poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 15

Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję <3 


Odkąd zebrałam się na odwagę żeby powiedzieć Casprowi, że go kocham powtarzaliśmy to sobie dość często, jakbyśmy bali się, że któreś z nas może o tym zapomnieć. Mijały miesiące a ja zakochiwałam się w nim każdego dnia od nowa i jeszcze mocniej. Wiedziałam, że przepadłam. Zatraciłam się w tym, co do niego czułam a moje życie nabierało nowych kształtów i kolorów. To było tak jakbym uczyła się oddychać od nowa. Miłe uczucie, kiedy w raz z powietrzem, którym on się otacza, do moich płuc docierają pierwiastki odpowiadające za poczucie szczęścia. 

Niestety chociaż przy nim czułam się tak, jakbym znalazła swoje miejsce na ziemi, ramiona do których idealnie pasuję, i w których mogę ukryć się przed tym wszystkim co jest złe, to za każdym razem kiedy znikał mi w oczach czułam się zagubiona. 
W domu było czuć chłód, który wnikał pod skórę i przyprawiał człowieka o ciarki na całym ciele. Ja byłam coraz bardziej nieznośna i opryskliwa, a mamie udzielała się złość ojca. Mimo tego, że tak często jak się dało próbowałam udawać, że nie istnieję to przychodziły dni, w których po prostu nie dało się uciec do pokój i siedzieć cicho żeby ktoś nie zauważył mojej obecności. Wtedy ojciec, albo matka znajdowali jakiś pretekst do kłótni i doprowadzali mnie do szaleństwa. Odkąd pamiętam miałam problemy z agresją. Przypomniałam minę, na którą człowiek wchodzi nawet nie wie kiedy, a ona wybucha. 
Jedyną pozytywną zmianą w domu była Victoria, która przestała wymuszać wymioty i starała się jeść normalnie, ale nadal ćwiczyła. Odbyłam z nią wiele rozmów, które otworzyły mi oczy na coś w co wcześniej nie chciałam wierzyć. Moja młodsza siostra o mały włos nie wpędziła się w bulimię, albo anoreksję, tak bardzo nie lubiła swojego ciała. Dobrze, że Casper ciągle motywował mnie do tego bym często rozmawiała z siostrą i bardzo mi pomagał w odnalezieniu odpowiednich słów, kiedy nie wiedziałam już co mam mówić i jak ją przekonać. Dzięki temu zresztą Vic i Casper zaprzyjaźnili się ze sobą i często spędzaliśmy czas we trójkę. 

Niestety kiedy świat daje ci coś dobrego od siebie musi w celu zachowania równowagi dać i coś złego. Od jakiegoś czasu w szkole ponownie zaczęłam odczuwać na sobie nieprzyjemne spojrzenia innych ludzi. Wrażenie, że szepczą za moimi plecami było nie do zniesienia. 

- Mam ochotę wszystkim rozwalić nosy o szafki. Nie rozumiem co znowu zrobiłam nie tak - mamrotałam w objęciach Caspr'a, któregoś dnia kiedy myślałam, że oszaleję bo nie miałam pojęcia o co może chodzić, a ciągle czułam czyjś wzrok na sobie.

- Nic nie zrobiłaś - wyszeptał w moje włosy i pogłaskał mnie pocieszająco w zagłębieniu pleców. - Staraj się to olewać póki nikt otwarcie cię nie zaczepił. Smsów nie dostajesz?

- Nie. Jeszcze - westchnęłam próbując się uspokoić. Przytuliłam się do Caspr'a mocniej chłonąc jego siłę i znajomy zapach męskich perfum. 

- Dobrze bo to oznacza, że już ich nie dostaniesz - zapewnił. 

- Sama nie wiem. Można się wszystkiego spodziewać.

- Uwierz mi załatwiłem tą sprawę. Wolałem się tylko upewnić, czy ta osoba ma chociaż trochę rozumu - odsunął się ode mnie na tyle by móc na mnie spojrzeć. Ujął moją brodę w dwa palce i podniósł ku górze moją głowę. - Olej tych gnojków. Jak ktoś cie zaczepi to zabije kundla.

W następnej chwili poczułam jego miękkie i ciepłe usta na swoich. Poprowadzona instynktem rozchyliłam swoje wargi łącząc się razem z nim w pocałunku. Wplątałam palce w jego włosy i przycisnęłam go do siebie bardziej. Czułam, że teraz też ktoś wbija we mnie wzrok, słyszałam szepty i choć źle się z tym czułam, wolałam jeszcze trochę zostać z Casprem tak blisko. Najchętniej roztopiłabym się gdzieś w momencie, kiedy pocałunek z delikatnego przeradzał się w mocniejszy i namiętny. Mogłabym stać się z nim jednym, zamieszkać w nim i wiedzieć, że nic nas nigdy nie rozdzieli. 


Nie długo musiałam czekać żeby znaleźć źródło całego zamieszania. Właśnie szłam razem z Julia'e i Ashley przez szkolne boisko, które znajdowało się na jej tyłach. W duchu cieszyłam się, że dziewczyny dobrze znoszą swoje towarzystwo mimo tego, że nie przepadają za sobą. Ostatnio zarzuciły mi, że je zaniedbuję i dlatego wyciągały mnie na piwo.
Albert siedział na jednej z ławek bez oparcia w brzydkim odcieniu zieleni, które stały wokół boiska w pewnej odległości od siebie. Palił papierosa otoczony kolegami i swoimi "niby przyjaciółkami", którym chodziło o jedno. Nie zauważył, że przechodzimy zaraz za nimi więc swobodnie kontynuował swoją rozmowę. 

- No mówię wam jak ta mała suka mnie potraktowała - wypuścił nerwowo dym z ust. - A teraz pokazuje się w szkole z tym swoim chłopaczkiem. Kłamliwa szmata bawiła się mną i latała do drugiego. 

- Musisz przez nią bardzo cierpieć! Złamała ci serce! - jęknęła, któraś z dziewczyn z przesadnym dramatyzmem. 

- No tak. Bardzo ją kochałem, a ta mała lafirynda zostawiła mnie dla jakiegoś żałosnego typka.

- Nie znoszę takich lasek. Kto by pomyślał, że Natalie poleci na dwa fronty - skomentował kolega Alberta.

Usłyszałam tylko tyle, ale spodziewałam się, że mój niedawny przyjaciel w innych rozmowach wcale mnie nie oszczędzał. Złość promieniowała we mnie z taką siłą, że jeszcze jedno słowo a na pewno bym wybuchła. Spojrzałam w ich stronę i widziałam jak dwie wymalowane dziewczyny głaszczą Alberta po głowie i starają się go pocieszyć wbijając swoje wielkie cycki w jego ramiona. Co za odrażający obrazek. 

- Choć Natalie - dotarło do mnie, że Julia i Ashley odciągają mnie od tamtej grupki i wyprowadzają poza boisko. - Nie rób niczego głupiego. 

Dziewczyny musiały tak samo jak ja wiedzieć, że powyrywałabym im wszystkim włosy, gdybym dłużej przysłuchiwała się ich rozmowie. 

- Słyszeliście to? Co za kłamliwa świnia. Nie daruję mu. Przez niego wychodzę na jakąś puszczalską szmatę. 

- Natalie jakbyś się teraz na niego rzuciła nie polepszyłabyś sytuacji - przekonywała mnie Julia, która najlepiej wiedziała do czego jestem zdolna pod wpływem silnych emocji.

- Chodźmy na to piwo i wtedy pomyślimy co zrobić z tym chamem, okej? 

Zgodziłam się na propozycję Ashley. Na piwie udało nam się niestety jedynie stwierdzić, że Albert jest wyjątkowo zdolnym manipulantem, dwulicowym dupkiem bez szacunku, i że bardzo zależy mu na tym żeby mnie zniszczyć.
Ja tymczasem czułam się paskudnie. Albert był kiedyś jednym z moich najlepszych przyjaciół i zawsze mogłam na niego liczyć. Byliśmy dla siebie wsparciem i żadne z nas nie powiedziało by złego słowa na drugie. Ale to była już tylko przeszłość, bo teraz Albertowi zależało na tym żeby zrobić mi krzywdę. Tak bardzo chciałam cofnąć czas do dni, w których byliśmy dla siebie tylko przyjaciółmi, nie bawiliśmy się w miłość i wszystko było dobrze. Tymczasem siedziałam z piwem w ręku i drżałam myśląc o tym co straciłam i czułam się przeraźliwie pusta, jakbym spadała. Spadała bez końca.

Kazałam obiecać Ashley, że nie powie nic Casprowi bo nie chciałam żeby się denerwował no i myślałam, że sama też dam radę jakoś załatwić tą sprawę.

Po piwie wróciłam do domu z nikim nie wymieniając nawet słowa. Położyłam się na łóżku czując się naprawdę fatalnie i z nadzieją, że zasnę a później obudzę się i ten dzień okaże się koszmarem. Jak on mógł?

Niestety dręczona myślami nie potrafiłam odpłynąć w sen więc wlokłam się bez celu po domu, aż wpadłam na pomysł, żeby odwrócić swoją uwagę opieką nad dziesięcioletnią siostrą. Dziewczynka miała w sobie tyle pozytywnej energii, że nawet mnie nią zaraziła i na jakiś czas udało mi się zapomnieć o Albercie. Ale tylko do wieczora kiedy zadzwonił mój telefon. 

- Casper?

- Jestem niedaleko twojego domu.

- Wiesz, że mam szlaban. Nie mogę wyjść i nikogo zapraszać.

Na piwo wyszłam tylko dlatego, że skłamałam o jakimś projekcie na lekcję fizyki.

- To otwórz mi balkon. 

- Będę trupem przez ciebie.

- Po prostu go otwórz Natalie. 

Usłyszałam przerwane połączenie i bez dalszego namysłu zostawiłam siostrzyczkę żeby spełnić prośbę Caspr'a. W duchu prosiłam żeby rodzice nic nie zauważyli bo wtedy mogę się pożegnać z wychodzeniem gdziekolwiek do końca roku. 
Chwilę później chłopak już stał na dole, wdrapał się zwinnie po rynnie jakby robił to tysiące razy, a ja pomyślałam na czyje balkony jeszcze się tak wdrapywał. Następnie przełożył nogi przez barierkę i znalazł się tuż przy mnie. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą do środka pokoju.

- Jesteś szalony. Jeśli przez ciebie nie będziemy mogli się spotykać do końca szkoły to... -urwałam w pół zdania bo nagle w jasnym pokoju zauważyłam, że Casper jest ranny. - Co ci się stało?

- Wpadłem pod autobus - próbował się zaśmiać, ale nie bardzo mu to wyszło bo zaraz skrzywił się z bólu.

Miał rozciętą wargę i łuk brwiowy. Zaczerwieniony policzek od najwyraźniej mocnego ciosu i zdarte kostki dłoni, które krwawiły.

- Nie próbuj być śmieszny - skarciłam go i chwyciłam jego twarz w taki sposób żeby móc lepiej przyjrzeć się ranom.

- Bycie zabawnym to jedyna rzecz, która naprawdę mi wychodzi - wzruszył ramionami, a później wciągnął gwałtownie powietrze gdy dotknęłam rozcięcia na jego brwi. 

- A jednak tym razem ci nie wyszło - zmroziłam go spojrzeniem.

- Może nie jestem w tym najlepszy kiedy się denerwuję.

- Poczekaj tu. Pójdę po apteczkę - rozkazałam a chłopak posłusznie został w pokoju kiedy ja wyszłam do łazienki.

Znalazłam czerwone pudełko z białym krzyżykiem na środku i ciesząc się, że nikt nie przechodził akurat przez ten korytarz wparowałam z powrotem do pokoju wydając następne polecenia.

- Siadaj. Muszę oczyścić te rany.

Znów bez słowa po prostu mnie posłuchał. Usiadł na krawędzi mojego łóżka, a ja stanęłam przed nim namaczając wacik wodą utlenioną. Dotknęłam wacikiem miejsce, w którym skóra była rozcięta. Wiedziałam, że Casper przygląda się dokładnie każdemu mojemu ruchowi. Czasami słyszałam jak z jego ust wydobywało się ciche syknięcie gdy rany zaczynały się oczyszczać, ale nawet nie drgnął. 

- Z kim się pobiłeś? - zapytałam przemywając ranę na czole, której wcześniej nie zauważyłam.

- Ashley mi powiedziała co mówił o tobie ten sukinsyn - warczał będąc wyraźnie wściekłym. 

Wiedziałam, że właśnie taką otrzymam odpowiedź i ciężko westchnęłam kiedy moje obawy przybrały realnych kształtów.

- Casper nie... 

- Nie mogłem mu tego popuścić -  przerwał mi. - Obiecałem sobie, że nie pozwolę żebyś była smutna i żeby ktoś zrobił ci jakąkolwiek krzywdę. Musiałem go znaleźć i mu to uzmysłowić.

- Doceniam to, ale widziałeś już siebie w lusterku?

- Nie obchodzi mnie to jak wyglądam - położył ręce na moich plecach, a ja wtedy odsunęłam wacik od jego rany i w końcu spojrzałam mu w oczy, które były we mnie bez przerwy intensywnie wpatrzone. 

Czekoladowy odcień tęczówek zaczynał łagodnieć od razu gdy nasze spojrzenia się spotkały. Już dawno zauważyłam, że Casper będąc przy mnie gubi gdzieś tą część siebie odpowiedzialną za bycie oschłym i bezczelnym łobuzem, takim, przed którym ostrzegają rodzice. 

- Najważniejsze jest to żebyś ty czuła się dobrze. Nikt nie ma prawa mówić o tobie tak jak ten kawałek gówna - przyciągnął mnie do siebie. - Zresztą ja nie mogę wyglądać gorzej niż on. Szkoda, że go nie widziałaś. Na pewno złamałem mu nos i połamałem kilka żeber. 

Uśmiechnął się tak, że moje serce zabiło szybciej. Dotknęłam ręką jego policzka zapominając, że w niego oberwał. Skrzywił się nieznacznie, ale nie odsunął się i znów uśmiechnął się tak jakby mówił "Wcale tak bardzo nie boli". 

- Wyobrażam go sobie - przyznałam i wiedziałam, że muszę wyglądać na bardzo zniesmaczoną swoimi wyobrażeniami pobitego Alberta bo Casper szczerze się zaśmiał. - Nie mogę nadal uwierzyć, że mógł zrobić mi coś takiego. W końcu to on przespał się z Julia'e i zwyzywał mnie od najgorszych. Teraz już widzę jak niewiele znaczyła dla niego nasza przyjaźń czy cokolwiek innego.

W oczach Caspr'a dostrzegłam teraz smutek i troskę, aż zakuło mnie w sercu, że znów się o mnie martwi. 

- Chodź tu do mnie - poprosił, więc okrakiem usiadłam na jego kolanach i zarzuciłam mu ręce za szyję. - Ten skurwiel nie jest wart tego żebyś zawracała nim swoją śliczną główkę. Jeśli tak przekreślił to wszystko co was łączyło, to jest skończonym idiotą i nie wie co stracił. 

- Powiedział, że przeze mnie cierpiał - ledwo przeszło mi to przez gardło. - Bo on mnie kochał a ja nie potrafiłam tego odwzajemnić tak jak on tego chciał. Dla niego to, że spędzałam czas z tobą wyglądało jak zdrada. Byłam dla niego okropna, że ciągle dawałam mu nadzieję.

- Nie mogłaś się zmusić do tego żeby go pokochać, Natalie. Fałszywy związek byłby jeszcze gorszy.

- On był moim przyjacielem - jęknęłam czując się coraz bardziej przygnębiona.

- O ile dobrze wiem to przyjaciele nie mówią o drugiej osobie jak o szmacie. Zapomnij o nim. To już za tobą kicia. Nie pozwolę mu cię więcej obrażać. Zresztą on sobie ubzdurał, że przez ciebie cierpiał. O ile dobrze pamiętam to ty przez niego płakałaś i zamykałaś się w domu. Jednak coś musiałaś do niego czuć, a on to zniszczył.

- Eh. Chyba nie chcę dłużej o tym rozmawiać - westchnęłam. - Boli cię jeszcze?

- Nie. Już jest dobrze. On wcale nie bije się tak dobrze. Jedynie gadkę ma ciętą, ale w tym też jestem od niego lepszy.

- No tak. Najwspanialszy, najidealniejszy, najlepszy - ściszyłam głos wodząc ręką po jego szczęce i jak zahipnotyzowana wpatrując się w jego oczy. Jak to jest, że Casper nawet z czerwonymi śladami i ranami jest przystojny i nawet jeszcze trochę bardziej seksowny niż zwykle.

- Zapomniałaś dodać, że jestem też najszczęśliwszy będąc z tobą - jego uśmiech mimowolnie się poszerzył gdy nasze twarze zbliżały się do siebie. 

Pocałowałam go w każdym miejscu gdzie skóra była rozcięta, albo zaczerwieniona. Poczułam na swoich ustach smak wody utlenionej, ale nie przeszkadzało mi to. Jeszcze zanim przymknęłam oczy i zaczęłam się z nim całować spojrzałam w jego brązowe oczy, które lśniły w oczekiwaniu. Drocząc się z nim chwilę składałam na jego ustach drobne pocałunki, a raczej muśnięcia. Casper próbował wtedy złapać moje wargi, ale z marnym efektem. Oboje co chwila poszerzaliśmy uśmiechy odrobinę rozbawieni tą zabawą, aż w końcu pozwoliłam jego ustom pochwycić moje i stopić się im w pocałunku. Chłopak całował mnie najpierw leciutko, a później zdecydowanie i tak namiętnie, że zaczęłam zastanawiać się, czy czuje jak szybko wali mi serce kiedy przylegamy do siebie mocniej ciałami. Starałam się uważać przy każdym swoim ruchu, bo nie wiedziałam gdzie jeszcze oberwał w bójce i czy nie sprawię mu czymś bólu. Jednak Casper ani razu się nie skrzywił jakby już zapomniał o tym, że niedawno się bił. Nagle poczułam jak jego ręce wkradają się pod moją koszulkę i wtedy przeszły przez moje ciało przyjemne ciarki przez chłód jego dłoni. Pchnęłam go na łóżko, nadal uważając by czegokolwiek nie robić za mocno i oderwałam swoje usta od jego. Biorąc głęboki wdech, przejechałam palcami po jego policzku, po czym go tam pocałowałam. Zaczęłam sunąć palcami po jego szczęce, składając pocałunki wszędzie, gdzie go dotknęłam, aż dotarłam do szyi. Zaczęłam go po niej całować, dołączając gdzieniegdzie język. Łobuzersko się uśmiechnęłam i lekko przygryzłam jego skórę, a kiedy się od niej oderwałam zobaczyłam malinkę na jego szyi. Uśmiechnęłam się z satysfakcją patrząc na pamiątkę, którą po sobie zostawiłam.

- O boże, Natalie tak cholernie cię kocham - usłyszałam jego zachrypnięty głos i czułam jak jego serce szybciej bije. 

- Też cię kocham - odparłam, a nim się obejrzałam nasze usta znów były złączone. 

Casper sunął rękami po mojej skórze pod koszulką i wiedziałam, że oboje tak samo mocno chcemy żeby teraz te wszystkie ubrania, które nas dzielą zniknęły. 

Niestety to byłoby zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe. W pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Dotarło do mnie to z lekkim opóźnieniem, ale kiedy zrozumiałam, że to może być ktoś z rodziców odskoczyłam od Caspr'a tak gwałtownie, że patrzył na mnie pytająco bo nic nie rozumiał. Najwyraźniej on pukania nie usłyszał wcale. 

- Natalie jesteś w pokoju? - usłyszałam za drzwiami głos Victori i w pierwszej chwili miałam ochotę odetchnąć z ulgą, ale później byłam już tylko zła, że mi przerwała.

- Może jak jej nie odpowiem to sobie pójdzie? - zapytałam szeptem Caspr'a, który teraz wydawał się rozbawiony tą sytuacją. 

Wiedziałam, że płoną mi policzki i z pewnością wszystko łatwo można wyczytać z mojej twarzy. 

- Niech wejdzie, może to coś ważnego - zaśmiał się i przejechał dłonią po moich włosach, wplątując je sobie między palce, a później je wypuścił.

- Właź - powiedziałam w stronę drzwi i poprawiłam swoją koszulkę, a Casper poprawił się na łóżku. 

Siostra weszła do pokoju. Już otwierała usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nagle uświadomiła sobie obecność Caspr'a w moim pokoju i wytrzeszczyła oczy.

- Kurwa, co się stało? Natalie cię pobiła? 

Łypnęłam na nią spode łba i przyrzekam, że miałam wielką ochotę wyrzucić ją za drzwi już w chwili kiedy zrobiła pierwszy krok do środka. Casper natomiast roześmiał się mierzwiąc dłonią swoje włosy i ciągnąc za ich końce.

- Ta kruszynka miałaby mi coś takiego zrobić? Nie miałaby wystarczająco dużo siły.

- To co się stało?

- Obiłem ryj temu całemu Albertowi. Jakimś sposobem udało mu się mnie drasnąć, ale to nic takiego. 

- O cholera... - zaczęła i wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.

- Czego chciałaś Vic? - fuknęłam.

- Nic. Tylko mi się nudziło, ale widzę, że to był zły pomysł żeby tu przychodzić. Chyba wam w czymś przeszkodziłam - zauważyła i uśmiechnęła się tak jakby ją to bawiło.

- W niczym nam nie przeszkodziłaś - próbowałam się bronić.

- Więc "niczym" nazywasz to, że prawie się kochaliśmy? - chłopak próbował mnie zawstydzić i oczywiście mu się udało.

- Och zamknij się!

Roześmiał się po moim wybuchu i usiadł za mną tak, że byłam między jego nogami po czym objął mnie wokół brzucha.

- Jeśli chcesz żeby Casper został na noc to OK. Ojciec zaraz wyjeżdża w jakiejś sprawie biznesowej, a jeśli jakoś go ukryjesz to matka się nie skapnie. 

- Dzięki, ale Casper wraca do siebie bo mam szlaban. 

- Naprawdę? A ja właśnie miałem zamiar zostać skoro Victoria mówi, że by nas nie przyłapali - poczułam jak całuje mnie w szyje i od razu się wzdrygnęłam przez wrażenie, że moje ciało przebiega przyjemne uczucie podobne do prądu. Później dodał jeszcze szeptem, tak żebym tylko ja mogła to usłyszeć - Moglibyśmy wrócić do tego co nam przerwano.

- Och, no dobrze możesz zostać. 

Caspr'a udało się tej nocy ukryć u mnie w domu. Victoria siedziała z nami przez jakiś czas, aż zaczęła robić się śpiąca. Po jej wyjściu zamknęłam drzwi na klucz, gdyby mamie przyszło do głowy przyjść mnie jutro obudzić, albo zajrzeć w środku nocy czy aby na pewno śpię.

- Więc... - chłopak chwycił mnie za rękę i przyciągnął mnie do swojego ciała tak, że nie dzieliły nas nawet milimetry. Położył swoje ręce w mojej tali i uśmiechnął się łobuzersko. - Co będziemy robić?

Siłowałam się chwilę z samą sobą, aż byłam pewna, że mam wystarczająco dużo siły, żeby mu nie ulegnąć. Pstryknęłam go żartobliwie palcem w nos i wyplątałam się z jego objęć. 

- Spać. Jesteś cały poobijany. Powinieneś odpocząć. Ja też już jestem śpiąca - odpowiedziałam i stwierdziłam, że Casper nie wydaje się zły, albo bardzo rozczarowany, choć trochę na pewno.

- Co tylko sobie życzysz kicia - uśmiechnął się do mnie i złożył szybkiego buziaka na moich ustach. 

- Idę do łazienki. Zaraz wracam - powiedziałam po czym zostawiłam go pośrodku pokoju.

Wróciłam przebrana w piżamę z włosami spiętymi w niezgrabnego koka, a Casper już spał wyciągnięty wygodnie na łóżku. Wśliznęłam się obok niego i podniosłam jego rękę tak, żeby mnie objęła. Przytuliłam się do niego, okryłam kołdrą i próbowałam zasnąć chociaż było trudno oderwać od niego wzrok bo wyglądał naprawdę słodko gdy pochłonął go sen, nawet teraz z tymi wszystkimi ranami na twarzy, które zaczynają się leczyć. Dlatego zanim pozwoliłam sobie zamknąć oczy patrzyłam na niego i czułam, że go kocham. Chciałam cieszyć się tym jak najdłużej, ale odkryłam coś niepokojącego. Casper musiał mieć gorączkę bo wydawał się bardzo rozpalony. Martwiłam się, że będzie chory. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że taka nieszkodliwa gorączka zwiastowała prawdziwe nieszczęście. 

W końcu dałam się ponieść Morfeuszowi do krainy snów, ale niepokój towarzyszył mi nawet tam bo miałam koszmary. 






11 komentarzy:

  1. Każdy rozdział staram się komentować ale brak mi już określeń bo wszystkie są tak samo wspaniałe:)
    Wesołych świąt oraz weny do następnych rozdziałów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I co ja mam napisać... Oni są cholernie idealni ;** ten rozdział był krótszy..? Ja w ogóle tego nie odczułam. Jest GENIALNY, jak zawsze zresztą <3 Również życzę Wesołych świąt i udanego sylwestra, oraz mnóstwa weny <333

    OdpowiedzUsuń
  3. KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM... Rozdział jest ZAJEBISTY, zresztą jak zawsze ( przepraszam za słownictwo). Jesteś GENIALNA...uwielbiam tą historię i jej bohaterów:** Szczerze mówiąc to boję się tego co ma nadejść...czekam na nn. Wesolych świąt, miło spędzonych chwil z rodziną, wymarzonych przyjaciół i oczywiście wielu pomysłów jeśli chodzi o historię Natalie i Caspra, ci życzę skarbie ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się podoba! Chociaż końcówka mnie trochę zmartwiła ... Zaczyna się niewinnie ,ale mam smutne przeczucia,że Casper będzie chorował na coś poważnego.. Obym moje głupie przypuszczenia nie były prawdziwe bo nie chcemy tutaj żadnego zgonu ! Życzę Ci również Radosnych Świąt i wszystkiego co najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się podoba :) wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity rozdzial, ale i tak mysle ze bedzie wszystko dobrze. :) Wesolych Swiat

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne i czekam na nastepny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowita jesteś. Mimo tylu zajęć udało ci się napisać taki fajny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego . :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale miała przyjaciela .. dobrze Casper zrobil:-)
    Czekam na nastepny.

    OdpowiedzUsuń