wtorek, 28 października 2014

Rozdział 5

Pamiętaj żeby napisać komentarz, jeśli przeczytasz. Dziękuję.

Casper
Dziewczyna była wyraźnie blada, kiedy wyszli z auta. To nie wyglądało na efekt uboczny alkoholu, jaki wlała w siebie. Czuł jak coś w nim rwie się z bliżej nieokreślonej przyczyny. Bał się o nią? Niemożliwe. Przecież on martwił się tylko o siebie, albo tak mu się tylko wydawało. Mówił do niej, gdy oparła się o samochód i próbowała miarowo oddychać. Miał wrażenie, że Natalie jest teraz czymś tak delikatnym, że gdyby jej dotknął mogłaby się rozlecieć. Zdecydowanie nie przypominała żadnych, z jego poprzednich pasażerek. Jej chciał słuchać i sam do niej mówić, a nie zmykać jej ust i zdzierać z niej ubranie. Sposób w jaki się z nim droczyła sprawiał, że śmiech sam kład mu się na usta. Nie doprowadzała go szału. Nawet przez ułamek sekundy nie miał głupiej wizji wyrzucenia jej z auta, co zresztą zdarzało mu się przy innych dziewczynach. Jak bardzo popaprane życie prowadził do tej pory? 
Natalie zaczęła trząść się z zimna, więc podał jej kurtkę. A później wszystko działo się w zastraszająco szybkim tempie. Upadła prosto w jego silne ramiona, zupełnie bez władzy w ciele.
- Natalie, hej, Natalie - mówił do niej lecz nie zareagowała. Ułożył ją sobie na rękach i będąc jak najbardziej delikatnym, podniósł i wsadził do samochodu.
- Cholera - przeklął swój los, po czym pobiegł do drzwi od strony kierowcy, wszedł do środka i ruszył z piskiem.
Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien skręcić w stronę szpitala. Szybko jednak odrzucił tą myśl. Choć nie dużo jej brakuje nie jest pełnoletnia, a spożywała alkohol. Mogła mieć przez to kłopoty, albo on. - Poradzę sobie. Ona tylko zemdlała. Zaraz się obudzi. - powtarzał sobie jak mantrę i w mgnieniu oka zaparkował przed ogromnych rozmiarów domem. 
Zaniósł ją do swojego pokoju, gdzie położył ją na łóżku, na wznak. Leżała w bezruchu, jej oddech był szybki i płytki.
Wyciągnął z kieszeni swój telefon wybierając następnie numer Ashley. Kiedy odebrała usłyszał trwającą jeszcze imprezę. Przeczesał dłonią włosy ciągnąc za ich końce, czując jak zaczyna się denerwować.
- Co zrobić jak ktoś zemdleje? - zaczął.
- Laska ci zemdlała Casper? To coś nowego.  - zakpiła zanosząc się następnie śmiechem. 
- Kurwa, nie. Chociaż jednak tak. Możesz mi odpowiedzieć, a nie się pieprzysz? 
- Wyluzuj. Kiedyś mówili nam, że trzeba unieść nogi takiej osoby nad poziom klatki piersiowej.
- Dzięki.
 
- To jakieś porąbane. Skąd takie pytanie? Kto zemdlał?
- Zajmij się sobą debilko - warknął i  przerwał połączenie, nie pozwalając jej się odgryźć. 
Nie chcąc tracić więcej czasu odwrócił się znowu do Natalie. Dziewczyna jednak kolejny raz tego wieczoru go zaskoczyła.  Odzyskała świadomość bez jego pomocy. Zmrurzyła oczy przyzwyczajając wzrok do światła i poruszyła się niespokojne. Na ten widok odetchnął z ulgą. 
- Wróciłaś do mnie ? - zapytał, siadając na boku łóżka.
- A odchodziłam gdzieś? - złapała się za głowę. - Cholera. Co się stało?
- Zemdlałaś i zabrałem cię do siebie. Kiedyś mnie zabijesz, dziewczyno.
Natalie próbowałam podnieść się do siadu, ale on od razu ją zatrzymał.
- Nawet nie próbuj. Teraz masz leżeć. Ja zaraz przyniosę ci wody.
- To miała być tylko przejażdżka. Musze wracać na imprezę, tam czeka na mnie Julia.
- Pierdolić to. Nie możesz jeszcze wstać, bo ja na pewno nie chcę powtórki z rozrywki.
- Przepraszam - powiedziała słabo, a on dopiero wtedy na nią spojrzał. - Mam anemię i to mi się czasem zdarza. 
- Nie masz za co przepraszać. Idę po wodę, a ty nie ruszaj dupy z tego łóżka, jasne? 
- Co stało się z tym kochanym chłopakiem z parkingu? - zapytała, a kącik jej ust uniósł się w zadziornym półuśmiechu.
- Spokojnie kiciu nic się z nim nie stało, w końcu jestem ideałem dla wielu. 
- Chyba sobie żartujesz.
- Widzę jak na mnie patrzą. Jakbym był najgorętszą osobą chodzącą po tym świecie. Ty też tak na mnie patrzysz kiciu.
Nim się obejrzał wrócił do swojego typowego zachowania egoistycznego, zakochanego w sobie dupka. Nie miał nad tym żadnej kontroli. Zamykał się na jakąkolwiek osobę, zanim w ogóle zdążył się na nią otworzyć. Nawet przy Natalie nie potrafił tego uniknąć choć wydawała mu się inna od wszystkich. 
- Musiało ci się coś wydawać, bo na pewno nie jestem jedną z tych lasek, o których mówisz. Przyniesiesz mi tą wodę, bo zaraz pęknie mi głowa? Nadal mam mroczki przed oczami.

- Już, już - podniósł się z łóżka i skierował w stronę drzwi. Usłyszał jak łóżko wydało charakterystyczne skrzypnięcie, które wydało dziewczynę, że poruszyła się gwałtownie i zignorowała jego zakaz. - Nawet nie próbuj.

- Kurde, a ty co,  masz oczy dookoła głowy? Spadaj po wodę.

Uśmiechnął się z rozbawieniem, czego nie widziała, i bez dalszego słowa wyszedł z pokoju.

Natalie
Gdy zamknął za sobą drzwi westchnęłam ciężko wyrzucając bezradnie ręce w powietrze. Denerwowałam się jak dziecko kiedy czegoś mi zabraniano. Chciałam już wrócić na imprezę, gdzie Julia na sto procent umiera ze strachu o mnie - żartuję, pewnie nawet nie zauważyła, że mnie nie ma. W każdym bądź razie powinnam być z nią u Dannego, a nie w domu u jakiegoś chłopaka, którego prawie nie znam. Naprawdę wybrałaś sobie świetny moment na tracenie przytomności Natalie - zganiłam się w myślach. Czy moja krew naprawdę nie może spisywać się dobrze w roli krwi?

Casper wrócił z szklanką wody i usiadł ponownie na krawędzi łóżka.

- Często ci się zdarza zemdleć? -zapytał podając mi szklankę, z której od razu upiłam niewielkiego łyka.

Poczuła jak alkohol przewraca mi się w żołądku. Zdecydowanie nie powinnam była dziś pić.

- No wiesz.. Połowę mojego życia byłam nieprzytomna, to naprawdę popieprzone - przewróciłam oczami - A tak serio, to jest chyba czwarty raz.

- Na szczęście byłem przy tobie jak prawdziwy superbohater - uśmiechnął się do mnie zawadiacko, przez co wyglądał na jeszcze bardziej przystojnego niż zwykle.

Wypiłam połowę szklanki, mając nadzieję, że nawet jeśli jest superbohaterem naprawdę, to nie posiada mocy czytania w myślach. Sam prawi sobie wystarczająco dużo komplementów. Ja nie mam zamiaru mu w tym pomagać. 

- Dziękuję, ale chyba nie liczysz na żaden medal. Jeśli tak to cię rozczaruję. 

- W takim razie nie licz na mnie jeśli dojdzie do piątego razu.

- Nieważne. Czuję się już lepiej. Możesz mnie odwieźć?

Odstawiłam wodę na szafkę nocą i zaczęłam podnosić się z łóżka. Ledwo stanęłam, a mroczki w moich oczach znów się pojawiły, po czym na krótką chwile wszystko przykryła czerń. Musiałam wstać zbyt gwałtownie, że mój organizm znów zareagował w taki sposób. Położyłam rękę na ramieniu chłopaka i wypuściłam z płuc powietrze.

- Wszystko gra? Nie wolisz zostać tu na noc?

- Chyba cię popierdoliło. Jest dobrze. Naprawdę chcę już wrócić i z przyjaciółką pójść do domu.

- To była koleżeńska propozycja. Boisz się czegoś? - wstał i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Serce zabiło mi niespokojnie, gdy tylko Casper zaczął się do mnie zbliżać. - Co może ci grozić u chłopaka, którego ledwo znasz?

Natarł na mnie stanowczo sprawiając, że cofałam się aż moje plecy napotkały ścianę i do niej przyległy.

- Naprawdę nie chcesz tu ze mną zostać?

Złapał mnie za nadgarstki, po czym uniósł moje ręce na wysokość głowy i przycisnął je do chłodnej ściany. Strach rozlał mi się w żyłach. Serce zaczęło bić w zastraszająco szybkim tempie. W mojej głowie pojawiła się myśl, że jestem bezbronna, a Casper zdecydowanie mnie przeraża. Jego oczy zgasły. Zrobiły się czarne i przenikały mnie na wskroś, aż dreszcz przeszył moje ciało.

- Co ci odjebało? Puść mnie. Ja muszę wracać. Czy coś do ciebie nie dociera? - warknęłam próbując wyrwać swoje ręce z jego uścisku.

On wykrzywił swoje usta w pogardliwym uśmieszku i pomyślałam, że musiałam całkowicie pomylić się co do jego osoby.

- Ty chyba nie rozumiesz, kiciu - przycisnął swoje ciało do mojego tak, że nie dzielił nas już nawet milimetr. Jego miętowy oddech otulił moją twarz. Chłopak patrzył mi prosto w oczy, a wielka gula zatrzymała mi się w gardle.

Czy on naprawdę mógłby mnie skrzywdzić? Strach odebrał mi głos, mogłam jedynie szamotać się i próbować wyrwać.

- Widzę, że się boisz a to oznacza, że cholernie niczego nie rozumiesz - zaczął zbliżać swoją twarz do mojej - nigdy nie zrobiłbym niczego co mogłoby cię zranić.

Minęła dłuższa chwila zanim pojęłam co właśnie powiedział. Jego oczy znów przypominały piękny kolor czekolady, a na jego usta wkradł się najbardziej czarujący uśmiech na ziemi. Puścił moje ręce, po czym łagodnie mnie przytulił. Nie był już wcale groźny. Szybko dopadły mnie wyrzuty sumienia, że pomyślałam o tym, że mógłby zrobić mi krzywdę. Odetchnęłam z ulgą i wtuliłam się w niego. Nie wiem czemu ale poczułam się niesamowicie lekko, choć jeszcze chwilę temu naprawdę się bałam. Trudno mi to wyjaśnić ale chyba wszystkim czego potrzebowałam przez ostatnie tygodnie smutku była taka możliwość przytulenia się do kogoś. Casper mi to dał. Nieświadomy, że zrobił coś tak przełomowego. Wtuliłam się w niego, przy czym do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach męskich perfum. Wydaję mi się, że kiedy człowiek jest tak bardzo przygnębiony jak ja chwyci się każdego dobrego gestu, miłego słowa.

- Więc nie, nie popierdoliło mnie. Jeszcze nie jest ze mną najgorzej.

- Ale chyba jest kiepsko bo takich rzeczy nie robi normalny człowiek.

Klatka piersiowa Caspra zaczęła trząść się od śmiechu.

- Dobra może mam coś w sobie z sukinsyna.

- To co jest takie śmiesznego?

- Twój przerażony wzrok był prześmieszny Natalie.

Niewiarygodne jak wiele uczuć ten chłopak wywołał we mnie jednego wieczora. Teraz nabrałam ochoty odgryzienia się mu za to, że bawi go moje wcześniejsze zachowane. Jednocześnie chciałam być cicho i słuchać tego jak się śmieje, bo brzmiało to niezwykle dobrze.

- Ah, no bardzo zabawne! Super, że dostarczyłam ci trochę rozrywki - powiedziałam z ironią, przerzucając przy tym teatralnie oczami.  - A teraz ty zrobisz coś dla mnie i odwieziesz mnie do Dannego.

Wyszłam z jego objęć, bardzo niechętnie zresztą i skierowałam się do drzwi. W końcu dostałam to czego chciałam. Casper ruszył za mną, a kilka chwil później siedzieliśmy już w jego samochodzie. Z prędkością jaką prowadził dotarliśmy na miejsce bardzo szybko. Chłopak zatrzymała się przed domem naszego znajomego. Wyjął z kieszeni papierosy i zapalił jednego. Położyłam dłoń na klamce, spojrzałam na niego i uśmiech sam wdarł się na moje usta.

- Dziękuję - powiedziałam.

- Za co?

- Za to, że było miło pomijając moment w którym odrobinę się bałam. Wiesz myślałam, że jesteś popieprzony

- Ha, jeśli próbujesz być miła to ci nie wychodzi - wypuścił dym z ust.

- Nie dałeś mi dokończyć. Głupio mi, że coś sobie wtedy pomyślałam - schowałam wargi do środka czując się zawstydzona. 

- Miałaś sobie pomyśleć - zaczął.  - żebym później mógł powiedzieć ci to co powiedziałem. 
- A co powiedziałeś? Zapomniałam - droczyłam się z nim.  
- Dobrze wiesz co.   
- Właśnie, że nie. Byłam lekko skołowana po omdleniu. Więc co mówiłeś? - spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem, czekając aż dostanę to czego chciałam. 
- Dziewczyno co ty ze mną robisz - mruknął, ale był nieugięty i nie powtórzył swoich słów. 
Zaśmiałam się i dałam mu spokój. Nacisnęłam na klamkę, otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Chłopak został w środku, na co ja posłałam pod jego adresem pytające spojrzenie. Uchylił szybę , wypuścił dym z ust i puścił do mnie oczko.  
- Mam sprawę do załatwienia. Wiem,  że chciałabyś żeby z tobą poszedł, w końcu jestem tu najlepszym towarzystwem.. - uśmiechnął się widząc, że przewracam oczami - Niestety nie mogę być tu dłużej. Do jutra kiciu. Nie tęsknij za bardzo.  
- Twoja strata. Postaram się nie płakać,  że cię nie ma - zaśmiałam się, pomachałam mu na pożegnanie i skierowałam się w stronę drzwi do domu Dannego, gdzie nadal było słychać głośną muzykę.  
Za mną rozległ się pisk opon - szpaner - pomyślałam z uśmiechem i pokręciłam głową.
Kiedy wróciłam na imprezę zajęło mi naprawdę dłuższą chwilę szukanie Juli. Dziewczyna tak, jak się tego spodziewałam, była otoczona przez grupkę swoich nowych "przyjaciół". Nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem bliższych kontaktów. Wszyscy szybko zaczynali ją lubić bo była zabawna, szalona i zawsze optymistycznie nastawiona. Bez ustanku żartowała i wszystko było dla niej dziecinnie proste. Tkwiło w niej wieczne dziecko, które często mnie irytowało a innych przyciągało. Julia była zawsze w centrum uwagi, w dodatku chłopcy często się w nie zadurzali.
Jej śmiech rozbrzmiał w moich uszach, drażniąc je i w momencie zapragnęłam wrócić do Caspra. Kleiła się do chłopaków i była przy tym naprawdę słodka, jednak ja odczułam w żołądku nieprzyjemny nadmiar tej słodkości.

- Natalie! Gdzie ty byłaś?! Choć do nas, poznaj naszych nowych kolegów! - zachichotała przywołując mnie do siebie ręką.

Twoich kolegów - sprostowałam w myślach i mentalnie westchnęłam.
Wygląda na to, że mój imprezowy nastrój dawno minął, a znajome kłucie w żołądku zapowiadało, że zaraz może rozlać się po mnie fala smutku. która zwykle bierze się zupełnie znikąd. Nie pozwoliłam sobie jednak na wyjście z roli i zacisnęłam zęby. Podeszłam do nich i przywitałam się poznając każdego po kolei. Nagle z grupy wyłoniła się jeszcze jedna ręka, a przecież byłam pewna, że już każdemu ją uścisnęłam.

- Natalie - powiedziałam nie patrząc na tą osobę, a kiedy podniosłam już wzrok zobaczyłam Alberta.

- A my się już chyba znamy - zaśmiał się i pociągnął mnie za tą rękę do siebie a ja bez zastanowienia wskoczyłam na niego. Oplotłam go nogami w pasie i mocno przytuliłam. Byłam naprawdę ucieszona na jego widok. Nie będę musiała udawać, że bawi mnie towarzystwo Juli albo, że nie wnerwia mnie jej chichot, bo wyciągnę Alberta jak najdalej od roześmianego towarzystwa.

- A ty co? - przytulił mnie do siebie śmiejąc się cicho.

- Nie mogę się już z tobą tak mile witać? - spojrzałam na niego marszcząc brwi i mrużąc oczy w pełnym grymasie.

- Jasne, że możesz, ale mnie zaskoczyłaś. Już nie krzyw się tak bo ci zostanie - poprawił mi włosy za ucho i odstawił na podłogę. - Idziesz do barku? 

Skrzywiłam się na myśl o alkoholu. Bałam się kolejnej utraty świadomości. Nie wiadomo co może przyjść do głowy mojemu słabemu organizmowi.

Przyjaciel zauważył, że się waham i trącił mnie łokciem.

- Ze mną się nie napijesz? No dawaj Nat, jeszcze przed końcem imprezy musimy się razem napić.

Westchnęłam głęboko i poddałam się. 

- Idę z Albertem na kieliszka - powiedziałam do Juli i zobaczyłam jak chłopak uśmiecha się triumfując.

- Dobrze skarbie. Niedługo koniec imprezy więc złapiesz mnie tutaj - zdążyła mi oznajmić a w następnej chwili jakiś chłopak przyssał się do jej ust, drugi natomiast trzymał ją wtedy za rękę. 

- Fuj - powiedziałam zmieszanemu tak jak ja na ten widok Albertowi i udałam odruch wymiotny.

- No cóż, Julia jak zawsze dobrze się bawi - roześmiał się i poszliśmy do barku.

Widać było, że większość gości upiła się w trzy dupy. Byłam zadowolona, że ja trzymam się tak dobrze i nie rzygam po kątach jak co niektórzy. 

Wypiłam kieliszek z Albertem za ostatnie chwile imprezy i postanowiłam zaciągnąć go do tańca. W końcu przyszłam się tu bawić, a zbliżał się koniec. Przy szybkich numerach naprawdę dobrze nam szło. Ilość alkoholu, który wlałam w siebie wcześniej i teraz ten jeden kieliszek więcej sprawiło, że ledwo czułam co się ze mną dzieję i porwał mnie wir szaleństwa. Dołączyło do nas kilku znajomych, w tym gospodarz. Śpiewaliśmy piosenki, które znaliśmy, a raczej darliśmy się w najlepsze i poruszaliśmy się do rytmu. Chłopcy podnieśli mnie i wyrzucili trzy razy w górę. Wszystko w moich oczach wirowało i było jak migające obrazy, zresztą nie bardzo wyraźne. Kiedy odstawili mnie na ziemię DJ odezwał się do mikrofonu.

- Zaraz kończymy! Danny jest kozacki, to najlepsza impreza tego roku! Przed ostatnim szybkim kawałkiem na pożegnanie macie coś wolniejszego! 

Po tym muzyka zmieniła się na spokojną balladę, a pary przyległy do siebie w przytulanym tańcu, albo kołysali się grupami po koleżeńsku obejmując się nad ramionami i w pasie. Wtedy ja i Albert stanęliśmy jak wryci. Chyba nie bardzo wiedzieliśmy jak mamy się zachować. 

- Oj choć tu mordo - chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Roześmiałam się kiedy już objął mnie w talii, a ja zawiesiłam mu ręce na szyi. 

- Tylko nie podepcz mi stóp, dobra? - nie wiedziałam czemu ale nie potrafiłam przestać się śmiać. 

- Natalie trochę powagi. To wolny taniec. Co z ciebie za dziewczyna? 

Nadal się śmiałam bo nasze pijane kroki i kołysanie się na boki, wyglądało komicznie. Zdecydowanie ten jeden kieliszek dużo zmienił. Wszystko mnie bawiło, a przecież przy Casprze zachowywałam się jeszcze normalnie.

- Dobra frajerze już się uspokajam - wzięłam wdech i wypuściłam powietrze. Mój śmiech ustał i skupiłam się na tym kołysaniu do ballady.

Albert uśmiechnął się patrząc mi w oczy. Oboje zamilkliśmy. Wsłuchałam się w piękną miłosną piosenkę, a wtedy on zaczął się nade mną pochylać. Chciał mnie pocałować, ale ja zdołałam tego uniknąć.

- Co ty robisz? 

- Próbuję cię pocałować.

- To widzę, ale co ci pozwoliło pomyśleć, że możesz to zrobić? 

- Natalie nie udawaj niedostępnej. Po co dłużej udawać, że nas do siebie nie ciągnie.

- Nie wiem kogo ciągnie ale nie mnie. Jesteśmy przyjaciółmi do cholery. 

- To nieważne, przecież nie musimy nimi być - przyciągnął mnie stanowczo do siebie i przycisnął swoje wargi do moich, rozchylając je i zaczynając całować. 

Sama nie wiem dlaczego przez moment temu uległam i wpuściłam jego język do środka. Szybko jednak opanowałam się i odepchnęłam go od siebie. Złapałam oddech, po czym uderzyłam go w policzek. 

- Bijesz mnie za to, że ci się podobało? - szydził, a ja miałam ochotę wymierzyć mu kolejnego strzała, żeby zedrzeć mu bezczelny uśmiech z twarzy. 

- Nigdy więcej tego nie rób - warknęłam ostro.

Muzyka znów się zmieniła. Odwróciłam się gwałtownie od Alberta i poszłam szukać Juli. Kiedy ją znalazłam wyginała się z tamtymi kolesiami i wyglądała na naprawdę rozbawioną.

- Przykro mi, że wam przerywam ale na nas już czas. 

- Już? No dobra - wymamrotała niechętnie i pomachała znajomym na pożegnanie. 
Skierowałyśmy się do drzwi a tam złapał nas Danny. 

- Idziecie? Jak wam się podobała impreza? - zapytał chwiejąc się odrobinę.

- Wiesz, że było zarąbiście! Na następną też oczywiście wbijamy - Julia uśmiechnęła się szeroko.

- A ty Natalie? Jak się tańczyło z Albertem? Widziałem wasze lizanko.

Powiedział to w naprawdę obleśny sposób. Czułam jak złość zaczyna się we mnie niespokojnie poruszać. 
Julia spojrzała na mnie z szeroko otwartymi ustami.

- Cholera Julia wyglądasz bardzo nieatrakcyjnie jak tak robisz. Nic takiego nie było Danny. Dzięki za melanż, było zajebiście a teraz już idziemy. Trzymaj się - po tych słowach wreszcie opuściłyśmy jego dom. 

Przez drogę do mieszkania przyjaciółki nie odezwałam się ani słowem na temat tamtego pocałunku z Albertem, choć ona co chwila zasypywała mnie pytaniami. Dopiero kiedy wśliznęłyśmy się po cichu do środka, by nikogo nie obudzić i położyłyśmy się do łóżka, przyznałam się, że coś takiego miało miejsce. Ale powiedziałam jak dokładnie to wyglądało. Albert potraktował mnie jak kolejną z tych lasek, która może zaspokoić jego głupią zachciankę. Nie byłam dla niego wtedy nikim więcej niż dziewczyną, którą pocałował myśląc, że tak zapomni o Caroline. Był bezczelny, a ja jak ta głupia nawet przez chwilę mu się poddałam. 
Liczyłam na szybki sen, bo czułam jak cała gotuję się ze złości na niego i samą siebie. Niestety wcale nie było łatwo zasnąć, gdy Julia narzekała, że jest jej niedobrze a mi samej wcale nie było lepiej. Kiedy czułam się już nieziemsko wyczerpana, ekran mojego telefonu podświetlił się i odczytałam sms'a.

Od: Casper

Mam nadzieję, że już więcej nie mdlałaś. Śpij dobrze, bo jutro gdzieś cię zabieram. 

Nie wiem dlaczego ale ta wiadomość sprawiła, że uśmiechnęłam się do telefonu. Zastanawiałam się gdzie chce mnie zabrać i po tym spokój do mnie wrócił dzięki czemu oddałam się w końcu w objęcia Morfeusza.

Śniłam ten sen nie pierwszy raz. Zawsze zaczynał się tak samo. Szłam zmarnowana życiem, moje oczy zgasły, twarz zmizerniała, a każdy krok był słaby. Czułam się pozbawiona sensu, a pustka jaką z sobą niosłam wypalała mnie od środka. Nie miałam po co istnieć na tym świecie. Pozbawiona wszystkiego przez innych ludzi i zniszczona tak samo przez nich, jak i samą siebie słuchałam szeptów niesionych przez wiatr. Złośliwe głosy podpowiadały mi wszystko co chore, wybierając z setki pomysłów jeden sposób samobójstwa. Weszłam na największy budynek w mieście, windą wjechałam na jego dach i wyszłam. Wiedząc, że nie ma już sensu dłużej udawać, że moje życie coś znaczy, stanęłam na krawędzi i wystawiłam jedną nogę wprzód. Dla takich jak ja nie ma nadziei i stojąc na tym dachu byłam z tym pogodzona. 
Krok.
Zaczęłam spadać i czekałam aż moje ciało roztrzaska się o chodnik. 





15 komentarzy:

  1. Jak zawsze super, ale szkoda, że tak wolno pojawiają się rozdziały..to sprawia, że momentami zapominam o istnieniu tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny !
    Bardzo podobała mi się ta scena z Casper'em i Natalie- gdy on udawał że ma ochotę ją skrzywdzić. Baardzo zdenerwował mnie Albert, choć czuję, że Natalie nie była dla niego jedynie pocieszeniem po Caroline. Dobra już kończę bo przynudzam dzisiaj :D
    Weny kochana !

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdzial jak zwykle piękny, oby tak dalej :**

    OdpowiedzUsuń
  4. ehh... brak słów... na tak niesamowite opowiadanie (: <3

    OdpowiedzUsuń
  5. piszesz tak ciekawie ze mam ochotę czytać tylko to i się nie uczyć Casper mnie rozbraja mam nadzieje ze będzie okej jak się dowie o Albercie tymczasem czekam na nn i weny kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  6. to opowiadanie jest cudowne! :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Z kazdym rozdzialem coraz lepiej. Dzisiaj bardzo duzo emocji mi towarzyszylo podczas czytania. Cudne <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Wkurwia mnie albert haha a rozdzial oczywiscie cudowny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział uwielbiam jak Casper i Nat sobie dogryzaja

    OdpowiedzUsuń
  10. Piszesz cudownie... <3

    OdpowiedzUsuń
  11. już od ponad godziny czytam Twojego bloga i za nic w świecie nie mogę się od niego oderwać! jak go czytam to czuje się tak, jakbym czuła to wszystko, co Natalie.. genialne opowiadania!

    OdpowiedzUsuń