poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 6

Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję.

Obudziłam się w momencie kiedy ja ze snu spadłam na dół i się roztrzaskałam. Szok zmieszał się z przerażeniem, aż zaparło mi dech w piersiach. Gdzieś nade mną zawisł niemy krzyk, a później udało mi się opanować. 
To tyko sen. Na szczęście i na nieszczęście. 
Kiedy tylko podniosłam głowę poczułam pulsujący ból w skroniach. Gardło miałam przeraźliwie suche i musiałam szybko się czegoś napić. Wstałam więc a moje ciało wydawało się bardzo ciężkie. Powlokłam się jak żywe zwłoki do kuchni, odkręciłam sok i piłam duszkiem odnosząc wrażenie, że ciągle mi mało. Zwykle kac bardzo mi nie dokuczał, więc pomyślałam o prysznicu i o tym, że na pewno mi pomoże a później wrócę do siebie. 
Wróciłam do pokoju gdzie Julia wierciła się na łóżku.
- Hej wstawaj. Łap picie bo na pewno cię suszy. 
Przyjaciółka otworzyła oczy, podparła się rękoma i podniosła do siadu. Wyciągnęła ręce a ja rzuciłam jej sok. 
- Dzięki. Ale była impreza - złapała się za głowę, która pewnie pękała jej z bólu i zaczęła pić z butelki.
- Ta, była super. Idę pod prysznic, twojej mamy nigdzie nie widać więc jest pewnie w pacy. 
- To, która jest godzina? 
- Dziewiąta. Zacznij tu ogarniać - powiedziałam na odchodne i poszłam do łazienki.
Zdjęłam z siebie ubrania, a następnie weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę, a wtedy zapach alkoholu zmieszany z papierosami zaczął unosić się wokół mnie. Zmyłam to z siebie, a później uniosłam głowę do góry pozwalając wodzie spływać po twarzy. Wtedy mój umysł podsunął mi wspomnienie pocałunku z Albertem. Moje usta przypomniały sobie jak to było czuć jego wagi na sobie. Skłamałabym mówiąc, że nie było to przyjemne, ale nie powinno mieć w ogóle miejsca. Jednak moja wyobraźnia działała dalej i pozwoliła sobie na zdecydowanie za dużo. 
W mojej głowie pojawiła się myśl o tym, że taka sytuacja się powtórzyła ale pocałunek trwał i żadne z nas go nie przerwało. Niemal czułam jego dotyk na swoim nagim ciele. Wyobraziłam sobie, że trzyma swoje dłonie na mojej talii, później obejmuje mnie bardziej stanowczo i wtedy jego palce łaskoczą mnie w nagą skórę pleców. 
Zamknęłam oczy, przycisnęłam dłonie do twarzy i wyparłam od siebie te porąbane fantazje.
Co ty do cholery wyprawiasz? Jesteś totalnie zboczona. To twój przyjaciel - warknęłam na siebie w myślach.
Szczerze powiedziawszy nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Nigdy przedtem coś takiego mi się nie zdarzało. Zdecydowanie nie myślałam, że mogłabym być z Albertem tak blisko. Nie wydaje mi się, że mogłabym go kochać. Zawsze byliśmy przyjaciółmi, właściwie nawet najlepszymi. Ten pocałunek na imprezie mnie odmienił. Obudził we mnie tęsknotę za czymś czego dawno nie czułam. Moje usta powoli usychały z niepocałowania i nagle stało się coś przełomowego, a ja na nieszczęście pragnęłam więcej. Ciało drżało z tęsknoty za pieszczotliwym dotykiem. 
Jednak strach był silniejszy i to dzięki niemu wróciłam na ziemię. I to już nawet nie chodziło o mnie tylko o niego. Bałam się, że Albert może czuć do mnie miłość. Nie wiem czy kiedykolwiek, któregoś z was dopadł taki lęk. Niestety mnie teraz dręczył i argumenty dla jakich w ogóle się pojawił dla mnie były jasne i logiczne.
Stałabym się jego problemem. Niekończącym się koszmarem. A gdybym jeszcze ja się w nim zakochała, rozpętałabym prawdziwe piekło. Pewnie pozwoliłabym mu się poznać, dostrzec to co kryję pod fasadą wiecznego uśmiechu. A od życia z depresją jest gorsze tylko kochanie kogoś, kto taką depresje ma. Kiedy darzy się kogoś miłością, chce się tą osobę uratować od tego co ją niszczy. Jednak w przypadku zaburzeń depresyjnych jest to niemal niemożliwe. Ja na przykład pomoc odrzucam, milczę bo tak jest łatwiej, uśmiecham się a wszyscy mi w to wierzą. Czasem tylko nie mam siły udawać, nie potrafię znaleźć powodu, dla którego mogłabym się uśmiechnąć. Wtedy nawet nie wychodzę. Wolę zamknąć się we własnym pokoju. Zostać sama z dręczącym mnie smutkiem. Gdyby ktoś mógł stać się mną, nie na długo oczywiście bo nikomu tego nie życzę, przeraziłby się, że można tak widzieć świat, siebie, całe życie. Gdyby był to jeszcze człowiek mądry pewnie by odebrałby sobie życie. I słusznie.

Czym więcej jestem niż problemem? 
Człowiek jest taki jak jego myśli.

Kiedy wyszłam już z prysznica, odświeżona i pachnąca wytarłam się i ubrałam, robiąc następnie wszystkie poranne czynności. Związując włosy w koka przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Zagryzłam dolną wargę nie będąc zadowolona ze swojego wyglądu, przypominając sobie, że Casper chce mnie gdzieś zabrać. Takie wyjście wymaga czegoś więcej niż błyszczyka, w biegu nałożonego na usta. Spędziłam chyba kwadrans na malowaniu powiek. Dobrałam kilka odcieni brązu i starałam się, żeby nie wyglądać na dziewczynę, która przewracając się, upadła twarzą na pudełko z kosmetykami. Rezultat oceniłam na całkiem dobry i przeszłam do malowania rzęs. 
- Niech to szlag! 

Słysząc wrzask przyjaciółki moja ręka drgnęła i ten niepotrzebny ruch zniszczył moje dzieło. Całe pięć minut mozolnego wysiłku, który miał sprawić,że moje rzęsy będą jedwabiście czarne i dłuższe, a jednocześnie nie posklejane i wszystko na marne!

- Cholera - zaklęłam, patrząc w lustro. Pośpiesznie chwyciłam wacik, zwilżyłam go i zaczęłam ostrożnie wycierać górną powiekę prawego oka, próbując ratować, co się da.
Otworzyłam drzwi łazienki i zobaczyłam jak Julia przechodzi nerwowo między jednym pokojem a drugim.

- Blondynko przez ciebie moja praca poszła się jebać. Choć tu i powiedz co było takie straszne, że drzesz pizdę - wysyczałam wyraźnie zirytowana.

Moje słownictwo zdecydowanie nie należało do kulturalnego, ale miałam to gdzieś. Zresztą Julia w tym była mi równa.

- To jest kurwa niemożliwe! 

Dziewczyna stanęła w drzwiach łazienki, w zaciśniętej dłoni trzymała telefon. Spojrzałam na nią wymownie, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Zaczynałam się już niecierpliwić, bo Julia tylko ciskała piorunami w swoich oczach, a nic z siebie nie wydusiła. W dodatku fakt, że przez nią musiałam poprawiać moje dzieło,z którego byłam bardzo dumna jeszcze bardziej mnie poirytował. 

- Powiedz mi jak to się dzieje, że każdy chłopak, z którym zaczynam się przyjaźnić robi mi gówno wyznając mi miłość? - wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała telefon i wyraźnie czekała, aż przeczytam coś co się w nim znajdowało.

Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu i byłam pocieszona, że udało mi się wszystko naprawić, po czym wzięłam komórkę przyjaciółki i zaczęłam czytać jakąś wiadomość. W ostatnim czasie podobnych do tej ciągle się mnożyło. 
Nie wiem jak mam ci to powiedzieć, ale się zakochałem.

- I to przez taki kawałek gówna się tak wydzierałaś? - patrzyłam na nią jak na ostatnią debilkę.

- Jak ty nic nie rozumiesz Nat! - wyrzuciła ręce w powietrze, po czym zabrała telefon i odmaszerowała z łazienki. 

Miała rację. Nie rozumiałam. Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś może tak przeżywać jakieś głupie wyznania miłości. Co w tym takiego denerwującego? Julia zawsze podobała się chłopakom.
Wyszłam za nią, tuż po tym jak wywróciłam oczami. Przyjaciółka rzuciła telefon na sofę w salonie, wzięła paczkę papierosów i zapalniczkę. Spojrzała na mnie zza ramienia.

- Palisz? - zapytała.

- Palę.

Uchyliła drzwi balkonu, żeby później nie śmierdziało w mieszkaniu a następnie usiadłyśmy na fotelach. Odpaliłyśmy papierosy, zaciągnęłyśmy się i wypuściłyśmy z dymem zdenerwowanie (nadal byłam na nią wkurzona za robienie afery z niczego, przez co ja musiałam poprawiać prawe oko). 

- Nie wiem czemu się wściekasz. To chyba fajnie, że podobasz się tylu chłopakom, czy się mylę? 

- Powinno być, a jednak nie jest. Ja do nich wszystkich nie czuję nic oprócz sympatii, jak do przyjaciela. Po każdym takim wyznaniu nabieram do nich obrzydzenia i od siebie odpycham - zaciągnęła się i wypuściła dym, robią sobie przerwę w mówieniu. - Wiesz jak to jest ciągle musieć komuś łamać serce? "Sorry, ale ja się w tobie nie zakochałam". 

Skrzywiłam się uświadamiając sobie dopiero teraz, że Julia przeżywała przede wszystkim to, że bez przerwy rani czyjeś uczucia.

- Faktycznie. Przepraszam, nigdy nie patrzyłam na to od tej strony. 

Dym przyjemnie rozsadzał mi płuca, a ja zaczęłam się uspokajać. 

- Luz, nie przepraszaj. Chciałabym usłyszeć kiedyś coś takiego i móc odpowiedzieć tym samym, rozumiesz? Niestety ci wszyscy kolesie mają pecha, że trafiają na mnie. Muszę być straszną szmatą. Pewnie tak o mnie myślą, bo jak już okaże się, że nic do żadnego nie czuję to znajomość się kończy.

- Nawet tak o sobie nie mów. Nie jesteś szmatą.To nie twoja wina, że nie odwzajemniasz ich uczuć. Nie możesz przecież kochać kogoś na siłę. Musisz być szczera przede wszystkim z samą sobą.

Jednocześnie wypuściłyśmy z ust chmury białego dymu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Robiło się w nim biało, po czym dym wnikał w firanki, dywan i boazerię. 

- Dzięki Natalie. Z tobą zawsze można pogadać - jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. - Mam ich wszystkich kurwa dość. Kończę z chłopakami na jakiś rok. Niech się pierdolą.

Roześmiałam się na jej słowa, a śmiech przeszedł w kaszel bo właśnie brałam bucha i zakrztusiłam się dymem.

- Co cię tak bawi idiotko? - zdążyła zapytać kiedy mój telefon nagle zaczął grać "Ordinary love" zespołu Memphis May Fire. 

- Jesteś niemożliwa - odpowiedziała, szybko sięgając do kieszeni spodni. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam.
- Kto dzwoni? Obierz wreszcie. 

- Albert - wymamrotałam i odebrałam dopiero po tym ja z mojego gardła wydobyło się ciche westchnięcie. 


***
- Czego chcesz? - zareagowałam chyba zbyt ostro. Nawet nie wiedziałam na kogo byłam bardziej zła. Na niego czy samą siebie.
- Natalie spokojnie. Czemu się wściekasz?
- Bo mnie wczoraj wkurwiłeś. Może dlatego? Kim ja dla ciebie jestem Albert? Laską taką jak te, o których ostatnio gadaliśmy? 
- Nie - usłyszałam w odpowiedzi jego słaby głos. - Wyjdziesz do mnie żebyśmy mogli porozmawiać?
- O której?
- A jak ci pasuje? 
- Mogę wyjść teraz bo później mam plany. Jestem u Juli, więc przyjdź pod jej blok a ja do ciebie zejdę.
- Dziękuję. Zaraz wychodzę.
- No i zajebiście. Nara. 

Zerwałam połączenie, wzięłam ostatniego bucha, zgasiłam papierosa w popielniczce i wypuściłam dym.
- Nie jesteś dla niego za ostra? 
- Oj, daj spokój. Mam wyjebane - wzruszyłam ramionami.
Tak naprawdę nie miałam wyjebane tylko wolałam zachować ostrożność i zacząć go od siebie odpychać. Uważałam to za słuszne. Musiałam to zrobić, żeby później go nie rozczarować.
- Tylko nie przesadź. Wiesz, że czasem przeginasz i robisz się strasznie chamska.
- Bez obaw. Będzie dobrze. Nie jestem aż tak wredną suką - zaśmiałam się.
- Natalie nie przyszło ci na myśl, że on może po prostu jest w tobie zakochany?
- Chyba bóg cię opuścił.

Niedługo po tym mój telefon znów się odezwał, a już później zbiegałam po schodach klatki. Wyszłam i zobaczyłam, że Albert stoi przez blokiem. Ręce wpuścił do kieszeni spodni, pozwalając kciukom wystawać. Patrzył na czubki swoich butów i wyraźnie coś go gryzło.
- Albert - odezwałam się a on ocknął się i spojrzał na mnie. 
- Cześć. Przejdziemy się? 
- Nie mam pierdolonego czasu.
- Proszę - przekonywał, a ja odpuściłam sobie zachowanie nieczułej laski, gdy tylko jego głos znów zabrzmiał tak słabo jak przez telefon.
- No dobra - wywróciłam oczami pokazując, że ten pomysł wcale mi się nie świeci, ale zrobię to dla niego.
Wyciągnął do mnie rękę, mając chyba nadzieję, że złapię za nią jak podczas połowy naszych spacerów. Teraz nie było dla mnie już takie oczywiste, że jest to tylko przyjacielski gest.
- Nie tym razem Albert - wychrypiałam.
- Rozumiem - skinął głową i zaczął iść przed siebie w bliżej nie określonym kierunku, a ja do niego dołączyłam.
Dłuższą chwilę szliśmy w milczeniu. Albert chyba sam nie wiedział czego chce i co powinien mi powiedzieć. Tak jak wcześniej, patrzył się na czubki swoich butów i wolno szedł przed siebie. Cisza, która między nami zapadła nieprzyjemnie dzwoniła mi w uszach. Miałam ochotę to przerwać, ale nie wiedziałam jak i czułam, że moja duma nie pozwoli mi na rozpoczęcie tematu. 

- Natalie - odezwał się w końcu - to nie jest tak, że pocałowałem cię bo jesteś dla mnie jak tamte dziewczyny, z którymi w ostatnim czasie sypiałem.

Spojrzał na mnie chcąc ocenić sytuację, czy ma mówić dalej, a może nie chcę go słuchać.
- Moje słowa i ogólnie całe zachowanie mogłaś tak odebrać, ale byłem pijany. Wiem jedynie, że gdybym mógł zrobić to inaczej, to bardzo bym chciał. 

- Mówiłeś, że tylko do Caroline coś czułeś, więc o czym teraz ta gadka? 

- To nie do końca tak - zmierzwił swoje włosy ciągnąc za ich końce i znów chwilę myślał co powiedzieć. - Tak naprawdę to straciłem czas na tą dziewczynę. Zobacz co ona ze mną zrobiła. Byłem na każde jej zawołanie. Kochałem ją jak głupi i starałem się ciągle jej to okazywać. A ona i tak kopnęła mnie w dupę. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, próbowałem ją odzyskać a ona wszystko skreśliła raz na zawsze. Stoczyłem się przez tą laskę i czułem jak śmieć. 

- Przykro mi Albert - wyszeptałam, nie bardzo wiedząc co jeszcze mogę dodać.

- Ta, mi też, że musiałem zrobić z siebie gówno żeby zrozumieć, że nie jest tego warta - butem kopnął jakiś kamień leżący na jego drodze i znów chwilę milczał. -  A później nie wiem jak to się stało, ale oszalałem na twoim punkcie. 

Czułam jak się napinam. Dłonie, które trzymałam w kieszeniach kurtki zacisnęłam w pięści i miała ochotę stąd uciec. Moje obawy ujrzały światło dzienne, przez co w myślach przeklęłam swój los. Albert był ostatnią osobą, razem z Julią, którą chciałabym skrzywdzić.

- Albert, ja - zaczęłam ale nie pozwolił mi dojść do głosu. 

- Pozwól mi dokończyć, muszę to z siebie w końcu wydusić.

Odpuściłam sobie, choć wiedziałam, że nie powinnam tego słuchać.

- Chciałem cię ciągle widywać. Coraz częściej o tobie myślałem. Patrzyłem na ciebie i byłaś dla mnie piękna. Później posunąłem się krok dalej i pozwoliłem sobie na marzenie o tym, że cię pocałuję. No i to zrobiłem, ale nie tak jak chciałem.

Zatrzymał się, stanął odwrócony w moją stronę, więc i ja zatrzymałam krok. Widziałam, że był zły na siebie i może nawet lekko przygnębiony. Serce podchodziło mi do gardła, nie chciało mi się wierzyć w to co właśnie powiedział. 

- My jesteśmy przyjaciółmi Albert. Zawsze tak było - powiedziałam a głos odmówił mi posłuszeństwa i zabrzmiał naprawdę słabo.

- Wiem, dlatego najpierw nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że mogę być w tobie zakochany. Ale dłużej nie mogłem się tego wypierać i na tamtej imprezie nie potrafiłem się powstrzymać. 

- Albert, ty nie możesz mnie kochać - znów ten słaby głos.

- A jednak. Daj mi szansę może też się we mnie zakochasz. Przecież nawet przez moment odwzajemniłaś mój pocałunek. 

- Skończ o tym mówić. Naprawdę dłużej już nie potrafię tego słuchać. 
W moich oczach zakręciły się łzy. Zamrugałam szybko by ich nie wypuścić. Dolną wargę zagryzłam jak zawsze, kiedy coś mnie smuciło. 

- Robisz to - odezwał się.

- Co? 

- Przygryzasz wargę. Naprawdę powinienem się zamknąć. Tylko przemyśl moje słowa, Natalie. Ja już daje ci spokój. Przepraszam. 

- Nie przepraszaj. To ja powinnam. 

- Nieważne. Wracaj do Juli, bo robi się coraz chłodniej. 

Przez drogę powrotną nie byłam pewna, czy cokolwiek we mnie zostało. Miałam wrażenie, że dusza opuściła moje ciało, a ono szło bezmyślnie i bez siły. Nie miałam pojęcia co teraz powinnam zrobić, przecież ja go zranię. Byłam zła na siebie, że nie potrafię poczuć do niego tego, co on do mnie. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że jestem kolejną dziewczyną, która podepcze jego miłość. Ja jestem po prostu zbyt okropna, żeby mnie kochać, a on nie zdawał sobie z tego sprawy.
Marzyłam, żeby być już u Juli w mieszkaniu, usiąść z kubkiem herbaty i zapalić. Tak mój organizm zdecydowanie domagał się nikotyny. Niestety w życiu nic nie jest piękne, więc nawet nie dotarłam przed blok. Obok mnie przejechało białe Ferrari. Samochód zatrzymał się, a ja przeszłam obok drzwi kierowcy nie bardzo wiedząc jak powinnam się zachować. Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy za kierownicą zobaczyłam Caspra. Otworzył drzwi pasażera i skinął do mnie głową, dając mi znak bym weszła do środka. Zrobiłam to i rozejrzałam się po wnętrzu samochodu, który musiał kosztować fortunę.

- Cholera jasna - wymknęło mi się.

- Cześć Natalie, też miło mi cię widzieć - uśmiechnął się z rozbawieniem, a ja dopiero wtedy skupiłam się na jego osobie.

- A tak, hej. Myślałam, że wczorajsze autko to kosmos a ty się jeszcze wozisz Ferrari. 

- No cóż, mam też elektrycznego Fisker Karma.

- Twój ojciec jest jakimś gangsterem czy co?

- Nigdy nie pytam o jego interesy - odpowiedział, po czym zaczął się śmiać i nacisnął na gaz. - Dobrze, że cię złapałem bo i tak planowałem do ciebie niedługo zadzwonić. Bardzo mi pomogłaś.

- Nie ma za co, Panie Sram Pieniędzmi - poprawiłam się na fotelu, który był zresztą najbardziej wygodnym siedzeniem, na jakimkolwiek siedziałam i otworzyłam sobie szybę. Wystawiłam przez nią rękę i palcami przeczesywałam zimne powietrze.

Chłopak słysząc jak go nazwałam wybuchnął śmiechem, a ja wtedy pomyślałam, że może nawet lepiej, że mnie ze sobą zabrał. Nie będę musiała myśleć o sprawach, które mnie bolą. Stłumię w sobie teraz ten, krzyk rozrywający mnie od środka i po prostu będę udawać, że nic się nie stało. Przy tym mogę jeszcze słuchać jego śmiechu, który od razu tak sobie upodobałam.

- Jak się czujesz po imprezie? - zapytał wyjmując zębami papierosa z paczki. 

- Kiedy wstałam było najgorzej, teraz już jest dobrze. Pisałeś, że chcesz mnie gdzieś zabrać- spojrzałam na chłopaka, a on wyciągnął do mnie paczkę Malboro. - Gdzie jedziemy? 

Poczęstowałam się jednym papierosem, a głód nikotynowy aż ssał mnie od środka. Pierwszy buch, który wylądował w moich płucach lekko stłumił to uczucie i było mi już tylko lepiej. 

- To niespodzianka, kiciu - odpowiedział wypuszczając następnie gęsty dym z ust.

- W takim razie nie będę jej psuła. 

- Dziękuje. Będziesz chyba pierwszą dziewczyną, którą tam zabiorę.

- Tak, niezła bajera Casper - skwitowałam jego słowa śmiechem.

- Nieważne jak oklepanie to brzmi, naprawdę będziesz pierwszą.

- Serio? Czuję się wyjątkowa. 

Casper zmrużył oczy jakby próbował sobie o czymś przypomnieć, a ja w tym czasie zaciągnęłam się papierosem.

- Jednak nie. Wybacza była tam ze mną Ash
.
Pokręciłam głową i lekko uderzyłam go dłonią w ramię. 

- Wiesz jakbyś próbował tego z inną, to zostań jednak przy tym, że jest pierwszą. 

- Zgrywam się. Ashley nigdy tam ze mną nie było. Właściwie nikt poza mną tam nie przychodzi - pomasował swoje ramię w miejscu gdzie go uderzyłam.

Rozejrzałam się przez szyby po okolicy, próbując określić gdzie się właśnie znajdujemy. Niestety nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek była w tej części miasta. 

- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zmieniając temat. 

- Cóż jesteśmy już prawie na miejscu więc chyba mogę ci powiedzieć. 

Wjechaliśmy w jakąś wąską uliczkę. Na ścianach budynków rozwieszone były różne przedmioty, zdjęcia, a nawet jakieś koszulki i popularne bandanki. Na schodach, które prowadziły na sam dach wielkiego budynku też leżały jakieś rzeczy. Panował tu zupełny chaos. Nadmiar tego wszystkiego sprawiał wrażenie nawet brudu i właściwie to czułam, że coś aż skręca mnie w żołądku.

- Teraz przejeżdżamy przez miejsce, w którym wieszamy pamiątki po każdym uczestniku. Jest tu też trochę zdjęć tych, którzy zginęli podczas wyścigów. 

- Zginęli podczas wyścigów? 

- Tak. Ścigamy się stąd samochodami. To jest mój mały raj na ziemi, w którym od wszystkiego się odrywam. Moje królestwo, w którym jestem panem.

- To jest w ogóle legalne? 

W odpowiedzi usłyszałam śmiech Caspra i wszystko było jasne. 

- Oczywiście, że nie kiciu. Sztuka w tym, żeby nie dać się złapać. 

- No dobrze, ale mówiłeś, że zabierzesz mnie do miejsca, w którym nikt poza tobą nie bywa. 

- Pamiętam i to zrobię. A jeśli się zgodzisz kiedyś, zabiorę cię ze sobą jako pasażera na wyścig. 

- Co? Znowu mam spojrzeć śmierci w oczy? Chyba sobie żartujesz.

- Jeszcze zmienisz zdanie i ze mną pojedziesz, kiciu. A teraz wysiadamy.

Casper wysiadł pierwszy, podbiegł do drzwi od mojej strony zanim zdążyłam pociągnąć za klamkę i otworzył je przede mną. Pokręciłam głową, a z moich ust wydobył się śmiech. Chłopak na to uśmiechnął się szeroko, a kiedy wyszłam zaczął kierować się wzdłuż szerokiego placu, i jak mi się wydawało, pasu startowego. Zatrzymał się przy bloku po drugiej stronie, gdzie schody jak przy poprzednim kręciły się i prowadziły na dach. Postawił swoją nogę na jednym schodku i spojrzał na mnie. 
Stałam wzrokiem błądząc od pierwszego piętra aż po ostatnie. Oblizałam usta i przełknęłam ślinę. Budynek przypomniał mi sen, który śniłam tej nocy. 
- Kiciu co z tobą?

- Masz zamiar wejść na dach prawda? - zapytałam wiercąc się niespokojnie.

- Tak. Pamiętaj, że nic ci ze mną nie grozi. Więc nie masz się czego bać Natalie - zaśmiał się po czym zszedł ze schodka znów na ziemię i podszedł do mnie. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się raz jeszcze.

- Cholernie wysoko - przyznałam, a wtedy on zwinnym ruchem wziął mnie na ręce. 
Pisnęłam, a on się zaśmiał.

- Trzymaj się mnie, a nic ci nie będzie. Już cichutko kiciu. Po prostu cię tam zaniosę. 
Zrobiłam tak jak kazał. Objęłam go wokół szyi i przytuliłam się do jego ramienia. Starałam się nie myśleć o śnie i opanować dziwne uczucie, które kumulowało się i odkładało gdzieś w środku. 

Niedługo później oderwałam głowę od ramienia chłopaka, zmuszając się do spojrzenia na rozrastający się przed nami widok z dachu. Szare, grube chmury toczyły się leniwie po niebie. Było stąd widać sporą część drogi, którą ścigali się znajomi Caspra, oraz całą masę budynków czy nawet olbrzymich wieżowców. Może nie był to najpiękniejszy krajobraz jaki widziałam, ale coś dodawało temu miejscu uroku. 



25 komentarzy:

  1. Świetny !
    Mmm czyżby między Natalie i Casperem robiło się coraz ciekawiej... ?
    Masz bardzo dobry styl, jednak pojawiły się w tekście jedna czy dwie literówki, co- bądźmy szczerzy- każdemu się zdarza. Jednak rozdział jest bardzo dobry. Jedną z wielu rzeczy które mnie w tym blogu zachwyca jest nieścieralność wszystkiego. Między innymi widok z dachu- był piękny ale nie najpiękniejszy jaki widziała Natalie. I to jest właśnie świetne- nie piszesz czegoś na siłę, jakie to nie było piękne, choćby zachwyty te nad tym miejscem czy raczej widokiem nie pasowały do postaci Natalie. Umiesz wykreować bohaterów, którzy wydają się żywi i za to masz ode mnie dużego plusa.
    Duużo weny kochana i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuu, dajecie 20 kom bo sie nie doczekam!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochaaaaaam ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Olej komentarze. Rob to co robi caly czas natali. Wez przyklad z postaci przez siebie wymyslonej. Blog jest cudny. Nie przrstawaj. Pisz. Nawet gdyby nie bylo zadnego kometarza. Zareczam ci ze ludzie bloga cztaja a ze nie ma komentarzy... trudno. Wez kubek herbaty i wyluzuj skarbie. Jestes swietna

    OdpowiedzUsuń
  5. cudowny, pisz dalej i nie marnuj swojego talentu... chętnie bym przeczytała więcej twoich opowiadań :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Team Casper hahah ;D
    Świetny pomysł i to, że pokazujesz jaki świat jest naprawde. Nie jest cały czas różowo i trzeba sobie radzic a najlepiej olać. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog jest mega ! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! Dodaj jak najszybciej kolejny rozdział , Plissss :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde słodkie to było :D w sumie jestem ciekawa co zdobi Albert xd Casper taki kochany ^^ czekam na next i weny :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest świetny!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na następny rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Koleżanka wysłała mi link i jednym tchem przeczytałam wszystkie rozdziały. Nie mogłam sie oderwac a teraz czekam na nastepny!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak właśnie,wszyscy czekamy na następny!! Udostępniłam na moim fb link zeby ludzie czytali! Est świetny! Czekamy!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dlaczego tak czekasz na komentarze? Przeciez i tak ludzie czytają tego bloga bo jest świetny! Trzymaj tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  15. Udostępniłam na moim tumblrze i piszą że im sie podoba!

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest boskie *.* Nie mogłam się oderwać. Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Miec takiego Caspra w realu, mmmm :* :D czekam na next, jak zwykle genialny

    OdpowiedzUsuń
  18. To jest cudowne! Trochę nie mogę się przyzwyczaić, ze Justin to Casper a nie Justin, no ale cóż:) Trzymam za Ciebie kciuki, aby nie skończyła Ci się wena i powodzenia w kolejnych rozdziałach!:**

    OdpowiedzUsuń