Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję :*
W domu po powrocie od razu zrobiłam porządek. Z nikim nawet nie wymieniałam słowa. Byłam na nich wszystkich niewyobrażalnie zła. Nosiło mnie żeby w coś uderzyć, albo z kimś się pokłócić. Jednak nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. Skupiłam się na wykonaniu swojej roboty, żeby ojciec był zadowolony i w końcu się ode mnie odczepił.
Kiedy doprowadziłam dom do porządku takiego, że można było jeść z podłogi szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów. Chciałam znaleźć się już w swoim pokoju i odpocząć. Myślałam, że uniknę kolejnych gadek i uda mi się przed nimi uciec. Jak bardzo naiwna byłam? Niemożliwe żeby ojciec puścił mnie wolno.
- Natalie - usłyszałam go kiedy stanęłam zaledwie na trzecim stopniu.
Zacisnęłam rękę na poręczy i zmusiłam się by na niego spojrzeć.
- Zaraz kończą ci się ferie i od razu zapowiadam ci, że dzisiaj już nigdzie nie wyjdziesz. Usiądź w swoim pokoju i zacznij się do czegoś uczyć.
- Co? Chyba sobie żartujesz? Nie dość, że sama ogarnęłam cały ten bajzel ty masz zamiar mnie dzisiaj tutaj trzymać?
- Wczoraj byłaś na imprezie i spałaś u koleżanki. Wystarczy ci.
- Jesteś śmieszny. Boże w tym domu nie może być normalnie! - warknęłam.
- Co się tam dzieje ? - nagle dołączyła do nas mama. Patrzyła to raz na mnie to na tatę, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
- A co może się dziać? On jak zwykle przesadza i robi ze mnie swoją niewolnicę - byłam szybsza od ojca. - Zaraz się tu rozpęta kolejna idiotyczna kłótnia, bo jakby inaczej! To co robicie jest nienormalne.
- Zamknij się szczeniaku - tata wyraźnie podniósł swój głos. - Widzisz Lindo jak ona na nas patrzy? Jakbyśmy byli od niej niżsi.
Wyrzuciłam w powietrzu rękami słysząc coś tak niedorzecznego.
- Co się tak oburzasz Natalie? - zauważyła matka. - Taka jest prawda.
- Was się słuchać nie da. Chyba zgłupieliście do reszty.
- A słyszysz siebie dziecko? Jak cokolwiek ma być normalnie skoro jesteś taką chamiarą?
- Dajcie mi już spokoju. Serio nie macie czego robić tylko truć mi dupę.
- Koniecznie chcesz rozpierdolić tą rodzinę! - wrzask ojca odbił się w moich uszach nieprzyjemnym echem. - Nie pozwalasz stworzyć ze sobą żadnych dobrych relacji.
- No super. Mam to gdzieś - fuknęłam i wbiegłam po schodach na górę a następnie do swojego pokoju.
Słyszałam jeszcze jakieś wrzaski i obelgi pod moim adresem. Narzekania.
Chcesz rozpierdolić tą rodzinę.
Chcesz rozpierdolić tą rodzinę.
Chcesz rozpierdolić tą rodzinę.
Słowa ojca nie dawały mi spokoju. Słyszałam je w swojej głowie. Zamknęłam się w pokoju, nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca i nic mnie nie cieszyło. Oparłam się o zimną ścianę i zaraz osunęłam się w dół do siadu, przycisnęłam ręce do uszu nie chcąc słyszeć niczego więcej. Moja nienawiść do siebie rosła z każdą taką kłótnią. Według nich byłam na tyle okropna by chcieć zniszczyć im rodzinę.
Nigdy się nie prosiłam o przyjście na świat, a teraz muszę za to płacić.
Śmiało mogę porównać się do czarnej owcy. Nie potrafiłam dogadywać się z rodzicami. W domu byłam raczej sama dla siebie. Trzymałam się od nich na boku i nie było z mojej strony żadnej chęci na naprawienie jakichkolwiek więzi. Szczerze mówiąc dawałam im wszystkim nieźle popalić. Odkąd pamiętam byłam problemem. Najczęściej wdawałam się w kłótnie lub do nich prowokowałam. Miałam niewyparzony język i mój ojciec wcale nie przesadza mówiąc, że z nikim się nie liczę. Nie czuję do nich przywiązania. Brak szacunku odpłacam tym samym. Jedynym co względem rodziców czuję to wyrzuty sumienia. O ile lepiej byłoby im beze mnie.
W panice przed atakiem depresji myślałam o czymś co mogłabym zrobić żeby przestać czuć ten ból. Stany depresyjne w ostatnim czasie znów natarczywie mi dokuczały. Z trudem przychodziło mi tłumienie tego w sobie, a przecież zawsze byłam w tym mistrzynią. Niestety wewnętrzny krzyk zmieszał się z wszystkimi negatywnymi emocjami i tylko ostrzył zęby czekając aż eksploduję.
Coraz gorzej mi się oddychało. Jakby smutek usiadł mi na piersi i swoim ciężarem obarczał płuca. Czułam, że muszę coś zrobić nim moja ciemna strona wyjdzie na wierzch.
Mój wzrok rozbiegł się po pokoju i napotkał zdjęcia nad biurkiem. Byłam na nich oczywiście ja i Julia. Wtedy zakuło mnie w sercu. Poczułam niekontrolowaną chęć zadzwonienia do niej i wypłakania wszystkiego. Chciałam się pożalić kiedy to wszystko tak bardzo bolało.
Nie mogłam. Nie potrafiłam się przełamać.
Wpadłam jeszcze tylko na jeden jedyny pomysł. Wiedziałam, że miałam do tego nigdy więcej nie wracać, zapomnieć. Niestety poddałam się i podniosłam z podłogi szukając mojego ratunku po szafkach.
- Cholera - przeklęłam - gdzie to jest?
Znalazłam ten kawałek metalu w pudełku z kolczykami. Wyjęłam żyletkę, odłożyłam pudełko i w palcach bawiłam się małym, ale co najważniejsze, ostrym przedmiotem.
Zrobiłam kilka kroków do drzwi. Nasłuchiwałam czy nikt nie kręci się po korytarzu, żeby uniknąć przyłapania na gorącym uczynku.
Nic. Cisza. A więc nie miałam się czym martwić i mogłam spokojnie przystąpić do uwolnienia smutku.
Wzięłam ze sobą dwie chusteczki higieniczne. Usiadłam po lewej stronie łóżka. Oparłam się o nie i przez dłuższą chwilę w milczeniu przyglądałam się żyletce.
- Ile to czasu minęło - powiedziałam w myślach, a moje słowa skierowane były do martwego narzędzia.
Odkryłam nadgarstek lewej dłoni, podciągając bluzkę do łokcia. Była zima i nie musiałam się martwić, że nie zdołam ukryć blizn.
Nie mogąc już dłużej znieść demona, który poruszał się we mnie nie spokojnie przejechałam pierwszy raz żyletką po skórze. Syknęłam czując ból fizyczny. Ostrze otworzyło wcale nie dużą rankę, z której zaczęła wypływać krew. Bolało i było dziwnie, ale spłynął na mnie ogromny spokój. Szybko jednak okazało się, że jedno cięcie nie wystarczy, bo spokój zastąpił na nowo wstręt i złość na samą siebie. Wiedziałam, że depresja, z którą zmagam się od kilku lat zaraz nade mną zwycięży, więc znów zraniłam swój nadgarstek. Tym razem rana była dłuższa i głębsza, a przy tym wypuszczała całkiem sporą ilość krwi.
Za trzecim razem straciłam nad sobą kontrolę.
Tłumaczyłam sobie, że to boli bardziej niż to co czuję wewnątrz.
Patrzyłam się na krew, która płynęła mi po ręce i odniosłam wrażenie, że nic już nie może mi się stać, że nikt mnie nie zdenerwuje.
Do moich oczu zaczynały podchodzić łzy, które nie dały się powstrzymać i spłynęły w dół po policzkach. Uczucie błogości odepchnęło na dalszy plan cierpienie, ból, pustkę.
Przycisnęłam chusteczki do ran, a one wchłaniały krew.
Kiedy było już po wszystkim położyłam się na łóżku. Przestawałam krwawić z ran. Dotknęłam ich, przesuwając po nadgarstku palcem wskazującym. Blizny przypomniały jak to było kiedy cięłam się rok temu i byłam od tego zupełnie uzależniona. Czy było lepiej? Wiedziałam, że nie. W życiu robiło się coraz gorzej, coraz więcej się cięłam, więc robiło się jeszcze gorzej i trzeba było się więcej i więcej ciąć.
Kiedy to sobie uświadomiła pomimo, że faktycznie nie byłam już zła ani smutna, to wystraszyłam się, że mogę do tego wrócić i wiedziałam już, że to był błąd nawet jeśli pomocny.
Naciągnęłam rękaw bluzy na nadgarstek nie chcą już na niego patrzeć. Byłam rozdarta i nie radziłam sobie z tym jak wyglądało moje życie.
Zawsze dziwiło mnie to jak sprytnie Bóg (o ile naprawdę istnieje) obmyślił sobie plan dla mnie. Na to jak ma wyglądać moje życie. Kiedy odnosiłam wrażenie, że świat jednak mieni się i dla mnie dobrym światłem nadziei, ten Pan na górze rzucał mi pod nogi nowe wyzwanie, z którym miałam się zmierzyć. Z czasem zaczęłam się zastanawiać jak wielkim psychopatą jest skoro bawi go moje cierpienie.
Powrót do szkoły jak się szybko okazało oznaczał dla mnie starcie z miłością Alberta, którą z niezrozumiałej dla mnie przyczyny, pałał do mnie.
- Natalie czy teraz kiedy wiesz jak bardzo mi na tobie zależy zdecydujesz się ze mną być? - zapytał przyprawiając mnie o mrowienie w brzuchu i zdecydowanie nie było to przyjemne mrowienie.
Zdenerwowana tym, że stoję przed tak poważną decyzją nie potrafiłam poprawnie przekręcić szyfru do swojej szafki. Z moich ust wydobyło się sapnięcie pełne irytacji.
- Zrobię to za ciebie - zaproponował.
- Poradzę sobie.
Nie wiem jak, ale w końcu zebrałam się w sobie i otworzyłam tą cholerną szafkę. Książki, które były mi potrzebne leżały na samym wierzchu, ale ja grzebałam w środku przewracając wszystko by zyskać na czasie i pozbierać myśli.
Albert ku mojemu zdziwieniu robił naprawdę wszystko bym uwierzyła, że jest we mnie szaleńczo zakochany. Niestety nadal nie byłam przekonana co do jego zmiany. Strach, że mogę podzielić los jego byłych dziewczyn nie opuszczał mnie nawet, kiedy Albert niespodziewanie zamienił się w czułego romantyka.
- Czy naprawdę musimy rozmawiać o tym teraz i to jeszcze w szkole? - zmusiłam się w końcu by na niego spojrzeć.
Blondyn nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na moment i chociaż po raz kolejny nie otrzymał konkretnej odpowiedzi był opanowany i nawet się uśmiechnął.
- Nie, ale bardzo nie lubię czekać myszko - powiedział odsłaniając w następnej kolejności swoje idealnie białe zęby.
Zamknęłam szafkę, a wtedy Albert skorzystał z okazji i oparł się o nią wyprostowaną ręką. Stanął przede mną, torując mi drogę. W ostatnim czasie korzystał z każdej takiej okazji by pokazać innym, że należę do niego choć wcale nie było to prawdą.
- Nie każ mi dłużej trwać w niepewności. Wiesz przecież jak bardzo cię chcę - zaczął się nade mną nachylać, po czym złączył ze sobą nasze usta.
Szczerze powiedziawszy chciałam dać szansę Albertowi, gdyby nie kilka następnych sytuacji. Zawsze głęboko wierzyłam, że wszystko dzieje się po coś, a ludzie, których spotykamy na swojej drodze tym bardziej nie są przypadkowi. Uważałam, że spotykamy ludzi, którzy mają nam pomóc, zranić nas, pokochać, opuścić i sprawić, że staniemy się osobami, którymi mamy się stać.
Pewnie byłabym z Albertem, gdyby nie to, że Casper na pewno nie był przypadkiem w moim życiu. Na początku drugiego semestru został uczniem w szkole, do której uczęszczam.
Właśnie miałam się o tym dowiedzieć. Szłam korytarzem trzymając się za rękę z Albertem. Nagle pojawiła się przy nas Julia, która wydała się lekko zniesmaczona tym co widzi. Jej także zmiana Alberta nie przekonywała i wiedziałam, że martwi się o mnie bo w końcu jest moją najlepszą przyjaciółką. W trójkę weszliśmy na wielką hale sportową gdzie miało odbyć się podsumowanie pierwszego semestru.
CASPER (retrospekcja)
Odkąd pamiętał miał w szkole opinię chuligana. Jako buntownik i niegrzeczny chłopak zyskał sobie w niewyjaśniony sposób dużą popularność. Nie było osoby, która by go nie znała i on też znał wszystkich. Był najbardziej lubianą osobą w szkole jak i zdecydowanie najbardziej wpływową i niebezpieczną. Kiedy u jednych budził sympatię, u drugich wywoływał lęk i przerażenie. Każdy kto miał głowę na karku wiedział, że z Casprem nie należy zaczynać, i że jest on w stanie zrobić z człowieka nędzny kawałek gówna, kiedy ktoś zalezie mu pod skórę.
Tym razem Mathers i jego grupka najlepszych kumpli postanowiła utrzeć nosa nauczycielce fizyki. Casper wykradając klucze od pokoju nauczycielskiego i zamykając w nim kobietę twierdził, że sama jest sobie temu winna. Nic nie drażniło go bardziej od nauczycieli, którzy grozili mu wyleceniem ze szkoły albo oblaniem. Chłopak w pierwszym semestrze otrzymał już za swoje wybryki i zachowanie naganę dyrektora, był zawieszony w prawach ucznia a jednak to nic go nie nauczyło. Był zbyt pewny siebie myśląc, że dyrektor nie wyleje go ze szkoły, bo przecież jego rodzice w tą szkołę wkładali kupę pieniędzy.
- Mathers jesteś zajebisty.
- Super akcja koleś.
- Babka się nauczy z kim ma nie zadzierać.
Słyszał pochwały nakręconych na ten numer kolegów. Klepali go po ramieniu i mierzwili mu włosy śmiejąc się słysząc jak zamknięta kobieta uderza w drzwi i krzyczy o pomoc, albo znów miota swoimi groźbami.
Casper w końcu postanowił zawinąć stamtąd chłopaków i uciec żeby za szybko go nie złapali, bo oczywiście to, że go złapią nie było do uniknięcia.
Kamery na korytarzu łatwo go wydały i po lekcjach był skazany na towarzystwo znienawidzonej nauczycielki. Czekała go odsiadka w kozie, ale mimo to nadal było mu do śmiechu. Może siedzieć w tej cholernej klasie bo zobaczył to co chciał. Bardzo zdenerwowaną fizyczkę.
- Trzymaj się stary - jego najlepszy kumpel Christian uścisnął jego rękę i przyciągając go do swojego barku poklepał go po plechach. - Niech cię starucha tylko nie pożre. Była zła jak diabli.
- Spierdalaj Chris - zaśmiał się. - Odsiadka jest jej najgłupszym pomysłem. Pożałuje tego.
Christian spodziewając się tego po przyjacielu zaśmiał się tylko i zaczął odchodzić.
- Dobry chłopiec. Do zobaczenia na wyścigu.
- Narka.
Pożegnali się i rozeszli każdy w swoją stronę. Casper wszedł do klasy fizycznej gdzie starucha już na niego czekała. Włożył ręce w kieszeni i usiadł na trzecim miejscu w środkowym rzędzie. Nie okazując kobiecie ani odrobiny szacunku rozsiadł się i patrzył na nią wiedząc, że może ją tym rozzłościć.
- Mathers czy ty naprawdę chcesz być wylany i to przed drugim semestrem? Byłam u dyrektora i tym razem nie będzie dla ciebie już taki łagodny.
- Już widzę jak pani albo dyrektor cokolwiek z tym robicie - prychnął i zdławił w sobie śmiech. - Jesteście żałośni.
- Nie zdajesz sobie z niczego konsekwencji! Musisz ponieść w końcu karę za swoje postępki i ja się o to zatroszczę! Zamykać nauczycielkę w pokoju?! To już nie pierwszy taki bezczelny numer!
- Naprawdę miło mi to słyszeć - położył swoje nogi na ławce i zmierzył kobietę wzrokiem. - Gówno mi możecie zrobić. No bo niby co to teraz ma być? Jakaś odsiadka i pewnie na tym się kończy. Jesteście bezsilni.
- Mylisz się chłopcze. Dość twojego terroryzowania szkoły. Jesteś niewychowany i niczego nie szanujesz - nauczycielka coraz bardziej się denerwowała co na jej nieszczęście Caspr'a tylko nakręcało.
- Terroryzowania? - wybuchnął głośnym śmiechem. - Ja jestem tutaj cholernym idolem. Dyrektor mnie wyleje, pani będzie miała przesrane bo chłopcy się za mnie odegrają. Więc na co pani ta zabawa ze mną?
- Nie próbuj mi grozić Mathers - warknęła.
Chłopak podniósł się, zrobił parę kroków w jej stronę i ucieszył go strach w oczach nauczycielki.
- Kiedy będę mógł sobie pójść? Muszę zapalić.
- Nigdzie nie wyjdziesz przez najbliższą godzinę.
- Ach tak? - cała jego postać śmiała się kobiecie prosto w twarz. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wyciągnął jednego i zatrzymał go przed twarzą kobiety. - Więc zapalę tutaj - podpalił papierosa.
- Nie można palić w klasie! Wyrzuć tego papierocha - nauczycielka cała się zagotowała.
Casprowi coraz bardziej podobało się dręczenie fizyczki. Ignorując jej rozkaz wypuścił dym prosto w jej twarz.
- Przestań to robić Mathers! - wrzasnęła i zaczęła kasłać.
Chłopak oczywiście nie przestał. Ciągle kierował w jej stronę dym, a kobieta kasłała coraz bardziej. Bawiło go to jak kobieta udaje, że się dusi. No przynajmniej on uważał, że udaje dlatego postanowił nie marnować na nią więcej czasu i wyjść z klasy. Wrzucił palącego się jeszcze peta do kosza, w którym zaraz po jego wyjść zapłonął ogień przez stertę leżących w nim kartek.
Włączył się alarm przeciwpożarowy i tak prawdopodobnie znaleziono nauczycielkę, która była, jak się okazało, silnie uczulona na jakiś związek chemiczny w dymie nikotynowym i trafiła do szpitala.
Casper Mathers został wyrzucony ze szkoły. Drugi semestr miał rozpocząć w innym liceum.
Natalie
Wszystkie klasy zebrały się już na hali. Dyrektor przemawiał dość długo przedstawiając wyniki w nauce uczniów po pierwszym semestrze. Mój telefon nagle zaczął wibrować informując mnie o tym, że dostałam sms'a.
Od: nieznany
Chcę żebyś zdechła.
Przełknęłam głośno ślinę i cała zaczęłam się trząść. Odeszłam trochę na tył był Albert i Julia niczego nie widzieli. Mój wzrok tępo zatrzymał się na treści sms'a. Czytałam go w kółko i w kółko aż przyszedł następny.
Od: nieznany
Won z brzydalami.
Rozejrzałam się po sali pełnej uczniów próbując zauważyć w tłumie kogoś kto trzymałby telefon. Niestety nie zobaczyłam nic podejrzanego. W mojej głowie aż huczało od napływu nagłego szoku. Wiedziałam, że kilka osób za mną tutaj nie przepada, ale to było przegięciem. Cała roztrzęsiona zmusiłam się aby wrócić na miejsce.
- Co jest Nat ? - zapytał Albert, kiedy znów stanęłam przy nim.
- Nic. Tylko zrobiło mi się nagle słabo - powiedziałam i nie do końca było to kłamstwo. Poczułam, że naprawdę robi mi się niedobrze. Cały obraz zaczął się kręcić i robić coraz bardziej niewyraźnie.
W momencie kiedy przed moimi oczami zrobiło się całkowicie ciemno, ktoś szturchnął mnie swoim ramieniem i usłyszałam tylko męski głos mówiący przepraszam. Później nic tylko ciemność i nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Obraz wrócił do mnie wraz ze świadomością bardzo niechętnie i powoli. Zorientowałam się, że ktoś wyprowadza mnie z apelu przed szkołę.
- Co się dzieje? Skąd wiesz co robić? - pierwszy dotarł do mnie głos Alberta.
- O mój boże Natalie! - później usłyszałam za sobą panikującą Julie.
- Ma anemie. Nie pierwszy raz jej się to zdarzyło - wytężyłam swój umysł i słuch, żeby pojąć kto był trzecim głosem. Chwilę zajęło mi zrozumienie, że był to nie kto inny jak Casper.
Wyprowadzili mnie przed szkołę i kazali usiąść na schodkach.
- Przynieście wody - polecił Casper.
- Zostanę z nią - Albert zaprotestował. Cholera zawsze jest taki uparty.
- Albert choć ty pójdziesz po pielęgniarkę. On chyba wie co robić - Julia odciągnęła go i zmusiła do pójścia razem z nią.
Nawet się ucieszyłam. Wszystkie ich głosy były dla mnie bardzo drażniące, bo nie całkiem jeszcze wróciłam do siebie. Kiedy już widziałam wszystko wyraźnie poczułam jak drętwieją mi dłonie.
- Opuść głowę kicia. Twoi przyjaciele zaraz wrócą, a do ciebie musi wrócić krew - Casper pogłaskał mnie po plecach, a ja wtedy spojrzałam w bok by móc go widzieć.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytałam pochylając głowę do dołu tak jak kazał.
- Wygląda na to, że będziemy chodzili do jednej szkoły.
Wymamrotałam tylko coś w stylu mhm bo byłam już za bardzo skupiona na tym, że palce mi zesztywniały, czułam w nich bardzo nieprzyjemne mrowienie i nie mogłam nimi ruszać.
- Znowu mnie ratujesz - zaśmiałam się chcąc nie myśleć o tym, że moje palce mnie nie słuchają.
- No cóż rola superbohatera na pełen etat do czegoś zobowiązuje - też się roześmiał, a chwilę później przybiegła Julia z Albertem i pielęgniarką.
Polecono mi wrócić do domu, a tym zajął się znowu Casper pomimo niezadowolenia Alberta. Siedząc w jego samochodzie kazałam mu opowiedzieć o tym jak wylali go ze szkoły. Nie mogłam uwierzyć w tą szaloną historię. Głupek. Pomyślałam. Śmieliśmy się razem i wydawało mi się, że wracam do siebie kiedy nagle poczułam wibracje telefonu. Wiedziałam już kto napisał i chwilę biłam się z myślami czy chcę to czytać.
Od: nieznany
Ty cholerna szmato, spójrz na siebie jesteś paskudna.
Serce podeszło mi do gardła i przeklęłam w następnym momencie dar Caspra do czytania z mojego wyrazu twarzy. Niemal natychmiast zauważył, że coś jest nie w porządku i zwinnym ruchem ręki wyrwał mi telefon po czym zaczął czytać sms'a, a później też poprzednie.
- Wiesz kto to może być? - zapytał oddając mi telefon. Jego szczęka zacisnęła się i było widać, że jest naprawdę wściekły.
- Nie i nie warto się tym przejmować. Dam sobie radę Casper, okay?
- Nie ma mowy. Teraz to już też i moja sprawa - wysyczał przez zęby.
- Casper spójrz na mnie.
Zrobił to.
- Nie jestem warta twojego zachodu. Niczyjego zresztą. Zapomnij o tym.
Chłopak gwałtownie nacisnął na hamulec i samochód zatrzymał się z piskiem opon, bo Casper nadal prowadził jak opętany przez co ciągle byłam na krawędzi życia i śmierci.
Patrzył na mnie i widziałam, że jego oczy, które całe pociemniały ze złości teraz zrobiły się znowu łagodne i jasne. Dotknął mojego policzka i zbliżył się do mnie by pocałować mnie w czoło.
- Jesteś i nie chcę tego nigdy więcej słyszeć, dobrze kicia? Załatwię to.
Poddałam się w końcu. Spuściłam wzrok i przez resztę drogi nie odezwałam się nawet słowem. Byłam za bardzo przygnębiona, żeby rozmawiać.
Jeszcze gdyby tacy faceci byli naprawde. chcialabym takiego caspra miec dla siebie o boze haba kocham to opowiadanie i czekam na kolejny rozdzial :*
OdpowiedzUsuńTak dzwinie mi sie wydaje ze to Albert pisze te wiadomosci... jakos go nie lubie. rozdzial oczywiscie cudowny . oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńja też chcę takiego superbohatera :D o boziu, świetny rozdział :*
OdpowiedzUsuńCiekawe kto pisze te smsy :o Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału! <3
OdpowiedzUsuńTez cos mi sie wydaje, ze to Albert albo nie wiem czemu jej ojciec ? Moze nie jest on jest biologicznym ojcem ? Moze ja adoptowali ? I dlatego ja tak traktują ? Bo przeciez tamtą jej siostre normalnie traktują...
OdpowiedzUsuńProsze nie czekaj na 20 komentarzy i dodaj jak najszybciej kolejny rozdział :-)
Genialne<3 Szkoda mi tylko Natalie. Ale niemożliwe, żeby to pisał Albert, przecież był przy niej. No nie powiem, rozdział wprawił mnie w zakłopotanie:) Mam nadzieję, że wszystko się ułoży<3 Czekam na kolejny!:*/Krl
OdpowiedzUsuńPotem do niej podszedl. mi sie wydaje ze to albert wgl on taki dziwny. nie lubie go. a ta historia z fajkiem swietna haha zabilabym za takiego caspra *-* dodaaaj jaj najszybciej 9 prooosze :*
OdpowiedzUsuńSuperbohater!! Mega rozdział!
OdpowiedzUsuńbardzo dobry rozdział, tak tajemniczo się zaczyna robić. no i uczucie kwitnie pomiędzy tą cudowną dwójką, HELL YES! dajesz rade dziewczyno. powodzenia z następnym xx
OdpowiedzUsuńdziewczyna od email'i (dziwnie to brzmi haha)
Ale mnie zaskoczylas tymi esami .. Ale Albert musiał sie wpienić za to, że Casper wiedział o tym jak ma sie zachowac , co zrobić, ze ma anemie , a jej przyjaciel a teraz chłopak nie wiem ..hehe .. a znają sie od niedawna z Casprem a z Albertem od dawna..
OdpowiedzUsuńCzek na kolejny rozdzial;)
Swietny rozdzial. Niesamowicie zaczyna sie wszystko rozkrecac, tylko czekac z niecierpliwoscia na nastepny :)
OdpowiedzUsuńCzekam nn
OdpowiedzUsuńJezu jak ja na to czekałam :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam jak opisujesz to co ona czuje, w pewnych momentach czuje s ie jak ona i boże świetne to jest ♥ chciałabym żeby Natalie była już z Casperem xd cóż czekam na następny i weny ;*
super rozdział, fajnie sie czytało. czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńJuż nienawidze tego nieznajomego yhh ale tak to piękny :))
OdpowiedzUsuńSwietne ^^ uwielbiam ich wszystkich
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdzial? Czekamyy:)
OdpowiedzUsuńTak bardzo uwielbiam! @newyorkismy
OdpowiedzUsuńRobi się ciekawie.
OdpowiedzUsuńDlaczego ja nie mam przy sobie takiego superbohatera świetny rozdział
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, genialna historia, mimo iż dość irytuje mnie ten zwrot ,,kiciu". Nie wiem czemu po prostu mnie denerwuje ale wszystko inne jest super :) gratuluje
OdpowiedzUsuń