wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 21

Pamiętaj żeby skomentować, jeśli przeczytasz. Dziękuję <3


CASPER

Niebieski. Czerwony. Niebieski. Czerwony. Takie kolory rzucała karetka na wszystko, co otaczało Caspr'a, zamkniętą w jego ramionach Natalie i masakrę tuż za nimi. Dodawały sytuacji wyrwanej prosto z najgorszych snów chłopaka niezwykłości i przyczyniały się do tego,że wszystko było jeszcze bardziej chaotyczne. Niebieski, czerwony, niebieski, czerwony i tak w kółko. Do drażniących oczy świateł dołączały stopniowo okrzyki mężczyzn ze straży pożarnej, którzy dysponowali odpowiednim sprzętem i szykowali się do rozcinania jego części, tak by wyciągnąć z niego poturbowanego i nieprzytomnego Christiana. Casper czuł się jakby spadał w ciemną, złowrogą przepaść, która w dodatku ciągnęła się nieznośnie w nieskończoność. Nagle wszystkie otaczające go dźwięki zaczęły wydawać się od niego oddalać. Jakby znalazł się pod wodą, a ta wszystko powoli zagłuszała. Jego umysł i ciało skupiły się teraz na tym, że Natalie cała trzęsie się w jego objęciach. Automatycznie przytulił ją do siebie mocniej. Gdyby dziewczyna drżała z zimna, a nie przerażenia może nawet udałoby mu się w ten sposób pomóc. Ale niestety Natalie była autentycznie w szoku i stanowczo nie panowała nad tym co dzieje się z jej ciałem. Zaczęły do niego zaraz docierać również dźwięki jakie z siebie wydaje. Natalie płakała i prawdopodobnie obficie moczyła mu bluzę swoimi łzami. Jej rozpaczliwy szloch nie ustawał, a nawet robił się coraz donośniejszy. W głosie dziewczyny również było słychać histerię. Powtarzała w kółko jak mantrę:

- To się nie dzieje. To się nie dzieje naprawdę. 

Sam w myślach mówił to samo, a teraz słuchał jej jakby jej głos mógł cokolwiek zmienić i sprawić, że uwierzyłby w te słowa. Ale życie to nie fundacja zajmująca się spełnianiem życzeń i nikt nie zamacha czarodziejską różdżką, żeby wszystko okazało się jedynie złym snem. Niestety rzeczywistość była zupełnie dla nich nieprzychylna i jego najlepszego przyjaciela właśnie wyciągano z dymiącego, rozbitego sportowego auta. Gdy Christian się obudzi będzie wściekły, że ratownicy rozcięli jego ukochaną Jannette. 
Casper zepchnął myśli o tym, że Chris może z tego nie wyjść w najciemniejsze i najdalsze zakamarki jego umysłu i postanowił, że nie pozwoli im wyjść na powierzchnię.

- Natalie - odezwał się, kiedy był już pewny, że głos nie odmówi mu posłuszeństwa i będzie silny - muszę cię odwieźć do domu.

Dziewczyna wydała się w końcu wyrwać z transu. Oprzytomniała nawet na tyle by rozluźnić ich uścisk i unieść głowę do góry żeby na niego spojrzeć. Zaczęła w proteście kręcić głową na boki.

- Nie! - stanowczo podniosła głos. Pociągnęła nosem i przestała w końcu szlochać. - Casper chcę zostać z tobą i Chrisem! Musimy pojechać do szpitala razem z nim.

Zawsze była taka uparta. On mówił jedno, a ona drugie. I prawie zawsze stawiała na swoim, a już na pewno wtedy gdy wypłakiwała sobie oczy. Casper nie potrafił jej odmówić. Serce mu pękało gdy widział jak dziewczyna płacze.
Najpierw chciał, żeby Nat znalazła się jak najdalej od tego co rozgrywa się obecnie za nim, żeby nie musiała jechać do szpitala i przyglądać się temu jak koszmar dalej się rozwija. Ale nagle poczuł, że sam tego nie udźwignie i Natalie jest mu potrzebna chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Zamknął oczy, wziął głęboki wdechy i zbierał siły na przyjęcie ciosu od życia. Pociągnął Natalie za rękę i kazał wsiąść do samochodu. Ratownicy właśnie zabierali Christiana na noszach. Niebieski, czerwony, niebieski, czerwony. Od tych świateł kręciło mu się w głowie.

Spojrzał na Nat i tak jak się spodziewał nadal cała się trzęsła, a jednak nie potrafiła oderwać wzroku od rozgrywanej sceny. Katowała się tym patrzeniem na potłuczone ciało Chrisa we krwi i wielu ranach.

- Natalie nie patrz tam - ujął jej twarz w dłonie i zmusił do tego by na niego spojrzała. Musiał czymś odwrócić uwagę dziewczyny. - Znam Chrisa przez całe swoje życie i wiem, że tak łatwo się nie da. Będzie dobrze.

Nie był pewny kogo bardziej chce przekonać. Siebie, czy ją. Ale tak naprawdę nie uspokoił żądnego z nich, poczuł jedynie wielką ochotę pocałować dziewczynę. Może mógłby scałować z niej całe przerażenie, a ona zabrałaby od niego uczucie spadania. Postanowił spróbować i nachylił się nad nią po czym szybko złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Gdy tylko Nat zrozumiała co się dzieje pozwoliła mu całować się mocniej, bardziej szaleńczo i zachłannie. Jednak gdy oderwał się od niej z rozczarowaniem stwierdził, że było mu lepiej tylko na moment, a później znów ogromny ciężar napierał na jego płuca i odbierał oddechy. Było trzeba przecież jechać za rozpędzoną karetką. Wrócić do mrożącej krew w żyłach rzeczywistości. 

***


Razem z Natalie wpadli do szpitala zaraz za mężczyznami w czerwonych uniformach prowadzących nosze, na których leżał Christian. Ratownicy zawiadamiali o przywiezieniu pacjenta, a później jednak z pielęgniarek wołała lekarza. Podczas drogi na salę Christianowi musiał ciągle pomagać w oddychaniu respirator. Miał na sobie kołnierz do unieruchomienia kręgosłupa szyjnego. A kiedy Casper i Natalie dogonili i wyrównali krok z pędzącymi przez szpitalny korytarz ratownikami medycznymi mogli zobaczyć jakich obrażeń doznał przynajmniej na twarzy. Z czoła ciekła mu krew z rozciętej rany. Musiał uderzyć się mocno o kierownicę bo już pojawiały się nieciekawe czerwone plamy na jego skórze, które zmienią się w wielkie siniaki. Jeden z policzków miał kilka mniejszych ran, z których również płynęła szkarłatna ciecz. 
Casper poczuł, że jego strach o przyjaciela wcale nie zmalał nawet teraz gdy dojechali już do szpitala a do rannego dobiegł lekarz. Widok Chrisa w takim stanie napawał go takim lękiem, z jakim jeszcze nigdy się nie spotkał. Nagle Natalie ścisnęła jego rękę, wcale nie delikatnie tylko mocno z całej siły, przypominając mu, że nie przeżywa tych wszystkich emocji sam. 

- Co my tu mamy? - usłyszał lekarza, który zaczynał oczywiście od rozmowy z zespołem ratowniczym.

- Młody mężczyzna po wypadku samochodowym. Stan krytyczny.

Pęknięta śledziona. Szybko jedziemy na blok operacyjny. Trzeba ustalić źródło krwawienia. 

Wszyscy zaczęli poruszać się jeszcze szybciej niż wcześniej. Casper czuł, że nie potrafiłby teraz wykrztusić z siebie ani słowa, ale tępo szedł przy noszach przyjaciela wpatrzony w jego twarz bez wyrazu. Nagle odezwał się do nich lekarz.

- Państwo nie mogą iść dalej. Będziemy operować - mężczyzna wydawał szybkie polecenia wyraźnie zależało mu na czasie, w końcu użyto słów " stan krytyczny". 

Gdyby Natalie nie zatrzymała go ciągnąc za rękę, którą tak silnie ściskała pewnie nadal jak w transie szedłby za przyjacielem. Zostali przez drzwiami, które prowadziły na blok operacyjny. Stali chyba po raz pierwszy w życiu nie do końca wiedząc co zrobić z rękoma, nogami, spojrzeniem czy językiem w ustach. Zastygli w bez ruchu i nie odzywali się do siebie długo. Dopiero gdy szok zaczął opuszczać jego żyły, chłopak wyciągnął swoją rękę do ręki Natalie, chwycił ją i przyciągnął do siebie zamykając szczelnie w swoich ramionach. Przytulał ją mocno jakby mógł dzięki temu uchronić dziewczynę przed całym złem tego świata.

NATALIE 

Objęłam Caspr'a wokół pasa wtulając się z całych sił w jego ciepłe ciało. W całym tym chaosie tylko to przynosiło jakąkolwiek ulgę. Pozwalało nie postradać zmysłów i wolno, ale jednak wrócić do pełni świadomości. Dotyk, możliwość poczucia ukochanej osoby, ciało przy ciele jakbyśmy chcieli zlać się w jedno. Nie byłam pewna co w obecnej sytuacji bardziej przyprawiało mnie o dławiący strach i ból tak silny, że aż fizyczny. To, że Christian właśnie rozpoczynał walkę o życie, czy raczej wszystkie emocje, których Casper nie potrafiły kryć. Jego twarz zwykle pozwalająca sobie na ukazanie kilku ściśle określonych uczuć nagle wykrzywiała się w całą ich gamę. Casper emanował dotąd tylko aurą łobuza o chłodnym i groźnym spojrzeniu, przy przyjaciołach zastępował to nieblaknącym uśmiechem, humorem i śmiechem, który zarażał wszystkich wokół. Natomiast przy mnie jego oczy nie potrafiły kryć miłości, pożądania czy uwielbienia. Można z nich było czytać jak z książki. A teraz poraziła mnie fala nowych emocji, które szturmem wtargnęły na jego piękną twarz. Ból, cierpienie, przerażenie, rozpacz. 

Ja patrząc na niego niemal nie mogłam tego znieść. 

- Proszę skarbie oddaj mi cały swój ból - powiedziałam wspinając się delikatnie na palcach do góry, bo Casper ciągle był o parę dobrych centymetrów wyższy ode mnie, zbliżając swoje usta do jego ucha żeby mógł usłyszeć mój szept.

Poczułam jak jego ręka masuje mnie wzdłuż kręgosłupa po plechach. Naprawdę żałowałam, że dotykiem nie można oddawać komuś emocji. Zabrałabym od niego całe cierpienie i nawet bym się nie skrzywiła jeśli oznaczałoby to, że Casper będzie spokojny.

- Cii, nie bądź głupia Natalie - odezwał się, a jego oddech wplątał się w moje włosy. - Wszystko wytrzymam tylko muszę czuć, że jesteś tu ze mną. 


Stłumiłam jęk frustracji. Czułam się boleśnie bezsilna w całej sytuacji. Zresztą nigdy nie potrafiłam uwierzyć, że moja nędzna obecność mogła komukolwiek pomóc. Casper często mówił takie rzeczy, a ja pozbawiona wiarą w siebie już wieki temu i przytłoczona bardzo niską samooceną w takich momentach zawsze miałam ochotę krzyczeć i wypierać się każdego słowa. Nie potrafiłam przyjąć spokojnie żadnego komplementu, bo sama myślałam o sobie najgorzej. Chciałam pomóc naprawdę, powiedzieć coś co pozwoliłoby Casprowi przestać się bać i obudzić w nim nadzieję. Nie potrafiłam nawet tego.

- Natalie! Casper! - usłyszałam za naszymi plecami wołanie dziewczyny, której głos natychmiast rozpoznałam. Min biegła stukając głośno swoimi obcasami o płytki szpitalnego korytarza.

Cała zdyszana z rozmazanym makijażem od łez dobiegła do nas i złapała się ręką w okolicy serca. Lęk i bieganie zdecydowanie nie pozwalały spokojnie oddychać.

Casper wypuścił mnie z objęć i natychmiast wpuścił ręce w kieszenie. Wydał się jeszcze bardziej spięty po nagłym pojawieniu się Mindy w szpitalu całej rozgorączkowanej i drżącej ze strachu o Christiana.

Rękoma chwyciłam dobrą znajomą za ramiona. Spojrzałam w jej załzawione oczy, były spuchnięte i czerwone. Za nią pojawił się za chwilę Heath, który również nie wyglądał najlepiej.

- Kiedy zabrała go karetka i pojechaliście za nimi na tor wrócił Heath. Od razu wsiadłam do jego auta i przyjechaliśmy. Co z Chrisem?

- Wpadła w histerię. Cała zaryczana i osmarkana. Nie miałem wyjścia musiałem ją tu przywieźć - powiedział Heath jak zwykle próbując nieco rozluźnić atmosferę, która szczerze mówiąc była tak gęsta, że ledwo dało się oddychać. Ale nawet Heath nie wytrzymał napięcia i podchodząc do Caspr'a przybrał taki sam zmartwiony wyraz twarzy. - Stary on się wyliże prawda? Ten cholerny szczeniak nigdy nie dałby się łatwo zabić, dobrze mówię?
Westchnęłam ciężko odrywając od nich wzrok, a wracając spojrzeniem do przerażonych oczu Min.
- Chris jest teraz operowany. Powiedzieli, że jego stan jest krytyczny - odpowiedziała na jej pytanie zgodnie z prawdą. Nie mogłam przed nią niczego ukrywać tylko dlatego, żeby poczuła się lepiej. Musiała być przygotowana na wszystko, o ile jest to w ogóle możliwe. Pogodzić się z myślą, że ktoś bliski może umrzeć? Nie z taką myślą nikt nie jest w stanie sobie poradzić.

- O mój boże! - wykrzyknęła z rozpaczą w głosie. Wyglądała tak jakby zaraz miała się rozpaść, więc przytuliłam ją do siebie.

- Min, proszę nie rozklejaj się tylko. Musimy wierzyć, że operacja się uda i wszystko będzie dobrze - mówiłam, a dziewczyna coraz bardziej się trzęsła. Poprowadziłam ją w stronę siedzeń, które stały po obu stronach poczekalni. - Usiądźmy.

Usiadłyśmy. Złapałam Mindy za ręce i szeptałam do niej słowa, które miały ją uspokoić. Chyba nawet spełniały swoją rolę, bo dziewczyna milkła, przestawała pociągać nosem i płakać. A może nie miała już siły płakać, tak jak ja. Spojrzałam za siebie na chłopaków. Rozmawiali o tym jak doszło do wypadku, później znowu w ich głosach było słychać strach o rannego przyjaciela, kiedy zeszli na temat operacji i czasu jej trwania.

Minęła pierwsza godzina operacji, a do mnie od jakiegoś czasu ciągle próbowała dodzwonić się siostra. Nie chciałam obierać wiedząc, że w domu zapewne panuje piekło z mojego powodu i tego, że nie wróciłam jeszcze do domu. A wytłumaczenie mojej nieobecności na pewno nie zadowoliłoby ojca. Już widzę jego reakcję gdyby Victoria wyjaśniła mu, że jestem w szpitalu bo mój znajomy jest operowany po wypadku, do którego doszło na nielegalnych wyścigach.

- Natalie, kicia, odbierz w końcu - usłyszałam spokojny i opanowany ton Caspr'a, który ukucnął przede mną i wzrokiem odszukał moje spojrzenie. Rękoma masował moje kolana. Starał się przekonać mnie swoim wyrazem twarzy i patrzeniem w oczy, że już ma się lepiej. Nie uwierzyłam.

- Będą kazali mi wrócić do domu, a ja chcę tu zostać. Nic mnie nie obchodzi. Będę ich grzeczną córeczką jutro, a dziś jeszcze mam ich w dupie - odparłam bardziej zdenerwowana niż przypuszczałam.

- Operacja potrwa jeszcze kilka godzin i tak powinnaś wrócić do domu. Pójść spać i jeśli będziesz chciała wrócić tu jutro. Przyjadę po ciebie z samego rana - udało mu się nawet wymusić uśmiech.

Westchnęłam ciężko po jego słowach i w końcu zajrzałam do swojej skrzynki odbiorczej w telefonie. Sms od Victori był taki : 


Ojciec cię chyba zabije. Wpadł w szał, że robisz wszystko co ci się podoba. Wróć do domu Nat bo Carly ciągle ryczy a ja mam wrażenie, że za moment z nimi zwariuję. Kurwa wgl co się z tobą dzieje? 

Wyobrażenie zdenerwowanego ojca i to do granic wytrzymałości było dla mnie jak zastrzyk kolejnej dawki strachu, który szybko rozprzestrzenił się po całym ciele wraz z krwią w żyłach. 

- Jeśli dobrze pójdzie, wrócę tu szybciej niż ci się wydaje - przygryzłam nerwowo dolną wargę i to tak, że można było się spodziewać, że zaraz pocieknie z niej krew. Nic takiego jednak się nie stało dzięki Casprowi, który szybko i odpowiednio zareagował. Delikatnie musnął swoimi ustami moje, a po tym złączył je w pocałunku. Wiedziałam, że próbuje mnie uspokoić i dodać otuchy. Prawie mu się udało.
Poddańczym ruchem podniosłam się z krzesła i rzuciłam ostatnie spojrzenie pełne nadziei w stronę drzwi, za którymi zniknął wcześniej Christian.

- Dobrze wracajmy, ale obiecaj, że kiedy skończą go operować zadzwonisz do mnie i powiesz w jakim jest stanie.

Milcząc złapał mnie za rękę i skinął porozumiewawczo na Heath'a i Min.

- Casper. Obiecaj - poprosiłam.

- Obiecuję kicia. Od rana też przyjadę tak jak mówiłem. Mam nadzieję, że twój ojciec nie jest jeszcze w najgorszym nastroju. Jeśli podniesie na ciebie rękę, ja podniosę na niego.


***

Przez całą drogę do domu nerwowo skubałam palcami siedzenie. Wbijałam paznokcie w skórzane obicie fotela i wierciłam się niespokojnie. Serce pobudzone nową dawką strachu biło jak oszalałe, a im bardziej zbliżaliśmy się do domu tym silniejsze odnosiłam wrażenie, że serce podchodzi mi do gardła. 
Do Caspr'a nie odezwałam się ani słowem. On zresztą również nie otworzył ani razu ust. Nie dziwiłam mu się. Na pewno myślami był ciągle przy Christianie. A ja zamiast bać się czy Chris w ogóle przeżyje, egoistycznie zwróciłam swoje myśli na siebie i to co zrobi mi ojciec w ataku furii. 
Casper wyglądał na zmęczonego. Cały blady i spięty przez tragedię tego dnia, zupełnie nie przypominał siebie. Każdy mięsień miał napięty, nawet jedna z żył na jego szyi zaczęła pulsować. Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek robił myśląc trzeźwo i racjonalnie. Bo przecież wiózł mnie teraz prosto w ręce mojego nieobliczalnego ojca. On jako jedyny wiedział co czeka na mnie w domu jeśli wrócę, a jednak wsadził mnie w ten cholerny samochód powtarzając, że muszę iść spać i inne takie. Jeszcze w szpitalu miałam ochotę pomachać mu ręką przed twarzą i powiedzieć: "Hallo mój ojciec prawdopodobnie mnie zabije. Pamiętasz wszystkie siniaki na moim ciele? Od kiedy to pozwalasz mi ryzykować otrzymanie następnych?" ale odpuściłam sobie rozumiejąc, że Casper jest po prostu oszołomiony, nie rozumie tego co dzieje się wokół niego i powinnam oszczędzić mu kolejnego problemu.

Samochód stanął, a moje ciało jeszcze wyrwało się do przodu przyzwyczajone do tego, że jest w ruchu. To wyrwało mnie z zamyślenia, a raczej szaleńczego tranu podczas którego wbijałam ostre paznokcie w tapicerkę.

- Co jest? - bąknęłam zupełnie bezmyślnie.

- Dotarliśmy na miejsce. Jesteśmy przed twoim domem - odpowiedział Casper ignorując fakt, że się wygłupiłam. Nie miał nawet siły żartować. Normalnie jakoś skomentowałby mój brak skupienia.

- Aha, no tak. Casper.. - zaczęłam, ale szybko mi przerwał.


- Tak pamiętam co ci obiecałam. Zadzwonię jak tylko coś będzie wiadomo - dopiero teraz na mnie spojrzał. Casper wygląda z każdą chwilą coraz gorzej. Nerwy zdecydowanie robiły swoje.

Tak naprawdę nie to chciałam powiedzieć. Myślałam raczej, żeby zacząć go błagać abyśmy zawrócili bo panicznie bałam się gniewu ojca. 


- Okay - powiedziałam rezygnując z mojej prawdziwej intencji, pozwalając myśleć Casprowi, że chodziło mi o to o czym mówił.


Sięgnęłam swoją ręką do policzka chłopaka i dotknęłam do delikatnie, zaledwie opuszkami palców. Pod oczami robiły mu się już sińce. Znów poczułam wielką ochotę zabrać od niego cały ten ból.

- Po wszystkim bierzemy wolne od świata. Będziemy odpoczywać i nic oprócz słodkiego snu nie będzie nas obchodziło. Jasne? I Chris będzie z nami - mówiłam cichym ostrożnym głosem.

- O ile przeżyje tą noc - Casper zabrzmiał jakoś dziwnie. Mówił tak jak osoba, która była głęboko zraniona. W oczach iskrzył mu się strach. Jakby dosłownie cały Casper wołał o pomoc. Wiedziałam, że takie zachowanie nie zapowiada niczego dobrego. Chłopak najzwyczajniej tracił nadzieję, że wszystko jeszcze może ułożyć się dobrze.

- Błagam, kochanie, nie mów tak - króciutko pocałowałam go w usta po czym znów skupiłam się na jego oczach. - Jeśli ty przestaniesz wierzyć, że będzie dobrze to kto jeszcze odważy się tak pomyśleć? Oboje z Christianem jesteście bardzo silni. Dacie radę. 

Położył swoją dłoń na mojej, która obejmowała jego policzek i przytulił się do niej przymykając powieki. Żegnał się ze mną i zbierał siły na powrót to horroru rozgrywającego się w szpitalu.

Chciałam powiedzieć jeszcze coś więcej. Z całych sił pragnęłam mu pomóc i podnieś go na duchu. Ale zamiast tego usłyszałam natarczywe, głośne pukanie w szybę drzwi samochodu od strony pasażera, czyli mojej i odskoczyłam od Caspr'a jak oparzona.


To był ojciec. Dobijał się do nas jak jakiś psychol. Zresztą wyglądał jak on z tym szaleńczym obłędem wypisanym na twarzy. Był na mnie wściekły. Nie pierwszy raz widziałam go w takim stanie.

- Wysiadaj smarkulo musimy sobie pogadać! - krzyczał przez co przerażał mnie jeszcze bardziej.


Poczułam lód w swoich żyłach, który boleśnie mnie ranił i wprawiał w osłupienie. Serce zaczęło szybciej pompować krew. Biło w takim rytmie, że przez chwilę byłam pewna, że wyskoczy mi z piersi.

- Casper - w rosnącej panice zdołałam wydobyć z siebie tylko tyle. Ale chłopak nie miał nawet okazji zareagować w jakikolwiek sposób, bo ojciec już ciągnął za klamkę. Otworzył drzwi, złapał mnie za nadgarstek i zaczął wyszarpywać z samochodu. Nie starał się nawet udawać delikatnego.

Od kiedy mój ojciec zwariował na tyle, żeby robić takie sceny w obecności kogoś teoretycznie obcego? Nie wiem, ale teraz najwyraźniej nie obchodziło go to, że nie jestem sama. Wyciągnął mnie siłą z samochodu i szarpnął moją ręką zmuszając moje ciało do odwrócenia się w kierunku domu. Jego palce wbijały się w moją rękę przyprawiając mnie o nieznośną falę bólu.

- Ciągle robisz to co ci się podoba. Nikogo nie pytasz o zdanie. Uważasz się za dorosłą i nie wracasz na noc do domu! - wrzeszczał prosto do mojego ucha. Miałam ochotę skulić się w małą kulkę i nie musieć słuchać jego kolejnego ataku furii. - Żeby pod moim dachem był demon! Za co człowiek musi płacić czymś takim? - prychał z obrzydzeniem.


Teraz jego zdaniem byłam demonem. Diabłem. Przyczyną jego wszystkich nieszczęść. 
Nie wiedziałam, że jeszcze jakiekolwiek słowa ojca mogą mnie tak poruszyć i zaboleć. Myślałam, że nasłuchałam się już wszystkiego i stałam się odporna, a przynajmniej przywykłam i nic nie boli przecież dwa razy tak samo. 

Nagle usłyszałam, że drzwi samochodu trzaskają drugi raz. Casper wysiadł i dobiegł do mnie i targającego mną ojca. Przez to jeszcze bardziej chciałam móc zniknąć pod ziemią. Nie chciałam, żeby Casper patrzył na to jak ojciec mnie karze i jaka jestem w jego rękach bezbronna. W dodatku za dużo tragedii jak na jeden dzień.
- Niech pan ją puści! Natalie nie zrobiła nic złego! 

- Casper nie! - próbowałam desperacko wyrwać się ojcu, który niestety był o wiele silniejszy ode mnie i nie dawał za wygraną. Błagałam w myślach, żeby Casper stąd odjechał. 

- Nie wtrącaj się gówniarzu. Ty i moja córeczka jesteście siebie warci. Dziecko ma szanować swojego ojca. Wy młodzi z niczym się nie liczycie. Koniec z tym, pora żebym nauczył czegoś tej niewdzięcznej kurwy! 

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Ojciec nazwał mnie "kurwą". Nawet w największym szale nie mówił o mnie w taki sposób. A to zapowiadało katastrofę.
W końcu udało mi się wyszarpnąć ojcu ze stalowego uścisku i podbiec do Caspr'a. Pchnęłam go w przeciwną stronę płaskimi rękoma uderzając o klatkę piersiową.
- Proszę wracaj do Chrisa! Casper! - błagałam, ale on nie słuchał. Oczy miał skupione na moim ojcu i patrzył na niego w sposób, który mówił, że ma ochotę zrzucić się na niego w mojej obronie. 

Casper może uczestniczył w wielu bójkach, ćwiczył i był silny, ale nawet on nie miał szans z moim ojcem.
- Nat, zostaw mnie. Powiedziałem, że jeśli on podniesie na ciebie rękę nie daruję mu - wysyczał przez zęby.
- Natalie do domu w tej chwili! Nie będę powtarzał i niech twój zasrany kolega się nie wtrąca - mój ojciec ciągle pogarszał sytuację. Poczułam jak ciało Caspr'a się napina. Patrząc na niego widziałam, że jego szczęka również się zaciska a później jego obie pięści.
Musiałam walczyć o to, żeby się nie rozpłakać. Kuło mnie w nosie, chwytało za gardło i dusiło w piersiach, ale zdołałam powstrzymać łzy.

- Tato przestań! Nie rób sceny! Wróć do domu, zaraz tam będę! 


- Nie będę na ciebie czekał! Ciągle mnie lekceważysz - poczułam jak ojciec łapie mnie za włosy, a zaraz po tym ciągnie mnie do tyłu. Prawie upadłam pod siłą nagłego szarpnięcia. 

- Cholera tato! Zupełnie ci odbiło? Przestań! Kurwa jestem twoją córką! Co ty robisz?

Wiedziałam, że nienawidzi kiedy przeklinam. Zdawałam sobie z tego sprawę, a jednak nie wytrzymałam i wybuchłam. Tak jak mogłam się też spodziewać mocno za to oberwałam. Nie trzymał mnie już za włosy tylko uderzył mnie całą swoją siłą ręki w twarz. Policzek boleśnie natrafił na zęby i zaczął krwawić. Ból promieniował od niego aż po resztę prawej części twarzy. 

I to zaważyło o całej sprawie. Casper nie chciał powstrzymywać się już ani chwili dłużej. Moje piski i zawodzenia wywołane kolejną falą bólu natychmiast go pobudziły i zastrzyk adrenaliny pozwolił mu wymierzenie pierwszego ciosu mojemu ojcu.

Ledwo mogłam w to uwierzyć, że mój ojciec tak łatwo się odsłonił. Casper uderzył go prosto w szczękę, zaciśniętą pięścią. Głowa ojca odchyliła się nieco w bok zaraz po otrzymaniu ciosu. Ale szybko się otrząsną i całą swoją uwagę zwrócił teraz na mojego chłopaka. Ja plująca krwią na chodnik i trzymająca się za nabrzmiały policzek odeszłam od nich na kilka kroków. Zaczęłam powoli tracić ostrość widzenia, a mimo to starałam się skupić na sylwetkach obu mężczyzn. 

W głowie mi huczało. Nie potrafiłam zrozumieć słów, które do siebie krzyczeli, ale widziałam jak wymierzają sobie kolejne ciosy. Casper oberwał oczywiście najbardziej. Ojciec uderzył go w twarz, a kiedy ten się skulił wykorzystał szansę i kolanem wymierzył mu mocny cios w brzuch. Casper aż zaczął kaszleć. 


- Casper! - krzyknęłam przerażona tym co widzę. 

- Idź do auta Nat! - usłyszałam jak do mnie woła, ale ta chwila nieuwagi dużo go kosztowała. Mój ojciec złapał go za bark i rzucił nim na ziemię. 

- Zapierdolę każdego psa, który będzie buntował przeciwko mnie moją córkę! - powiedział górując nad moim chłopakiem i kopnął go raz w brzuch.
Na gorąco wymyśliłam tylko jedną rzecz. Musiałam zawołać swoją mamę. Ona na pewno zatrzyma tą sytuację z piekła rodem.
- Mamo! Mamo! Boże mamo proszę pomóż mi! - wydzierałam się na całe gardło. Nie byłam pewna ile jeszcze Casper będzie w stanie znieść.

Matka wybiegła z domu, tak jak miałam nadzieję, zaniepokojona moimi wrzaskami. Łzy ograniczyły mi widoczność, ale wiedziałam, że mama podbiega do ojca i odciąga go od Caspr'a. Płaczliwym głosem zaczęła błagać go, żeby odszedł od chłopaka i wrócił do domu. 


- Natalie, dziecko, tak cię przepraszam! - matka płakała. Naprawdę żałowała tego co się stało.

- Mamo po prostu zabierz ojca! - poprosiłam po czym podbiegłam do Caspr'a  który zaczął już podnosić się z ziemi. 


- Kochanie dasz radę wstać i jechać?
Chłopak skinął głową. Z moją pomocą stanął na równe nogi. Obejrzałam się za matką, która zmuszała ojca do powrotu do domu.

- A co z Natalie?! Linda powiedz jej, że ma wrócić do domu - ojciec nadal swoje. Czy on rozumiał co zrobił?

- Zostaw ją w spokoju! Co ty zrobiłeś Richard! Boże.. - matka spojrzała w moją stronę - Nat zabierz stąd Caspr'a, ktoś musi zobaczyć jego rany. Boże.. 


Wiedziałam co mam robić, nie potrzebowałam ich pozwolenia, ale poczułam nagle ulgę, że matka przyszła mi w obronie. Na szczęście ona nie jest potworem w przeciwieństwie do mojego ojca. 

Rannego i krwawiącego w paru miejscach Caspr'a wsadziłam do samochodu. Rezygnując z pomysłu, żeby prowadził w takim stanie zajęłam miejsce za kierownicą i jak najprędzej przekręciłam kluczykami, odpaliłam samochód i ruszyłam ulicą.

- Wiedziałam, że to się źle skończy - jęknęłam. Zbierało mi się na płacz, ale musiałam skupić się na drodze.

Jak to jest możliwe, że ten dzień jest jeszcze gorszy niż był? Ręce trzęsły mi się na kierownicy. Ciągle spoglądałam na obolałego Caspr'a, który starał się wygodnie ułożyć na fotelu. Tak jak to tylko było możliwe po wszystkich uderzeniach jakie wymierzał mu mój ojciec.

- Nie mogłem patrzeć jak cię bije - powiedział, a później z sykiem wciągnął powietrze. Musiało go naprawdę mocno boleć. 


- Dlatego jak ostatni idiota postanowiłeś mu się postawić i osłonić mnie własnym ciałem? 

- Nat.. To nic przy tym co zrobił już nie raz mój stary. 

- Jezu Casper - byłam przerażona tym co powiedział. Jeśli to było nic to naprawdę nie chcę wiedzieć na co było stać jego ojczyma.

- Słuchaj, kicia jedź do tego pieprzonego szpitala. Ja wytrzymam, nie jest wcale tak źle jak się wydaje - spojrzał na mnie i położył swoją rękę na mojej, która trzymała dźwignię zmiany biegów. - Kocham cię. Wszystko w porządku, okay? Wracamy do Chrisa.


- Co powiemy Min i Heathowi? - zapytałam starając się odzyskać jasność myślenia.

- Że na drodze stanęło nam parę idiotów, z którymi miałem niewyrównane porachunki. Musiałem wysiąść i jak to mam w zwyczaju wszcząłem bójkę. Szmaty były silniejsze niż przypuszczałem i przylały mi mocniej, ale dałem im radę i pokazałem kto tutaj rządzi, bo kiedy jeden z nich podniósł rękę na ciebie kiedy próbowałaś mnie powstrzymać, nie miałem litości. 


- Uwierzą?
- Nawet ich to nie zdziwi. Swojego czasu takich akcji nie brakowało. Ale później pojawiłaś się ty i postanowiłem się zmienić.

Nie mogłam uwierzyć, że po czymś taki co stało się przed moim domem Casper potrafi sprawić, że zaczynam się rumienić. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Później co prawda wykrzywił się z bólu, który przeszył go kiedy wjechaliśmy na nierówną drogę całą w dziurach.

- Nie próbuj być romantyczny w takich chwilach. Ja jestem śmiertelnie przerażona, a ty...


- A ja jestem śmiertelnie chory - przerwał mi - i nie wiadomo ile czasu mam jeszcze na bycie romantycznym. 

Zaschło mi w gardle. Przez chwilę miałam wrażenie, że serce przestało mi bić w piersi po tym co usłyszałam. Wystarczyło kilka słów, żebym nagle poczuła się rozbita jeszcze bardziej. Było coraz gorzej. Naprawdę chciałam się już obudzić z tego koszmaru. Bo to musiał być koszmar.













10 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadanie. Nadrabiasz długimi rozdzialami swoją nieobecność. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdzial :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju co za akcja! To jest najlepsze opowiadanie jakie czytałam ;) czekam na nastepny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Więcej, więcej, więcej! Kocham twojego bloga ��;* Masz ogromny talent. Kiedy będzie kolejny rozdział? ��;) To opowiadanie traktuje niczym największy skarb <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo, cudo, cudo <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na neksta !
    A Casper i Nat niech to pobicie zgłoszą na policję !

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tu komentowac...? Kiedy sie ryczy jak ostatnia idiotka patrzac w ekran.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam za spam'a

    Witaj.
    Jeśli jesteś miłośnikiem książek, albo stoisz na rozdrożu książkowym "Przeczytać, nie przeczytać" , lub po prostu szukasz czegoś na zimowo-jesienny wieczór. Zapraszam na bloga z recenzjami książek młodzieżowych.
    http://recenzje-przerwy-miedzy-ksiazkami.blogspot.com/
    Niestety dopiero wspinani się na szczebel blogowy, co równa się z tym że potrzebujemy czytelników, jednakże zapraszam już teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem co mam myśleć te rozdziały zaczynają mnie przerażać naprzód Chris miał wypadek potem pieprznięty tatuś Nat pobił Jusa robi się naprawde grożnie

    OdpowiedzUsuń