sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 17

Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję <3 


Rano musiałam wrócić do domu, a ciężko było mi zostawić Caspr'a wycieńczonego, w naprawdę żałosnym stanie. Pojawił się u mnie strach, że jeśli tylko spuszczę go z oczu problemy ze zdrowiem pozbawią go ostatnich sił życiowych. Męczyło go to strasznie, a nic nie pomagało. Chyba oboje z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki z pobrania krwi. To był jedyny sposób aby dowiedzieć się co mu tak właściwie dolega i jak można się tego pozbyć.

Czas, który spędziłam w domu okazał się prawdziwą męką. Kręciłam się w tą i w tamtą, bo byłam tak poddenerwowana myślami, że z Casprem dzieje się coś bardzo złego. Telefon sprawdzałam co pięć minut i czekałam na jakikolwiek znak życia, a najbardziej na wiadomość o tym co wykazały badania.

- Natalie nie obraź się, ale chodzisz jak nawiedzona. Trzęsiesz się nad nim jakby był małym chłopcem.

- Czasem mam wrażenie, że naprawdę nim jest.

- Może masz trochę racji. Jest nieokrzesany i ciągle ma samobójcze pomysły, ale na pewno do ciebie zadzwoni, kiedy się dowie co jest nie tak z jego zdrowiem.

- Wiem tylko te czekanie mnie wykańcza. Ty go Vic, nie widziałaś kiedy w nocy cały zalewał się potem, męczyła go gorączka i cały wydawał się bez życia.

- Rozumiem, ale Natalie to przecież jest Casper i cokolwiek go męczy on sobie z tym poradzi. Jest silniejszy niż ktokolwiek z nas. 

- Wiem... - westchnęłam tak ciężko, że odniosłam wrażenie jakby całe powietrze opuściło moje płuca i opadłam na kanapę, na której siedziała Victoria.

Nasze ramiona stykały się ze sobą. Byłam tak wykończona całym tym stresem, że miałam ochotę oprzeć o jej ramie swoją głowę i pewnie bym to zrobiła, gdyby było to w mojej naturze. Z każdym utrapieniem zawsze radziłam sobie sama i nigdy wcześniej nie potrzebowałam jakiegoś pokrzepiającego gestu, albo przynajmniej nie chciałam dopuszczać takiej myśli do siebie. 
Ze wszystkimi smutkami jesteśmy zawsze sami. Nasze problemy należą tylko do nas, nie możemy rozdzielić ich na dwoje. Głupotą jest myśleć, że ktoś będzie potrafił nas odciążyć. 
Nigdy nie byłam osobą szczególnie rodzinną. Oczywiście troszczyłam się o swoje siostry, martwiłam się i zależało mi na ich dobru, ale sama nigdy nie przychodziłam do nich ze swoimi problemami. Właściwie Carly i tak była za mała żeby cokolwiek zrozumieć, ale Victoria mogłaby okazać się dobrym rozmówcą. Mimo wszystko ja nigdy nie biegłam do mamy, żeby wypłakać się w jej sukienkę nawet jako mała dziewczynka, nie mówiłam też siostrze czegokolwiek po czym stałabym się dla niej mniej tajemnicza, a tylko jej słuchałam. Wybrałam sobie taki los i nauczyłam się trzymać język za zębami nawet przy najlepszej przyjaciółce. Nigdy nie pokazywałam ludziom, że cokolwiek mnie dotknęło.
Wszystko to co wpoiłam sobie przez długie lata sprawiło, że nie potrafiłam się otworzyć i zrobić choćby tak głupiej rzeczy jak oparcie się na ramieniu siostry co byłoby jak proszenie o wsparcie. Jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że zapominałam o tych wszystkich nawykach był Casper. Właściwie on sprawiał, że zapominałam o czymkolwiek co było przed NAMI.

- Chyba jestem taka nakręcona bo prawie nie zmrużyłam oka. Wiesz jak brak snu na mnie działa - w prawdzie nie było to do końca kłamstwo, ale nie byłam też całkowicie szczera. Tak naprawdę lęk o Caspr'a był tak silny, że ledwo potrafiłam odciągnąć od niego myśli. 

- Widać, że nie spałaś zbyt dobrze. Nat, mówiłaś, że lekarze najpierw podejrzewali u niego jakieś przeziębienie. A nic co przypomina przeziębienie nie może być groźne, więc przestań trząść tyłkiem i zadzwoń po Julia'e. Wyjdź gdzieś. Chyba potrzebujesz nikotyny, bo wyglądasz jakbyś zaraz miała roznieść cały dom.

Stwierdziłam, że to może nawet dobry pomysł żebym spotkała się z Julia'e, która zawsze skutecznie potrafiła mnie uspokoić i zawsze znajdywała dla nas rozrywkę. Była dla mnie jak równowaga. Ja byłam jedną wielką kulką nerwów, zmartwień i szarości tego świata, a ona przypominała taką samą kulkę, ale radości, niekończącego się dobrego humoru i reprezentowała wszystkie kolory, którymi świat dysponował.

Gdy wyszłam z domu i skierowałam się w tą stronę miasta, w której mieszkała moja przyjaciółka pogoda była przesiąknięta wszystkim tym co symbolizuje ciepłą wiosnę. Chmury nie odważyły się przysłaniać słońca, które pragnęło zachwycić ludzi w całej swojej okazałości i wlać tyle ciepła w ich serca na ile to było możliwe. Wiatr był tak delikatny niczym oddech dziecka i lekko muskał moje policzki w sposób tak przyjemny, że nie przeszkadzało mi nawet jak później zaplątywał się w moje włosy i wesoło się nimi bawił. Wszystkie trawniki były już w przyjemnym dla oka odcieniu zieleni, a gdzieniegdzie przebijały się żółte, fioletowe i pomarańczowe płatki kwiatów. Wszystko wracało do życia, po zimie, która wszędzie siała poczucie melancholii, ogólnego bezsensu i przygnębienia. Może dlatego tak lubiłam wiosnę, że reprezentowała wszystko to czego ja nie mogłam poczuć w sobie, a zimy nie znosiłam bo była jak żywy obraz tego co dzieje się w mojej głowie.

Stąpałam po uliczkach Nowego Jorku nie musząc się nawet wiele zastanawiać nad tym gdzie jestem, bo nogi instynktownie prowadziły mnie w pobliża bloku, w którym mieszkała Julia. W miarę jak szłam odnajdywałam w sobie spokój, którego na pewno brakowało mi w domu kiedy bezczynność przyprawiała mnie o silne zdenerwowanie. 
Casper zadzwoni i jeszcze wszystko będzie w porządku. Na pewno nie potrzebnie się martwiłam. - powtarzałam sobie to tak długo, aż w to uwierzyłam.
Prawdziwa radość wlała się w moje żyły gdy zobaczyłam jak drobna sylwetka dziewczyny z włosami w kolorze jasnego blondu wyłania się zza rogu. Od razu się rozpoznałyśmy i Julia zaczęła machać mi z daleka energicznie ręką. Dziewczyna przecisnęła się między ludźmi, których w mieście o tej porze dnia była przerażająca ilość wszędzie, z taką łatwością i gracją, że w momencie znalazła się tuż przede mną. 

- W takich właśnie momentach błogosławię to jaka jestem drobna - stwierdziła żartobliwie zamiast najzwyklejszego powitania, po czym wymieniłyśmy się buziakami w policzek. Julia szybko chwyciła mnie pod ramię i skierowała się w stronę zakrętu, który prowadził do miejsca, w którym zazwyczaj paliłyśmy.

- Myślałam, że to zawsze cię tylko irytuje - uśmiechnęłam się krzywo.

- No właśnie nie do końca. Widzisz mogę nosić szpilki tak wysokie jak to mi się tylko podoba i na szalonych wyprzedażach przecisnę się przez całą masę ludzi, zabiorę co najlepsze i wymknę się niezauważona.

Zaśmiałyśmy się obie i był to tak szczery śmiech, że jeszcze bardziej cieszyłam się z tego, że wyszłam z domu i postanowiłam spotkać się akurat z nią.

- Naprawdę nie życzę, żadnej lasce żeby kiedyś złapała tą sobą torebkę na wyprzedaży co ty. Masz w sobie prawdziwego demona Julia - uśmiechnęłam się do przyjaciółki. - Co u ciebie słychać?

- Od jakiegoś czasu kręcę z takim obłędnym Jordanem. Będziesz musiała go poznać, na pewno go polubisz! 


Przytaknęłam choć wiedziałam, że raczej żaden z chłopaków, z którymi spotykała się moja przyjaciółka nie przypadł mi do gustu. Ale ona wyglądała na naprawdę zauroczoną i nie chciałam odbierać jej niczego, co sprawiało, że Julia była taką nakręcona i wręcz rozpływała się obok mnie na samą myśl o tym chłopaku.

- Jest zabawny, romantyczny - mówiła wzdychając - ma umięśnione ciało, piękne niebieskie oczy i jest blondynem.

- To wszystko brzmi pięknie - przyznałam. - Czy ten twój Jordan w ogóle ma jakieś wady?


- Nie zdał dwa razy i ma kuratora, ale to zupełnie go nie skreśla bo, musisz mi uwierzyć, jest taki jakbym chciała.

- Och, więc chciałabyś chłopaka bez wykształcenia i perspektyw na życie, który prędzej wyląduje w kryminale niż znajdzie prawdziwą pracę, a ty zostaniesz z czwórką dzieci, gruba, zmarnowana i coraz mniej piękna?

- Oczywiście, że nie! Natalie czy ty od razu musisz pisać takie okropne scenariusze?! Ja nigdy nie zbrzydnę choćby odrobinę - zarzuciła dumnie swoimi blond włosami po czym spojrzała na mnie i spiorunowała mnie wzrokiem. - Poza tym nie planuję żadnego ślubu! Na pewno nie z chłopakiem, który nie zapewni mi domu z basenem. Jordan jest taki jaki chciałabym żeby był na jakiś czas aż mi się nie znudzi.


Dobrze. Wiem, że moja przyjaciółka podchodzi do całej sprawy związków bardzo przedmiotowo. Znudzi jej się to wymienia na nowego, ale w gruncie rzeczy ona wie, że życie powinno być zabawą. Czasem mówi jakby nie posiadała żadnych głębszych uczuć, ale to nie prawda. Julia tak naprawdę nie spotkała żadnego chłopaka, który byłby jej wystarczająco godny i dostrzegł to jaka jest delikatna, i że tak naprawdę szuka niewyobrażalnie romantycznej miłości zupełnie jak z bajek.

- Dobrze, bo już zaczynałam się bać, że kiedyś będę musiała cię dofinansowywać.

- Spokojna twoja głowa - szturchnęła mnie łokciem w bok, a później skręciła za stare kino, które jest już właściwie ruiną. - A co słychać u ciebie i Caspr'a? Miłość kwitnie?


Wyjęła z tylnej kieszeni dżinsów paczkę mentalowych Malboro i poczęstowała mnie papierosem. Wzięłam go, znalazłam we własnej kieszeni zapalniczkę i podpaliłam jeden koniec zaciągając się tak mocno, że dym podrażnił moje gardło. Nikotyna eksplodowała w moich płucach i wiedziałam, że je truje, ale chciałam więcej.
Wypuściłam z ust białe kółka i z zawodem uznałam, że nigdy nie wychodzą mi tak idealnie jak Casprowi. Wspomniałam sobie dzień, w którym go poznałam i nauczył mnie je robić. Poznałam Caspr'a chyba najbardziej prosty, a nawet odrobinę idiotyczny sposób. Nasze spotkanie nie było niczym romantyczny tylko czymś do bólu prostym i zwyczajnym. A jednak nie trzeba poznać osoby w okolicznościach jak z bajki, żeby doświadczyć miłości tak głębokiej i prawdziwej jak to tylko możliwe. Nie wiem czym zasłużyłam sobie na to by mój los był złączony z nim. Zanim się w nim zakochałam byłam wrakiem i bez przerwy myślałam o samobójstwie.

- Kwitnie - potwierdziłam. - Czuję, że to właśnie przy nim jest moje miejsce.

- Chciałabym żeby ktoś kiedyś patrzył na mnie tak, jak Casper na ciebie - uśmiechnęła się wzdychając z rozmarzeniem po czym zaciągnęła się papierosem. - Czyli wszystko u was w porządku i nie muszę nakopać mu do dupy?

- Jest nawet lepiej - pomijając jego słaby stan zdrowia, który postanowiłam jednak przemilczeć, żeby nie stawać się ponownie smutną. - Poza tym nakopanie Casprowi skończy się jedynie próbą i to samobójczą. 


- Chyba masz rację. A niech cię diabli, że też musiałaś wybrać sobie chłopaka, który ani trochę się mnie nie będzie bał. 

- Julia nie wiem czy ktokolwiek by się ciebie bał - posłałam jej krzywy uśmiech po czym wzięłam kolejnego bucha. 

Przyjaciółka odpowiedziała mi wytknięciem języka i udała urażoną moimi słowami. 

- A ja myślę, że to ich błąd bo jeśli ktoś złamie ci serce obedrę go ze skóry - teraz chciała chyba wyglądać na groźną, ale w efekcie było komiczne i nie mogłam się nie zaśmiać.

Julia dmuchnęła mi dymem prosto w twarzy i łypnęła na mnie spode łba. Oczy zaczęły mnie szczypać tak, że musiałam kilka razy szybko mrugnąć by pozbyć się łez.

- O kurwa, co ci odbiło?

- Nie lekceważ mnie Johnson - warknęła. - Jak chcę potrafię być naprawdę mściwa.

- Uważaj, żebym ja zaraz nie zechciała się zemścić. Pchasz się w gips - rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie.

- To Albert ostatnio pchał się w gips - dziewczyna prawie zakrztusiła się papierosem.

- Widziałaś się z nim?
- Mijałam go na mieście dzień po tym jak Casper się z nim pobił. Wyglądał strasznie! Złamany nos, jego śliczna buźka była cała w czerwonych sińcach i już nie była wcale taka śliczna. Kulał trochę na lewą nogę - wypuściła dym z ust przerywając na moment w opowiadaniu. - Casper też tak wyglądał?


- Nie.Opatrzyłam mu kilka ran i tyle - wzruszyłam ramionami jakby wcale mnie to nie dziwiło, natomiast Julia wytrzeszczyła swoje oczy w prawdziwym zdziwieniu. 

- Czyli wszystko co o nim mówią jest prawdą - wymamrotała pod nosem, nie wiem czy była świadoma tego, że powiedziała to na głos.

- Co mówią?

- No wiesz wszyscy się go boją. Jest podobnież totalnie niegrzeczny, ale ty powinnaś to wiedzieć najlepiej bo jesteście parą. Nielegalne wyścigi, wyrzucili go ze szkoły, zadaje się z grupą Heath'a a wiadomo, że oni są najfajniejszymi kolesiami, którzy są też postrachem całej naszej budy.. 


- Przy mnie jest zupełnie inny.

- Masz najwidoczniej na niego dobry wpływ.


- Możliwe - westchnęłam i posłałam jej krzywy uśmiech. - Ale nie powinien załatwiać za mnie każdej sprawy. Zrobił coś z osobą od smsów, pobił Alberta i boję się, że niedługo będzie miał problemy z agresją.

- Natalie to dobrze, że on cię broni. A póki tobie nie robi żadnej krzywdy niech będzie szkolnym łobuzem. Wszystkie do nich wzdychamy, a najgorętszy z nich umawia się z tobą.

Postanowiłam zakończyć ten temat i w milczeniu spaliłam swojego papierosa aż do filtra. W momencie gdy rzuciłam go sobie pod buty i zmiażdżyłam peta usłyszałam zbliżające się do nas głosy. Zacisnęła mi się szczęka od razu kiedy rozpoznałam jeden z głosów. Albert. Wcześniej gdy się przyjaźniliśmy zbieraliśmy się za starym kinem i paliliśmy. Był to nasz punkt spotkań, a później stąd szliśmy w miasto.

- Jeśli spotkam tego fiuta przetrącę mu kości. Zapłaci mi za to co zrobił, a później Natalie wróci do mnie.

- Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek planowała do ciebie wrócić Albert - warknęłam na niego zanim jeszcze go zobaczyłam.

- Nat?

W końcu stanęliśmy naprzeciwko siebie. Ja i Julia, a po drugiej stronie on i chłopak, którego imienia nagle nie mogłam sobie przypomnieć.


- Teraz masz szansę sama siebie obronić - przyjaciółka szepnęła mi do ucha.

- Widzę, że rozpowiadanie o mnie idiotycznych kłamstw nie wyszło ci na nic dobrego - wycedziłam do Alberta, który rzeczywiście był pobity tak jak opowiadała Julia, choć wyglądał gorzej niż się spodziewałam mimo wszystko.

- Zamknij się. Poza tym wszystko co mówiłem jest prawdą.

- Zrobiłeś ze mnie zdradziecką szmatę tylko dlatego, że nie chciałam z tobą być po tym jak przeleciałeś moją najlepszą przyjaciółkę - każde z moich słów było przesiąknięte jadem i chyba posunęłam się nawet odrobinę za daleko, więc kiedy sobie to uświadomiłam zwróciłam się do Jula'e. - Bez urazy, przepraszam.

- Nie jestem zła. Taka prawda - udawała, że wcale jej to nie ruszyło, ale ja widziałam, że ostatnia część mojej wypowiedzi była dla niej jak cios w brzuch.

- Zrobiłem z ciebie zdradziecką szmatę bo nie potrafiłaś się zdecydować, czy chcesz być ze mną, czy z tym frajerem - syknął.

- Gówno wiesz bo nie myślałam wtedy o Casprze w ten sposób, a ty po prostu zjebałeś swoją szanse Albert. Obiecałeś, że się zmienisz, ale i tak zrobiłeś to co zawsze. Wkurwiłeś się, coś poszło nie po twojej myśli to zachowałeś się jak ostatni dupek!

Chciałam go jeszcze zapytać, czy w ogóle czuł coś do mojej przyjaciółki, czy to co zrobili miało dla niego jakieś znaczenie i naprawdę chciałam ubliżać mu na tle seksualnym, ale nie zrobiłam tego ze względu na Julia'e, która stała obok i nie powinna tego słuchać.

- Nie próbuj zrobić z siebie świętej Natalie. Każdy już wie jaką suką potrafisz być. Nie uda ci się zwalić całej winy na mnie.


- Chyba chciałeś powiedzieć, że każdy wie jaki żałosny jesteś, że nie potrafisz pogodzić się z jednym koszem od dziewczyny. Cholera jasna Albert byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a ty publicznie robisz ze mnie gówno chociaż wiesz, że nie masz racji! Jak daleko się jeszcze posuniesz?

Zatkało go na moment, który pozwolił mi zauważyć, że Julia i kolega Alberta wymieniają się pogardliwymi spojrzeniami. 

- Wiesz, że zawsze unikałem takich przyjaźni ze szmatami twojego pokroju.

- Jesteś bezczelny! Naprawdę nic dla ciebie nie znaczy nasza przyjaźń? Przekreślisz ją przez coś takiego?

- Tak. Sama mi w tym jeszcze bardziej pomogłaś nasyłając swojego chłoptasia na mnie.

- Nie nasłałam go!

- Nie, nie ty nic nie zrobiłaś. Zawsze jesteś niewinna prawda? Ty jesteś dobra, a wszyscy inni są źli.


- Po prostu się ode mnie odpierdol! Nie chcę cię znać. Daj mi żyć i zapomnieć o tobie. 

- Na pewno nie dam ci o mnie zapomnieć bo jeszcze do mnie wrócisz Nat. 

Zbliżył się do mnie, a ja poczułam jak wszystko we mnie nagle stężało. Nie mogłam zrobić żądnego kroku, więc on swobodnie stanął przede mną tak, że dzieliły nas jedynie jakieś centymetry. Nawinął sobie jeden z moich loków na swój palec i uśmiechnął się bezczelnie. 

- Nie wrócę i odejdź ode mnie chyba, że znowu chcesz oberwać w nos. Poprawię to co zrobił ci Casper.

- Będę przy tobie tak blisko jak mi się to będzie podobało - wyszeptał do mojego ucha tak żebym tylko jak mogła to usłyszeć. - Spadamy Drake.


Chłopak skinął głową i posłał ostatni raz wściekłe spojrzenie mojej przyjaciółce, po czym posłusznie ruszył za Albertem. Po tym jak zniknęli nam z oczu usłyszałam, że Julia głośno wypuszcza powietrze z płuc. Spojrzałam na nią, wyglądała tak jakby było jej nie dobrze. Później otworzyła swoje usta i energicznie z całą swoją przesadną gestykulacją wyrażała swoją złość na Alberta i jego zachowanie. Gdy już ochłonęła wyszłyśmy zza kina na ulicę i starałyśmy się rozmawiać o czymkolwiek innym, ale rozmowa już nam się nie kleiła.

- Idę Natalie. Umówiłam się z mamą, że pomogę jej w zakupach. Jesteśmy w kontakcie?

- Jasne - powiedziałam i wymieniłam się z nią buziakami na pożegnanie po czym obie ruszyłyśmy w innych kierunkach.

- Nat! - krzyknęła za mną, więc odwróciłam się i zobaczyłam, że wskazuje mi coś na ulicy ręką. - Casper jedzie!

Miała rację. Zatłoczoną ulicą wlókł się samochód Caspr'a. Pewnie był zły, że nie ma jak wyprzedzić innych kierowców i jechać z taką prędkością do jakiej był przyzwyczajony.
Skinęłam do przyjaciółki głową, a ona wyszczerzyła się szeroko, pomachała do mnie ręką i znów odwróciła się w swoją stronę po czym zaczęła mi znikać.

Casper oczywiście mnie zauważył i kiedy podjechał do mnie od razu dał mi znak żebym wsiadła do środka. Szybko otworzyłam drzwi i wskoczyłam na miejsce pasażera.

- Hej kicia co tu robisz? - zapytał.

- Wyszłam spotkać się z Julia'e, ale tylko zapaliłyśmy bo nagle pojawił się Albert i straciłyśmy chyba humor.

- Ten gnojek? Zrobił ci coś?

- Kłóciliśmy się - westchnęłam cicho po czym oparłam głowę o szybę i tępo wpatrywałam się przed siebie. - Poradziłam sobie. Byłeś odebrać wyniki?

- Jeszcze ich nie ma.
- Mhm.

Nie wiem dlaczego, ale przez całą drogę milczeliśmy. Zauważyłam, że Casper wjeżdża na ulicę, na której mieszkam.
- Jedziemy do mnie? - zapytałam przerywając ciszę, która dziś wyjątkowo mi ciążyła.
- Ty jedziesz. Ja chcę się dzisiaj spotkać z Ashley.

Nic nie odpowiedziałam, bo byłam za bardzo rozczarowana. Stanęliśmy przed moim domem, a Casper wyraźnie czekał tylko na to aż wysiądę bo niecierpliwie wystukiwał rytm na kierownicy. Westchnęłam tak cicho, że nie byłam pewna czy to usłyszał a później mimo tego jak niezręcznie między nami było pocałowałam jego policzek i dopiero po tym wysiadłam z auta. Idąc później do domu czułam jak niewypowiedziane słowa przeszkadzają mi w gardle.

Kocham cię.-chciałam powiedzieć, a milczałam.

Zła i nagle równie bardzo przygnębiona od razu powlekłam się do swojego pokoju i padłam na łóżko. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to wcale nie jednorazowa sytuacja i myślałam, że Casper po prostu zatęsknił do swojej przyjaciółki.






10 komentarzy:

  1. Szkoda ze krótki, ale wydaje mi się że udało ci się przekazać to co zamierzałaś

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdzial . Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda ze taki króciutki :(
    Jednak nie załamujemy się i czekamy na następny :))
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :) Ciekawe się robi, już czekam na kolejny :)Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybko się skończył :( ale świetny jak zawsze :) Bardzo Bardzo chce wiedzieć co będzie dalej. Buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepsze opowiadanie xD czekam na wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no zakończyć w takim momencie...będę czekać z niecierpliwością na kolejny! :d

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki krotki :c czrkam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kończyć w takim momencie to przestepstwo

    OdpowiedzUsuń