wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 14

Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję <3 


Gdyby ktoś jeszcze niedawno powiedziałby mi, że znajdę w sobie siłę, która sprawi, że nie będę bała się upadku a będzie mnie tylko pchała do przodu, nie uwierzyłabym. 
Kiedyś na zakręcie życia, tym z rodzaju bardzo ciężkich i zostawiających po sobie wieczną bliznę, pomyślałam, że jeśli pozwolę sobie w uwierzenie w coś, co mogłoby sprawić, że będę szczęśliwa, to zostanę stracona. Boga musiał bawić mój stały lęk skoro robił wszystko, żeby odebrać mi każdy powód do jakiejkolwiek radości. Złośliwy los nigdy mnie nie oszczędzał. Nadzieja, że kiedykolwiek będzie ze mną lepiej została mi odebrana. Wiara, że każdemu należy się szczęście prysła jak mydlana bańka. Jedyne co wydawało się realne to moje cierpienie i niekończący się smutek. Depresja jak podstępna narośl ciążyła mi na sercu. Sprawiła, że niczego nie bałam się bardziej niż samej siebie i najgorsze było to, że przed sobą nie da się uciec. Przez większość swojego życia słuchałam jej szeptania i wierzyłam, że powinnam umrzeć. 
I tak było jeszcze całkiem niedawno, że nie widziałam sensu własnego istnienia, dopóki nie wdarło się w nie światło. 
Wiedziałam, że serce może przetrwać wiele złamań, ale nigdy nie będzie takie same. Cóż moje było w strzępach i z obaw, że zupełnie się roztrzaska nie chciałam ryzykować. Teraz jednak nie bałam się, że może boleć kiedy przyznam się, że to co czuję do Caspr'a jest silniejsze niż strach, który towarzyszył mi przez te wszystkie lata. Mogłam upadać i cierpieć siedmiokrotnie bardziej niż dotychczas, żeby tylko mnie kochał i żebym na to zasługiwała. Nie lękałam się perspektywy, że kiedyś może złamać mi serce bo możliwość poczucia na sobie jego miłości była jak nadzieja i wszystko co kiedyś mi odebrano. 
Postawiłam wszystko na jedną kartę. Albo On, albo nigdy więcej miłości. 


Kuchnia w domu państwa Mathersów była połączona z salonem przez dwa rzędy blatów do pracy. Dzięki jednemu z tych rzędów można było wykonywać część czynności kuchennych, zwracając się twarzą w stronę pokoju dziennego. Przy blacie dzielącym oba pomieszczenia, od zewnętrznej strony stały dwa wysokie krzesła z białym obiciem. Całość była bardzo elegancka. Z sufitu zwisały dwie nowoczesne lampki, które rzucały na kuchnie przyjemne białe światło, na blatach stały nowoczesne sprzęty i ozdobne bukieciki żółtych kwiatów w przezroczystych wazonach. Kuchnia sprawiała wrażenie bardzo schludnej i olśniewająco czystej. 
Usiadłam na jednym z białych krzeseł, wystukując paznokciami rytm o blat. Pani Dorothea zaczęła krzątać się po kuchni. Pośpiesznie odłożyła kilka wcześniej wyjętych produktów do lodówki i misek do zmywarki, a później włączyła ekspres do kawy i stanęła po drugiej stronie blatu posyłając mi zachęcający uśmiech.

- Pomyślałam, że skoro musisz czekać na naszego księcia to napijesz się kawki - kobieta miała tak serdeczny głos, że od razu wzbudzała sympatię. Wyglądała na osobę koło pięćdziesiątki, była nieco pulchniejsza, a na jej twarzy rysowało się parę zmarszczek chyba od nieschodzącego uśmiechu. 

- Dziękuję. Z chęcią się napiję - odwzajemniłam jej uśmiech. - Myśli pani, że książę długo każe na siebie czekać?

- Wiesz jacy są książęta. Kapryśni i nigdy nic z nimi nie wiadomo - zaśmiała się i zaraz znów popędziła do ekspresu. 

Gosposia poruszała się z taką energią, że aż śmiesznie to wyglądało. Rwało ją we wszystkie strony i przypominała takiego wesołego duszka skaczącego z jednego miejsca w drugie. Zrobiła mi fantastyczną kawę z pianką, którą polała toffie. Najpierw oczarował mnie jej słodki zapach, a później okazało się, że jeszcze lepiej smakuje. 

- Mmm - wydałam z siebie odgłos, który miał wyrażać mój zachwyt nad kawą. Kobieta musiała zrozumieć bo jej śmiech znów rozbrzmiał po całej kuchni. 

- Cieszę się, że ci smakuje, moje dziecko - odparła. 

- Jest fantastyczna! Jeszcze raz dziękuję - oblizałam wargi z pianki i ponownie uśmiechnęłam się do kobiety. 

- Ależ nie ma za co. To dla mnie prawdziwa przyjemność - pani Dorothea zaczęła przecierać blat ścierką, a ja co chwila pociągałam kolejne łyki kawy uważając by się nie poparzyć. - Casper narobił hałasu na cały dom, kiedy wstał w południe i zaczął panikować, że panienka będzie zła, że zaspał. 

- Och, przesadził. Nie byłabym zła w końcu to on zaproponował, żebyśmy zobaczyli się wcześniej niż przez spotkaniem z chłopakami i wyścigami.

- Nadal się ściga? - Dorothea pokręciła z niedowierzanie głową - Ach ten chłopak, tylko głupoty mu w głowie. Myśli, że jest nieśmiertelny. Zawsze był z niego straszny łobuz. Pamiętam, pamiętam. To było jeszcze w przedszkolakach. Nauczycielka zwróciła mu uwagę, że ma źle zapiętą koszulę, a ten mały urwis.. Wiesz co zrobił?

Skinęłam przecząco głową. Nie wiedziałam.

- Zezłościł się bardzo na panią, zdjął spodnie i ją osikał! Ile ja się za niego wstydu najadłam wtedy!

Mało brakowało a zakrztusiłabym się kawą tak mnie to rozśmieszyło. Niestety zamiast tego oparzyłam sobie język.

- Oczywiście to ja musiałam iść się za chłopca tłumaczyć, bo rodzice nie chcieli nawet o tym słyszeć. Ten Casper to mimo wszystko taki dobry chłopiec, ale ci jego rodzice.. Oj, ciężkie on ma z nimi życie.

Dotąd wesoły głos kobiety zmienił się na niemal smutny, aż poczułam jakiś dziwny ból w dołku. Casper zwykle omija temat swojej rodziny. Czy mogło być aż tak źle, że wolał o nich nie mówić? 

- Widzę, że zrzedła ci mina to ja ci powiem coś jeszcze. Zaczynałam się poważnie bać o tego chłopaka. Wyścigi, jakieś podejrzane towarzystwo, łobuzerskie zagrywki, nawet doszło do narkotyków. Ten chłopak był cieniem człowieka i obawiałam się, że skończy w najgorszym wypadku w jakimś kryminale. W porę jednak poznał ciebie i od długiego czasu nie mów o nikim i niczym innym jak o tobie. Znowu jest go wszędzie pełno. Chłopak po prostu od rana do nocy chodzi w skowronkach. Zyskał nową energię do życia. Dlatego i ja cię tak bardzo lubię. Wiem, że nie pozwolisz mu się zmarnować. No i widzę po tobie, że ty kochasz go równo mocno. Macie to wypisane w oczach, dzieci. 

- Ja... - zabrakło mi słów chyba po raz pierwszy w życiu.

- Wiem, wiem. Ja naprawdę wszystko rozumiem dziecino. Dopij spokojnie kawę. To były tylko takie spostrzeżenia starej kobiety. Zresztą, Casper chyba już schodzi. 

Rzeczywiście było słychać czyjeś kroki na schodach i nie tylko. Casper kłócił się z kimś o piskliwym, dziewczęcym głosiku. Później słychać było odgłosy przepychanki i w końcu bieganie. Casper wpadł do kuchni, a zaraz za nim Caitlin. 

- Zapomnij, że gdziekolwiek cię dzisiaj zabiorę! - powiedział, a dziewczynka skrzyżowała ręce na piersi robiąc naburmuszoną minę i tupiąc ze złością w podłogę. 

- Wiedziałam, że ty nigdy nie dotrzymujesz obietnic. 

- Nie rób takiej miny bo ci zostanie i będziesz starą panną - odgryzł się i dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. - Cześć kicia. 

Nachylił się nade mną i na powitanie pocałował moje usta.

- Hej. O co ta kłótnia? - patrzyłam na niego, a później zwróciłam się do obrażonej Caitlin i przywołałam ją do siebie ruchem ręki. - Powiedz mi Cait o tej obietnicy.

Dziewczynka łypnęła na Caspra po czym podeszła do mnie i pozwoliła wziąć się na ręce i posadzić sobie na kolanach. Jej starszy brat natomiast, pokręcił głową kierując się w stronę ekspresu do kawy.

- Widzisz to samo co ja Dorothea? Zamiast mnie wziąć na kolana, pogłaskać i pocieszyć, to bierze tą małą wiedźmę.

Kobieta zaczęła się śmiać i kazała chłopakowi się odsunąć mówiąc, że to ona zrobi mu kawę. 

- Casper obiecał mi, że zabierze mnie na plac zabaw - zaczęła tłumaczyć Caitlin.

- Tylko dlatego, że chciałem żebyś się uciszyła. Tak naprawdę to zmusiłaś mnie swoim zachowaniem do obietnicy - wtrącił się Casper.

- Powiedz mu Nat, że obietnica to obietnica - dziewczynka zaczęła niespokojnie wiercić się na moich kolanach.

Zobaczyłam jak Dorothea podaje Casprowi kawę po czym opuszcza kuchnie. Zostałam więc sama w samym środku konfliktu między rodzeństwem i nie wiedziałam po której stornie powinnam stanąć. 

- Skarbie, Cait ma rację. Obietnic się po prostu nie łamie i tyle. Nieważne w jakich okolicznościach były dawane. Pomyśl jak pozbawiony sensu były świat, w którym ludzie nie dotrzymują nawet obietnic.

Chłopak chwilę zastanowił się nad moimi słowami. Pociągnął łyka swojej kawy i opuścił ramiona wyraźnie zrezygnowany. 

- Mogłem przewidzieć to, że staniesz po jej stronie. 

- Nie gniewaj się. Zabierzemy teraz Cait ze sobą i pójdziemy na ten plac zabaw. W końcu i tak nie mieliśmy żadnych szczególnych planów. 

Spojrzenie Caspra mówiło jednak co innego. Jakby właśnie myślał nad czymś szczególnym, a ja przekreśliłam jego plany. Mogłam tylko mentalnie przekląć to, że akurat dzisiaj postanowiłam stanąć w obronie swoich ideałów. 

Godzinę później byliśmy już w drodze. Caitlin, bardzo ucieszona, szła przed nami w taki sposób jakby zaraz miała obie stopy oderwać od ziemi i wzbić się w górę. Tyle było w niej dziecięcej radości i beztroski, że ciepło robiło się na sercu. Spojrzałam na Caspra, który trzymał mnie za rękę i pomyślałam, że nie jest już ani trochę zły. W brew pozorom lubił patrzeć na to kiedy Cait się cieszy.

Wiosna w tym roku przyszła wyjątkowo szybko i miło było poczuć na sobie ten ciepły wiatr, promienie słońca na skórze i zobaczyć jak robi się zielono.

- Jak się dzisiaj czujesz, kicia? - usłyszałam. 

W ostatnim czasie bardzo często zadawał mi to pytanie. Wiedziałam, że to z troski. Rozumiałam, że Casprowi naprawdę zależy aby uwolnić mnie od depresji. Mimo to nadal nie udało mi się polubić tego pytania. Wygrałam tylko z lękiem przed miłością, ale ciągły smutek, przygnębienie, poczucie nicości i pustka rozdzierająca mnie na kawałki nie chciała ustąpić. Dlatego zanim cokolwiek zdecydowałam się odpowiedzieć słyszałam głosy starych i złych nawyków w swojej głowie.

Skłam i powiedz, że jest dobrze. Naprawdę myślisz, że on lubi słuchać twojego zawodzenia jak to wiecznie ci źle i niedobrze? Jesteś dla niego ciężarem. Odpowiedz, że jest dobrze chyba, że chcesz go stracić.

- Nie najlepiej - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Pamiętam jak skończyło się ostatnie kłamstwo. Między mną a Casprem nie ma na nie miejsca. - Wiesz od kiedy ojciec zobaczył... 

Nie potrafiłam wypowiedzieć tego na głos. Kiedy ojciec zobaczył, że się pocięłam.
Casper musiał się domyśleć bo ku mojemu zdziwieniu kciukiem sięgnął do mojego nadgarstka i przejechał po nim wolno i delikatnie na najniżej umiejscowionych bliznach. Pod wpływem jego dotyku poczułam jakby z jego palca pod moją skórę wdzierało się przyjemne smagnięcie prądem elektrycznym. Robiło się coraz cieplej a ja nadal nosiłam bluzki na długi rękaw. Casper nadal głaskał miejsce pod moim rękawem i widziałam jak słabo się uśmiecha.

Postanowiłam mówić dalej.

- Uznał, że nie chce mieć takiej córki jak ja i się mnie wstydzi - ścisnęłam mocniej jego rękę, a on przestał głaskać mój nadgarstek i teraz patrzył na mnie jakby był zły i smutny jednocześnie.

- Więc jest aż tak źle - westchnął. - Jak się teraz zachowujecie w stosunku do siebie?

- Ja zachowuję się tak jak on by chciał żebym się zachowywała - wyobraziłam sobie jak siła z jego ręki przechodzi na mnie i mnie napełnia, żebym potrafiła powiedzieć wszystko co męczy mnie w danym momencie. - Jakbym była martwa. 

- Natalie wiesz dobrze, że to z twoim ojcem jest coś nie w porządku a nie z tobą, prawda?

Nic nie odpowiedziałam, bo nie byłam tego tak pewna jak on.

- Przechodziłaś przez trudne chwile i popełniłaś błąd sięgając po tą żyletkę, ale staram się wyobrazić sobie jak zagubiona byłaś. Jestem potwornie wściekły na twojego ojca za to co powiedział i próbuję zrozumieć dlaczego. Przepraszam Nat, ale dla mnie to jest okropny człowiek. Ja cię kocham i myśli, że zrobiłaś sobie krzywdę jest dla mnie nie do zniesienia, ale staram się nie myśleć o tym jak mnie to boli tylko o tym, co wtedy czułaś. A twój ojciec zachowuje się jak pieprzony dupek.

- A ja mu się wcale nie dziwię. Taka córka jak ja to same problemy. 

- Nie prawda. Nawet jeśli tak by było to nie ma prawa tak o tobie mówić. Po prostu obiecaj mi, że nigdy więcej sobie tego nie zrobisz.

- Obiecuję.

- Mam nadzieję, że pamiętasz to co powiedziałaś w kuchni. Obietnic się po prostu nie łamie i tyle. Jaki to były świat, w którym ludzie nie dotrzymują nawet obietnic.

Szturchnęłam go żartobliwie w ramię i z uśmiechem na ustach przytaknęłam głową na znak, że pamiętam. Doskonale rozumiałam wagę mojej obietnicy, kiedy ją składałam. Nie mogłabym nigdy więcej patrzeć na jego smutek, tak głęboki, że w całej swojej okazałości odbijałby się w jego oczach, jak wtedy gdy zobaczył moje cięcia w samochodzie.


Chwilę później dotarliśmy w końcu na plac zabaw. Pomyślałam, że fajnie jest mieć jeszcze te osiem lat i nie wyrosnąć z karuzeli, huśtawek i tym podobnych. Oparta głową o ramię Caspr'a patrzyła jak Cait wspina się po plątaninie sznurków, która wygląda jak pajęczyna. 

- Czasem zapominam, że ona jest jeszcze dzieckiem i bawią ją takie rzeczy. 

Roześmiałam się cicho, bo byłam nieco rozbawiona tym, że właśnie pomyśleliśmy o tym samym. 

- A ty byś się nie chciał cofnąć do jej wieku i na przykład teraz wejść tam na samą górę?

Oboje patrzyliśmy na Cait, która z tej odległości wyglądała na naprawdę małą.

- Ja kiedy byłem taki jak ona robiłem sobie ciągle nowe siniaki na skateparku i skręcałem sobie kostki spadając kilka razy z deskorolki. Place zabaw przy tym wydają się nudne.

Kiedy wspomniał o skateparku przypomniałam sobie jak opowiadał mi przed snem o chłopczyku, który spędzał na nim swój wolny czas ze starszym bratem, a później brat gdzieś poszedł i nigdy nie wrócił. Niestety nie zdążyłam o nic zapytać, a nabierałam podejrzeń, że Casper opowiadał wtedy o sobie, bo Caitlin pomachała do nas i zaczęła krzyczeć.

- Wejdę jeszcze wyżej! Natalie choć zobacz jak tu wysoko! Wszystko stąd widać! 

Chłopak słysząc swoją siostrę zaczął się śmiał i łaskocząc mnie w żebra zmusił do wstania.

- No leć do niej, bo chyba niedawno mówiłaś coś o cofaniu się do bycia dzieckiem i wdrapaniu się na górę. 

Chciałam jeszcze zaprotestować i zapytać o bajkę na dobranoc, ale Cait nadal mnie do siebie wołała i musiałam się poddać, a raczej odłożyć pytania na inny moment. 

Na początku trudno było mi się wspinać. Plątanina sznurków chwiała się niespokojnie z każdym moim ruchem i musiałam zrzucić swoje baleriny. Cait śmiała się wyraźnie ożywiona i patrzyła na mnie kiedy ją doganiałam. Udało nam się wejść na samą górę i obie patrzyłyśmy na drzewa otaczające park, matki i tłuste dzieci w dole. 

- Wysoko, co? - Cait była bardzo ucieszona.

- Tak - odpowiedziałam rozkoszując się ciepłym wiatrem bawiącym się w moich włosach i wrażeniem, że mamy tak blisko do chmur.

- Mówiłam, że będzie fajnie! - jej buzia aż promieniała. - Pójdziemy na huśtawki? 

Jak zwykle była pełna energii i już wyrywało ją w następne miejsce, a ja nie mogłam odmówić. Zeszłyśmy z powrotem na dół i poszłyśmy na huśtawki, przy których na szczęście nie było już kolejek. Obie usiadłyśmy na pojedynczych huśtawkach, a wtedy Casper podniósł się z miejsca i przyszedł do nas. 

- I jak, poczułaś się znowu dzieckiem? - oparł się o jedną z nóg huśtawki i patrzył na mnie.

- Było lepiej niż myślałam. Musisz spróbować - ze śmiechem na ustach oderwałam swoje nogi od ziemi i poleciałam z huśtawką w górę. 

- Casper pobujaj się z nami! - zawołała Caitlin wymachując nogami w przód i w tył przez co huśtawka była w ciągły ruchu.

Ku mojemu zdziwieniu chłopak wzruszył ramionami i usiadł na następnym wolnym siedzeniu i zaczął odpychać się nogami wolno kołysząc się w górę i do dołu. 

- Może tak jak wy odnajdę w sobie radość jak u czterolatka. 

- To ty musisz jej szukać? Na co dzień sam zachowujesz się jak czterolatek.

- Musiałabyś teraz zobaczyć ciebie i Cait. Szczerzycie się tak jakbyście wcześniej huśtawki nie widziały. 

- Och nie próbuj robić z siebie chuja.

Usłyszałam jak Caitlin zaczyna się śmiać chyba w reakcji na niecenzuralne słowo, które wymsknęło mi się z ust. Zaraz dołączył do niej Casper, a ja nieco zdezorientowana miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem tak jak oni, ale się powstrzymałam.

- Dobra - Casper złapał oddech. - Co powiecie na to, żeby ten chuj zabrał was teraz na gofry z bitą śmietaną i czekolada? 

Oczywiście nie było sprzeciwu i zaraz podnosiliśmy się z huśtawek. Casper podszedł do mnie i próbował złapać mnie za rękę, ale szybko zabrała swoją.

- Co Casper teraz potrzymałbyś mnie za rączkę? - uniosłam jedną brew do góry patrząc na chłopaka, który nagle uśmiechnął się z rozbawieniem. 

- To ma być kara za to, że się śmiałem? Teraz nie mogę cię dotknąć?

- Może - wzruszyłam ramionami niby obojętnie i wbiłam wzrok w Caitlin, która znowu szła przed nami. 

- O nie. Nie ma mowy, kicia. Nie wytrzymam, wiesz o tym dobrze. 

- No i o to chodzi - droczyłam się z nim dalej i rzuciłam mu kpiące spojrzenie.

- Dlatego pewnie spodziewasz się czegoś takiego..

Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować Casper znalazł się w pół kroku przy mnie i złapał mnie ręką pod nogami, a drugą przytrzymał plecy i podniósł mnie z ziemi. Pisnęłam z zaskoczenia i zaczęłam wymachiwać histerycznie nogami. Poddałam się w końcu i skrzyżowałam ręce na piersiach a on zadowolony z siebie uśmiechnął się szeroko i kilka razy pocałował mnie skroń.

- Jak zwykle wygrywasz tylko dzięki temu, że potrafisz unieść taki ciężar - wysyczałam przez zęby.

- Jaki ciężar? Moją kruszynkę - co chwila uśmiech mu się poszerzał. Połaskotał mnie nosem w szyję. - Już przestań udawać obrażoną i obejmij mnie wokół szyi, albo pozwolę ci spaść.

Z lekkim ociąganiem się wykonałam jego prośbę i zwróciłam się do niego twarzą. Wykorzystał moment kiedy byliśmy tak blisko i złapał moje wargi w swoje łącząc je ze sobą. Całował mnie najpierw lekko i delikatnie, a później jego ciepłe usta jak zawsze wbiły się w moje z siłą, która zapierała dech w piersiach. Zaczęło mi się kręcić w głowie od jego pocałunku, któremu szybko się poddałam.

Niestety nie trwało to tak długo jakbyśmy chcieli bo usłyszeliśmy niecierpliwe chrząknięcie, a Casper został szarpnięty za koszulkę. 

- Zapomnieliście o mnie - naburmuszyła się Caitlin.

Trudno było pamiętać o czymkolwiek, kiedy Casper tak mnie całował. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie i chłopak odstawił mnie na dół. 

- Wolałbym zapomnieć, ale najwyraźniej mi nie pozwolisz - warknął, a ja słyszałam, że oddech ma nadal nierówny i uśmiechnęłam się sama do siebie. - Radzę ci przyśpieszyć bo po tym co zrobiłaś zastanawiam się czy nadal chce ci kupić gofra.

Dziewczynka wytknęła bratu język, odwróciła się napięcie i ruszyła przed siebie.

Gofry sprzedawano w małej budce przy parku, więc zjedliśmy je na jednej z tutejszych górek. Było pięknie zielono i Casper położył się na plecach kiedy skończył swojego gofra. Ja przeciwlegle do niego leżałam opierając się łokciami i wyglądając zza jego brzucha i klatki piersiowej na Cait, którą fascynowały kolorowe latawce puszczane przez dzieci w dole i patrzyła na nie zajadając swojego gofra brudząc sobie przy tym buźkę. 

- Wiesz co Casper? Dzisiaj jest mi tak dobrze, że nie waż się nawet mnie szczypać bo boję się obudzić - powiedziałam a słońce muskało moje policzki i prawie przysłaniało mi twarz chłopaka. 

- To nie sen Natalie - odparł i uszczypnął mnie w bok pomimo mojego ostrzeżenia. Na szczęście nie obudziłam się ani nic z tych rzeczy. Nadal leżałam przy Casprze, a jego dłoń teraz łaskotała mnie w szyję.

Śmiałam się i obróciłam się na plecy, kładąc swoją głowę na jego umięśnionym brzuchu. Odnalazłam jego dłoń i splątałam nasze place ze sobą.

- Mówiłem ci, że zrobię wszystko żebyś się uśmiechała i naprawdę czuła się szczęśliwa. Chcesz mi powiedzieć, że wcześniej w to nie wierzyłaś? 

- Nawet jeśli to musiałam być wtedy niespełna rozumu. Chciałabym żeby tak było już zawsze. Sprawiłeś, że zapomniałam o wszystkim co mnie smuci na całe popołudnie. 

- Chcesz i tak będzie aż zapomnisz całkowicie o tym, że kiedykolwiek wcześniej było ci źle. 

Było coś w tonie jego głosu, w sposobie jego dotyku, kiedy wolną ręką głaskał moje ciemne włosy, że mu uwierzyłam. Wiedziałam, że Casper jest tym, który może mnie naprawić, albo zniszczyć. A jednak nie wahałam się już ani trochę dłużej, żeby oddać się wszystkiemu co do niego czułam. To było tak jakby moja dusza w końcu znalazła duszę, na którą czekała. Niemądrze byłoby nadal uciekać, dlatego po raz pierwszy w życiu, otworzyła swoje serce i pozwoliłam wejść w nie Casprowi. 

Spokój rozprzestrzenił się z każdą komórką w moim ciele. W końcu znalazłam coś czego zawsze mi brakowało i byłam gotowa znieść wszystko co się z tym wiązało, byle nigdy tego nie stracić.

- Kocham cię Natalie - szepnął.

- A ja kocham ciebie Casper - odparłam.

- W końcu to powiedziałaś. Naprawdę to powiedziałaś! - podniósł się tak gwałtownie do siadu razem ze mną, że spojrzałam na niego nieco oszołomionym wzrokiem i trochę jak na wariata. - Powtórz to.

Poprosił chwytając moją twarz w obie dłonie i patrząc w moje oczy tak głęboko, że widziałam zmniejszoną wersję siebie w jego źrenicach. 

- Kocham cię - powiedziała nagle dziwnie onieśmielona. Wcześniej przyszło mi to łatwiej, ale nadal byłam tego tak samo pewna.

Casper kciukami przejechał pieszczotliwie po moich policzkach i nadal wpatrywał się w moje oczy jak zaczarowany. Jego były teraz bardzo błyszczące. Nagle zaczął mnie całować tak, jakby chciał żebyśmy stali się jednym. Oddałam się w całości temu pocałunkowi i pozwoliłam, żeby wszystko wokół nas zaczęło znikać. 










13 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jaka to radość wrócić do domu i z przyzwyczajenia sprawdzić czy jest nowy rozdział i ze zdziwieniem odkryć ze jest:)
    Świetny jak zawsze ,trochę boje się tych złych chwil ale cóż.
    Pozdrawim cieplutko i życzę weny na kolejne rozdziały:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mialam dokladnie tak samo. Przychodze do domu siadam na lozku i tradycyjnie sprawdzam twojego bloga. Zebys ty widziala moja radosc... :*

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG...Natalie w końcu otworzyła się prze Casprem ;** wiesz ile ja na to czekałam. Wreszcie wyznała mu że go kocha..<3<3<3 Dziękuję że dodałaś wcześniej. Nie chce żeby coś zakłóciło tą fantastyczną atmosferę w ich związku ale co poradzić. Kocham <3<3 Buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :) Casper jest taki kochany, po prostu IDEAŁ <3 Scena kiedy Nat wyznaje milość Casprowi jest moja ulubioną w całym rozdziale :))) o rany mam teraz banana na twarzy Xd jestem Ci mega wdzięczna że dodałaś wcześniej;** Pozdrawiam i uwielbiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze szkoda, ze za niedlugo pomiedzy nimi sie moze popsuć , no ale nie zawsze jest szczesliwie .
    Rozdział jest swietny i czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszcze jej... Mieć takiego chlopaka... marzenie... :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam z niecierpliwoscia na nastepny ;* to jest świetne! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Boziu jesteś jedyną osobą, która pisze opowiadanie i wywołuje u mnie tyle emocji ... Brak mi jakich kolwiek słów by opisać jak się właśnie czuje ... Chciałabym tak czytać to opoeiadanie, żeby nigdy się nie kończyło :) Życzę ci weny do dalszego pisania :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten chłopak jest idealny, gffhjjjhgg czekam na kolejny rozdzial i zycze duxo weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Jacie jacie oni są tacy idealni mimo niedoskonałości �� czekam na kolejny i wenki kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zawsze cudowny *-* casper to chlopak ideal *-* kiedy next ???

    OdpowiedzUsuń
  12. Casper jest po prostu kochany w końcu powiedziała że go kocha och jak milutko

    OdpowiedzUsuń
  13. kocham Twoje opowiadania! zaczęłam czytać 11 rozdział gdy była pierwsza w nocy, a teraz, prawie o piątej nad ranem, niechętnie odrywam się od 14! naprawdę nie mogę się doczekać, gdy zacznę czytać kolejny rozdział! jesteś naprawdę niesamowita! wprowadzasz mnie w nieziemski trans, przez który tracę poczucie czasu! tymczasem dobranoc i obiecuję, że pierwsze, co zrobię po przebudzeniu będzie zaglądnięcie na Twojego bloga i przeczytanie choć jednego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń