niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 19

Pamiętaj żeby skomentować, jeśli przeczytasz. Dziękuję<3


Samochód szybko mknął przed siebie, ale nie wystarczająco szybko. Dodałam gazu raz jeszcze, zmuszając ukochaną maszynę ojca do jechania z jeszcze większą prędkością. Obchodziłam się z autem w taki sposób, jaki na pewno nie spodobałby się tacie i gdyby tylko mnie widział, albo by mnie porządnie sprał albo osiwiał ze strachu - o swoją brykę, bo przecież nie o mnie. W każdym bądź razie kierowana strachem i silnym pragnieniem znalezienia się jak najprędzej przy Casprze, nie byłam wcale ostrożna i dołączyłam do klubu szalonych piratów drogowych. Na którymś z ostrych zakrętów mogłabym stracić panowanie nad kierownicą i umrzeć przed Casprem. Nawet bym do niego nie dojechała, więc powinnam zwolnić, albo przynajmniej trochę się opanować.

Umrzeć przed Casprem? Krew zmroziła mi się w żyłach gdy uświadomiłam sobie, że naprawdę pomyślałam o czymś takim. Ponura wizja śmierci Caspr'a wcale nie pomogła mi się uspokoić. Wręcz przeciwnie. 

Więc jednak naprawdę go stracę, ale wcale nie dlatego, że przestał mnie kochać tylko przez to, że świat postawił już nad nim krzyżyk. Życie czasami nawet mnie, która doskonale wie jak niesprawiedliwe i okrutne potrafi być, potrafiło zaskoczyć. 
Dlaczego to musiał być akurat Casper? Dlaczego teraz kiedy jestem przy kimś szczęśliwa i on także? Dlaczego zawsze dzieje się coś złego, gdy zaczyna mi najbardziej zależeć? 
Boże nie. Ja nie mogę go stracić.

Kiedy podjechałam na miejsce skąd mógł dzwonić Casper i nie zobaczyłam żadnego samochodu zaparkowanego w pobliżu nawet się nie zatrzymałam. Wiedziałam gdzie Casper mógł pojechać. Szczególnie teraz kiedy tak dużo miał do przemyślenia. Jechałam więc dalej i skręciłam w miejsce gdzie odbywały się nielegalne wyścigi. Zatrzymałam samochód przed jednym z wielkich kilkunastopiętrowych budynków, wysiadłam z niego i poczułam jak nagle uderza mnie zimne nocne powietrze. Moje ciało zaczęło dygotać, ale zacisnęłam zęby i weszłam na schody, które opierały się o budynek, skręcały i pięły aż na samą górę. 

W końcu postawiłam nogę na płaskim dachu, później następną i odnalazłam wzrokiem sylwetkę Caspr'a. Stał tyłem do mnie, z twarzą utkwioną w niekończącą się przestrzeń i rękoma wpuszczonymi w kieszenie. 
Serce zabiło mi szybciej w piersi gdy stawiałam niepewne kroki w stronę chłopaka. Był ubrany na czarno przez co musiałam mocno wytężać wzrok żeby odróżnić go w tej gęstej nocnej ciemności. Przedzierałam się przez nią, a w mojej głowie pojawiła się myśl, że Casper kiedyś naprawdę zniknie mi z oczu, rozpłynie się w tej czerni i to będzie koniec. 

Poczułam jak oczy znów szczypią mnie od napływających do nich łez.

- Casper - powiedziałam zwracając na siebie jego uwagę. Wydawał się być wyrwany z jakiegoś transu. Patrzył na mnie tak, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę przed nim stoję. 

Zrobił krok w moją pokonując tym dystans, który nas dzielił i wziął mnie w swoje silne ramiona. Przytulał mnie mocno, bez żadnego słowa jakby chciał mnie co najmniej udusić. Nie przeszkadzało mi to jednak, a nawet przycisnęłam się do niego mocniej przelewając na ten uścisk całą swoją tęsknotę i ból. Zacisnęłam swoje pięści na jego bluzie, a on wplątał swoją dłoń w moje włosy. Zapomniałam o tym, że jeszcze chwile temu trzęsłam się z zimna bo teraz gdy jego ciało przytulało moje było mi niemal gorąco.

Pomyślałam jak dobrze by było gdybym potrafiła dotykiem zabrać od niego wszystkie lęki, negatywne emocje, całe te cierpienie, które teraz miał w sobie.

- Natalie - wyszeptał czule w moje włosy, jakbym właśnie zrobiła to o czym pomyślałam - przyniosła mu ulgę. Chłopak rozluźnił nasz uścisk i odsunął się tak aby móc na mnie spojrzeć. Byłam pewna, że oczy mi błyszczą od nagromadzonych w nich łez i miałam wielką ochotę schować twarz w jego bluzę. - Nie płacz, proszę. Nie zniosę tego. Kicia.. 

Teraz kiedy byłam już tak blisko niego nie potrafiłam otworzyć ust. Znaleźć jakichkolwiek słów, które miałyby jakiś większy sens. Ale co mogłam powiedzieć kiedy gardło bolało od ciągle napływających łez, które tak bardzo starałam się zatrzyma?

- Jesteś taki egoistyczny Casper - kręciłam głową jakbym chciała odegnać od siebie wszystkie uczucia, które tak bardzo mi ciążyły. - Nie wybaczyłabym ci gdybyś mi nie powiedział i mnie zostawił.

Kiedy mówiłam chłopak ujął moją twarz w obie dłonie i kciukami głaskał przyjemnie moje policzki. Musiałam wyglądać jak jedno wielkie nieszczęście, ale Casper patrzył w moje mokre oczy tak jakby widział w nich wszystko to, co kochał. Nagle moje nogi zrobiły się miękkie. Po tych wszystkich chłodnych spojrzeniach jakie musiałam ostatnio znosić, te przyprawiało mnie o zawroty głowy. Zalało mnie pragnienie, żeby już zawsze tak na mnie patrzył. 

Zawsze? Jak długie będzie nasze "zawsze"? 

- Chcę być przy tobie Casper - wyrzuciłam z siebie będąc nadal po wielkim wrażeniem tego jak na mnie patrzył. - Proszę nie zabraniaj mi tego bo i tak cię nie posłucham. Zniosę wszystko, jestem silna. Tylko pozwól mi to udowodnić. Nie zawiodę cię, obiecuję.

- Wiem - powiedział. - Ja się po prostu wystraszyłem tego z czym wiąże się kochanie mnie, Nat. Ten wyrok nie postawiono tylko nade mną, bo skoro chcesz przy mnie zostać to będziesz cierpieć może nawet bardziej niż ja. Pociągnę cię za sobą w dół. Będziesz przeze mnie płakać, choć chciałem powodować uśmiech na twojej twarzy.

- Nie obchodzi mnie to, co stanie się ze mną. Moje miejsce jest przy tobie Casper - zaczęłam protestować słysząc, że rozmowa znów schodzi na zły tor. Chłopak wrócił do zamartwiania się i obwiniania się za coś co jeszcze się nawet nie wydarzyło.


- Słuchaj Natalie.. -  pogłaskał ponownie kciukami moje policzki. - Rzeczywiście chciałem cię od siebie uwolnić. Ale przez te kilka dni zrozumiałem, że się od ciebie uzależniłem. Uzależniłem się od tego, że ktoś we mnie wierzył, że był ktoś o kogo dbałem i kim się opiekowałem. Był ktoś, kto dał mi więcej od kogokolwiek innego.

- Czyli nie będziesz próbował się już ode mnie oddalić? - zapytałam mrugając kilka razy szybko powiekami żeby się nie rozpłakać.


- Nie - odparł. - I może to jest najbardziej egoistyczna rzecz jaką zrobię w swoim życiu.

- Kocham cię - wyszeptałam stając delikatnie na palcach żeby dosięgnąć jego ust.

- Też cię kocham Natalie - nachylił się nade mną domyślając się co chodzi mi po głowie i najpierw delikatnie ustami dotknął moich ust, co nie było pocałunkiem a raczej muśnięciem. Zrobił tak jeszcze parę razy doprowadzając mnie do szaleństwa, bo niczego nie pragnęłam teraz bardziej jak tego żeby mnie pocałował. W końcu rozchylił moje usta i wpił się w nie mocno, całując mnie tak, że ledwo mogłam oddychać.


Jego wargi były takie słodkie, znajome, ciepłe i pełne życia. Prosiłam w myślach żeby już zawsze takie właśnie były. Nie chciałam pogodzić się z myślą, że Casper może umrzeć.

Przerwałam nasz pocałunek, a nasze przyśpieszone oddechy zlały się w jedno. Chłopak oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi głęboko w oczy. Zadrżałam w jego objęciach bo znów dotarło do mnie jak jest zimno.

- Marzniesz - zauważył i zaczął dłonią jeździć po moich plecach wzdłuż kręgosłupa.

Skinęłam twierdząco głową, a wtedy on złapał mnie za rękę i uśmiechając się w ten cudowny sposób w jaki zrobił to podczas naszego pierwszego spotkania. Kochałam ten uśmiech, tak jak wszystko co było częścią Caspr'a. 

Czy życie bez niego jest w ogóle możliwe? 

Ścisnęłam mocniej jego dłoń przerażona własną myślą, a on zrobił to samo jakby chciał potwierdzić to, że jest przy mnie i nigdzie się nie wybiera.

- Myślisz o tym Natalie - powiedział, ale nie z wyrzutem tylko spokojnie. 

- Wiesz czego nie znosiłam w tobie od początku naszej znajomości? - spojrzałam na niego, a później znowu na swoje buty uważając by nie potknąć się na którymś ze schodków. - Tego, że zawsze wiedziałeś kiedy męczą mnie jakieś myśli.

- Bo odlatywałaś Nat. To nie było trudne - zaśmiał się tak beztrosko,że miałam wielką ochotę go pocałować za to, że nadal to robi.

- Może i tak. Po prostu denerwowało mnie to, że potrafisz czytać ze mnie jak z książki. Nikomu się to wcześniej nie udawało. Tylko przed tobą nie mogłam niczego ukryć - westchnęłam ciężko. - I tak, myślę o tym. Chyba nie liczyłeś na to, że po tym jak mi powiedziałeś będę udawała, że nic się nie dzieje? Wybacz, że nie potrafię obrócić tego w żart, tak błyskotliwie jak ty zawsze to robisz.

- No dobrze Natalie. Ale obiecaj mi, że ta choroba nas nie zmieni. Że postarasz się myśleć o tym jak najmniej i będziemy potrafili nadal się normalnie zachowywać. Będziemy żartować, szaleć i śmiać się tak często jak się da. Obiecaj mi, że patrząc na mnie nie będziesz myślała tylko o tym, że umrę.


Casper zrobił krok na następny schodek, ale zatrzymałam go szarpiąc za jego rękę. Spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy

- Obiecuję, że się nie zmienimy - odparłam po czym nastąpiła krótka cisza. Zagryzłam swoją dolną wargę zastanawiając się nad jego ostatnimi słowami. - Casper białaczkę się leczy. Ludzie z tego wychodzą. Więc wcale nie musisz umierać, prawda? 


Właśnie. Wcześniej będąc w szoku po tym co usłyszałam od razu tak jak Casper powtarzałam, że on na pewno umrze. W rzeczywistości rak krwi nie musiał od razu równać się ze śmiercią. 

- Natalie oczywiście podejmę się leczenia, ale chcę nas przygotować na najgorsze - przejechał palcem po wardze, którą przed chwilą zagryzałam. - Nie chcę robić ci nadziei. Większość ludzi na to umiera.

- Może właśnie to nadzieja jest ostatnią rzeczą jaka nam została w tej sytuacji, rozumiesz? Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo pogodziłeś się ze śmiercią. Od razu się poddałeś. Co z twoim mottem "Walcz do końca nawet jeśli od początku stoisz na przegranej pozycji"? 

Casper uśmiechnął się i zbliżył swoją twarz do mojej po czym pocałował mnie w czoło.

- Cieszę się, że cię mam. Kto inny by mi przypominał o czymś takim za każdym razem, kiedy zapomnę? 

Po jego słowach mnie także w końcu udało się uśmiechnąć. Dawno nie uśmiechałam się tak szczerze.

- Będę ci o tym przypominała jeszcze tyle razy ile będzie trzeba.I obiecaj mi, że będziesz walczył - poprosiłam.

- Obiecuję, kicia. Wracajmy już bo usta masz sine od zimna.

Mieliśmy niewielki problemy z tym, że każde z nas było samochodem więc musiałam jechać za Casprem. Odstawiłam auto ojca do garażu, a kluczyki zostawiłam na wieszaku w korytarzu po czym ponownie wymknęłam się z domu i wsiadłam do Lamborghini Caspr'a. Tej nocy miałam gdzieś czy jutro będę musiała ponieść ciężkie konsekwencje tego, że spędzę ją poza domem. Nie chciałam zostawać teraz sama. Nie chciałam też rozstawać się z Casprem w tak ciężkich chwilach.

Wszyscy u Mathersów już dawno spali i na szczęście nasze wejście nikogo nie obudziło chociaż Casper powiedział, że i tak nie miałby kłopotów. Czy jego rodzice naprawdę aż tak są obojętni na to co dzieje się z ich synem? 


Gdy znaleźliśmy się już w pokoju chłopaka od razu dostałam jego dużą bluzę i dresy żeby wygodniej mi się spało. Później kazał mi się położyć na łóżku i przykryć kołdrą bo przecież okropnie zmarzłam. On sam również się przebrał i po chwili dołączył do mnie. Leżałam na boku, a Casper przytulił mnie będąc za moimi plecami. Poczułam jak kilka razy pocałował mnie w ramię.

- Kiedy zaczynasz leczenie? - zapytałam burząc tym samym przyjemną ciszę, która między nami była. Wtedy Casper zesztywniał, a ja wyczuwając jego napięcie okręciłam się na drugi bok pozostając nadal w jego objęciach, ale tak, że byłam teraz zwrócona twarzą do niego.

- Niedługo. Odłóżmy tą rozmowę na jutro, dobrze? - założył mi włosy za ucho i uśmiechnął się słabo. - Po tym wszystkim co się między nami ostatnio działo, z mojej winy, chcę cieszyć się tym, że tu ze mną jesteś i znowu śpimy w jednym łóżku. Nie chcę myśleć o chorobie tylko o tym jaka jesteś piękna i jak bardzo chcę cię teraz pocałować.


No i znów moje serce zaczęło niespokojnie łomotać jak szalone. 

- Skoro tak to dlaczego tego nie zrobisz? - zapytałam niemal szeptem.

Przez chwilę jeszcze Casper wpatrywał się w moje oczy, aż w końcu przycisnął mnie mocniej do siebie i zaczął całować. Najpierw delikatnie i czule, a później mocniej i namiętnie. Poddałam się temu pocałunkowi przylegając do niego całym swoim ciałem i wplątując swoje palce w jego włosy wiedząc, że to lubi. Zamruczał prosto w moje usta. Podobało mu się i mi także. Już dawno nie byliśmy tak blisko siebie. Boże jak ja za nim tęskniłam. 
Poczułam jak ręka Caspr'a wkrada się pod bluzkę, którą miałam na sobie a jego dotyk przyprawił mnie o ciarki. Pogłębiając pocałunek skutecznie odpędzał moje myśli od miejsca, do którego zmierzała jego ręka. Nie byłam wcale zawstydzona i nie miałam nic przeciwko temu żeby posunął się dalej. Dlatego gdy Casper nie czuł żadnego oporu z mojej strony pozwalił sobie na więcej. Jego język desperacko wdarł się do moich ust, a jedną rękę włożył pod mój stanik i zaczął przyjemnie masować moją pierś. 
Później oderwał na moment swoje usta od moich aby móc spojrzeć na mnie i sprawdzić moją reakcję. Swoimi oczami pytał mnie o pozwolenie, a ja sięgnęłam dłonią do jego policzka i przejechałam po nim opuszkami.
- Casper wiem co się teraz stanie i chcę tego - uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go wszędzie tam gdzie opuszki moich palców go dotknęły. 

- Kocham cię Natalie - wyszeptał nadal wpatrując się we mnie swoimi błyszczącymi oczami.

- A ja kocham ciebie - odparłam a te słowa sprawiły, że Casper wrócił do całowania mnie.

Później pozbywaliśmy się kolejno swoich ubrań. Moje ręce błądziły po jego ciele jakbym badała je dotykiem. Czułam pod swoimi dłońmi jego twarde mięśnie brzucha, klatkę piersiową, silne ramiona i plecy. Nim się obejrzałam jego usta były wszędzie i doprowadzały mnie do szaleństwa. A w odpowiednim momencie Casper znalazł się w moim środku. Starał się być dla mnie jak najbardziej delikatny. Co chwila patrzył mi w oczy i sprawdzał jak się czuję. A czułam się fantastycznie. Nagle zniknęło wszystko co nasz jeszcze hamowało i delikatność nie była już potrzebna. Nasze serca dostrajały się do siebie i biły w jednakowym tempie. A ciała poruszały się we wspólnym rytmie.
Uświadomiłam sobie, że jeśli dwoje ludzi szczerze się kocha to naprawdę uprawiają miłość. To było wyjątkowe przeżycie. Oddaliśmy sobie całych siebie. Ja należałam do niego. On należał do mnie.

***
Po wszystkim leżałam przytulona do boku Caspr'a. Tulił mnie do swojej piersi. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jego dotykiem. Moja dłoń spoczywała na jego klatce piersiowej i czułam jak jego serce stopniowo się uspokaja. Pocałowałam go i musnęłam nosem, myśląc o tym co zrobiliśmy, i że jestem naprawdę szczęśliwa. 


Kocham go. Nie mogę go stracić.

Casper zasnął, a ja przez kilka długich chwil wsłuchiwałam się w jego spokojne, miarowe oddechy. Robiłam to dopóki nie dołączyłam do niego i sama nie zapadłam w sen. Ale spałam tyle co nic, bo znów zaczęły dręczyć mnie koszmary. Postanowiłam więc zamiast męczyć się z mozolnymi próbami uśpienia mojej świadomości po raz drugi i poszłam do łazienki by wziąć prysznic.

Odkręciłam kurek i wtedy chłodna woda zaczęła spływać po moim ciele. Nie wiem co we mnie znowu wstąpiło, ale usiadłam w brodziku pozwalając mocnemu strumieniowi dalej płynąć i nagle poczułam się niewyobrażalnie pusta. Jakbym była tam tylko ciałem, a dusza uleciała gdzieś daleko. Ogarnął mnie palący w gardle smutek i zaczęłam płakać. Szlochałam tak głośno, że zaczęłam gryźć się w ręce żeby nie obudzić Caspr'a. Myślałam o tym, że muszę być chyba przeklęta skoro to właśnie mnie i osobą w moim otoczeniu przytrafiają się najgorsze rzeczy. 

Może los się na mnie uwziął. Obrał sobie za cel moje cierpienie i postanowił odebrać mi wszystko co kochałam. Może gdyby mnie tu nie było moja rodzina byłaby szczęśliwa, bez żadnych problemów i kłótni. Może wyglądała by normalnie. Ojciec nie traciłby tylu nerwów, nie wybuchał bo nie miałby na kogo. Matka nie musiałaby słuchać wiecznych kłótni i płakać. Victoria nie miałaby problemów z jedzeniem bo nie byłoby napięcia w domu. Mała Carly dorastałaby w normalnej, ciepłej, rodzinnej atmosferze. Może Julia miałaby lepszą przyjaciółkę, która nie miałaby problemów z depresją i mówiła jej wszystko. Może gdybym nie kochała Caspr'a... Może wtedy nie byłby chory. Może to kolejny chytry plan sadystycznego losu. Może to właśnie przez miłość zostaniemy rozdzieleni.

Płakałam i płakałam. A woda ciągle się lała jakby potrafiła obmyć mnie z tych wszystkich okropnych myśli. Jakby wraz z nią mogłaby ze mnie spłynąć cały ból i smutek. 

- Natalie? - usłyszałam jak Casper dobija się drzwi łazienki. 

Milczałam. Gryzłam swoje ręce żeby nie słyszał, że płaczę.

- Nat, wchodzę - zaraz po jego słowach drzwi się otworzyły i chłopak znalazł się w środku łazienki. Rozsunął kabinę prysznicową, wszedł pod wodę i ukucnął przy mnie. Nie obchodziło go, że woda się leje a on jest w ubraniach. Ujął moją twarz w swoje dłonie i zmusił do tego bym na niego spojrzała. - Kicia, dlaczego płaczesz? Co się stało? 

Przytuliłam się do niego. Był już cały mokry, ale objął mnie mocniej i szeptał słowa, które miały mnie uspokoić. 

- Jestem przy tobie Natalie. Jestem tu. Już spokojnie, ciii. Nie płacz.

To zawsze ja byłam tą, która chciała umrzeć, nie on. Tyle razy marzyłam o samobójstwie i zbierałam się na odwagę, a on nie ma żadnego wyboru. Po prostu padł na niego wyrok. Ja przegrałam swoje życie, zmarnowałam je. Cały ten cenny czas.. Życie, które on mógł dobrze wykorzystać. Byłam porażką od samego początku. I to wszystko było takie niesprawiedliwe.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - szlochałam. - Muszę teraz wyglądać okropnie.

Casper upadł na kolana żeby było mu wygodniej kiedy mnie do siebie przyciskał. Tulił mnie do siebie i kołysał łagodnie, jak małe dziecko, które trzeba było uspokoić.

- Dla mnie nawet kiedy płaczesz jesteś piękna - pocałował mnie w skroń a ja nadal płakałam. - Boże, Natalie dlaczego? O czym myślisz?

- O wszystkim - udało mi się opanować na tyle żeby zapanować przynajmniej nad własnym głosem. - Jestem jedną wielką porażką Casper. To ja zasługuję na to żeby umrzeć, a nie ty. Wszystko zrobiłam źle w swoim życiu rozumiesz? A najbardziej zniszczyłam samą siebie. I tylko to, że ty mnie kochasz coś znaczy. To jest najlepsza rzecz jaka mogła mnie spotkać i nie chcę cię  stracić.

- Natalie - zakręcił wodę i przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. Jego ubrania były tak przemoczone, że przypominały drugą skórę. - Nie stracisz mnie, okay?  I nie jesteś porażką. Jesteś moim sercem, słońcem, powodem dla którego staram się żyć. Jesteś najlepszą osobą jaką mogłem poznać. Jak aniołek.

Wiem, że były to słowa pocieszenia. Ich celem było to żebym przestała płakać, ale ja zamiast tego rozryczałam się jeszcze bardziej.I to były gorzkosłone łzy cierpienia złączonego z prostym szczęściem jakim jest posiadanie Caspr'a.

Chłopak sięgnął ręką i po omacku znalazł wiszący czysty ręcznik. Zaczął mnie nim wycierać, a kiedy zrobił to na tyle bym była chociaż odrobinę mniej mokra, włożył swoje ręce pod moje zgięte kolana i podniósł na rękach z zimnego brodzika. Postawił mnie przed prysznicem i założył na mnie ciepły szlafrok.

- Chcę żebyś pamiętała, że podejmuję się walki z chorobą tylko dlatego, że chcę być przy tobie i żyć z tobą jeszcze przez wiele długich lat. A mając taką motywację na pewno nie przegram.



***

CASPER


Tamtej nocy kiedy Natalie w końcu udało się przestać płakać i wyczerpana zasnęła w jego objęciach patrzył na nią i myślał. Przyglądanie się jej podczas snu było prawdopodobnie jedną z jego ulubionych przyjemności, których nie potrafił sobie odmówić. Głaskał z czułością policzek dziewczyny i za każdym razem kiedy ona uśmiechała się przez sen Casper miał ochotę w jakiś sposób na zawsze uwiecznić to jak wtedy ślicznie wygląda. Pomyślał, że jak już będzie musiał leżeć w szpitalu poddawany leczeniu i noce będą nieznośnie puste to zawsze będzie odtwarzał sobie w pamięci ten właśnie uśmiech.
Natalie była dla niego wszystkim. Wyglądała na silną osobę, twardo stąpającą po ziemi. Mającą wszystko pod kontrolą i nie mającą problemów. Jednak on wiedział, że tkwi w niej dziecko, które desperacko potrzebuje zrozumienia i miłości. I właśnie chyba to kochał w niej najbardziej. Trudno było powiedzieć, bo Natalie posiadała zbyt wiele cech, za które ją uwielbiał.

Niestety po tak dobrze spędzonym czasie przy Natalie musiał przyjść także ten gorszy czas leczenia. 

- Pamiętaj o tym, że jeszcze wcale nie przegrałeś i możesz wygrać - mówiła mu przed jego pójściem do szpitala. - Bardzo cię kocham. Masz do mnie wracać za każdym razem i coraz bardziej zdrowy. Razem przez to przechodzimy. Nigdy nie jesteś sam. Ja zawsze będę na ciebie czekać. I po raz pierwszy w życiu naprawdę chcę mieć nadzieję, że wszystko jeszcze będzie dobrze.

Pocałował ją mocno i długo. Chciał rozkoszować się tym jak ona smakuje tak długo jak to było możliwe. Musiał to dobrze zapamiętać żeby czerpać z tego siły do uporania się ze wszystkim tym co czekało go podczas walki z chorobą.

- Też siebie bardzo kocham. Ale ciebie jeszcze bardziej kicia - powiedział kiedy oderwał się od jej przyjemnie miękkich i ciepłych ust, a zrobił to bardzo niechętnie. 

Natalie zaczęła się śmiać. Brzuch trząsł się jej od tego śmiechu. Czuł to, kiedy ją przytulał. Patrzył na nią nie rozumiejąc co tak nagle ją rozbawiło, ale cieszył się z tego, że dziewczyna się śmieje zamiast zanosić płaczem bo tego by nie zniósł.

- Powiedz mi co takiego zabawnego powiedziałem, żebym też mógł się śmiać. 

- W końcu powiedziałeś, że kochasz mnie bardziej od siebie. Myślałam, że to raczej niemożliwe - jej twarz nadal promieniała.

- Naprawdę powiedziałem coś takiego? Nie przypominaj mi tego więcej bo jeszcze moje ego się zniży, a twoje je przerośnie - połaskotał ją żeby jeszcze raz mógł usłyszeć to jak się śmieje, a kiedy przestał ona stanęła na palcach i pocałowała go krótko w usta. Za krótko.

- Spróbuj mnie jeszcze kiedyś łaskotać, a nigdy więcej nie pozwolę ci się pocałować.

- Jesteś okrutna - złapał się za swoją pierś udając, że właśnie okropnie rozbolało go serce.

Niestety było trzeba się w końcu pożegnać i zmierzyć się z tym jak teraz będzie wyglądało jego życie. A raczej ta jego część, którą będzie musiał spędzić w szpitalu na leczeniu. 

Był to dla niego ogromny cios bo nigdy w życiu nie miał do czynienia z tak ciężką chorobą i nie wiedział co robić i co na niego czeka.
Pierwsza chemia. W szpitalu położyli go na sześcioosobowej sali i założono wkłucie centralne, a na drugi dzień została zaplanowana chemia, zaraz po nawodnieniu organizmu.Podano mu płytki krwi i krew żeby podnieść wyniki. Pierwszy cykl chemii był prawdopodobnie najgorszy, ponieważ nie znał jeszcze tej choroby i nie wiedział nic o skutkach ubocznych chemii. Nic prócz tego, że wypadną mu włosy. Rozmawiał dużo z lekarzami, pielęgniarkami i pacjentami na oddziale żeby dowiedzieć się jak najwięcej o jego chorobie. Niestety nikt z przebywających z nim pacjentów nie chorował na to co on. Pomyślał, że kiedy wróci do domu chce zacząć walczyć z chorobą sam obcinając włosy na zero (to nie choroba miała zdecyduje czy włosy mu wylecą czy nie). Zaakceptował swoją chorobę.Dostał pierwszą chemię, która początkowo nie zrobiła na nim wrażenia (nic się z nim nie działo).Po kilku dniach zaczęły się spadki wyników i osłabienie organizmu,straszne bóle w kościach i mięśniach. Miał zrobioną punkcję kręgosłupa i podany metotreksat w rdzeń kręgowy. Po kilku dniach poczuł wypalenie przez podaną chemię dożylnie (metotreksat,vincristina) całego przełyku aż po odbyt. Ból był tak silny, że Casper nie był w stanie przełknąć śliny a co dopiero jeść. Nie jadł nic jeść przez 10 dni. Pił nutridrynki odżywcze i dostawał morfinę w celu złagodzenia bólu. Przez te 10 dni schudł około 15 kg i wyglądał jak śmierć. Po jakimś czasie ból ustąpił i Casper zaczął funkcjonować w miarę normalnie, lecz osłabienie pozostało i ten straszny ból głowy po punkcji kręgosłupa i podaniu chemii w rdzeń żeby choroba z krwią nie doszła do mózgu. Został przeniesiony na salę trzyosobową, chociaż niewiele z tego pamiętał (morfina robiła swoje). Chemia była bardzo ciężka, ale przetrwał. Jego wyniki nareszcie po wielu dniach zaczęły rosnąć i wychodził po 45 dniach od pójścia do szpitala do domu. Oczywiście musiał brać antybiotyk,neupogen w zastrzykach na wzrost wyników i przestrzegać rygorystycznie zasad higieny.

Cały ten skomplikowany proces był do zniesienia tylko dzięki Natalie, Ashley i Chrisowi, którzy codziennie pojawiali się w szpitalu. Najbardziej zdeterminowana do tego, żeby ciągle go wspierać okazała się oczywiście Nat. Wkradała się podstępem do jego sali nawet jeśli lekarze kategorycznie jej tego zabraniali. A w dniach kiedy nie było żadnej możliwości żeby się do niego dostać i tak przyjeżdżała pod szpital żeby chociaż stać pod jego oknem. Wtedy on musiał prosić pielęgniarkę o to żeby dała mu telefon i wymieniał z Natalie smsy patrząc jak stoi na dole i pięknie wygląda.

W dzień jego wyjścia też się zjawiła żeby wrócili razem.

- Jesteś pewny, że odrzucą mój pomysł ze wstawieniem tu jeszcze jednego łóżka dla mnie? Przecież i tak się im naprzykrzam. Kręcę się im pod nogami i otwarcie buntuje. Moje rozwiązanie poszłoby każdej ze stron na rękę - mówiła pakując jego rzeczy do dużej torby.

- Natalie to idiotyczny pomysł. Nie możesz przebywać wśród tylu chorych - pokręcił głową z dezaprobatą. 

- No dobrze, więc nadal będę się do ciebie podkradać. To nawet trochę bardziej zabawne.

- Może jeśli drugą chemię przyjmę łagodniej pozwolą ci mnie częściej odwiedzać. Poza tym moja matka planuje włożyć w całą sprawę masę forsy. Chce załatwić mi osobną salę i moim leczeniem zajmą się zaprzyjaźnieni z rodziną lekarze. Wtedy nie będziesz musiała się do mnie wkradać.


Właśnie tego spodziewał się po swoich rodzicach. Mathersowie zawsze wszystko załatwiali pieniędzmi. To było jasne, że jego leczenie też się bez tego nie obejdzie. Ale jeśli miało mu to pomóc w tej sytuacji nie był ani trochę wściekły. Przecież chciał żyć. Chciał być z Natalie.

- Jeśli tak to może nawet trochę polubię twoją matkę - uśmiechnęła się do niego i złapała go za rękę.

- Nie zapędzaj się tak. Nawet jej własny syn jej nie polubił, więc na cuda bym raczej nie liczył - śmiejąc się wziął torbę ze szpitalnego łóżka i założył ją sobie na ramię, a później opuścili razem jego salę.

- Casper - przygryzła swoją wargę. Zawsze to robiła, kiedy nad czymś się zastanawiała, albo coś ją męczyło. Patrząc na nią miał ochotę się zaśmiać, ale nie zrobił tego tylko pozwolił jej dokończyć - kiedy wrócimy do domu opowiesz mi o swojej rodzinie?

- Dlaczego chcesz o tym rozmawiać? - cały aż zesztywniał.


- Pamiętam to co opowiadałeś mi kiedyś na dobranoc. To o chłopcu, którego zostawił brat i który dorastał w domu, w którym nie było miłości - ścisnęła jego dłoń wyczuwając jego napięcie. - Wiem, że opowiadałeś o sobie.

- Nigdy nikomu nie mówiłem o swojej rodzinie - wyszli ze szpitala. Poczuł jak słońce muska jego twarz, a później zawiał wiatr. Odetchnął pełną piersi i spojrzał na Natalie z uśmiechem na twarzy. - Chyba pora zrobić wyjątek.
Sprawił jej tym tyle radości, że w końcu pozwolił sobie na wybuch śmiechu. Boże jak on ją kochał. Dla kogoś takiego jak ona naprawdę warto żyć.







12 komentarzy:

  1. O matko O.o Cudny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  2. Omb, nie dość, że taki wspaniały to jeszcze taki długi♡ Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny :-* Nie wiem co powiedzieć. Rozdział wcale nie jest krótki. Do następnego ♥ Buziaczki;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny. Taki wspaniały...trochę smutno mi się robi gdy mówią o chorobie Caspra. :( Jestem ciekawa co będzie dalej. Czekam na kolejny;* Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. przykro mi z powodu twojego dziadka ;/
    rozdział jest długi i wspaniały dziękuję za to że prowadzisz tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się ;( Dziś przeczytałam całe ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chcę żeby Casper umarł ! Czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nonono, szykują się niezłe spowiedniki. Ciekawa jestem czym Casper się pochwali mówiąc o rodzince i dzieciństwie. :D
    Powodzenia w pisaniu nastepnego rozdziału, weny i wytrwałości. ^.~

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz ogromny talent! Dawno się nie spotkam z tak perfekcyjnym dobieraniem słów, układaniem zdań... :) Korzystaj z ego daru i PISZ, PISZ bo chyba uzależniłam się od tego bloga. :)
    P.S. Kiedy będzie kolejny rozdział i jak często piszesz kojne?
    Pozdrawiam!!! :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Pieknie piszesz chciała bym miec taki dar a rozdział cudowny choc bardzo smutny

    OdpowiedzUsuń
  12. Coś niesamowitego! Ta opowieść jest przepiękna:) Łzy same cisna się do oczu. Masz wspaniały dar, wykorzystaj to i nie marnuj! :)

    OdpowiedzUsuń