czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 12

Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję :*


Światło nowego dnia wpadło do pokoju przez żaluzje. Promienie słońca, które postanowiły zwiedzić pokój Caspr'a napotkały moje oczy i je poraziły. Był to poranek z rodzaju tych, które zapowiadają nadejście wiosny. Poczułam jak światło drażni moje powieki. Otworzyłam więc oczy, ale natychmiast tego pożałowałam. Musiałam mragnąć i wytężyć swój wzrok żeby przyzwyczaić go do panującej wokół jasności. Gdy już słońce przestało mi przeszkadzać spojrzałam na Caspr'a, który nadal był pogrążony we śnie. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę nie mogąc się nadziwić, jak bardzo spokojnie wygląda. Jego rysy twarzy, kiedy spał zupełnie złagodniały. Oddech miał miarowy a włosy, które zawsze były idealnie ułożone teraz potargały się i zamiast odjąć mu uroku tylko mu go go dodały. W miarę kiedy tak na niego patrzyłam trudniej mi było uwierzyć, że to ten sam niegrzeczny i buntowniczy Casper jakiego poznałam. 
Żal mi było go budzić, jednak wiedziałam, że czas mnie goni i powinnam wracać do własnego domu. Szturchnęłam go więc w ramię. Za delikatnie jak się okazało bo chłopak nawet nie zareagował. Pomyślałam, że nie mogę mieć dłużej dla niego tak miękkiego serca i szturchnęłam go po raz drugi, ale mocniej. Wtedy zmrużył powieki i wymamrotał coś co nie przypominało słów. 

- Casper wstawaj, proszę cię - powiedziałam półszeptem. Nadal byłam dla niego za miękka.

Odpowiedział mi kolejny pomruk. Chłopak przetarł swoją twarz dłonią i spróbował otworzyć oczy, ale kiedy tylko to zrobił słońce go oślepiło i szybko nakrył głowę kołdrą. 

- Casper! - podniosłam głos próbując być bardziej stanowczą. - Nie wygłupiaj się i wstawaj. 

- Natalie zlituj się - wymamrotał. - Nie możesz jeszcze trochę pospać? 

Z ust wyrwał mi się śmiech. Pociągnęłam za kołdrę odsłaniając tym samym jego twarz, a on syknął kiedy znów uderzyło go światło. 

- Nie. Było miło, ale nic nie może trwać wiecznie Casper. Dlatego teraz grzecznie wstaniesz i mnie odwieziesz chyba, że zależy ci na mojej szybkiej śmierci - dotknęłam jego policzka i zaczęłam go po nim głaskać. 

- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Więc skoro chcę spędzić wieczność z tobą w tym łóżku to nic mnie nie powstrzyma - mówiąc to wreszcie otworzył swoje oczy. Spojrzał na mnie i w tamtym momencie na jego twarzy pojawiły się bardzo ładny, chłopięcy uśmiech. Odjął moją rękę od swojego policzka i zbliżył ją do swoich ust. Delikatnie ją pocałował, przez co  zapłonęły mi policzki. 

- Och nie weźmiesz mnie na to. Podnoś się w tej chwili - nadal chciałam wydawać się bardzo stanowcza chociaż jego usta składające pocałunek na wewnętrznej stronie mojej dłoni przyprawiły mnie o lekki dreszcz i wiedziałam, że jeszcze trochę i mu ulegnę.

- Nie wezmę? - Casper wydał się nagle ożywiony. Dźwignął się na łokciu i tak szybkim ruchem, że nawet nie zdołałam się obronić, usiadł na mnie w rozkroku i chwycił obie moje ręce wciskając je następnie w materac. 

- Nie ma mowy żebym nabrała się na te twoje uwodzicielskie sztuczki i zostawiła cię w spokoju, żebyś mógł sobie tutaj leżeć - zmierzyłam go wzrokiem.

Chłopak wtedy uśmiechnął się łobuzersko po czym zaczął się nade mną pochylać. Pocałował mnie w policzek i ten krótki gest wystarczył, żeby przeszedł mnie kolejny dreszcz. 

- Casper - wymamrotałam starając się zachować ostatnią odrobinę siły do walki z nim.

- Powiedz kiedy mam przestać Nat - szepnął do mojego ucha i na nim również złożył pocałunek. 

 Po płatku ucha jego usta powędrowały na skroń. 

- Mów kiedy mam przestać. 

Czułam jak jego nos jeździ wzdłuż mojego policzka i chłopak coraz bardziej zbliża się do ust. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Dłużej nie mogłam z tym walczyć. Chciałam żeby mnie pocałował. Wszystko we mnie aż się do niego rwało. Przegrałam. 

Casper złączył nasze usta nie słysząc hasła "przestań", które powinnam powiedzieć, ale zdrowy rozsądek schodził na drugi plan kiedy chodziło o tego konkretnego chłopaka.
Przyciągnęłam go do siebie, zacisnęłam dłonie na jego koszuli i przygarnęłam go mocniej. Oplotłam rękami jego szyję, a jego włosy załaskotały mnie w dłonie. Casper jęknął cicho w moje usta. Najpierw całował mnie delikatnie, ale teraz już zdecydowanie mocniej. Czułam żar jego ciała, wydawało mi się nawet, że słyszę jak szybko bije mu serce, nam obojgu.
Chłopak przewróciła nas na materac tak żebym to ja mogła być na nim. Wplątał swoje ręce w moje włosy. W tamtym momencie przez moje ciało przeszedł kolejny przyjemny dreszcz. Wpiłam się w jego usta z jeszcze większą namiętnością. Zaczynało mi brakować tchu więc oderwałam swoje usta od jego rozgrzanych warg.

- Casper naprawdę muszę wracać - mówiłam będąc nadal tak blisko jego ust, że mogła je muskać przy każdym słowie.

Żar podniecenia tlący się dotąd w jego oczach zaczął po woli znikać. Nie patrzył jednak na mnie jakby się pogniewał, był zawiedziony, albo wściekły. Jego spojrzenie było łagodne a nawet pełne uwielbienia.

- Dobrze kicia - uśmiechnął się i sięgnął ręką do mojego policzka, dotknął go opuszkami. - Ale obiecaj mi, że jeśli ojciec podniesie na ciebie rękę to od razu do mnie zadzwonisz.

Bez namysłu skinęłam twierdząco głową.

- Obiecuję - powiedziałam i od razu otrzymałam szybkiego całusa w usta.

- Grzeczna dziewczynka. Daj mi moment żebym się przebrał i jedziemy.

Zeszłam z niego, a potem on wstał z łóżka i ruszył w stronę szafy z ubraniami. Ja natomiast zostałam na swoim miejscu, opadłam na materac i poduszki. Wodziłam wzrokiem za chłopakiem uśmiechając się bardziej do siebie niż do niego. Ruszał się w niezdarny sposób. Nogi mu się plątały przez to, że nadal był senny i co chwila przecierał swoją twarz, albo mierzwił sobie włosy. Kiedy już wybrał sobie ubrania, ściągnął przez głowę koszulkę, w której spał. Wiedział, że patrzę i specjalnie odwrócił się w moją stronę. Kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu, który starał się nieudolnie powstrzymać, bo był zadowolony z tego, że mu się przyglądam.

- Robisz to specjalnie - zaśmiałam się i rzuciłam w chłopaka poduszką, która niestety go nie trafiła bo zrobił szybki unik.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi Natalie - rzucił na krzesło swoją koszulkę i odsłonił przede mną swoje mięśnie brzucha, tatuaże na klatce piersiowej i rękach.

Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Casper prawdopodobnie posiadał najbardziej idealne ciało i choćbym nie wiem jak się starała moje oczy i tak pragnęły cieszyć się tym widokiem.

- Sprawiasz, że coraz bardziej nie chcę wracać do domu - odparłam.

- Wierz mi, że ja jeszcze bardziej chciałbym cię tu zatrzymać - wciągnął na siebie nową koszulkę. Szybko zmienił też spodnie i zrobił parę kroków zbliżając się do łóżka. Podał mi rękę, którą ja od razu chwyciłam i zmusił mnie do wstania z łóżka.

Przyciągnął mnie do siebie, położył ręce w mojej talii i mocno musnął moje usta.

- Natalie, ja przez ciebie wariuję. Wcześniej pragnąłem wielu dziewczyn i kiedy już je zdobywałem szybko przestawałem ich chcieć. A kiedy poznałem ciebie stało się ze mną coś przez co przestałem poznawać samego siebie. Najpierw bardzo chciałem cię poznać. To mną zawładnęło. Ciągle pytałem o ciebie Ash. Później patrzyłem na ciebie i Alberta. Widziałem jak się śmiejecie i czułem się zły, że to nie ja cię rozśmieszam. Patrzyłem też jak cię całował i uważałem go za wielkiego szczęściarza. Czułem, że to powinienem być ja i niszczyło mnie to każdego dnia. Nigdy mu nie wybaczę, że cię zranił. Nienawidzę go. Jednocześnie jestem taki szczęśliwy, że teraz jesteś ze mną. Natalie ty mnie zmieniasz.

Stałam w jego objęciach lekko oszołomiona. Czułam jak moje serce robi fikołka. Nigdy w życiu nie słyszałam takiego wyznania. Casper wpatrywał się w moje oczy i próbował wyczytać z nich moją reakcję. Nagle poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Po raz pierwszy w życiu niemal płakałam ze szczęścia, a nie przez to, że cierpiałam.

- Casper nie mam pojęcia jaki cudem sobie na ciebie zasłużyłam - wyszeptałam, a on przytulił mnie do siebie i zaczął masować moje plecy.

- Chyba nie powinienem był tego mówić bo płaczesz - usłyszałam i wydałam z siebie dźwięk przypominający stłumiony śmiech.

- A ja się właśnie cieszę, że to powiedziałeś. Naprawdę się cieszę - przywarłam do niego bardziej, pozwalając sobie na to by się w niego wtulić.

- Oj kiciu - zaśmiał się cicho pod nosem - chodźmy już. Pamiętasz, że musisz wrócić do domu? Nie chcę, żeby twój ojciec za bardzo się wściekł.

- Jasne - wyszłam z jego objęć. - Pamiętam. Możemy już jechać - szybko pocałowałam jego policzek po czym ruszyłam w stronę drzwi, a on zaraz za mną.

Podczas jazdy przypomniało mi się, że skończyły mi się papierosy, a że kłótnia między mną a ojcem wisiała w powietrzu wiedziałam, że będę ich potrzebowała. Poprosiłam więc Caspr'a żeby zatrzymał się przy jednym ze sklepów. 

- Dzień dobry panie Lucasie - powitałam zaprzyjaźnionego sprzedawcę wchodząc beztroskim krokiem do jego sklepu.

- Natalie, dziecino! Czym mogę ci służyć? - zapytał, a ja podeszłam do lady z szerokim uśmiechem. 

Postukałam się palcem po brodzie wodząc wzrokiem po paczkach papierosów wystawionych na półkach za panem Lucasem. 

- Dzisiaj poproszę Malboro Ice Blasty - zaczęłam grzebać jedną ręką w kieszeni spodni, a sprzedawca sięgnął po papierosy. Szybko schowałam je do rękawa swojej bluzy i zapłaciłam mężczyźnie. 

- Nadal się tym trujesz dziecino? - zapytał. 

Dobry pan Lucas, pomyślałam i uśmiech na mojej twarzy się powiększył. Mężczyzna patrzył na mnie z sympatią wypisaną na twarzy. Jego zmarszczki na czole i przy kącikach ust, kiedy się uśmiechał były bardziej widoczne. 

- Widzi pan jestem z tego pokolenia nastolatków, którzy nauczyli się, że alkoholem i papierosami można zabić w sobie uczucia - wzruszyłam ramionami, a on pokręcił głową i westchnął cicho. 

- Na nic dobrego ci to nie wyjdzie Natalie.

- Za dużo mam w sobie do zabicia, żeby martwić się czy wyjdzie mi to na dobre - powiedziałam i zostawiłam sprzedawcę w swoim ciepłym sklepiku. - Do widzenia! 

- Do widzenia dziecino! - usłyszałam za sobą. 

Zobaczyłam, że Casper wyszedł z samochodu. Oparty o maskę auta palił swojego papierosa. Na mój widok jego twarz się rozjaśniła, ale jego oczy zaraz zwróciły się w innym kierunku. Podążyłam za nim i zobaczyłam dwie dziewczyny, które patrzyły się na niego jakby był apetycznie wyglądającą babeczką polaną lukrem. Naprawdę dziwiłam się, że ślina nie spływa im po brodach. Chichotały i mówiły coś do siebie i czerwieniły się kiedy tylko Casper obdarzył je swoim spojrzeniem. 

Przewróciłam oczami na ten żałosny widok i podeszłam do chłopaka. 

- Co za żenujący obrazek - prychnęłam.

Casper wtedy spojrzał na mnie, a jego usta cicho się roześmiały.

- Mi to nie przeszkadza w końcu mają się na co patrzeć. Jestem przecież tak nieludzko atrakcyjny - wyszczerzył się do mnie.

- Słyszałeś, że skromność to atrakcyjna cecha? - burknęłam, a wtedy chłopak położył swoje dłonie w mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Oplótł mnie wokół pasa i spojrzał mi w oczy. Widziałam, że jego nadal się śmieją.

- Ale tylko u naprawdę nie atrakcyjnych ludzi. Ja niczego nie udaję, a one dopiero teraz mają na co się patrzeć - najpierw nie rozumiałam o co mu chodzi, ale kiedy już złączył nasze usta w pocałunku, który zapierał dech w piersiach wszystko pojęłam i miałam nadzieję, że naprawdę patrzą.

Kiedy odkleiliśmy się od siebie nie mogłam się powstrzymać, żeby spojrzeć za siebie. Dziewczyny odchodziły z zadartymi do góry nosami. Casper się roześmiał i poprawił mi włosy za ucho.

- To musiał być dla nich cios, że nie jestem nimi zainteresowany bo tak naprawdę nie widzę świata poza tobą - usłyszałam i poczułam, że do moich policzków napływa gorąco. 

- Zawsze kiedy mówisz mi takie rzeczy mam wrażenie, że płonę żywym ogniem. A ciebie to bawi prawda? 

- Owszem lubię jak się rumienisz. To coś złego? Sprawiam przyjemność nam obojgu. Wracajmy już do środka kicia. Masz te swoje papierosy? 

- Mam - potwierdziłam i wyplątałam się z jego objęć. 

Wsiadłam do samochodu, a Casper zaraz po mnie. Ruszył w dziwnie wolnym jak dla siebie tempie. Chyba naprawdę nie lubił się ze mną rozstawać, bo normalnie jechałby tak, że żołądek podszedłby mi do gardła. 

Wyciągnęłam swoje papierosy z rękawa i włożyłam paczkę między piersi do stanika. Casper spojrzał na mnie kątem oka, a uśmiech znów niekontrolowanie wdarł się na jego twarz.

- Twoi rodzice nie wiedzą, że palisz? 

- Może wiedzą, ale wolą się łudzić, że nie a ja nie ryzykuję wpadką. Oni są naprawdę chorzy na tym punkcie - wywróciłam oczami. 

- Wiesz może mi też przestanie się to podobać i będę musiał cię przeszukać, żeby zabrać ci te śmiercionośne narzędzie? 

Spiorunowałam chłopaka wzrokiem i uderzyłam go żartobliwie w ramię. 

- Jesteś beznadziejny.

- Wcale, że nie. Jestem beznadziejnie, po uszy zakochany i... - spojrzał na mnie uśmiechając się w taki sposób, że musiałam się zaśmiać - wcale nie uważasz, że jestem beznadziejny. Myślisz, że jestem uroczy.

- Na pewno z tym swoim zawyżonym ego. Masz rację to bardzo urocze. 

Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Patrząc na znajome podwórko aż pobladłam i miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Bałam się konfrontacji z ojcem. Ten człowiek tak bardzo zniszczył mnie psychicznie, że na samą myśl o nim dopadały mnie ataki paniki. Panoszył się i grał na mojej słabej psychice tak jak mu się podobało. Zniszczył mnie. 

Nacisnęłam na klamkę, ale Casper zatrzymał mnie dotykiem swojej dłoni na moim ramieniu. Spojrzałam na niego. Nie było mu już do śmiechu. Spoważniał i z troską patrzył na mnie jakby się bał tego co może się stać.

- Pamiętasz żeby do mnie zadzwonić jakby coś się działo tak? - zapytał.

Przełknęłam głośno ślinę. Wolałabym nie musieć dzwonić. 

- Pamiętam. 

- Kocham cię - pocałował krótko moje usta i dotknął kojąco dłonią mojego policzka. 

Wysiadłam zostawiając go samego w samochodzie. Tak jak zawsze pomachałam mu na pożegnanie i ruszyłam w stronę domu. Nie słyszałam, żeby Casper odjeżdżał. Pewnie czekał aż zniknę za drzwiami. 
Kiedy przekroczyłam próg domu serce mi się ścisnęło. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. 

Pierwszą osobą jaka zauważyła mój powrót była mama. 

- Dziecko! Natalie! Gdzie ty się podziewałaś? - zapytała wycierając ręce w ścierkę. Musiała myć naczynia, kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do mieszkania.

- Spałam u - zawahałam się na ułamek sekundy - Ashley. 

- Tata bardzo się na ciebie złościł. Nic nam nie powiedziałaś tylko wyszłaś z domu. Odchodziłam od zmysłów kiedy nie wróciłaś na noc. 

- Przepraszam. Do późna się uczyłyśmy i wypadło mi z głowy żeby do was zadzwonić. Byłyśmy takie padnięte, że nie zauważyłyśmy nawet kiedy zasnęłyśmy. 

Patrzyłam na mamę próbując wyczytać z jej twarzy czy mi uwierzyła i czy nie jest na mnie wściekła. Chwilę zastanowiła się nad moimi słowami, ale  końcu zeszła mi z drogi i złagodniała na twarzy.

- Dobrze Natalie, ale żeby to się więcej nie powtórzyło.

Zrobiłam zaledwie parę kroków wymijając matkę i marząc o tym, żeby znaleźć się we własnym pokoju a tym samym odwlec nieuniknioną kłótnie z ojcem, ale on był czujniejszy niż mi się wydawało. Pojawił się nagle przede mną i z obrzydzeniem spojrzał na moje ręce. Aż wzdrygnęłam się od jego spojrzenia i zawstydzona chwyciłam się za rękę naciągając bluzę bardziej w dół. Wiedziałam, że myśl o tym, że się pocięłam nadal napawa go słusznym wstrętem. 

- Gdzie byłaś przez całą noc?! To ostatni raz kiedy wybierasz z domu i nie wracasz! Ty okropny, bezmyślny dzieciaku! Czy wiesz co przechodziła twoja matka i ja?! Jak się baliśmy?! 

Nie wierzę, że się o mnie bałeś. Cisnęło mi się na usta, ale nie wypowiedziałam tego głośno.

- O tym co zrobiłaś nigdy więcej nie chcę słyszeć, a tym bardziej nie chcę tego widzieć! Nigdy nie wrócimy do tego tematu! Same z tobą problem!  Kurwa czego ja się doczekałem! Żeby moje własne dziecko ciągle kopało pode mną takie doły! Mam nadzieję, że do twojego głupiego łba dotarło, że to co zrobiłaś było skończonym debilizmem! Tak robią tylko czubki, wariaci! 

Podszedł do mnie, złapał mnie za kark i ścisnął. Fala bólu zalała mnie i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Matka wciągnęła gwałtownie powietrze. Słyszałam ją. Stała jeszcze za nami i nawet nie reagowała. 

- Wykończysz mnie kiedy cholerna wredoto! 

- O ile zdążę zanim ty mnie wykończysz. Zupełnie ci odbija. Już dawno tak często nie podnosiłeś na mnie łap. No już uderz mnie i pokaż jaki mocny jesteś. 

Spojrzałam na ojca, który właśnie gniewnie zmrużył oczy. Wymierzył mi uderzenie pięścią w brzuch. Bolało tak, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza i miałam ochotę pluć krwią. 

- Richard! - wrzasnęła matka. W kilka sekund pojawiła się przy mnie i ojcu próbując go ode mnie odciągnąć. - Zostaw ją! 

- Naprawdę przyrzekam, że gdybyś była synem sprałbym cię jak psa. 

- Richard co ty mówisz? - matka przyłożyła dłoń do ust i z przerażenia cała się trzęsła.

Ja natomiast odepchnęłam od siebie ból i starałam się wyprostować. 

- Robisz swoje chore kłótnie i nie widzisz swoich błędów. Spójrz na mamę. Zaraz doprowadzisz ją do płaczu. Jesteś cholernym tyranem. Zostaw mnie. 

Dostałam po tych słowach kolejny raz w brzuch. Teraz naprawdę mało brakowało, żebym nie wypluła z siebie krwi. Jeszcze mocniej ścisnął mój kark i sprawił, że oczy zaszły mi łzami od przeszywającego bólu, który czułam już niemal wszędzie. Puścił mnie jednak i wtedy cała obolała biegiem wyminęłam jego i matkę. Chciałam wejść do łazienki bo czułam, że lada moment i zwymiotuję, ale drzwi były do niej zamknięte.

Usłyszałam, że ktoś w niej mnie wyprzedził i już rzyga do toalety. Ty kimś nie mógł być nikt inny jak tylko Victoria. Zapukałam do drzwi łazienki, a wtedy kolejna fala bólu omal nie zdjęła mnie z nóg. Brzuch, w który oberwałam najmniej nie dawał mi spokoju. 

- Vic wpuść mnie proszę! - waliłam nadal do drzwi, aż w końcu siostra je otworzyła i wpuściła mnie do środka.

Na mój widok zamarła. Trzasnęła za mną drzwiami i zamknęła je na zamek. 

- Natalie co się stało? Ojciec cię pobił? - zapytała będąc w zupełnym szoku. Dotknęła moich pleców i odgarnęła włosy z twarzy, a wtedy ja wygięłam się w odruchu wymiotnym, ale niczego z siebie nie wyrzuciłam. Nic nawet nie jadłam, żebym miała czy rzygać.

- Nie słyszałaś tej jatki?

- Słyszałam - przygryzła nerwowo dolną wargę. - Nat, dlaczego?

- Nieważne. To przy tym jak kiedyś oberwałam jest niczym - osunęłam się po ścianie łazienki na dół, aż mój tyłek uderzył o zimne kafelki. Spojrzałam na siostrę, a później na toaletę. - Znów to robisz.

- Natalie to nic takiego. Teraz na pewno nie jest tak ważne jak to, że oberwałaś. Ojciec jest szalony.

- Nie odwracaj kota ogonem Vic. Zmuszasz się do wymiotów. Myślałam, że z tym skończyłaś. 

Naprawdę miałam nadzieję, że siostra po ostatniej rozmowie ze mną nigdy więcej do tego nie wrócić. Patrząc na nią, taką wystraszoną, stojącą przede mną, pomyślałam, jak bardzo obie jesteśmy wyniszczone. Rodzice nigdy o niczym nie wiedzieli. Czasem myślę, że też wolałabym nie wiedzieć tak jak oni. Razem z siostrą robimy sobie wielką krzywdę, ale nie potrafimy też sobie w żaden sposób pomóc. Teraz było to dla mnie jasne. Nie zrobiłam wystarczająco dużo, żeby siostra przestała wymuszać wymioty. 

- Byłam taka głupia. Ty znów przestałaś jeść śniadania, unikałaś obiadów, a kiedy już coś jadłaś to gdzieś znikałaś. No i ćwiczyłaś znowu tak dużo, a mimo to ciągle narzekałaś, że jesteś gruba. Przepraszam Vic - głos mi drżał i był słaby. Spojrzałam na swoje ręce, które też się trzęsły.

- Natalie ty nie zrobiłaś nic złego. Ja czuję się źle z samą sobą i muszę coś z tym zrobić. Znowu przytyłam. Wyglądam okropnie. Zobacz tylko jaka gruba jestem i nie mów, że nie. Wiem, że kłamiesz bo jesteśmy siostrami. Ja to wszystko widzę. Te grube nogi i brzuch. 

- Victoria tylko się wyniszczasz tymi wymiotami. Wiesz o tym. Dlaczego nadal to robisz?

- Nat, nie mów tak. Nie zrozumiesz.

- Masz rację. Nie zrozumiem, że jesteś taka chuda a nadal uważasz, że jest inaczej. Nie chcę żebyś wpędziła się w jakieś bagno Vic. Anoreksja, bulimia. Wiesz ile teraz tego wszystkiego panuje. Proszę nie możesz sobie tego zrobić.

- Będę robiła nadal to co uważam za słuszne, aż nie spojrzę na siebie w lustrze i nie będę zadowolona. 

Po tych słowach stanęłam z kafelek czując się przegraną. Teraz jednak może i faktycznie odpuściłam, ale nigdy nie przestanę walczyć o jej zdrowie. Jeśli myśli, że się mnie pozbyła to jest w błędzie. 

- Chodź na papierosa. Z tobą pozwolą mi wyjść.






15 komentarzy:

  1. O jezus ten początek ^^
    Rozdział idealny. Szkoda, że tata ją uderzył ;/ Biedna..
    Czekam na kolejny:***/Krl

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki fantastyczny wstęp. 💕 Jej ojciec ma nierówno pod sufitem, znęcać się nad córką. Brzydzę się nim ! Nat biedactwo. Czekam ;***
    Nie masz za co przepraszać wiadomo że masz też inne rzeczy do zrobienia :) My będziemy czekać, nie martw się <3 Kocham ipozdrawiam ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo...jaki sweet początek. Casper to wymarzony chłopak ♥ Ojciec Nat jest cholernym dupkiem, a matka żadnej reakcji. Współczuję dziewczynom :( Skarbie my będziemy czekać ile trzeba będzie. Pamiętaj nauka jest ważna 😊 Czekam na nn niecierpliwie. Kocham ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle... czytajac usmiecham sie do siebie, placze, usmiecham , placze. Kurka. Piekne. Bardzo profesjonalnie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę jej ojca...
    Ale rozdział = cudo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Arcydzielo. Czekam na nastepny jak zawsze :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na kolejny! Cudowny:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ona do niego nie zadzwoni :C ale respekt piękny rozdział tyle emocji :( czekam na kolejny wenki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Gorąco.. goraco pomiedzy Nat i Casprem :-).
    Czekam na kolejny!;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwszą część kocham a przy drugiej rycze ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na następne rozdziały! !!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dodaj już rozdział, bo zwariuję jak nie przeczytam czegoś tak dobrego. Uwielbiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten jej ojciec jest jakiś popiepszony dobrze by było zeby Cacper sprał mu miche i to tak porządnie

    OdpowiedzUsuń