdy. – Lepiej byś zrobiła mówiąc mi czy masz fajki.

- No mam. Chcesz zapalić jak zasną?

To były teraz jedyne słowa z jej ust, które mnie pocieszyły. Victoria została już w moim pokoju. Udało mi się skutecznie przenieść temat na coś dzięki czemu mogłyśmy się rozluźnić i nawet trochę pośmiać. Później około drugiej w nocy siostra wymknęła się bezszelestnie do swojego pokoju i wróciła do mnie z paczką papierosów. Czekałyśmy do godziny trzeciej. Nie było już mowy o tym, żeby rodzice wstali i zaglądali nam do pokoi. Dobrze znałyśmy ich wszystkie nawyki. Mama wstawała zawsze około pierwszej, żeby coś zjeść lub zajrzeć do naszych pokoi czy czasem nie siedzimy w telefonach, kolejny raz po drugiej, żeby znów poszperać w kuchni i dalej już spała jak zabita razem z ojcem, który nie budził się wcale.

Włożyłyśmy na siebie jakieś grube bluzy i otworzyłyśmy drzwi balkonu, żeby później nie śmierdziało w środku. Wzięłam z łazienki trochę papieru, a kiedy usiadłyśmy przy otwartych drzwiach obie poczułyśmy na sobie mróz nocy i nieprzyjemny dreszcz przeszył nasze ciała. Z czasem dałyśmy radę się do niego przyzwyczaić i za bardzo się nie trząść. Uniosłam moją zapalniczkę do papierosa i go podpaliłam, następnie przekazałam ją siostrze.

- Natalie, co ty masz nabazgrane na tej zapalniczce? – zapytała siostra przyglądając się jej ze zmrużonymi oczami jakby próbowała coś rozczytać. – To chyba jakieś liczby.

- Co? O czym ty gadasz? – zapytałam i wypuściłam dym – Dawaj mi to.

Victoria oddała mi zapalniczkę i teraz to ja się jej przyglądałam. Rzeczywiście czarnym markerem były namazane na niej liczby. Nieco rozmyte ale czytelne.

- O kurwa – zaciągnęłam się papierosem – to chyba jakiś numer – i znów wypuściłam dym.

- Czyj? No Nat, czy ja o czym nie wiem? – siostra zachichotała szturchając mnie zadziornie łokciem w ramię.

Próbowałam przypomnieć sobie kogoś kto mógł to napisać. Dziś nie wyjmowałam mojej zapalniczki poza jednym razem na huśtawce. No tak! To musiał być on. Nie ma innej możliwości. Po co to zrobił?

- Chyba wiem do kogo należy – nadal przyglądałam się zapalniczce, a później uniosłam kącik ust w półuśmiechu – I zobacz co potrafię.

Zaprezentowałam siostrze kilka idealnych kółek z papierosowego dymu. Victoria chciała, żebym ją nauczyła i nawet chętnie do tego przystąpiłam bo nie zadawała żadnych pytań o właściciela numeru. Szybko okazało się, że jeden papieros to za mało. Sięgnęłyśmy po kolejnego, a popiół zbierał się na papierze.
Księżyc zaglądał do pokoju przez te otwarte drzwi i przyglądał się mi oraz siostrze, pogrążonych w miłej rozmowie, która zaraz miała się zmienić.

-Natalie powiesz mi czy między tobą i Albertem coś jest? – usłyszałam pytanie siostry.

- Chyba zgłupiałaś. Jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym nie zamierzam się z nikim wiązać. Nie myślę nawet o tym, żeby się zakochać.

- A co z tym numerem? Zadzwonisz do tego kogoś?

- Nie wiem jeszcze.. To jakaś głupota.

- No weź zadzwoń. Ja bym to zrobiła. Może być nawet fajnie – obdarzyła mnie szerokim zachęcającym uśmiechem i zgasiła papierosa.

Ja zrobiłam to samo. Zaśmiałam się jeszcze z myślą o numerze i tamtym chłopaku, po czym rzuciłam tą zapalniczkę na łóżko i poszłam spuścić papierosy i papier do toalety, a siostra zamknęła drzwi balkonu.
Później Victoria poszła spać do swojego pokoju i znów byłam sama. Położyłam się na łóżku i okryłam się kołdrą, mając nadzieję, że będzie mi odrobinę cieplej. W pokoju było tak zimno, że cała się trzęsłam w dodatku jak na złość nie mogłam wcale zasnąć. Brak snu sprawił, że rozmyślałam o moim życiu. No tak, co lepszego mogłam zrobić jak tylko znów pogrążyć się w smutku? Dlaczego ja zawsze muszę katować samą siebie? Każda z moich nocy wyglądała tak samo i zawsze dochodziłam do podobnych wniosków. Jestem swoim własnym wrogiem. Wiem, że tylko ja tak naprawdę mogę siebie zniszczyć.
Mój brzuch zaczął trząść się od płacz i czułam tylko ten wielki ból od środka.
Po pierwsze przeszkadzam w domu. Nic tylko się kłócę i niszczę wszystko czego się dotknę. Jestem problemem. Jedną wielką porażką. Ciągle tylko oprowadzam ojca to szału. Wiem dlaczego patrzy na mnie z taką nienawiścią. Wszystko dlatego, że jestem tak okropną córką i nie da się mnie kochać. W dodatku nie potrafię się przed nikim otworzyć chodź tak często pragnę szczerej rozmowy. Potrzebuję pomocy a nie mam odwagi o nią prosić. Nie jestem zła na moich przyjaciół, czy kogokolwiek innego, że tego nie dostrzegają. W końcu to ja zawsze dbam o to, żeby wszyscy w około brali mnie za osobę bez problemów, lekkiego ducha i człowieka szczęśliwego. Czuję, że jestem w stosunku do nich niesprawiedliwa. Przecież tak często ich okłamuję. Dlaczego nie potrafię być z nimi szczera? Wydaję mi się, że znam odpowiedź.  Boję się, że pomyślą iż zwariowałam. Mogą mnie nie zrozumieć i uznać to za śmieszne. Boję się odrzucenia. Nie chcę zostać sama. Nie zniosłabym tego. Na pewno nie chcę też ich zamartwiać i obarczać swoimi problemami. Nie jestem osobą, o którą warto się martwić, po prostu na to nie zasługuję. O boże, czy jest coś gorszego od tej wiecznej pustki wewnątrz mnie? Czemu mając tak wspaniałych przyjaciół, potrafię czuć się tak przeraźliwie samotna? Skąd tyle smutku we mnie?  Czy naprawdę nie mogę być normalna? Bo jestem okropnie chora i powinnam umrzeć. Gdzie jest te szczęście, za którym wszyscy gonią? Może ja naprawdę na nie nie zasługuję.

Moja poduszka stała się całkiem mokra od łez. Oczy w końcu zmęczyły się płakaniem i powoli zaczęły opadać mi powieki. Odpłynęłam więc w upragniony sen. Nareszcie. Myślałam, że już przez całe wieki ta biedna podusia będzie musiała wysłuchiwać mojego rozpaczliwego szlochu. Dlaczego nie ma na świecie nikogo kto usłyszał by krzyk w moim milczeniu? Kogoś kto zamknąłby mnie w swoich ramionach i pozwolił chodź na moment odetchnąć od życia, które mnie tak niszczy.







19 komentarzy:

  1. Opowiadanie jak zwykle cudowne :) Czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jest przepiękne, bardzo szybko i przyjemnie się je czyta. Piszesz tak bardzo realistycznie jakby działo się to na prawdę. Mam tylko jedna prośbę czy mogłabyś troszkę powiększyć litery ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłam jak wygląda czcionka "duża" bo teraz posty dodawałam w czcionce "normalnej". Niestety duża czcionka brzydko wygląda, razi mnie to w oczy, po prostu mi się nie podoba. A mam do wyboru te dwie opcje, więc zostawiam normalną. Bardzo Ci przeszkadza? Jeśli masz możliwość możesz czytać rozdziały na telefonie, może tam będzie ci wygodniej? :* :)

      Usuń
  3. Przy Twoim opowiadaniu nie da się przysypiać (mogło by być nawet dłuższe *.*) strasznie podoba mi się przedstawienie sytuacji w domu jest tak realistyczne i dokładne.
    Czekam na kolejny rozdział i weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. przepiękne opowiadania :*czuje się jak by było dokładnie o mnie:( prawie wszystko się zgadza.

    OdpowiedzUsuń
  5. A gdzie Casper? :c byl taki cudowny w tych poprzednich rozdzialach haha :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czeekam z niecierpliwością na kolejny *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny, czekam na kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham twoje opowiadania! Świetnie piszesz i wyraźnie akcja się rozwija. Opowiadania coraz bardziej wciągają i pragnie ich się coraz bardziej. Jesteś świetną blogerką :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Z niecierpliwością czekałam na ten rozdział i nie zawiodłam się :) Nie mogę się doczekać dalej, świetnie piszesz, tak prawdziwie.

    OdpowiedzUsuń
  10. cudowne<3 kocham Cię i czekam na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialne. ;) Mam nadzieje ze rozwiniesz watek z Kasprem ;) Czekam z niecierpliwoscia na kolejny :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajna ta przyjaźń z Albertem, chociaż coś mi podpowiada, że z jego strony to trochę inaczej wygląda;) Ale dobra, nic, ciiii, nic nie mówię;P Można mieć najlepszych przyjaciół ale i tak czuć się samotnym.
    A rodzice Natalie są na serio jacyś poje*ani. Robić taką wielką dramę, bo o 20:40 wróciła do domu a jest prawie pełnoletnia....Wstawać o 1 w nocy, żeby sprawdzać pokoje córek? Masakra.
    Natalie jest super, wydaje się być taka twarda, silna i mega propsy dla Ciebie, że zajebiście opisujesz to ''drugie dno''. Tą mega wrażliwość, bezradność i głęboki smutek, z którymi zostaje już sama, kiedy ściąga maskę.
    Czekam na nn!:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Odpowiedzi
    1. Dziś postaram się napisać drugą połowę, jutro skończyc i dodać. Przepraszam to był ciężki tydzień, szkoła nie daje mi wgl czasu wolnego.. Kocham was. Proszę o cierpliwość. Chce żeby ten rozdział był jak najlepszy.

      Usuń
  14. Najlepszy ! 💗💗

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudo cudo i jeszcze raz cudo

    OdpowiedzUsuń
  16. Przepiękne naprawdę :* W życiu nie chciałabym przeżyć takiego horroru jaki Nat przeżywa na codziennie, a czytając to czuję jakbym tam była. Idealnie oddajesz emocje. Podziwiam ;3

    OdpowiedzUsuń