Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję :*
Gdy Casper odstawił mnie na płaską powierzchnię dachu bez słowa przeszłam pewien dystans. Przyglądałam się wszystkiemu, co otwierało się dla moich oczu z tej wysokości. Królestwo Caspr'a rozciągnęło się w nieznane. Z miejsca startu ciągnęło się szeroką ulicą, wchodziło w most i rozlewało w kilka mniejszych ulic. Wokół stały masywne budynki, ceglane brzydkie bloki, a gdzieniegdzie wystawały wierzchołki wielkich wieżowców miasta.
Szare niebo nad naszymi głowami poruszyło się niespokojnie, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie gdy stanęłam przy krawędzi dachu. Wiedziałam, że Casper naśladuje moje kroki i trzyma się blisko. Milczał i na pewno mi się przyglądał, w końcu czułam jego wzrok na sobie. Chyba wolał nie budzić mnie z transu, w którym rzeczywiście się znajdywałam.
Ręce trzymałam przy swoim ciele, ale poruszyłam delikatnie palcami prawej dłoni przeczesując nimi zimny wiatr. To był jedyny przyjemny impuls, bo w żołądku czułam coraz bardziej intensywny ucisk. Im bliżej krawędzi byłam, tym gorzej się czułam. W jak poważnym stanie byłam chcąc odebrać sobie życie? Wyobrażałam to sobie tysiące razy. Byłam kreatywna. Miałam pomysły na to jak się zabić, a nie wiedziałam jak mam żyć.
- Natalie ? - chłopak zdecydował się jednak przerwać panującą ciszę. Zrobił kilka kroków w moją stronę i stanął ze mną ramię w ramię.
Jego głos sprawił, że się ocknęłam i wróciłam brutalnie na ziemię. Chłód rozlał się z krwią po moich żyłach. Najtrudniejszym momentem było zagłuszenie czegoś co zabija mnie od wewnątrz i utrzymanie pozorów, że wszystko jest dobrze. A przez myśli, które dopadły mnie w tym miejscu znów zrobiłam się smutna.
- Wszystko w porządku? - zapytał gdy przez dłuższą chwilę nie odpowiadałam.
Nic nie było w porządku. Chciałam powiedzieć prawdę, ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Zawsze byłam z tym kompletnie sama. Zawsze. Rodzina, przyjaciele, wsparcie? Nic z tych rzeczy. Smutek był moją drugą naturą, której nikomu nie pokazywałam. Najczęściej był tylko ten demon i ja. Nie dostałam znikąd pomocy.
- Tak. Tylko się zamyśliłam - przywołałam uśmiech na twarzy.
- Czyli wydawało mi się, że jesteś smutna?
Chłopak potarł swoją szczękę dłonią. Patrzył na mnie i spokojnie czekał na to co powiem. Dreszcz przeszył moje ciało, kiedy długo patrzyliśmy sobie w oczy. Były mądre i wiedziałam, że Casper próbuje coś ze mnie wyczytać.
Zaniepokoiłam się tym, że cokolwiek po mnie widać i roześmiałam się dla niepoznaki.
- Chyba zgłupiałeś. Za każdym razem, kiedy się zamyślę będziesz pytał się, czy jestem smutna? No błagam.
Casper pokiwał głową z niedowierzaniem, po czym objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku.
- Może faktycznie przesadziłem. Byłaś taka nieobecna, jakby coś cię męczyło - westchnął, a jego wzrok powędrował ze mnie na widok przed nami, a ja poszłam w jego ślady.
Casper wyciągnął rękę i jednym płynnym ruchem wskazał całą okolicę.
- Patrz, to co widzisz jest moim królestwem- odchrząknął i przytulił mnie mocniej. Oparł swoją brodę o moją głowę, a kciukiem przejechał delikatnie po moim ramieniu. - Już kiedy pojechałem w pierwszym wyścigu wiedziałem, że to wszystko jest moje na zawsze.
- Musisz to naprawdę kochać - wyszeptałam mając wrażenie, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej siły do udawania.
- Mało powiedziane. Widzisz te pierdolone miasto jest martwe. Tylko tutaj na tym torze, za kółkiem czuję, że żyję. Mam coś o czym oni wszyscy mogą tylko śnić. Jestem wolny. Nic mnie nie ogranicza.
Po jego słowach jeszcze przez jakiś czas patrzyłam się na widok przed nami. Potem spojrzałam na niego. Wiedział, że mu się przyglądam i przez to na jego twarz wtargnął uśmiech.
Milczałam i wpatrywałam się w niego, jakby był piękną postacią z obrazka. Wiem, że chłopak nie może być piękny, ale Casper właśnie taki jest.
Pomyślałam, że ciągle mnie zadziwia. Imponował mi. I przyznam się, że poważnie mu zazdrościłam, że czuje się żywy.
Chłopak w końcu odchylił głowę by móc na mnie spojrzeć. Nasze spojrzenia się spotkały i miałam wrażenie, że zostałam przyłapana na czymś bardzo złym. Ciepło uderzyło do moich policzków, a on zaśmiał się pod nosem.
- Kiciu, co jest? Czemu się zarumieniłaś? - jego oczy nadal się śmiały, kiedy na mnie patrzył.
- Nieprawda - wymamrotałam.
- Właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Oj skończ - wywróciłam oczami na co on znów się zaśmiał. - Czemu ja cię do cholery ciągle bawię?
- Bo ciągle odlatujesz, albo zabawnie się wściekasz - uśmiechnął się zawadiacko, a ja miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
- Spadaj - warknęłam po czym zachowując się jak dziecko pokazałam mu swój język. - Myślałam właśnie, że zazdroszczę ci wolności i tego, że jesteś naprawdę żywy - odwróciłam od niego wzrok. - Ja czasem nie rozumiem świata. Nie potrafię znaleźć swojego miejsca na ziemi. Ty takie masz i to naprawdę niesamowite. Oczywiście nie narzekam za bardzo. Bo jestem szczęśliwa, nawet jeśli nie potrafię czegoś pojąc - skłamałam na końcu.
Podświadomie wiedziałam, że muszę utrzymać swój wykreowany wizerunek szczęśliwej, zwykłej nastolatki. Więc kłamstwo było konieczne.
Casper zabrał swoją rękę, którą mnie obejmował i odszedł od krawędzi przy której staliśmy.
- A kto cokolwiek rozumie? Najważniejsze, żeby tak jak ty, potrafić być szczęśliwym mimo tego, jak to wygląda.
Kupił to - odetchnęłam z ulgą w myślach, po czym zrobiłam kilka kroków za nim. Casper usiadł, a ja zaraz za nim. Później położył się z rękoma pod głową i patrzył raz na mnie, raz w górę na niebo.
- Wiesz ten dzień zaczęłam nie najlepiej - przygryzłam swoją dolną wargę. - Dlatego dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
- Nie dziękuj za coś takiego - chłopak uśmiechając się szeroko zmierzwił swoje włosy i jak zawsze pociągnął za ich końce. - Powiesz mi co się stało?
- To nie jest ważne. Poza tym kiedy ludzie myślą za dużo o czymś co ich smuci, dzieją się same złe rzeczy.
- Pewnie masz rację, ale każdy jest czasem smutny i ja to rozumiem, więc możesz mi powiedzieć.
- Ale nie chcę, Casper. Jest miło kiedy gadamy o czymkolwiek innym. Chciałam ci tylko podziękować, bo pozwoliłeś mi od tego uciec i znów czuję się bardzo dobrze.
Chłopak westchnął bez słowa, po czym wyciągnął do mnie swoją lewą rękę.
- Połóż się obok i przestań mówić o jakimkolwiek dziękowaniu.
Schowałam usta do środka, dotknęłam jego dłoni a on przyciągnął mnie do siebie i położyłam się przy jego boku. Kiedy przytuliłam się do niego poczułam, że łaskocze mnie po żebrach. Cichy śmiech wyrwał mi się z ust. Uderzyłam go bezboleśnie w klatkę piersiową, a chłopak przestał mi dokuczać.
- Nawet nie próbuj, bo mam okropne łaskotki. A nie chcesz żebym zaczęła się wydzierać, szarpać i bić - zagroziłam.
- Wow, taka z ciebie bestia? - zapytał, a ja słyszałam wyraźnie, że hamuje śmiech.
- A żebyś wiedział. Zresztą pogadaj z Ash, ona potwierdzi ci jak groźna potrafię być.
- Zaczynam się bać w takim razie - nie wytrzymał i się zaśmiał. Znów go uderzyłam i ponownie się zamknął. - Nie będę więcej gadał z Ashley o tobie. Sam cię poznam i to ty mi o sobie opowiesz.
Spojrzałam na niego pytająco, bo coś w jego wypowiedzi mnie zaskoczyło.
- Gadałeś o mnie z Ash? Kiedy?
- Pytasz bo nie możesz uwierzyć, że ktoś tak zajebisty i idealny, jak ja o ciebie pytał?
Roześmiałam się w głos, napotykając później jego niby poważny wyraz twarzy. Zakryłam usta dłonią i opanowałam się.
- Oczywiście to miałam na myśli - powiedziałam ironicznie - Jesteś strasznie zakochany w sobie!
- A kto by nie był? Jestem przecież tak cholernie cudowny. Dlatego ty jesteś teraz największą szczęściarą na świecie. Leżysz na dachu jakiegoś zjebanego budynku z super przystojnym Casprem, obiektem westchnięć większości tego pieprzonego miasta, zabawnym, niegrzecznym i niebezpiecznie seksownym.
Zamrugałam powiekami, otworzyłam szeroko usta i patrzyłam na wyraz twarzy Caspr'a. Wydawał się mówić pół żartem, pół serio.
- Czegoś jeszcze nie chcesz dodać? Tyle komplementów pod własnym adresem, nieźle - z moich ust ponownie wydarł się śmiech. - Zawsze tak robisz? Zamiast prawić je dziewczynie, mówisz je sobie?
- Hm, szczerze? - chłopak przejechał dłonią po swojej szczęce i myślał chwile nad odpowiedzią. - Dość często. Właściwie to prawie zawsze.
- O mój boże, jesteś beznadziejny.
Zaśmiałam się, a on do mnie dołączył. Oczywiście Casper nie był wcale beznadziejny. Lubiłam go i dobrze czułam się w jego towarzystwie. Miał w sobie coś co kupowało sobie przyjaźń innych. Ale co to właściwie było? Nie potrafiłam określić, co takiego przyciągało mnie do niego. Pomimo, że ma za duże ego to jest naprawdę dobrą i mądrą osobą. Moja sympatia do niego ciągle tylko rosła.
- Natalie twoje słowa bolą - przyłożył swoją rękę do serca, kiedy już pohamował śmiech.
- Nie mów, że się nimi przejmujesz skoro sam wiesz najlepiej jaki cudowny jesteś - prychnęła.
- Więc twoim zdaniem też jestem cudowny a nie beznadziejny? - łapał mnie za słówka.
- Oh, skończ z tym. Do niczego ci się nie przyznam - powiedziałam a chłopak szeroko się uśmiechnął i przygarnął mnie mocniej do siebie.
- Jesteś bardzo tajemniczą osobą Natalie - powiedział. - Może to mi się tak w tobie podoba, że jesteś dla mnie prawdziwą zagadką.
- I nawzajem - dźgnęłam chłopaka palcem w żebra słysząc w odpowiedzi jego ciche syknięcie.
- Kiedyś mi się uda i rozwiążę tą zagadkę. Nie będziesz już odpływać, ale mówić do mnie - posłał uśmiech w niebo.
Spięłam się trochę wiedząc, że to wcale nie będzie takie proste, jak może mu się wydawać a nawet niemożliwe. Nie odezwałam się jednak, bo nie chciałam gasić w nim od razu tego zapału i odbierać nadziei.
Nagle mój telefon wydał z siebie jakiś dźwięk. Wyjęłam go z kieszeni spodni i zobaczyłam napis, który wyświetlił się na ekranie "Masz wiadomość. Od : Julia <3". Uświadomiłam sobie wtedy, że wyszłam z jej mieszkania mówiąc, że niedługo wrócę a nie ma mnie już od dwóch godzin.
Ty stuknięta debilko. Gdzie ty jesteś, że tyle cię nie ma? Zaraz tu przez ciebie oszaleję.
- Cholera - syknęłam i poderwałam się na równe nogi.
- Ja pierdole, lubię jak przeklinasz - Casper potarł kciukiem swoją dolną wargę i uniósł do góry swoje idealne brwi.
- Jesteś zjebany - roześmiałam się widząc w jaki sposób na mnie patrzy i jak się zachowuje.
- Zapomniałam o Juli. Ona mnie chyba zabije. Tak. Z pewnością jestem martwa.
- Umówiłyście się?
- Byłam u niej i miałam wyjść dosłownie na moment, żeby pogadać z Albertem - westchnęłam przypominając sobie tamta rozmowę.
Wystukałam do przyjaciółki sms'a
" Spotkałam znajomego. Sorki, niedługo powinnam być z powrotem. Już nie panikuj. "
- No to ładny mi moment. Koleżanka pewnie wypruwa sobie flaki. Niedobra z ciebie dziewczynka - zaśmiał się i podniósł się stając naprzeciwko mnie.
- Naprawdę zabawne. Musisz mnie odwieźć.
- Muszę? A jeśli nie mam takiej ochoty i cię nie puszczę? - zaczął się ze mną droczyć i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami.
- Jakby mnie obchodziło na co masz ochotę albo nie. Po prostu rusz swoją szanowną dupę i mnie odwieź.
- Teraz już na pewno tego nie zrobię - uniósł do góry brwi, uśmiechnął się łobuzersko i wyraźnie próbował mnie zdenerwować.
- Casper! - krzyknęłam i uderzyłam go w ramię.
Zachwiał się, ale zaraz znów stanął równo na nogach. Uśmiechnął się szerzej, bardziej złowieszczo i nim się obejrzałam podniósł mnie, przełożył przez ramiona, a następnie zaczął kręcić się w miejscu.
- Jesteś szalony! Puść mnie! Casper - wrzeszczałam, ale on wybuchnął śmiechem w najlepsze i najwidoczniej dobrze się bawił.
Kręcił się szybciej, aż w końcu zaczął się zatrzymywać, przenosząc mnie znad swoich ramion w ręce i trzymał mnie przed sobą. Mój wzrok chwilę przyzwyczajał się do normalnego obrazu. Kiedy już wszystko przestał się kręcić zobaczyłam zadowolonego z siebie Caspr'a i sama zaczęłam się śmiać.
Chłopak nie odstawił mnie na ziemię. Trzymał mnie jeszcze trochę w górze i patrzył w moje oczy. Później zaczął mnie opuszczać, a wtedy nasze twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać.Im niżej byłam tym bardziej wstrzymywałam oddech czując, że serce zaczyna bić szybciej. Casper opuścił mnie tak, że moja głowa znajdowała się na równej wysokości z jego. Cisza zapadła między nami. Oczy nadal głęboko były w siebie wpatrzone, a usta zaczęły zbliżać się ku sobie. Byliśmy już naprawdę blisko i brakowało milimetrów żebyśmy się pocałowali.
Gdy uświadomiłam sobie co robimy szturchnęłam go w ramię.
- Casper odstaw mnie na dół - powiedziałam spokojnie nie pozwalając naszym ustom się złączyć.
Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie i moje stopy dotknęły dachu. Casper stał, spuścił głowę i podrapał się ręką po karku. Na moment zapadła niezręczna cisza a później, nie wiem dlaczego, ale oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Naprawdę muszę wracać.
- Okay, poddaję się. Mam cię znieść czy dasz sobie radę sama?
- Spokojnie już nie będę kazała ci mnie dźwigać.
- Nie przesadzaj. Nie jesteś wcale taka ciężka - puścił do mnie oczko.
- W to ci nie uwierzę - ze śmiechem na ustach ruszyłam w stronę schodów.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie Casper wkładając kluczyki do stacyjki, szukał swoich papierosów. Dopiero kiedy ją znalazł przekręcił kluczami odpalając auto, nacisnął na gaz i ruszył z szarpnięciem bo był za bardzo skupiony na podpalaniu szluga, żeby dobrze zapanować nad samochodem. Albo zrobił to specjalnie, żeby mój żołądek zrobił fikołka.
- Natalie, ten Albert, o którym mówiłaś - zaczął i wypuścił dym z ust - to twój chłopak?
- Nie - odparłam niemal natychmiast, może nawet trochę za szybko.
- W takim razie może coś dopiero między wami zaczyna się dziać?
Nie chcąc odpowiadać skupiłam swój wzrok na kierownicy, po której szybko poruszały się jego dłonie, bo chłopak zawsze gwałtownie skręcał i wymijał wszystkie przeszkody na drodze.
- Raczej nic - wydukałam w końcu. - On mówi, że mnie kocha, ale ja nie jestem co do tego przekonana.
Przełknęłam bezgłośnie ślinę. Chłopak zaciągnął się mocno papierosem po czym wypuścił kilka kółek z ust w moim kierunku. Uśmiechnęłam się na ich widok. Głupek - pomyślałam.
- Dlaczego nie jesteś przekonana? Kochasz go?
- Cholera Casper nie wiem. Nie wiem czy w ogóle potrafię kochać. Poza tym jak mogę być przekonana o miłość kogoś kto jeszcze niedawno bawił się dziewczynami i notorycznie je zdradzał? - zacisnęłam dłoń na skórzanym obiciu siedzenia. - Prosił mnie o szansę.
- I dasz mu ją, żeby cię zdradził i żebyś później przez niego cierpiała? - widziałam jak kręci głową na boki i znów bierze bucha.
- Martwisz się? - zapytałam chcąc jakoś zmienić temat, albo obrócić wszystko w żart.
- Trudno się nie martwić - zaśmiał się. - W każdym razie możesz na mnie liczyć. Jasne kiciu?
- Wiem. Dziękuję - pocałowałam jego policzek ciesząc się, że nie męczy mnie kolejnymi trudnymi pytaniami i oferuje mi swoje wsparcie.
- Cieszę się, że się rozumiemy - spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak jak zawsze. - Bucha?
- Mhm - przytaknęłam, a chłopak wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał papierosa. Zbliżyłam się ustami do filtra i zaciągnęłam się porządnie. - Dzięki.
Wypuściłam dym przed siebie.
Nim się obejrzałam Casper stanął przed bolkiem Juli. Otworzyłam drzwi i wystawiłam jedną nogę z samochodu, kiedy on nagle się odezwał.
- Do zobaczenia niedługo, tak?
- Tak - potwierdziłam i wysiadłam.
- Trzymaj sie kiciu.
- Ty również. Pa - zamknęłam za sobą drzwi. Odsunęłam się na bezpieczną odległość i pomachałam chłopakowi na pożegnanie, po czym on jak zawsze ruszył z piskiem opon w swoją stronę.
Niedługo zabawiłam u Juli. Dziś był chyba jeden z tych dni pod tytułem "dzwońmy wszyscy do Natalie i jej przeszkadzajmy." Warknęłam gdy mój telefon zaczął znów grać dobrze znany mi wstęp piosenki genialnego zespołu. Denerwował mnie fakt, że bardzo miło mi się siedzi i wygłupia z Julią, a ktoś nam przerywa. W dodatku kiedy na wyświetlaczy pojawił się napis "Tata" wiedziałam o co chodzi i nie miałam najmniejszej ochoty odbierać, ale musiałam.
- Tak tato?
- Natalie czy zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina a mojej córki nadal nie ma w domu?
Gdy tylko w jego tonie wyczułam zapowiedź kazania lub chęci rozpętania kłótni, od razu wyszłam z salonu nie chcąc, żeby Julia musiała tego słuchać. Dla mojej przyjaciółki nie było to nic nowego. że rozmawiając z rodzicami wychodzę z pokoju, więc niewzruszona siedziała na swoim miejscu i czekała.
- Co znowu ci nie odpowiada? Przecież siedzę u Juli. Niedługo będę zbierała się do domu. Dlaczego natychmiast się unosisz?
Wiedziałam, że strasznie syczę i fukam do telefonu. Niestety ten człowiek podnosił mi ciśnienie chociażby jednym swoim słowem. Moja relacja z ojcem na pewno nie wyglądała zdrowo.
- Koniec tego dobrego! Ja się unoszę? Smarkulo nie zapominaj z kim rozmawiasz. Natychmiast żegnasz koleżankę i już po ciebie jadę.
- Kiedy do ciebie dotrze, że jestem prawie pełnoletnia. Takie cyrki mogłeś robić sobie kiedy miałam piętnaście lat.
- Póki jesteś pod moim dachem mogę robić co mi się podoba.
- Obecnie znajduję się pod dachem Juli -parsknęłam.
- Nie będziesz mnie łapała za słówka. Ubieraj się zaraz po ciebie jestem i zrobię z tobą porządek.
- Ta. Cokolwiek.
Udałam, że wcale mnie to nie rusza choć tak naprawdę w środku cała trzęsłam się od myśli, że w domu może rozpętać się piekło. Cholera dlaczego jestem taką okropną córką? Sama sprowadzam na siebie te problemy.
Jako, że stałam w korytarzu od razu wciągnęłam na siebie buty. Julia zauważyła moje ruchy z salonu i od razu się poderwała. Cała jej postać była rozpromieniona. Uśmiech zajmował jej pół twarzy. Ja natomiast miałam ochotę teraz w coś kopnąć, uderzyć, fukać i parskać. Przeklinałam w myślach dzień, w którym się urodziłam.
Podnosząc wzrok na przyjaciółkę wypchnęłam te złe emocje i wymusiłam bardzo wiarygodny uśmiech.
- Idziesz już? Nie powiedziałaś mi nic nawet o chłopaku, z którym byłaś przez taki czas - wydęła usta będą bardzo nieusatysfakcjonowaną tym faktem.
- Bo twarz ci się prawie nie zamykała - spojrzałam na nią przenosząc cały ciężar ciała na jedną nogę. - Byłyśmy zdecydowanie za bardzo zajęte pierdoleniem o głupotach.
- Eh. Na pewno nie możesz zostać dłużej ? - oparła się o futrynę drzwi salonu wodząc za mnie wzrokiem, kiedy krzątałam się poprawiając włosy przed lusterkiem, a później przy zakładaniu kurtki.
- Rodzinka się za mną stęskniła - wymusiłam milutki ton z całej siły próbując nie zacząć rzygać własnymi kłamstwami. - Wczoraj byłyśmy na imprezie, spałam u ciebie, trochę posiedziałam. Wypada wrócić i spędzić trochę czasu z nimi, pomóc w domu.
- Uważaj bo uwierzę, że się do tego tak palisz - wywróciła teatralnie oczami.
- Niespecjalnie, ale co poradzę? Takie życie Julia. Nie przeszkadza mi ten fakt.
- Dlatego mając siedemnaście lat nadal latasz jak ci zagrają? Lubię twoich rodziców, ale niech zrozumieją, że nie będziesz już tak często w domu. Musisz mieć przecież całą masę czasu na mnie - zaśmiała się.
Pokręciłam głową patrząc na przyjaciółkę i też zaczęłam się śmiać. Zniknęłam jeszcze na moment do jej pokoju by zabrać swoje rzeczy i wtedy mój telefon znów się odezwał. Ojciec dał mi sygnał żebym już schodziła.
- Lecę skarbie - pocałowałam przyjaciółkę w policzek na pożegnanie.
Julia nadal wyglądała na niezadowolone dziecko, ale z ciężkim westchnięciem w końcu otworzyłam mi drzwi i się pożegnałyśmy.
W samochodzie ojca siedziałam jak na szpilkach. Nie wiedziałam kiedy może wybuchnąć. Zawsze był dla mnie jak tykająca bomba. Nie odważyłam się otworzyć ust. Ojciec też był cicho. Gdyby nie muzyka dobiegająca z radia, chyba nie zniosłabym tego milczenia.
- Czemu ty w ogóle ze mną nie rozmawiasz? - usłyszałam wyrzuty.
- A o czym niby mam z tobą rozmawiać?
- Niedobrze, że jesteś taka nierodzinna Natalie. Czy ciebie obchodzi coś więcej poza samą tobą?
- Jezu, nie zaczynaj już. Wiesz do czego to prowadzi.
- Dzieciaku przecież ja się staram, żebyście wszystko miały a ty czy mi się odwdzięczasz? Czym jest dla ciebie ojciec i matka? Chyba niczym.
- Naprawdę nie możesz sobie darować tego kazania?
Widziałam jak ojciec zaciska szczękę. Cały się napiął. Nienawidził kiedy go lekceważyłam i mu przerywałam. Nie wytrzymał i gotująca się w nim złość wyszła na wierzch. Puścił jedną ręką kierownicy i mocno mnie spoliczkował.
- Naucz się szacunku!
Z całej siły zacisnęłam zęby próbując nie okazywać po sobie żadnej emocji ani bólu, a bolało jak cholera. Wiedziałam, że mój policzek jest cały czerwony. Ból rozlał się po całej lewej stornie. Zamiast złapać się za niego w normalnym dla każdego odruchu, wbiłam sobie paznokcie prawej ręki w udo. Nie syknęłam i nie jęknęłam z bólu. Siedziałam twardo, wpatrując się w jakiś punkt przede mną.
Kurwa. Ja pierdole. Mój policzek chyba płonie - myślałam sobie. Ciągle klęłam w myślach. A moja twarz była chłodna i opanowana. Jakby nic już we mnie nie było.
- Jesteś z siebie zadowolony? - wyrwało mi się z ust, a w moim głosie też nie było żadnej emocji.
- Ty mnie do tego doprowadzasz! - krzyknął.
- Och tak? Bo chcę być normalną nastolatką? Masz rację to zupełnie nie do pomyślenia.
- Nie. Bo z nikim się nie liczysz.
Przełknęłam ślinę. Nie chciałam wypuścić mojego demona na zewnątrz. Nie mogłam stracić kontroli i kłócić się dłużej.
Znów cisza zapadła w samochodzie. Policzek przestawał mnie szczypać. Ale psychicznie ból odkładał się na mnie sto razy bardziej i wiedziałam, że z tym szybko sobie nie poradzę.
- Dobrze, że już będziesz w domu. Kiedy cię nie było nie miał kto sprzątać - usłyszałam.
Jak mój własny ojciec mógł być tak bezczelny? Miałam wielką ochotę pluć jadem. Na szczęście byłam silniejsza niż mi się wydawało. Zachowałam zimną krew i nie odezwałam się dopóki nie dotarliśmy do domu.
- Musisz to naprawdę kochać - wyszeptałam mając wrażenie, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej siły do udawania.
- Mało powiedziane. Widzisz te pierdolone miasto jest martwe. Tylko tutaj na tym torze, za kółkiem czuję, że żyję. Mam coś o czym oni wszyscy mogą tylko śnić. Jestem wolny. Nic mnie nie ogranicza.
Po jego słowach jeszcze przez jakiś czas patrzyłam się na widok przed nami. Potem spojrzałam na niego. Wiedział, że mu się przyglądam i przez to na jego twarz wtargnął uśmiech.
Milczałam i wpatrywałam się w niego, jakby był piękną postacią z obrazka. Wiem, że chłopak nie może być piękny, ale Casper właśnie taki jest.
Pomyślałam, że ciągle mnie zadziwia. Imponował mi. I przyznam się, że poważnie mu zazdrościłam, że czuje się żywy.
Chłopak w końcu odchylił głowę by móc na mnie spojrzeć. Nasze spojrzenia się spotkały i miałam wrażenie, że zostałam przyłapana na czymś bardzo złym. Ciepło uderzyło do moich policzków, a on zaśmiał się pod nosem.
- Kiciu, co jest? Czemu się zarumieniłaś? - jego oczy nadal się śmiały, kiedy na mnie patrzył.
- Nieprawda - wymamrotałam.
- Właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Oj skończ - wywróciłam oczami na co on znów się zaśmiał. - Czemu ja cię do cholery ciągle bawię?
- Bo ciągle odlatujesz, albo zabawnie się wściekasz - uśmiechnął się zawadiacko, a ja miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
- Spadaj - warknęłam po czym zachowując się jak dziecko pokazałam mu swój język. - Myślałam właśnie, że zazdroszczę ci wolności i tego, że jesteś naprawdę żywy - odwróciłam od niego wzrok. - Ja czasem nie rozumiem świata. Nie potrafię znaleźć swojego miejsca na ziemi. Ty takie masz i to naprawdę niesamowite. Oczywiście nie narzekam za bardzo. Bo jestem szczęśliwa, nawet jeśli nie potrafię czegoś pojąc - skłamałam na końcu.
Podświadomie wiedziałam, że muszę utrzymać swój wykreowany wizerunek szczęśliwej, zwykłej nastolatki. Więc kłamstwo było konieczne.
Casper zabrał swoją rękę, którą mnie obejmował i odszedł od krawędzi przy której staliśmy.
- A kto cokolwiek rozumie? Najważniejsze, żeby tak jak ty, potrafić być szczęśliwym mimo tego, jak to wygląda.
Kupił to - odetchnęłam z ulgą w myślach, po czym zrobiłam kilka kroków za nim. Casper usiadł, a ja zaraz za nim. Później położył się z rękoma pod głową i patrzył raz na mnie, raz w górę na niebo.
- Wiesz ten dzień zaczęłam nie najlepiej - przygryzłam swoją dolną wargę. - Dlatego dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
- Nie dziękuj za coś takiego - chłopak uśmiechając się szeroko zmierzwił swoje włosy i jak zawsze pociągnął za ich końce. - Powiesz mi co się stało?
- To nie jest ważne. Poza tym kiedy ludzie myślą za dużo o czymś co ich smuci, dzieją się same złe rzeczy.
- Pewnie masz rację, ale każdy jest czasem smutny i ja to rozumiem, więc możesz mi powiedzieć.
- Ale nie chcę, Casper. Jest miło kiedy gadamy o czymkolwiek innym. Chciałam ci tylko podziękować, bo pozwoliłeś mi od tego uciec i znów czuję się bardzo dobrze.
Chłopak westchnął bez słowa, po czym wyciągnął do mnie swoją lewą rękę.
- Połóż się obok i przestań mówić o jakimkolwiek dziękowaniu.
Schowałam usta do środka, dotknęłam jego dłoni a on przyciągnął mnie do siebie i położyłam się przy jego boku. Kiedy przytuliłam się do niego poczułam, że łaskocze mnie po żebrach. Cichy śmiech wyrwał mi się z ust. Uderzyłam go bezboleśnie w klatkę piersiową, a chłopak przestał mi dokuczać.
- Nawet nie próbuj, bo mam okropne łaskotki. A nie chcesz żebym zaczęła się wydzierać, szarpać i bić - zagroziłam.
- Wow, taka z ciebie bestia? - zapytał, a ja słyszałam wyraźnie, że hamuje śmiech.
- A żebyś wiedział. Zresztą pogadaj z Ash, ona potwierdzi ci jak groźna potrafię być.
- Zaczynam się bać w takim razie - nie wytrzymał i się zaśmiał. Znów go uderzyłam i ponownie się zamknął. - Nie będę więcej gadał z Ashley o tobie. Sam cię poznam i to ty mi o sobie opowiesz.
Spojrzałam na niego pytająco, bo coś w jego wypowiedzi mnie zaskoczyło.
- Gadałeś o mnie z Ash? Kiedy?
- Pytasz bo nie możesz uwierzyć, że ktoś tak zajebisty i idealny, jak ja o ciebie pytał?
Roześmiałam się w głos, napotykając później jego niby poważny wyraz twarzy. Zakryłam usta dłonią i opanowałam się.
- Oczywiście to miałam na myśli - powiedziałam ironicznie - Jesteś strasznie zakochany w sobie!
- A kto by nie był? Jestem przecież tak cholernie cudowny. Dlatego ty jesteś teraz największą szczęściarą na świecie. Leżysz na dachu jakiegoś zjebanego budynku z super przystojnym Casprem, obiektem westchnięć większości tego pieprzonego miasta, zabawnym, niegrzecznym i niebezpiecznie seksownym.
Zamrugałam powiekami, otworzyłam szeroko usta i patrzyłam na wyraz twarzy Caspr'a. Wydawał się mówić pół żartem, pół serio.
- Czegoś jeszcze nie chcesz dodać? Tyle komplementów pod własnym adresem, nieźle - z moich ust ponownie wydarł się śmiech. - Zawsze tak robisz? Zamiast prawić je dziewczynie, mówisz je sobie?
- Hm, szczerze? - chłopak przejechał dłonią po swojej szczęce i myślał chwile nad odpowiedzią. - Dość często. Właściwie to prawie zawsze.
- O mój boże, jesteś beznadziejny.
Zaśmiałam się, a on do mnie dołączył. Oczywiście Casper nie był wcale beznadziejny. Lubiłam go i dobrze czułam się w jego towarzystwie. Miał w sobie coś co kupowało sobie przyjaźń innych. Ale co to właściwie było? Nie potrafiłam określić, co takiego przyciągało mnie do niego. Pomimo, że ma za duże ego to jest naprawdę dobrą i mądrą osobą. Moja sympatia do niego ciągle tylko rosła.
- Natalie twoje słowa bolą - przyłożył swoją rękę do serca, kiedy już pohamował śmiech.
- Nie mów, że się nimi przejmujesz skoro sam wiesz najlepiej jaki cudowny jesteś - prychnęła.
- Więc twoim zdaniem też jestem cudowny a nie beznadziejny? - łapał mnie za słówka.
- Oh, skończ z tym. Do niczego ci się nie przyznam - powiedziałam a chłopak szeroko się uśmiechnął i przygarnął mnie mocniej do siebie.
- Jesteś bardzo tajemniczą osobą Natalie - powiedział. - Może to mi się tak w tobie podoba, że jesteś dla mnie prawdziwą zagadką.
- I nawzajem - dźgnęłam chłopaka palcem w żebra słysząc w odpowiedzi jego ciche syknięcie.
- Kiedyś mi się uda i rozwiążę tą zagadkę. Nie będziesz już odpływać, ale mówić do mnie - posłał uśmiech w niebo.
Spięłam się trochę wiedząc, że to wcale nie będzie takie proste, jak może mu się wydawać a nawet niemożliwe. Nie odezwałam się jednak, bo nie chciałam gasić w nim od razu tego zapału i odbierać nadziei.
Nagle mój telefon wydał z siebie jakiś dźwięk. Wyjęłam go z kieszeni spodni i zobaczyłam napis, który wyświetlił się na ekranie "Masz wiadomość. Od : Julia <3". Uświadomiłam sobie wtedy, że wyszłam z jej mieszkania mówiąc, że niedługo wrócę a nie ma mnie już od dwóch godzin.
Ty stuknięta debilko. Gdzie ty jesteś, że tyle cię nie ma? Zaraz tu przez ciebie oszaleję.
- Cholera - syknęłam i poderwałam się na równe nogi.
- Ja pierdole, lubię jak przeklinasz - Casper potarł kciukiem swoją dolną wargę i uniósł do góry swoje idealne brwi.
- Jesteś zjebany - roześmiałam się widząc w jaki sposób na mnie patrzy i jak się zachowuje.
- Zapomniałam o Juli. Ona mnie chyba zabije. Tak. Z pewnością jestem martwa.
- Umówiłyście się?
- Byłam u niej i miałam wyjść dosłownie na moment, żeby pogadać z Albertem - westchnęłam przypominając sobie tamta rozmowę.
Wystukałam do przyjaciółki sms'a
" Spotkałam znajomego. Sorki, niedługo powinnam być z powrotem. Już nie panikuj. "
- No to ładny mi moment. Koleżanka pewnie wypruwa sobie flaki. Niedobra z ciebie dziewczynka - zaśmiał się i podniósł się stając naprzeciwko mnie.
- Naprawdę zabawne. Musisz mnie odwieźć.
- Muszę? A jeśli nie mam takiej ochoty i cię nie puszczę? - zaczął się ze mną droczyć i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami.
- Jakby mnie obchodziło na co masz ochotę albo nie. Po prostu rusz swoją szanowną dupę i mnie odwieź.
- Teraz już na pewno tego nie zrobię - uniósł do góry brwi, uśmiechnął się łobuzersko i wyraźnie próbował mnie zdenerwować.
- Casper! - krzyknęłam i uderzyłam go w ramię.
Zachwiał się, ale zaraz znów stanął równo na nogach. Uśmiechnął się szerzej, bardziej złowieszczo i nim się obejrzałam podniósł mnie, przełożył przez ramiona, a następnie zaczął kręcić się w miejscu.
- Jesteś szalony! Puść mnie! Casper - wrzeszczałam, ale on wybuchnął śmiechem w najlepsze i najwidoczniej dobrze się bawił.
Kręcił się szybciej, aż w końcu zaczął się zatrzymywać, przenosząc mnie znad swoich ramion w ręce i trzymał mnie przed sobą. Mój wzrok chwilę przyzwyczajał się do normalnego obrazu. Kiedy już wszystko przestał się kręcić zobaczyłam zadowolonego z siebie Caspr'a i sama zaczęłam się śmiać.
Chłopak nie odstawił mnie na ziemię. Trzymał mnie jeszcze trochę w górze i patrzył w moje oczy. Później zaczął mnie opuszczać, a wtedy nasze twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać.Im niżej byłam tym bardziej wstrzymywałam oddech czując, że serce zaczyna bić szybciej. Casper opuścił mnie tak, że moja głowa znajdowała się na równej wysokości z jego. Cisza zapadła między nami. Oczy nadal głęboko były w siebie wpatrzone, a usta zaczęły zbliżać się ku sobie. Byliśmy już naprawdę blisko i brakowało milimetrów żebyśmy się pocałowali.
Gdy uświadomiłam sobie co robimy szturchnęłam go w ramię.
- Casper odstaw mnie na dół - powiedziałam spokojnie nie pozwalając naszym ustom się złączyć.
Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie i moje stopy dotknęły dachu. Casper stał, spuścił głowę i podrapał się ręką po karku. Na moment zapadła niezręczna cisza a później, nie wiem dlaczego, ale oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Naprawdę muszę wracać.
- Okay, poddaję się. Mam cię znieść czy dasz sobie radę sama?
- Spokojnie już nie będę kazała ci mnie dźwigać.
- Nie przesadzaj. Nie jesteś wcale taka ciężka - puścił do mnie oczko.
- W to ci nie uwierzę - ze śmiechem na ustach ruszyłam w stronę schodów.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie Casper wkładając kluczyki do stacyjki, szukał swoich papierosów. Dopiero kiedy ją znalazł przekręcił kluczami odpalając auto, nacisnął na gaz i ruszył z szarpnięciem bo był za bardzo skupiony na podpalaniu szluga, żeby dobrze zapanować nad samochodem. Albo zrobił to specjalnie, żeby mój żołądek zrobił fikołka.
- Natalie, ten Albert, o którym mówiłaś - zaczął i wypuścił dym z ust - to twój chłopak?
- Nie - odparłam niemal natychmiast, może nawet trochę za szybko.
- W takim razie może coś dopiero między wami zaczyna się dziać?
Nie chcąc odpowiadać skupiłam swój wzrok na kierownicy, po której szybko poruszały się jego dłonie, bo chłopak zawsze gwałtownie skręcał i wymijał wszystkie przeszkody na drodze.
- Raczej nic - wydukałam w końcu. - On mówi, że mnie kocha, ale ja nie jestem co do tego przekonana.
Przełknęłam bezgłośnie ślinę. Chłopak zaciągnął się mocno papierosem po czym wypuścił kilka kółek z ust w moim kierunku. Uśmiechnęłam się na ich widok. Głupek - pomyślałam.
- Dlaczego nie jesteś przekonana? Kochasz go?
- Cholera Casper nie wiem. Nie wiem czy w ogóle potrafię kochać. Poza tym jak mogę być przekonana o miłość kogoś kto jeszcze niedawno bawił się dziewczynami i notorycznie je zdradzał? - zacisnęłam dłoń na skórzanym obiciu siedzenia. - Prosił mnie o szansę.
- I dasz mu ją, żeby cię zdradził i żebyś później przez niego cierpiała? - widziałam jak kręci głową na boki i znów bierze bucha.
- Martwisz się? - zapytałam chcąc jakoś zmienić temat, albo obrócić wszystko w żart.
- Trudno się nie martwić - zaśmiał się. - W każdym razie możesz na mnie liczyć. Jasne kiciu?
- Wiem. Dziękuję - pocałowałam jego policzek ciesząc się, że nie męczy mnie kolejnymi trudnymi pytaniami i oferuje mi swoje wsparcie.
- Cieszę się, że się rozumiemy - spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak jak zawsze. - Bucha?
- Mhm - przytaknęłam, a chłopak wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał papierosa. Zbliżyłam się ustami do filtra i zaciągnęłam się porządnie. - Dzięki.
Wypuściłam dym przed siebie.
Nim się obejrzałam Casper stanął przed bolkiem Juli. Otworzyłam drzwi i wystawiłam jedną nogę z samochodu, kiedy on nagle się odezwał.
- Do zobaczenia niedługo, tak?
- Tak - potwierdziłam i wysiadłam.
- Trzymaj sie kiciu.
- Ty również. Pa - zamknęłam za sobą drzwi. Odsunęłam się na bezpieczną odległość i pomachałam chłopakowi na pożegnanie, po czym on jak zawsze ruszył z piskiem opon w swoją stronę.
Niedługo zabawiłam u Juli. Dziś był chyba jeden z tych dni pod tytułem "dzwońmy wszyscy do Natalie i jej przeszkadzajmy." Warknęłam gdy mój telefon zaczął znów grać dobrze znany mi wstęp piosenki genialnego zespołu. Denerwował mnie fakt, że bardzo miło mi się siedzi i wygłupia z Julią, a ktoś nam przerywa. W dodatku kiedy na wyświetlaczy pojawił się napis "Tata" wiedziałam o co chodzi i nie miałam najmniejszej ochoty odbierać, ale musiałam.
- Tak tato?
- Natalie czy zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina a mojej córki nadal nie ma w domu?
Gdy tylko w jego tonie wyczułam zapowiedź kazania lub chęci rozpętania kłótni, od razu wyszłam z salonu nie chcąc, żeby Julia musiała tego słuchać. Dla mojej przyjaciółki nie było to nic nowego. że rozmawiając z rodzicami wychodzę z pokoju, więc niewzruszona siedziała na swoim miejscu i czekała.
- Co znowu ci nie odpowiada? Przecież siedzę u Juli. Niedługo będę zbierała się do domu. Dlaczego natychmiast się unosisz?
Wiedziałam, że strasznie syczę i fukam do telefonu. Niestety ten człowiek podnosił mi ciśnienie chociażby jednym swoim słowem. Moja relacja z ojcem na pewno nie wyglądała zdrowo.
- Koniec tego dobrego! Ja się unoszę? Smarkulo nie zapominaj z kim rozmawiasz. Natychmiast żegnasz koleżankę i już po ciebie jadę.
- Kiedy do ciebie dotrze, że jestem prawie pełnoletnia. Takie cyrki mogłeś robić sobie kiedy miałam piętnaście lat.
- Póki jesteś pod moim dachem mogę robić co mi się podoba.
- Obecnie znajduję się pod dachem Juli -parsknęłam.
- Nie będziesz mnie łapała za słówka. Ubieraj się zaraz po ciebie jestem i zrobię z tobą porządek.
- Ta. Cokolwiek.
Udałam, że wcale mnie to nie rusza choć tak naprawdę w środku cała trzęsłam się od myśli, że w domu może rozpętać się piekło. Cholera dlaczego jestem taką okropną córką? Sama sprowadzam na siebie te problemy.
Jako, że stałam w korytarzu od razu wciągnęłam na siebie buty. Julia zauważyła moje ruchy z salonu i od razu się poderwała. Cała jej postać była rozpromieniona. Uśmiech zajmował jej pół twarzy. Ja natomiast miałam ochotę teraz w coś kopnąć, uderzyć, fukać i parskać. Przeklinałam w myślach dzień, w którym się urodziłam.
Podnosząc wzrok na przyjaciółkę wypchnęłam te złe emocje i wymusiłam bardzo wiarygodny uśmiech.
- Idziesz już? Nie powiedziałaś mi nic nawet o chłopaku, z którym byłaś przez taki czas - wydęła usta będą bardzo nieusatysfakcjonowaną tym faktem.
- Bo twarz ci się prawie nie zamykała - spojrzałam na nią przenosząc cały ciężar ciała na jedną nogę. - Byłyśmy zdecydowanie za bardzo zajęte pierdoleniem o głupotach.
- Eh. Na pewno nie możesz zostać dłużej ? - oparła się o futrynę drzwi salonu wodząc za mnie wzrokiem, kiedy krzątałam się poprawiając włosy przed lusterkiem, a później przy zakładaniu kurtki.
- Rodzinka się za mną stęskniła - wymusiłam milutki ton z całej siły próbując nie zacząć rzygać własnymi kłamstwami. - Wczoraj byłyśmy na imprezie, spałam u ciebie, trochę posiedziałam. Wypada wrócić i spędzić trochę czasu z nimi, pomóc w domu.
- Uważaj bo uwierzę, że się do tego tak palisz - wywróciła teatralnie oczami.
- Niespecjalnie, ale co poradzę? Takie życie Julia. Nie przeszkadza mi ten fakt.
- Dlatego mając siedemnaście lat nadal latasz jak ci zagrają? Lubię twoich rodziców, ale niech zrozumieją, że nie będziesz już tak często w domu. Musisz mieć przecież całą masę czasu na mnie - zaśmiała się.
Pokręciłam głową patrząc na przyjaciółkę i też zaczęłam się śmiać. Zniknęłam jeszcze na moment do jej pokoju by zabrać swoje rzeczy i wtedy mój telefon znów się odezwał. Ojciec dał mi sygnał żebym już schodziła.
- Lecę skarbie - pocałowałam przyjaciółkę w policzek na pożegnanie.
Julia nadal wyglądała na niezadowolone dziecko, ale z ciężkim westchnięciem w końcu otworzyłam mi drzwi i się pożegnałyśmy.
W samochodzie ojca siedziałam jak na szpilkach. Nie wiedziałam kiedy może wybuchnąć. Zawsze był dla mnie jak tykająca bomba. Nie odważyłam się otworzyć ust. Ojciec też był cicho. Gdyby nie muzyka dobiegająca z radia, chyba nie zniosłabym tego milczenia.
- Czemu ty w ogóle ze mną nie rozmawiasz? - usłyszałam wyrzuty.
- A o czym niby mam z tobą rozmawiać?
- Niedobrze, że jesteś taka nierodzinna Natalie. Czy ciebie obchodzi coś więcej poza samą tobą?
- Jezu, nie zaczynaj już. Wiesz do czego to prowadzi.
- Dzieciaku przecież ja się staram, żebyście wszystko miały a ty czy mi się odwdzięczasz? Czym jest dla ciebie ojciec i matka? Chyba niczym.
- Naprawdę nie możesz sobie darować tego kazania?
Widziałam jak ojciec zaciska szczękę. Cały się napiął. Nienawidził kiedy go lekceważyłam i mu przerywałam. Nie wytrzymał i gotująca się w nim złość wyszła na wierzch. Puścił jedną ręką kierownicy i mocno mnie spoliczkował.
- Naucz się szacunku!
Z całej siły zacisnęłam zęby próbując nie okazywać po sobie żadnej emocji ani bólu, a bolało jak cholera. Wiedziałam, że mój policzek jest cały czerwony. Ból rozlał się po całej lewej stornie. Zamiast złapać się za niego w normalnym dla każdego odruchu, wbiłam sobie paznokcie prawej ręki w udo. Nie syknęłam i nie jęknęłam z bólu. Siedziałam twardo, wpatrując się w jakiś punkt przede mną.
Kurwa. Ja pierdole. Mój policzek chyba płonie - myślałam sobie. Ciągle klęłam w myślach. A moja twarz była chłodna i opanowana. Jakby nic już we mnie nie było.
- Jesteś z siebie zadowolony? - wyrwało mi się z ust, a w moim głosie też nie było żadnej emocji.
- Ty mnie do tego doprowadzasz! - krzyknął.
- Och tak? Bo chcę być normalną nastolatką? Masz rację to zupełnie nie do pomyślenia.
- Nie. Bo z nikim się nie liczysz.
Przełknęłam ślinę. Nie chciałam wypuścić mojego demona na zewnątrz. Nie mogłam stracić kontroli i kłócić się dłużej.
Znów cisza zapadła w samochodzie. Policzek przestawał mnie szczypać. Ale psychicznie ból odkładał się na mnie sto razy bardziej i wiedziałam, że z tym szybko sobie nie poradzę.
- Dobrze, że już będziesz w domu. Kiedy cię nie było nie miał kto sprzątać - usłyszałam.
Jak mój własny ojciec mógł być tak bezczelny? Miałam wielką ochotę pluć jadem. Na szczęście byłam silniejsza niż mi się wydawało. Zachowałam zimną krew i nie odezwałam się dopóki nie dotarliśmy do domu.
Mi się rozdział podobał, hmm ojciec Natalie chyba odrobinke przesadza . czekam na następny rozdział:)
OdpowiedzUsuńOjciec Natalie- udał Ci się. Dokładnie znam ten typ charakteru. Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńZnowu swietny rozdzial! zadzialaj cos tam z Natalie i Casprem , jakas randeczka ? :) a ten jej ojciec - no masakra jakas ! z corki slozaca soie robi :( cham i prostak !
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rozdzial, i nie kaz czekac do 20 komentarzy bo nie wytrzymam:(
Cudowny rozdział! Długi, ciekawy, czego chcieć wieciej?:) Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o ojca, trochę przesadza, ale sama znam takich facetów. Rozdział po prostu genialny. Mam nadzieję, że nie zabraknie ci weny nigdy i ze ciągle będą nowe rozdziały. <3
Super rozdział <3 czekam na następny
OdpowiedzUsuńZ rozdzialu na rozdzial coraz bardziej podoba mi sie Casper 😘 czekam na next ❤
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej!
OdpowiedzUsuńoby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie. Jest cuuuuudne :*
OdpowiedzUsuńAutorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuńkocham kocham kocham i nic dodawac chyba nie musze bo w sumie brak mi słów
OdpowiedzUsuńp.s mam nadzieje ze odczytujesz maile bo zalezaloby mi na twojej odpowiedzi na mojego maila ;*
@basedonjustin
*.*
OdpowiedzUsuńJak zawsze Świetny ! Prowadzisz jeszcze jakiegos bloga ? Jak tak to podaj link;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) jestem ciekawa kiedy Casper zorientuje się co się dzieje w domu Natalie bo nie sądzę żeby mu sama powiedziała ;/ czekam na następny i weny :*
OdpowiedzUsuńOjoj jaki cudowny *.* oczywiście nie ostatnia scena :/
OdpowiedzUsuńWeny kochana :)) :**
Czekam na kolejny oby tak dalej ��
OdpowiedzUsuńJa chce juz caspra i natalie razeeem ♥♥
OdpowiedzUsuńkiedy next ? :)
OdpowiedzUsuńŚwietny :-) czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńDodawaj te rozdzialy troche szybciej :(
OdpowiedzUsuńOooo jaki swietny rozdzial <3 Moj ojciec tez ma czasem takie wybuchy. Kolezanke w telefonie mam tak samo zapisana jak natali julie. Hahahhaha.
OdpowiedzUsuńBoże jej ojciec zachowuje się identycznie jak mój. Wgl to Natalie może być mną (tez mam tak na imię, przypadek? ) Uwielbiam to ff ♡
OdpowiedzUsuńCacper jest cudowny a ten ojczulek od Nat niech się w końcu od niej odwali
OdpowiedzUsuń