sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 18

Pamiętaj żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję <3 


Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam, co zresztą było wielkim błędem bo w nocy raczej nie brakowało mi energii i nie miałam co z sobą zrobić. Naprawdę noce, w których nie potrafiłam zmrużyć oka, choćby na krótką chwilę, znajdywały się na wysokiej pozycji w mojej liście „rzeczy, których nienawidzę”, a ta lista jest wyjątkowo długa. 
Pisząc sms’a do Caspr’a byłam idiotycznie przekonana, że chłopak bez chwili zawahania przyjdzie mnie uratować przed tym co mnie czeka jeśli w nocy zostanę sama. 

Sms do: Casper
Możesz do mnie przyjechać?

Sms od: Casper
Ciągle jestem z Ashley.

Sms do: Casper
To później? Na noc?

Sms od: Casper
Przepraszam kicia, ale to zły pomysł.

Sms do: Casper
Od kiedy to jest zły pomysł? Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Casprem?

Sms od: Casper
Wpadnę za pół godziny, ale nie zostanę na noc. Muszę dziś być w domu.

Sms do: Casper
Jeśli nie chcesz to nie musisz w ogóle przyjeżdżać.

Sms od: Casper
Chcę.

I na tym zakończyliśmy wymienianie się wiadomościami. Upadłam z powrotem na miękki materac łóżka i poduszki. Telefon wypuściłam z dłoni i słyszałam jak odbił się w górę, a później spadł gdzieś obok mnie po prawej stronie. Rękoma zakryłam swoją twarz, pomasowałam skronie i wypuściłam ciężko powietrze z płuc. Teraz czułam się jeszcze bardziej nieswojo niż wcześniej. W samochodzie kiedy zabrał mnie z miasta prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, a teraz jeszcze to w jaki sposób ze mną smsował. Miałam wyrzuty sumienia, że mu się może narzuciłam a on chyba naprawdę nie chciał tu do mnie przyjść. Tylko, że to nie było do niego podobne, bo to on zwykle troszczył się o to żebyśmy spędzali ze sobą jak najwięcej czasu razem. Chyba mu się nie znudziłam? – pomyślałam i tak wystraszyłam się tej myśli, że niemal natychmiastowo ją od siebie odrzuciłam. Przecież ja i Casper nigdy się sobą nie nudziliśmy, a nawet ciągle było nam mało. Ale dziś nic nie wyglądało tak jak jeszcze wczoraj i może to też się zmieniło. W jeden dzień? Czy to naprawdę jest możliwe? A może ja wariuję i on zachowuje się normalnie? Spotkał się z Ashley, bo ona jest jego najlepszą przyjaciółką i przecież jest jasne, że nie musimy każdego dnia spędzać razem. Czyżbym za często go potrzebowała? Czy to możliwe, żebym za bardzo na nim polegała i Casper w końcu się zmęczył?
Cóż wiedziałam jedno, że myślenie teraz w taki sposób i zadawanie sobie takich pytań w niczym mi nie pomoże, a tylko poczuję się jeszcze gorzej. 

Głupia, depresyjna Natalie. Każdy by się zmęczył – przemknęło mi przez głowę mimowolnie.
Potrząsnęłam głową jakbym chciała wyrzucić tą myśl z siebie, albo obudzić się z jakiegoś złego snu. Serce zaczęło mi łomotać jak głupie. Stare lęki wróciły, a to nie zwiastowało niczego dobrego.
Nie zastanawiając się długo wsadziłam rękę w pluszowego misia, którego trzymałam na łóżku i oczywiście znalazłam tam paczkę papierosów. Nieważne jak bardzo idiotyczna jest to skrytka, liczy się to, że działa i jeszcze nigdy nikt nie przeszukał mojego wiernego pluszowego misia. Trochę jego pluszu wysypało się na moją pościel, ale nic sobie z tego nie robiłam i zerwałam się z łóżka, żeby wyjść na balkon. Zapaliłam papierosa i pomyślałam o tym jak nagle zrobiło się cicho dosłownie wszędzie. Wokół mnie i we mnie. Było mi przyjemnie lepiej. Pozwoliłam mojemu umysłowi na włączenie trybu obronnego, czyli wyparcia wszystkich złych myśli tak jakby ich wcale nie było. Niestety obrona nigdy nie działała w stu procentach i liczyłam się, że to i tak wcześniej czy później mnie dopadnie. Najważniejsze żeby nie teraz bo zaraz przyjdzie Casper.
Papieros się spalał i za każdym pociągnięciem zabierał ze sobą jedną z moich uciążliwych myśli, które ja następnie wypuszczałam obojętnie w powietrze. Kiedy skończyłam wyrzuciłam peta za ogrodzenie do ogrodu sąsiada i wróciłam do swojego pokoju. Zdążyłam schować paczkę do misia i usłyszałam jak Victoria krzyczy moje imię. 

- Natalie! Casper przyjechał!

Byłam na siebie niemal zła za to, że czuję motylki w brzuchu na samą myśl, że jest na dole i prawdopodobnie na mnie czeka aż zaproszę go na górę, chociaż zjawił się tu raczej niechętnie. Ale co mi zostało zrobić? Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół gdzie Victoria i Casper stali pogrążeni w rozmowie z rodzaju „Co tam? A jak u ciebie?”. 
Gdy tylko chłopak mnie zobaczył zmieszał się nagle. Byłam pewna, że najpierw w jego oczach odbijała się tęsknota, ale mogło mi się tylko wydawać bo zaraz zastąpił ją chłodny i niemal pusty wyraz. Oczy Caspr'a przypomniały mi lampkę, którą ktoś nagle zgasił. 
Poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu, zaszumiało mi jednocześnie w głowie i nogi odmówiły posłuszeństwa. Między mną i chłopakiem powstała niespodziewanie przepaść tak duża, że bałam się spróbować ją przeskoczyć. Pewnie bym stała tak wmurowana jeszcze przez dobre kilka chwil, ale na szczęście Casper zdecydował się jednak do mnie zbliżyć. Przeraził mnie fakt, że z tej odległości jego oczy są jeszcze bardziej obce. 

- Cześć kicia - uśmiechnął się i jedną rękę położył w mojej talii. Tamten dotyk pozwolił mi dostrzec, że gdzieś w tym jego nieznajomym spojrzeniu tkwił też mój Casper, który desperacko dobijał się i krzyczał moje imię, jakby chciał się uwolnić i nie starać się na siłę być dla mnie chłodnym.

- A was co ugryzło? Zachowujecie się jakoś dziwnie - Victoria skrzywiła się zniesmaczona, a później postanowiła nas zignorować. Machnęła ręką niby obojętnie i odmaszerowała w swoją stronę.

Czułam suchość w gardle. Myślałam, że już nigdy więcej nie wydobędę z siebie żadnego słowa, ale szybko uświadomiłam sobie, że nie mogę się poddać. Chcę odzyskać normalnego, kochającego Caspr'a. Nie mogłam go przecież stracić w jeden poranek.

- Cieszę się, że jednak przyjechałeś - odzyskałam głos. Starałam się zachowywać naturalnie, jakby nic w jego postawie nie wzbudziło moich podejrzeń. Chwyciłam go za rękę, którą trzymał na moim boku i splotłam nasze palce ze sobą. Pociągnęłam go za sobą w stronę schodów, co całe szczęście nie spotkało się z żadnym jego protestem. - Co słychać u Ashley?

- Nic szczególnego. Kazała cię pozdrowić, a kiedy odjeżdżałem krzyknęła coś o zakochanym i wpatrzonym w jedną osobę dupku - chyba trochę się rozluźniał, bo z jego gardła wydobył się stłumiony śmiech, a to już coś. - Wiem, że żartowała ale "dupek"? 

- Tylko z tym się nie zgadzasz? Z "dupkiem"? - zapytałam, a serce mimowolnie zabiło mi szybciej kiedy zorientowałam się, że nie zaprzeczył temu, że prawdopodobnie nie widzi świata poza mną.

- Pomyślałem, że to raczej najłagodniejsze wyzwisko jakie od niej usłyszałem - skutecznie ostudził mój zapał. Chyba zauważył jak opadają mi ramiona przez zawód, który odniosłam. Puścił moją rękę kiedy weszliśmy do pokoju i z niewiarygodną szybkością przycisnął mnie plecami do ściany. - Ale zgadzam się ze wszystkim co powiedziała.
Nachylił się do mojej szyi kiedy mówił i oddechem łaskotał mnie po skórze. Serce zaczęło walić mi jak szalone, jak zawsze kiedy Casper był tak blisko. Jego chłodne usta kilkakrotnie dotknęły mojej szyi składając na niej krótkie pocałunki. Poczułam wtedy jak moje ciało przeszywa przyjemny dreszcz i prawdopodobnie straciłabym głowę dla Caspr'a przy kolejnym muśnięciu, ale pytanie, które cisnęło mi się na język powstrzymały chłopaka.

- Dziś nie wyglądałeś na zakochanego. Coś cię męczy prawda?

Casper nagle zesztywniał i odsunął się ode mnie jak oparzony. Przeszedł się po pokoju jak zawsze kiedy się denerwował. Palcami przeczesał swoje włosy ciągnąć za ich końce i dopiero po dłuższej chwili na mnie spojrzał. Jego oczy znowu przybrały ten sam nieprzyjemny wyraz. Ból zmieszany z tęsknotą, złością i walką, którą toczył ze sobą żeby się przed czymś pohamować. 

- Przed czym się tak bronisz? - zapytałam jeszcze raz głosem przepełnionym desperacją i na tyle silnym, żeby Casper stanął w miejscu.

- Chyba przed tym co do ciebie czuję i co to może znaczyć. Natalie uwierz mi, że dzisiaj jestem zakochany w tobie jeszcze bardziej niż każdego poprzedniego dnia i dlatego próbuję cię przed sobą ochronić.

- Ale przecież ty nie zrobisz mi niczego złego - jęknęłam. - Wiem to. Więc przed czym chcesz mnie niby bronić?

- Nie potrafię ci teraz tego powiedzieć - opuścił ręce jakby nagle opadł z sił. - Uwierz mi, że jesteś dla mnie najważniejsza, ale teraz jest to o wiele trudniejsze niż ci się wydaje. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli zrobię ci krzywdę.

- Casper niczego nie rozumiem - zakręciło mi się w głowie. Miałam wrażenie jakbym spadała w jakieś nieznane ciemne miejsce. - Teraz mnie krzywdzisz, bo się zmieniasz bez żadnego konkretnego wyjaśnienia. Chcę, żebyś znów normalnie na mnie patrzył i nie bój się mnie pocałować. Ja nie boję się, że możesz mnie zranić. Ufam ci i wiem, że tego nie zrobisz.

- Więc może powinnaś przestać w to tak uparcie wierzyć? - zacisnęła mu się szczęka i dokładnie w tamtym momencie cienie, które tańczyły po pokoju padły na jego twarz podkreślając wydatne kości policzkowe, mocne rysy idealnej twarzy i piękny kolor oczu.

- Nie. Casper proszę przestań się tak zachowywać. Chyba, że przestało ci na mnie zależeć - ostatnie słowa przeszyły mi przez gardło z trudem jakby były zbyt bolesne żeby wypowiedzieć je na głos. 

- Nigdy - powiedział półszeptem i coś w tamtej chwili przestało obciążać mi nogi tak, że mogłam odejść od ściany i podejść do Caspr'a.

Wsunęłam ręce pod jego koszulkę wyczuwając dłońmi twarde mięśnie brzucha chłopaka. Objęłam go wokół pasa zatrzymując ręce na jego plecach. Spojrzałam w jego oczy niemal błagalnie. Cisza między nami była teraz jak nieme pozwolenie i odważyłam się delikatnie pocałować jego usta. Zadrżał, a ja jeszcze raz musnęłam swoimi ustami jego usta. W końcu on tarze mnie objął, a nawet przycisnął mocniej do siebie i zaczął mnie całować mocno, zdecydowanie i bardzo namiętnie, jakby chciał złączyć nas w jedno. Wplątał dłoń w moje włosy, a nieco później przesiał je sobie między palcami. Jego język desperacko wdziera się w moje usta. Ledwo dawał mi szansę do oddechu i przez to poczułam lekki zawrót głowy, ale było mi cudownie. Zaraz jęknął w moje usta, a ja wydałam z siebie ciche mruknięcie zadowolenia. Cholera, kocham tego chłopaka i właśnie całujemy się tak, jakby świat miał skończyć się za parę chwil.- myślałam.

Niespodziewanie Casper przerwał pocałunek, a wtedy ja z czystym oszołomieniem spojrzałam na jego oczy. Nie rozumiałam co się nagle stało, ale to, że jego oczy pociemniały jeszcze bardziej niż przy zwykłym podnieceniu sprawiło, że się przestraszyłam.

- Nie mogę - wychrypiał. Jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała.

- Możesz. Zawsze możesz. Przecież wiesz - odparłam, a nasze przyśpieszone oddech zlały się w jedno.

Odsunął się ode mnie na dwa kroki. Wyglądał jakby czegoś się nagle wystraszył. Mnie szok odebrał głos i stałam jak wryta znów nie rozumiejąc jego zachowania. Kurwa zmienia swoją postawę co pięć minut. Jak ja mam nad nim nadążyć?

- Przepraszam Natalie. Nie powinienem był nawet przyjeżdżać - usłyszałam, a on mnie wyminął i chyba wybiegł z mojego pokoju. Na pewno. Słyszałam jak szybko jego nogi uderzają o podłogę, a później głośne zbieganie po schodach. Nie potrafiłam się nawet odwrócić, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa i nadal stałam w tym samym miejscu. A później miałam ochotę upaść na kolana, krzyczeć, płakać. Wszystko na raz.

Zostawił mnie jeszcze bardziej samotną i zagubioną, niż kiedy go nie było.

- Nat co jest? - Victoria wparowała do mojego pokoju. - Dlaczego Casper wybiegł jakby się gdzieś paliło?

- Przypomniał sobie, że nie odebrał Cait od jakiejś jej koleżanki - skłamałam i zmusiłam wreszcie swoje nogi do ruchu by siostra niczego po mnie nie poznała.

- Myślałam, że się pokłóciliście - weszła jeszcze bardziej do środka. Nie wiedziałam co pozwoliło jej myśleć, że chcę żeby tu była, albo że mam ochotę z nią rozmawiać. Ale jako, że nie miałam siły by się na nią wydzierać i kazać jej się wynosić postanowiłam usiąść na łóżku, bo nadal nie ufałam własnym nogą i spróbować zignorować myśl, że chyba lepiej byłoby mi teraz samej.

- Ja i Casper nigdy się nie kłócimy, Vic - przewróciłam teatralnie oczami. 

- Dobra - wzruszyłam ramionami, a ja poczułam ulgę, że nie próbuje pytać mnie o nic więcej związanego z wyjściem Caspra. - Pomyślałam, że zapalicie bo rodzice wzięli Carly i gdzieś pojechali.. A teraz jesteś już tylko ty więc to nawet lepiej dla mnie. Papierosy mi się kończą. Wychodzisz na balkon?

- Jasne. 

*** 

Niestety czasami jesteśmy tak pewni czyjejś miłości, że trudno nam uwierzyć w to, że cokolwiek może się zmienić i ta druga osoba na nas zobojętnieje. Ja wiedziałam, że kocham Caspra. Patrzyłam na niego i czułam, że go kocham. Czułam to. Niestety miłość musi działać w obie strony i tak, jak Casper najpierw był zatracony w tym wszystkim co działo się między nami, tak nagle stracił swój zapał. Na początku tłumaczyłam zmianę jego zachowania tym, co działo się z jego zdrowiem. Kiedy jednak jego zachowanie wcale się nie poprawiało, a tylko pogarszało i zaczął mnie nawet unikać strach ścisnął mi serce. To w co tak uparcie wierzyłam zaczęło wymykać mi się z rąk, jak piasek przez palce. Nie chciałam nigdy stracić tego co do niego czułam i co dzięki niemu zyskałam. Był dla mnie jak kawałek duszy i wydzieranie go ze mnie było bolesne za każdym razem, kiedy odwracał ode mnie wzrok.

Dwa dni później po spotkani z Casprem umówiłam się z Ashley mając nadzieję, że przyjaciółka pomoże mi jakikolwiek sposób i będzie wiedziała co sprawiło, że on tak nagle się zmienił. Chyba, że zmienił się tylko w stosunku do mnie.

Ashley zaprosiła mnie do siebie bo tego dnia akurat strasznie się rozpadało więc nie było mowy o żadnym spacerze. Wpadłam do jej domu w przemoczonych ubraniach, budach, w których woda nazbierała się z kałuży i przy każdym moim kroku wydawała żenujący odgłos chlupania i z parasolem w ręku. Położyłam go w korytarzu, a przyjaciółka przyniosła dla mnie suche skarpetki i kapcie. Kiedy je założyłam odzyskałam swobodę ruchów i mogłyśmy pójść do salonu.

- Pójdę zalać twoją herbatę i zaraz wracam - powiedziała, po czym zniknęła mi z pola widzenia wchodząc do kuchni. 

Siedziałam na kanapie z nogami ułożonymi po turecku. Moje spodnie i bluzka były nieco przemoczone, bo deszcz na zewnątrz szalał pomimo na ogół przyjemnej, wiosennej pory roku. Nie czułam żeby było mi zimno, a jednak objęłam się rękoma wokół i potarłam swoje ramiona. Chłód, który czułam był specyficznym rodzajem chłodu. To był strach i nie tyle co przed pytaniem a odpowiedzią. Wiedziałam o czym chcę porozmawiać z Ashley, ale bałam się tego co ona może mieć mi do powiedzenia. Z całych sił próbowałam się opanować, zebrać w sobie i przygotować na wszystko. Najważniejsze było to, że między mną i Casprem dłużej nie może dziać się tak źle, a on niczego mi nie wyjaśni i w żaden sposób tego nie ułatwi. 

- Jestem! - Ashley wykrzyknęła uśmiechając się do mnie szeroko, tak że musiałam ten uśmiech odwzajemnić. - Na taką pogodę i na to z czym do mnie przychodzisz, moja herbata jest najlepsza - zapewniła i zaśmiała się chytrze. 

W ręku niezbyt ostrożnie niosła kubek z gorącym napojem znad, którego unosiła się para. Im bliżej mnie była tym lepiej mogłam poczuć przyjemny zapach słodkiej czarnej herbaty, miodu, cytryny i czegoś co na pozór nie pasowało mi do herbaty.

- Rum? - zapytałam, ale nie byłam wcale zdziwiona. Ashley robiła mi często takie herbaty szczególnie w zimę, kiedy potrzebowałam czegoś dobrego na rozgrzanie. 

Wyciągnęłam ręce po kubek, który zresztą prawie oparzył mi dłonie i uśmiechnęłam się do przyjaciółki. Ash zajęła miejsce obok mnie siadając w ten sam sposób i skinęła twierdząco głową.

- Pomyślałam, że to dobry pomysł. Teraz chyba przyda ci się coś mocniejszego niż zwykła herbatka - wzruszyła ramionami.

Podmuchałam trochę nad kubkiem by ostudzić napój tak, abym mogła zrobić niewielkiego łyka i nie poparzyć sobie przy tym języka. Udało mi się tego unikną, a kiedy herbata powędrowała w dół przez mój przełyk niemal natychmiast poczułam jak to fantastyczne połączenie przyjemnie grzeje mi w brzuchu.

- Jest idealna, dziękuję - powiedziałam i przeniosłam wzrok z herbaty na przyjaciółkę.

Ashley nagle wydała mi się odrobinę spięta, jakby dla niej wcale ta rozmowa nie miała być łatwiejsza. Od tego widoku coś ścisnęło mnie w żołądku i poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Miałam dość tego, że ludzie którzy są mi najbliżsi patrzą na mnie tym zmieszanym wzrokiem.

- Ash, czy Casper mówił ci coś o mnie? - zapytałam nie chcą dłużej przeciągać tej ciszy, która powstała między nami.

- A czego dokładnie chcesz posłuchać? Tego jak trajkotał jaka idealna jesteś, piękna i inteligentna? Czy o tym, że jesteś kimś kto go dopełnia, i że zaczął wierzyć w przeznaczenie? Nawet mnie, choć jestem waszą przyjaciółką, takie paplanie przyprawiało o mdłości. Ale jesteście zakochani więc niczego wam nie bronię nieważne jak bardzo obleśne, zboczone i erotyczne to było - jej twarzy wykrzywiła się w lekkim grymasie, ale zaraz po tym znów uśmiechała się do mnie w ten zwyczajny, ciepły sposób. - No to czym mam podnieść ci samoocenę?

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - próbowałam przekazać jej spojrzeniem, żeby postarała się być jak najbardziej poważna bo to jest dla mnie ważne, po czym pociągnęłam kolejnego łyka herbaty z rumem. - Czy ostatnio coś o mnie mówił? On się zmienił i ty też to widzisz, prawda?

- Natalie myślę, że Casper w końcu ci powie o co mu chodzi - westchnęła i spuściła wzrok wbijając go w swoje dłonie z chudymi, długimi palcami, które ułożyła w koszyczek.

- Wiedziałam, że ty wiesz! Musisz mi powiedzieć Ashley, proszę - ucieszyłam się, że mój głos wcale nie drży ani nie jest choć odrobinę płaczliwy pomimo tego, że czułam się coraz bardziej zdesperowana. - On ma mnie już dość... Chce ze mną zerwać?

- Nie! - zareagowała zbyt szybko tak, że jej nagła reakcja zdołała mnie zdziwić i wykrzywiłam się nieznacznie. - Słuchaj znam Caspr'a o wiele dłużej niż ty i wiem co on robi. To co teraz robi to rodzaj kary - uniosła rękę jakby przewidziała, że zaraz się odezwę. - I zanim cokolwiek powiesz. Nie, ty nic nie zrobiła. On karze samego siebie.

- Ale za co? - od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Upiłam kilka następnych łyków herbaty i starałam się zebrać myśli, ale w głowie miałam teraz jeszcze większy mętlik.

- Natalie, ja nie mogę powiedzieć ci nic więcej - dziewczyna przygryzła nerwowo swoją dolną wargę. - Kocham cię, przyjaźnimy się, ale Casper też jest moim przyjacielem i mam związane ręce. Próbowałaś z nim rozmawiać?

- Odkąd przyjechał do mnie wieczorem od ciebie i dziwnie się zachowywał? Nie. Próbowałam do niego dzwonić, umówić się z nim, byłam nawet i niego w domu. On mnie już nawet unika. Jesteś pewna, że nie chce ze mną zerwać? 

- Okłamałam cię kiedyś? - spojrzała na mnie unosząc swoje dwie idealnie zarysowane brwi do góry. - Casper musi ochłonąć, pozbierać myśli i wtedy na pewno z tobą wszystko wyjaśni. Tylko to, że się kara mnie martwi. To nigdy nie wychodzi na dobre.

- Ash ja też się o niego boję.. Dlatego myślałam, że mi powiesz co się dzieje żebym mogła mu pomóc. 

Moja herbata z rumem w szybkim tempie ubywała, a w brzuchu alkohol coraz bardziej mnie rozgrzewał. Mimo, że było mi przyjemnie fizycznie, to moje samopoczucie sięgał dna i z każdą chwilą tylko się pogarszało.

- Przepraszam, ale nie złamię obietnicy. 

Westchnęłam ciężko na znak poddania się i oparłam głowę o kanapę. Między mną a przyjaciółką zapadła cisza. Nie wiedziałyśmy, co możemy jeszcze powiedzieć. Żadna z nas nie znajdywała odpowiednich słów, a we mnie narastało napięcie i strach. Co takiego Casper i Ashley przede mną ukrywali?

Wzrokiem sięgnęłam poza ramię przyjaciółki i zobaczyłam, że na fotelu leży letnia kurtka, którą Casper zakłada na siebie wieczorami, kiedy wieczorem robi się chłodno a on ma jeszcze pełno spraw do załatwienia. Niemal jak wywołany moimi myślami Casper wparował do domu Ashley bez pukania i wszedł do salonu. Zadrżałam słysząc jego głos, który kochałam tak jak wszystko w nim. 

- Kurwa jak leje! Ashely wczoraj zostawiłem u ciebie moją kurtkę, gdzie ona jest?

Gdy stanął w salonie i zorientował się, że Ash nie jest wcale sama tak jak się tego spodziewał odrobinę pobladł. Patrzył na mnie jakby ktoś wymierzył mu uderzenie w policzek płaską ręką z całej siły. Nie potrafiłam pojąć jak to jest możliwe, że jego oczy wyrażają tak wielką tęsknotę za mną, kiedy byłam tak blisko i na wyciągnięcie ręki, a w dodatku należałam do niego i nie miałam zamiaru protestować. Dlaczego tak bardzo się hamował i karał, jak to powiedziała Ashley.

- Jest na fotelu, zabieraj ją - wstała z kanapy i wyglądała na przerażoną faktem, że Casper i ja właśnie teraz znajdujemy się w jednym pomieszczeniu. Po raz pierwszy widziała w jaki sposób Casper na mnie patrzy i jestem pewna, że już teraz zrozumiała dlaczego tak bardzo panikuję.

- Ja... - poczułam gorzki smak w ustach i odniosłam wrażenie jakby słowa, które przechodziły mi przez gardło były odłamkami szkła i poważnie mnie raniło. - Ja już sobie pójdę. Dzięki Ash.. Za herbatę - odłożyłam pusty kubek na małym stoliku przy kanapie i podniosłam się na równe nogi. 

Casper powoli podszedł do fotela i chwycił swoją ulubioną kurtkę. Wyraźnie unikał mojego wzroku przez co moje serce zabiło tak szybko, że aż boleśnie. 

- Nie musisz iść Natalie - odezwał się do mnie czego zupełnie się nie spodziewałam. Stracił już dawno swoją naturalną pewność siebie w głosie i teraz zabrzmiał bardzo słabo. 

Przełknęłam gulę, która stanęła mi w gardle a wtedy Casper zrobił coś co zdziwiło mnie jeszcze bardziej - złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i delikatnie pocałował mnie w czoło. Był mokry od deszczu, ale wcale mi to nie przeszkadzało bo to był pierwszy bliższy kontakt z Casprem od dwóch dni.

- Cześć - szepnął w moje włosy, tak żebym tylko ja mogła to usłyszeć.

Pomyślałam, że zostanie tu byłoby raczej złym pomysłem. Nagle przebywanie przy Casprze stało się nieznośnie bolesne. Wolałam jednak wrócić i spróbować porozmawiać z nim dopiero wtedy jeśli zdecyduje się spotkać ze mną sam na sam. 

- Naprawdę mi się śpieszy.Obiecałam Julia'e, że wyjdę z nią i Jordanem - powiedziałam i z trudem od niego odeszłam, bo wszystko we mnie wyrywało się do niego i za nim tęskniło. Ale za Casprem, który nie starał się jak najbardziej ode mnie oddalić. - Pa Ashley. Jeszcze raz dziękuję. 

Odwróciłam się do przyjaciółki i włożyłam całą swoją siłę w wymuszenie uśmiechu, który byłby jak najbardziej wiarygodny. Później wyszłam z salonu, wciągnęłam na siebie swoje buty i wyszłam z domu Ashley mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.

Przeszłam kilka kroków i najpierw w tępym zamyśleniu nie zwracałam uwagi na to, że deszcz nadal leje a ja nie zabrałam parasolki i została u przyjaciółki, a ja zaraz przemoknę do suchej nitki. Chcąc, nie chcąc musiałam zawrócić i wziąć swoją parasolkę. Tym razem bez pukania wśliznęłam się do domu. Miałam ochotę odetchnąć z ulgą, że ani Ashley ani Casper nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś właśnie wszedł do środka i mogłam niezauważona po prostu zabrać co moje i znowu wyjść.
Poruszałam się cicho jakbym nic nie ważyła i wyciągnęłam swoją rękę po parasolkę. Miałam już wracać do drzwi i się wymknąć, kiedy usłyszałam, że w rozmowie Caspr'a i Ashley pada moje imię. Podsłuchiwanie nie było w moim stylu, ale to mogła być jedyna szansa żeby dowiedzieć się czegokolwiek co by mi pomogło w zrozumieniu tej całej sytuacji z Casprem.

-...masz Natalie, mnie, Christiana, mała Cait. Zawsze możesz na nas liczyć, Casper, do jasnej cholery!

Zatrzymałam się w pół kroku i wytężyłam słuch.

- Nie chcę was! - Casper krzyczał. - Ty, Christian i Natalie gówno możecie i nic dla mnie nie zrobicie. Mam was kurwa dość. Nie pomożecie mi, rozumiesz? Więc odpierdol się ode mnie w końcu. To moja pierdolona sprawa co robię!

- Kurwa ogarnij się! Porozmawiaj z Natalie, jeśli naprawdę ją kochasz. Powinna wiedzieć. Nie myślisz, że ona na to zasługuje? 

Nie słyszałam nic więcej. Nawet ostatnie słowa Ashley wydawały się do mnie ledwo docierać. Głos był zniekształcony, jakby docierał do mnie znad tafli wody, a ja znajdowałam się pod nią. Wymknęłam się z mieszkania nie zachowując już takiej samej ostrożności jak przy wchodzeniu, ale jednak i powlokłam się ulicami rozwijając parasol i nie zwracając uwagi na nic nawet nie bardzo wiedziałam jak udało mi się dotrzeć do domu. W głowie ciągle huczały mi słowa Caspr'a.

Nie chcę was. Gówno możecie. Ty, Christian i Natalie. Nic dla mnie nie zrobicie. Nie chcę was. Mam was dość. Nie pomożecie mi.

Co to niby miało znaczyć? Wcześniej byłam właśnie tą osobą, na której Casper bardzo polegał i wiedział, że zrobię dla niego wszystko. Co się nagle zmieniło? Dlaczego teraz we mnie zwątpił i nie dawał mi szansy nawet spróbować sobie pomóc? 

Mój świat właśnie usuwał mi się pod nogami, a ja spadałam w ciemną przepaść, której nie było widać końca. Miałam wrażenie jakby, ktoś bez znieczulenia wyrwał mi kawałek serca. Wszystko tak nagle mnie przerosło i chyba miałam dość. Chciałam błagać żeby to się szybko skończyło, ale Bóg nigdy mnie nie słuchał. 


***

CASPER


Stał zaciskają swoje ręce w pięści tak mocno, że zbielały mu kostki. Dawno już on i Ashley nie wściekali się na siebie jak właśnie teraz kiedy stał w jej salonie, a ona wrzeszczała na niego nerwowo chodząc w tą i z powrotem. W ciągu ostatnich trzech dni swoim cierpkim zachowaniem wkurzał ludzi i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak każdy kumulował w sobie tą wściekłość na niego, próbował ją poskromić aż dochodziło do takich wybuchów, jakie teraz przechodziła Ashley. Tylko, że on miał już dość udawania, że nie zależy mu na przyjaciołach a tym bardziej na Natalie. Bycie dla nich oschłym, zimnym i doprowadzanie powoli do tego, żeby go znienawidzili okazało się trudniejsze niż mu się to wydawało na początku kiedy wyszedł od lekarza z nędzną kartką papieru, na której ktoś zapisał kilka słów będących jak wyrok. Uważał, że powinien zostać sam żeby zmniejszyć maksymalnie liczbę osób, na których ten wyrok miałby się odbić najprawdopodobniej nawet mocniej niż na nim. Tylko, że jego bliscy byli wytrwalsi niż mu się wydawało. Znosili każde jego humorki, prowokacje do kłótni i to, że próbował ich od siebie na siłę odepchnąć. W dodatku Casper nie przewidział togo, że on tak naprawdę nie będzie otwarcie potrafił ich zranić, i że strach który pamięta jeszcze z dzieciństwa przed pozostaniem samym przypomni o sobie ze zdwojoną siłą.

"Porozmawiaj z Natalie jeśli naprawdę ją kochasz" - słowa Ashley huczały mu w głowie przyprawiając niemal o ból głowy. Nie znosił myśli, że ktokolwiek mógłby wątpić w to, że darzy Natalie tak głębokim i szczerym uczuciem jakim jest właśnie miłość. Niestety sam dał Ashley powody do zastanowienia się nad tym i wiedział, że Nat też na pewno musiała w niego zwątpić.

- Nie tylko ty masz raka Casper - Ashley chyba zaczynała odzyskiwać kontrolę nad swoim głosem. Był odrobinę łagodniejszy, choć nadal ostry i przesycony naganą. - Casper nie będę cię traktowała jak pierdolone jajko, tylko dla tego, że umierasz. Każdy umiera... Ty za wcześnie. Bardzo mi przykro z tego powodu okej? Ale czy to powód by wyżywać się na ludziach, którzy starają się być przy tobie?


Wspomnieniami wrócił do wydarzeń z ostatnich dni. Po niewłaściwych diagnozach i podejrzeniach jakiegoś przeziębienia, lekarz zlecił wykonanie badań krwi i okazało się, że ma on tylko 10 tys. płytek krwi (norma min. 150tys.) i musiał natychmiast udać się do hematologa, o czym nie powiedział Natalie. Na oddziale hematologicznym przeprowadzono badanie szpiku i padł wyrok. Przypomniał 
sobie tamtą kartkę, którą otrzymał od lekarza i wyraz jego twarzy, który współczuł mu tak, że Casprowi od razu robiło się niedobrze. 


DIAGNOZA : NOWOTWÓR UKŁADU KRWIONOŚNEGO 
CHŁONIAK BURKITTA (OSTRA BIAŁACZKA LIMFOBLASTYCZNA)


Od razu zrobiło mu się słabo, jak za każdym razem kiedy o tym myślał. Wziął głęboki wdech i skupił się na tym co powiedziała przed chwilą Ashley i na tym, że na pewno oczekuje jakieś odpowiedzi, czy jakiejkolwiek reakcji z jego strony. 

- Nie chcę żebyście później cierpieli, jasne? - poczuł, że sucho mu w gardle przez tą chwilę słabości na którą sobie pozwolił. Skruszył mu się głos i przestał udawać, że nie zależy mu na osobach, które ostatnio ranił bo uważał, że tak trzeba.

- Pozwól, że my o tym zadecydujemy. Jeśli zgodzimy się na wszystko i na to, żeby cierpieć tylko po to by tobie tego cierpienia odjąć, nic na to nie poradzisz - wciągnęła z sykiem powietrze do płuc, jakby zbierała siły do tego co zaraz ma powiedzieć. - Dlaczego tak bardzo lubisz wyżywać się na ludziach, którzy chcą ci pomóc? 

- Bo nie chcę pomocy - odparł znów zmieniając swoją postawę. - Nie chcę was i waszej pomocy. Mówisz, że nie będziesz traktowała mnie jak jajko a właśnie to robisz. Podświadomie, ale robisz. Nie chcę być ciężarem dla wszystkich, to wkurwiające.

- Casper wiesz co...? - znów zrobiła tą dziwną pauzę jak zawsze gdy chciała powiedzieć coś wyniosłego, albo bardzo mądrego. - Gdy mi powiedziałeś o raku byliśmy w Mc'Donalds. Obiecałam sobie, że będę przy tobie. Że będę z tobą chodzić na chemię, że będę z tobą w szpitalu. Że ci pomogę. Powiedziałam ci to, pamiętasz? Zaśmiałeś się i spytałeś co byś beze mnie zrobił. Ale ostatnio? Nie wiem o co ci chodzi. Mógłbyś przestać być takim pierdolonym egoistą?

- Ash... - zaczął, ale ona nie pozwoliła mu dokończyć.

- Och, pierdol się Casper i zamknij jeśli znowu chcesz powiedzieć coś co każe mi myśleć, że jesteś dupkiem - warknęła. - Wiesz traktuj mnie jak chcesz. Mam to w dupie. Ale nie pozwolę ci, żebyś dłużej robił to samo z Natalie. Była u mnie dzisiaj, widziałeś. Nigdy w życiu nie widziałam jej takiej przybitej, zmęczonej i zdesperowanej. Ona nie wie co ma o tym wszystkim myśleć. Zapytała czy chcesz z nią zerwać.

- Nie chcę! - zareagował odruchowo bo to co powiedziała Ashley mocno nim wstrząsnęło.

- Ja to wiem, ty też, ale ona nie. Ocknij się wreszcie bo ją stracisz Casper. Myślisz, że mógłbyś to znieść? Ja szczerze wątpię, bo znam cię już tyle lat i nigdy nie widziałam, żebyś kogokolwiek kochał tak jak Natalie. Nawet siebie tak nie cenisz. Popełniasz wielki błąd i niedługo może się okazać, że już nie ma odwrotu. Stracisz ją, Casper.

Dopiero wtedy wszystko do niego dotarło. Zrozumiał, że robi źle i musi z tym skończyć bo Ashley pewnie ma rację, a on prawdziwie się wystraszył, że niedługo Natalie nie wytrzyma i z nim skończy. Na początku chyba tego właśnie dla niej chciał, żeby się od niego uwolniła i nie musiała patrzeć na to jak on umiera. Jednak teraz nie potrafił znieść tej myśli, kiedy był już tak blisko swojego celu. 

Pomyślał, że jeśli ma umrzeć to chce kochać Natalie do końca i mieć ją przy sobie. Tylko wtedy jego życie coś znaczy i ma jakiś sens - Jeśli ona go kocha i chce przy nim być.

- Co mam zrobić Ashley? Nie chcę jej zranić. Gdyby to ona była na moim miejscu i umierała, nie zniósłbym tego. Mam zrobić jej krzywdę tym, że odchodzę?

- Ale nie zostawiłbyś jej prawda? Chciałbyś przy niej być. Casper nie unikniesz tego cokolwiek byś zrobił bo Natalie za bardzo cię kocha. Obiecaj mi, że jej powiesz o tym, że jesteś chory i nie zrobisz niczego przez co oboje będziecie później cierpieć.

Natalie, przepraszam ale wygląda na to, że kochanie mnie oznacza zostać zranioną. 
Tak mi przykro, że jestem tym, który cię skrzywdzi tylko dlatego, że za bardzo cię kocha.

NATALIE

Skłamałam, że mam spotkać się z Julią więc przez resztę dnia po tym jak wyszłam od Ashley siedziałam w domu.

- Natalie dlaczego ty łazisz po mieście, kiedy tak leje? Nie pamiętam żebyś pytałam mnie o pozwolenie na jakiekolwiek wyjście - ojciec dopadł mnie kiedy weszłam do kuchni i wstawiałam sobie wodę na herbatę.

Kiedy jest mi źle piję zastraszającą ilość herbaty.

- Musiałam wyjść, a nie jestem z cukru więc spokojnie nie rozleciałam się - odpowiedziałam bardziej oschle niż chciałam, ale właściwie miałam to gdzieś a nawet miałam ochotę rozpętać jakąś kłótnię. W tamtej chwili zrobiłabym wszystko żeby poczuć coś innego niż ten paraliżujący strach, że prawdopodobnie nic dla Caspr'a nie znaczę. - I nie muszę się zawsze pytać ciebie o pozwolenie. Mam 17 lat i naprawdę dziwi mnie to, że nie potrafisz tego pojąć. To co się dzieje w tym domu jest idiotyczne. 

- Nie pozwalaj sobie i co mówiłem ci o tonie kiedy do mnie mówisz? Nieważne ile masz lat jesteś pod moją opieką i gówno masz do powiedzenia. Masz się mnie słuchać. Ja zapierdalam na ciebie i twoje siostry w robocie, a ty nie okazujesz mi żadnej wdzięczności. Należy mi się szacunek. To dzięki mnie masz gdzie spać, co jeść.

- Odczep się ode mnie. Słuchałam tego już tak wiele razy, że znam ten wykład na pamięć - wyrzuciłam rękoma w powietrze. Sięgnęłam po szklankę i zgasiłam płomienie pod czajnikiem, a wtedy ojciec złapał mnie za rękę i ścisnął mocno za nadgarstek.

- Wracasz do domu i od razu jesteś taka naburmuszona. Chcesz wszystkim popsuć humory? - spojrzał na mnie i od razu zauważyłam jak oczy iskrzą mu ze złości. 

Zawsze tak na mnie patrzy, jakby mnie nienawidził a wtedy chłód, który ujawniają jego źrenice przenika mnie i przyprawia o ciarki. 

- Puść moją rękę - warknęłam ochrypniętym głosem. Ojciec nie zrobił tego od razu. Najpierw, ku mojemu zdziwieniu, sprawdza mi nadgarstki. Puścił mnie dopiero wtedy gdy nie zauważył żadnych nowych ran.

- Jakie człowiek grzechy popełnił w życiu, że później ma taką córkę - powiedział z obrzydzeniem w głosie, ale postanowił jednak zostawić mnie w spokoju i wyszedł z kuchni.

Oparłam się o kuchenny blat wypuszczając powietrze z płuc, które wstrzymywałam ze zdenerwowania. Nabrałam nagle ochoty w coś uderzyć i to mocno. Moje życie znowu przypominało jeden wielki bajzel, a ja nie potrafiłam się przed tym w żaden sposób obronić. Myśl, że Casper może mnie już naprawdę nie chcieć i tracę go z każdą chwilą coraz bardziej była nie do zniesienia. Zapierała mi dech w piersiach, przyprawiała o mdłości i ostre bóle głowy. Czułam się jakby ktoś ciął mnie bez przerwy po sercu, a ja krwawiłam przez to do wewnątrz.

Zrobiłam swoją ulubioną herbatę, którą piłam zawsze w dni, kiedy mój smutek przekraczał wszelkie granice normy i po cichu zaszyłam się w swoim pokoju. Piłam gorący napój siedząc na krześle, które odwróciłam w stronę okien. Patrzyłam na to jak krople deszczu uderzają o szyby. 

Nawet niebo płacze. 

Byłam tak zamyślona, że nie zwróciłam uwagi na to, że faktycznie ja i niebo płaczemy razem grubymi łzami, które zdawały się nie mieć końca. Dopiero gdy kilka słonych łez spłynęło na moje usta tak, że ich smak wyciągnął mnie z transu zrozumiałam, że ryczę jak małe dziecko.

Ogarnęła mnie złość na cały świat za to, że wybrał sobie mnie na ofiarę i bez przerwy mnie dręczy. Nawet jeśli spotyka mnie już coś dobrego długo to nie trwa i szybko zostaje mi odebrane. 

Pogódź się ze stratą.

Te słowa stawały się dla mnie czymś w rodzaju motta. Zwykle nie było wcale aż tak trudno wcielić je w życie. Już w momencie kiedy otrzymywałam coś od świata oswajałam się z myślą, że to stracę, ale przy Casprze nie chciałam nawet o tym myśleć. A teraz za to płacę myśląc o tym, że dopuściłam go do siebie za bardzo i naiwnie wierzyłam w to, że nigdy nie będzie chciał mnie zostawić. Nasza miłość była dla mnie jak najpiękniejszy sen, z którego nigdy nie chciałam się budzić. Niestety wyglądało to, że złośliwy los postanowił się do mnie podkraść i złośliwie chlusnąć mi zimną wodą w twarz.
Ludzie się mylą mówiąc, że miłość boli. Doskonale wiem, że kochając Caspr'a byłam szczęśliwa i ciągle byłam głodna tych wszystkich fantastycznych uczuć, z którymi się to wiązało. Samotność, odrzucenie, pustka, strata - to wszystko bolało, ale miłość była uczuciem, które przede wszystkim nadawało życiu sens.

Ja właśnie najprawdopodobniej ją traciłam i to jeszcze może nie był tyle ból, co strach.

***

Dzień minął mi na robieniu w kółko herbaty i słuchaniu muzyki, albo chodzeniu bez celu po pokoju w tą i z powrotem zadręczając się myślami o tym jak Casper zmienił się w stosunku do mnie i o tym co powiedział Ashley. Nie spodziewałam się, że tak proste czynności wykończą mnie do takiego stopnia, że jeszcze zanim opadnę na poduszkę już będę odpływała w krainę Morfeusza. 

Zasnęłam szybko, ale wcale nie spałam dobrze. Budziłam się co jakiś czas, wierciłam i poprawiałam na łóżku, walczyłam z własnymi myślami, które próbowały mnie dopaś kiedy tylko byłam poza bezpiecznym snem. I kiedy w końcu naprawdę spałam spokojnie, koszmary przestały mnie nawiedzać usłyszałam głośny dzwonek mojego telefonu. Na początku nie docierało do mnie co drażni moje uszy i tak brutalnie wyciąga mnie z bezpiecznego świata obrazów sennych, ale kiedy już zrozumiałam, że ktoś uporczywie próbuje się do mnie dodzwonić nie potrafiłam opanować szybkiego bicia serca. Bo kto mógł dzwonić o takiej nieludzkiej godzinie? Wyostrzyłam wzrok przyzwyczajając go do jasnego ekranu telefonu i przeczytałam:

CASPER

Odebrałam czując jak serce podchodzi mi do gardła i nie bardzo ufałam swojemu głosowi, ale odezwałam się do słuchawki. 

- Casper?

- Natalie - powiedział jakby nie do końca wierzył, że naprawdę mnie słyszy. Później słucham przez dłuższą chwilę ciszy po drugiej stronie, aż w końcu Casper decyduje się odezwać. - Przepraszam, że cię budzę, ale jutro mogę już nie mieć tyle odwagi co teraz. Proszę nie mów nic przez chwilę i pozwól mi wytłumaczyć. Najpierw chcę rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, że cię kocham. Natalie nigdy nie czułem czegoś równie silniejszego. Kocham cię jak szaleniec i o mój boże ciągle mi mało. Powiem to jeszcze raz gdybyś jednak mi nie wierzyła: kocham cię Natalie Johnson, kocham cię. 

Moje serce biło w mojej piersi tak mocno jakby chciało wyskoczyć na zewnątrz i miałam wrażenie, że świat wokół mnie się kręci. Casper mnie kocha. Nie kłamie. Naprawdę mnie kocha.

- Więc dlaczego ostatnio na siłę mnie od siebie odpychałeś? Co oznaczało to twoje dziwne zachowanie? - zapytałam nie mogąc się powstrzymać.

- Chciałem cię chronić. Mówiłem ci to już. I przepraszam za to jak się przeze mnie czułaś. Byłaś zagubiona. Myślałaś nawet, że przestałem cię kochać.. Wiem bo o to zadbałem. 

- Przez czym tak bardzo chciałeś mnie obronić?

- Jestem chory - odparł, a głos miał słaby jak nigdy przedtem i drżał. - Jestem chory, Natalie. Umieram.

Znów odniosłam wrażenie jakby jego słowa docierały do mnie zniekształcone przez wodę. 

UMIERAM?

Łzy zapiekły mnie w oczach i nie potrafiłam ich zatrzymać więc zaczęły wylewać się ze mnie strumieniami.

- Jak to umierasz? To niemożliwe, Casper.. Nie... - teraz i mi głos się załamał odmawiając posłuszeństwa.

- Mam białaczkę. Ostrą - wyjaśnił. - Moje leczenie ma być bardzo ciężkie i intensywne, właściwie bez przerw, sześć cykli chemii na zmianę cięższa i lżejsza - milczałam więc Casper postanowił mówić dalej. - Chciałem pozwolić ci odejść, żebyś nie musiała patrzeć na moją śmierć, rozumiesz? Nigdy nie chciałem cię w żaden sposób skrzywdzić. Ja tylko pragnąłem cię kochać i wywoływać uśmiech na twojej twarzy - nadal nie wykrztusiłam z siebie żadnego słowa - Natalie.. Słyszę, że płaczesz. Proszę przestań.

Przełknęłam gorzką gulę w moim gardle, zakrztusiłam się własnymi łzami i z całych sił starałam się pozbierać myśli, otrząsnąć się z tego szoku, albo najlepiej obudzić się z koszmaru. 

- Casper - udało mi się coś z siebie w końcu wydusić. - Chcę być przy tobie. Gdzie jesteś?

- Blisko miejsca wyścigów. Dzwonię z budki - odpowiedział. 

- Zaraz będę - pociągnęłam nosem i wytarłam mokre policzki podejmując szybką decyzję. - Zaraz będę. Zaraz będę - powtarzałam, a skoro nie usłyszałam żadnego sprzeciwu rozłączyłam się i wyskoczyłam z łóżka gorączkowo kręcąc się po pokoju w szukaniu jakiś ubrań. 

Zmieniłam piżamę na spodnie, bluzkę i skórzaną kurtkę, które leżały na wierzchu szafy i nawet za bardzo się nim nie przyglądałam. Gotowa wyszłam z pokoju i pohamowałam się przed biegiem wiedząc, że mogę kogoś obudzić. Skradałam się tak cicho jak to było możliwe, a w korytarzu wciągnęłam na siebie buty i wykradłam z kieszeni ojca kluczyki jego auta. 

Udało mi się. Wymknęłam się na zewnątrz i wskoczyłam do samochodu. Po raz pierwszy w życiu jechałam tempem, którego nie powstydziłby się nawet Casper.

Casper jest chory. On umrze. Boże proszę nie. Pozwolę mu nawet ode mnie odejść, żeby tylko mógł żyć. 









18 komentarzy:

  1. jejuu blagam nie usmiercaj go nie wytrzymam

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże jak mi ich szkoda :(
    To jest takie smutne, piękne kurde ♥
    Ja nie będę błagać żebyś nikogo nie zabijała dlatego że to ty tworzysz tą historię i to dzięki Tobie można poczuć się szczęśliwym, zaskoczonym, smutnym

    czekam na następny :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuu, płaczę :'( Świetny rozdział♡ Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny. Nadrobilas tym rozdzialem ten poprzedni krotki. :b

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju az sie poplakalam ;( oczywiscie czekam na następny rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooow *.*
    Az mi sieryczec chce ;.;

    OdpowiedzUsuń
  7. Do przewidzenia było, że będzie mieć raka 😁

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu ty mi to robisz..? To jest nie fair. Czemu.?! Dlaczego on...nie pamiętam kiedy ostatnio tak płakałam. :'( Piękna historia nie mogę się doczekać następnego:* Pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie przeczytałam ! Ale długiii jak nigdy !
    Tak podejrzewałam że może mieć białaczkę albo Hiv ..
    Czekam na następny:)
    Pozdrawiam Agnieszka:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój biedny Casper i Natalie. Popłakałam się. Uwielbiam twoje ff. Ma oryginalna fabułę i podobają mi się imiona bohaterów. @ fckgrand

    OdpowiedzUsuń
  11. Najelpszy rozdzial *-* dodaj juz nexta :c

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne ale smutne :( Mam nadzieję że Casper nie umrze...

    OdpowiedzUsuń
  13. Placze jak dziecko kocham tego bloga <3 #loveforever

    OdpowiedzUsuń
  14. O mój boże;ccc popłakałam się:v

    OdpowiedzUsuń
  15. O boże płacze i nie moge przestać prosze cię nie pozwól mu umrzeć bo tego nie przeżyje

    OdpowiedzUsuń
  16. *O*
    znów brak mi słów. Idę po chusteczki.

    OdpowiedzUsuń
  17. popłakałam się jak debilka

    OdpowiedzUsuń
  18. TSI Titanium Tent Stakes, Iron Spade, and Pins | TITNC
    TSI TSI Titanium Tent schick quattro titanium Stakes, Iron Spade, and Pins · Iron Spade Pins · Iron where is titanium found Spade Pins · Iron Spade Pins titanium grinder · Iron titanium wheels Spade Pins. · Iron Spade Spade microtouch titanium Pins · Iron Spade Pins.

    OdpowiedzUsuń