sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 22

Pamiętaj żeby skomentować, jeśli przeczytasz. Dziękuję :*



Walczyłam z białymi plamkami, które pojawiły się przed moimi oczami. Miałam mroczki i czułam jak słabnę. Odnosiłam wrażenie zapadania się w sobie co zwykle towarzyszyło omdleniom. Czyżby anemia znowu dawała o sobie znać? Dziś prawie w ogóle nie jadłam, a później dopadł mnie ten cały stres związany z wypadkiem i bójką mojego ojca z Casprem. Chociaż stawiałam kroki coraz bardziej niepewnie, a serce szalało mi w piersi tak, że w uszach słyszałam jego bicie nie pozwoliłam sobie przystanąć tylko dalej dotrzymywałam tempa Casprowi. Szliśmy przez szpitalne korytarze do poczekalni przed tą częścią budynku, w której odbywały się operacje. Coraz bardziej szumiało mi w uszach. Serce pompowało szybciej krem i zagłuszało mi inne dźwięki. Akurat wtedy gdy mroczki przed oczami zaczęły się robić coraz bardziej natarczywe dopadła mnie i Caspr'a jedna z pielęgniarek. 

- A wy dwoje gdzie się wybieracie? - zapytała. - Chłopcze co się stało? Skąd te rany i krew. Chodźcie ze mną muszę was opatrzyć. 

Kobieta nie chciała słuchać żadnego protestowania. Bez zbytecznych słów pociągnęła nas ze sobą do sali, w której przyjmowano pacjentów z rozmaitymi problemami. Prawie każde łóżko było zajęte, ale jakimś szczęśliwym trafem dwa czekały jakby specjalnie na mnie i Caspr'a. 

Słyszałam jak chłopak zaczyna wykłócać się z pielęgniarką, że nic mu nie jest i powinien wracać do przyjaciela i na niego czekać, ale kobieta była głucha na jego zawodzenie. Kazała mu usiąść i zabrała się za oczyszczanie jego ran. 

Ja stałam za jej plecami. Chyba stwierdziła, że mnie nic nie jest więc zajęła się jedynie pobitym Casprem. 

Starałam się na nich patrzeć, ale utrudniały mi to zawroty głowy, które również zaczęły mi dokuczać, jakby białe kropki przed oczami i pędzące z przerażenia serce to było mało. Przypomniałam sobie jak to ja, któregoś dnia opatrywałam rany Caspr'a po tym jak bił się z Albertem. Strasznie mnie wtedy pociągał z tą swoją aurą łobuza i zawadiackim uśmiechem. Teraz jednak wcale się nie uśmiechał. W jego oczach został tylko strach o Christiana, nic więcej. W dodatku nie pobił się z żadnym z chłopców tylko moim ojcem. Zanim straciłam przytomność poczułam silny ból brzucha, a po tym upadłam i wszystko zniknęło.

***

Nie wiedząc czemu obudziłam się w osobnej sali. Przy moim łóżku stała młoda lekarka. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miała upięte spinką blond włosy, a jej błękitne spokojne jak tafla wody oczy wpatrywały się we mnie. Uśmiechnęła się od razu gdy podniosłam powieki i wydałam z siebie gardłowy pomruk. Gdy tylko spróbowałam się podnieść na łóżku do siadu, od razu tego pożałowałam. Moją głowę przeszył okropny ból. Kobieta zauważyła jak krzywię się z ataku przeprowadzonego na moją biedną głowę i złapała mnie za nadgarstek.

- Nie wstawaj jeszcze. Musisz dojść do siebie. Spokojnie, masz czas - jej usta ponownie ułożyły się w dobrotliwym uśmiechu. - Zemdlałaś na skutek silnego stresu. Wiem, że twój znajomy jest tutaj w bardzo ciężkim stanie i ten chłopak, z którym przyszłaś ma kilka nieciekawych ran po pobiciu. To musiał być bardzo ciężki dzień, co?

Przełknęłam bezgłośnie ślinę i pozwoliłam sobie z powrotem opaść na poduszki. Nie czułam się gotowa do otworzenia ust i wydania z siebie głosu. Obawiałam się, że może odmówić mi posłuszeństwa, dlatego tylko skinęłam twierdząco głową. Miała racje. To był bardzo ciężki dzień w dodatku ten koszmar nadal trwa. Ale ja jestem teraz tutaj w cichej sali, odgrodzona na jakiś czas od tego chaosu 
z lekarką, która wydaje się być bardzo sympatyczną. Wiem, że powinnam być teraz przy Casprze i reszcie, ale potrzebowałam oddechu. Chwili wytchnienia nim wrócę i będę musiała przyjąć na siebie kolejną dawkę stresu. 

- Odpocznij chwilę. Operacja nadal trwa, twój chłopak jest w dobrych rękach i o twoje dziecko też nie musisz się bać. Z wami jest wszystko w porządku, to było na szczęście niegroźne omdlenie.

Zajęło mi dobrą chwilę, aż przez natłok myśli dotarło do mnie słowo "dziecko" i "z wami wszystko w porządku". Przecież ja nie mam żadnego dziecka. O czym więc mówi do mnie ta szalona kobieta? 

- Moje dziecko? - zapytałam bełkotliwie. Brzmiałam jak ostatnia kretynka, ale trudno było mi się dziwić skoro usłyszałam coś tak irracjonalnego. 

- Tak. Jesteś przecież w ciąży Natalie - odpowiedziała tonem spokojnym i lekkim jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Jestem w ciąży? Nie to niemożliwe. 

Kobieta doskonale czytała z mojej twarzy bo zaraz powiedziała :

- Ty nic nie wiesz. Jesteś w drugim miesiącu ciąży - odwróciłam w moją stronę ekran urządzenia, które jak się domyśliłam służyło do robienia badani USG i wskazała mi swoim idealnie wypielęgnowanym palcem coś na monitorze. - Widzisz? To twoje dziecko. 

Wlepiłam swój wzrok w najjaśniejszy szary kształt, który wskazywała mi kobieta. Poczułam jak w oczach zaczynają szczypać mnie łzy. To naprawdę było dziecko. Maleńkie rozwijające się ciałko w moim brzuchu. Szybko w myślach zaczęłam sobie uświadamiać kilka faktów:

Z Casprem pierwszy raz spaliśmy ze sobą gdy dowiedziałam się o tym, że jest chory. Rzeczywiście się nie zabezpieczyliśmy! Wymiotowałam zaledwie dwa, może trzy razy, dlatego nie wzbudziło to moich podejrzeń. Myślałam, że to przez jakieś jedzenie albo stres związany z leczeniem Caspr'a. Do szpitala poszedł po tygodniu, spędził tam na leczeniu 45 dni i minęły już dwa tygodnie od jego powrotu. Czas by się zgadzał. A w całym tym napięciu nie zwróciłam nawet uwagi na to, że nie miałam okresu. Stanowczo za dużo się działo, a ja w tym ciągłym biegu spraw nie pomyślałam o tym co się ze mną dzieje. Brzuch też mi się zaokrąglił, a ja głupia rozpaczałam, że utyłam. 

Tymczasem mając niespełna osiemnaście lat jestem w drugim miesiącu ciąży.

- Chcesz posłuchać jak bije mu serduszko? - zapytała lekarka wyrywając mnie z zamyślenia. 

Po raz kolejny przełknęłam gulę, która stanęła mi w gardle i zmusiłam swoją głowę do przytakującego skinienia. 

Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny stukot. Równe bicie małego serca. Głośne i bardzo wyraźnie. Odbijało się od ścian i docierało do moich uszu. Byłam jednocześnie przerażona z myślą, że zostanę matką jak i szczęśliwa bo to co teraz słyszałam było najpiękniejszym dźwiękiem na całym świecie. Nigdy nie słyszałam czegoś równie niesamowitego jak to. Musiałam szybko mrugać powiekami żeby nie rozpłakać się przy lekarce. 

Casper musi to usłyszeć - pomyślałam. 

Właśnie Casper. Jak zareaguje na to, że będzie tatą, że noszę w sobie jego dziecko. Nie przestraszy się i nie ucieknie? Fakt, że jest chory i ciągle powtarza, że umiera może odebrać mu całą radość z tej nowiny. A ja chciałabym, żeby mimo wszystko się cieszył. Jedno jest pewne, na razie muszę to zachować dla siebie. Casper ma już dość na głowie, przecież jego najlepszy przyjaciel walczy o życie.

- Naprawdę zostanę mamą - powiedziałam na głos jak zaczarowana wsłuchując się w donośne bicie serca mojego dziecka. 

Nie wytrzymałam i kilka łez spłynęło mi po policzku. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i wyłączyła ten cudowny dźwięk. 

- Dam ci pierwsze zdjęcie twojego maleństwa, chcesz? - zapytała.
Jasne, że chciałam. 

- Tak.

- Trzymam za ciebie kciuki i twojego chłopaka - powiedziała i podała mi zdjęcie USG do ręki. 

Dobrze, że była taka miła i nie krzywiła się z myślą o nastoletniej matce. Jeszcze tego mi brakowało w tym i tak już okropnym dniu. 

- Niedługo znowu spotkamy się na badaniach. Zapiszę ci następny termin, żebyś nie zapomniała i mam nadzieję, że przyjdziesz już ze swoim chłopakiem. Dam mu posłuchać bicia serca waszego malucha. Pewnie sama pomyślałaś już, że to najcudowniejsza rzecz na świecie? 

- Tak. Oby on też tak poczuł - uśmiechnęłam się i potarłam swoje mokre od łez policzki. 

- Na pewno tak będzie. Teraz możesz już wstać i wrócić do poczekalni, ale uważaj na siebie i jakbyś nadal czuła się słabo poproś aby mnie zawołano. Tak silny stres źle wpływa na ciebie i dziecko, ale niestety nie ma sposobu, żeby w tym przypadku go uniknąć - westchnęła i wypisała mi na kartce terminy kolejnych badań. Zabrałam ją i schowałam sobie do kieszeni tak jak i zdjęcie USG. 

Zanim wyszłam przeczytałam plakietkę z imieniem lekarki, na którą wcześniej nie zwróciłam szczególnej uwagi. Sylvia Wheiler. 

- Do zobaczenia Natalie. 

- Do zobaczenia. 

Zniknęłam za drzwiami sali. Robiąc kolejne kroki na korytarzach szpitala czułam jak opuszcza mnie radość i spokój, które zostawiłam w tamtym pomieszczeniu. Musiałam przecież wrócić do horroru na jawie. 


***

Operacja dobiegła końca. Nieprzytomny Christian został umieszczony w jednoosobowej sali. Podłączono do niego całą masę rozmaitych rurek i urządzeń. które kontrolowały jego funkcje życiowe. Na twarzy miał maskę tlenową, która pomagała mu w oddychaniu. 

- Możecie do niego wejść na nie więcej niż pięć minut - zwrócił się do nas lekarz prowadzący. - Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale tak naprawdę ta noc będzie decydująca dla waszego przyjaciela. 

Casper, ja, Mindy i Heath staliśmy wokół łóżka na którym leżał Christian pozbawiony świadomości, nieruchomy i najprawdopodobniej nawet nas nie słyszał. 

- Jak się czujesz? - szepnął do mnie Casper. Zaczęłam się zastanawiać czy znowu nie zrobiłam się biała jak pergamin skoro o to zapytał, ale pomijając ukłucie duszącego smutku na widok Chrisa czułam się nie najgorzej. Przynajmniej fizycznie.

- Dobrze - odpowiedziałam również szeptem. Spojrzałam na niego i stłumiłam w sobie jęk żalu jaki mnie ogarnął na widok jego poobijanej twarzy. Plaster miał nad lewą brwią, na policzkach brzydkie czerwone ślady, rozciętą wargę. W gruncie rzeczy spodziewałam się, że będzie wyglądał gorzej, ale fakt, że zrobił mu to mój własny ojciec przyprawiał mnie o nieprzyjemne ciarki na całym ciele.

Skinął głową i usiadł na krześle przy Christianie. 

- Stary jakim idiotą trzeba być żeby stracić panowanie nad kierownicą? Nie mogę uwierzyć, że Jan cię tak zdradziła. Myślę, że nie będziesz zadowolony jak ją zobaczysz - wiedziałam, że Casper mówi o samochodzie, który Chris nazwał Janette. Pomyślałam, że nigdy nie zrozumiem dlaczego chłopcy nadają swoim autom imiona. - Napędziłeś nam ostrego stracha, koleś. Teraz zbieraj siły i obyś wstał gnojku. 

Może i Christian wcale go nie słyszał, ale mówienie do niego w jakiś sposób rozluźniało Caspr'a. Natomiast Min zaczęła cichutko szlochać. Spojrzałam na nią i zobaczyłam jak Heath głaszcze ją po ramieniu. On także nie trzymał się najlepiej, ale starał się jakoś ulżyć wystraszonej Mindy.

- Ashley się wścieknie, chłopaku, jak się dowie, że waszą randkę będzie trzeba przełożyć bo ty tu sobie leżysz - odezwał się Heath. 

Rozumiałam dlaczego wszyscy starają się obrócić całą sytuację w żart. Tak było im łatwiej znieść myśl, że ich przyjaciel leży przed nimi w krytycznym stanie i nie wiadomo nawet czy jutro się obudzi. 

Tak naprawdę dopiero gdy Heath wspomniał o Ash przypomniałam sobie, że ona i Chris od jakiegoś czasu się ze sobą umawiali. Wystraszyłam się, że prawdopodobnie śpi już dawno w swoim ciepłym i bezpiecznym łóżku o niczym nie wiedząc. 

- Chris kurwa jesteś dla mnie jak brat chyba nie chcesz zejść z tego świata - Casper złapał bezwładną rękę Christiana i mocno ją ścisnął. 

Nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałam bardziej żałosny obrazek od tego. Nasza czwórka pochylona nad nieprzytomnym przyjacielem, zdruzgotana i przerażona. Wszyscy przepełnieni bólem powstrzymujemy się od łez i wyglądamy jak jedno wielkie nieszczęście. 

- Byłeś ze mną przez całe życie. Znasz mnie jak nikt inny. Wszystkie najlepsze akcje były właśnie z tobą. Nie możesz teraz umrzeć, rozumiesz kurwa? Mamy jeszcze tyle planów. To ty do jasnej cholery miałeś być przy mnie kiedy będę zdychał, nie na odwrót. Miałeś pomagać mi zrobić wszystko co chcę zrobić przed śmiercią. Walczy kurwa i wstań. 

- Muszę was przeprosić - do sali wszedł lekarz w towarzystwie doktor Wheiler. - Pięć minut minęło, a wy nie możecie zostać dłużej. Ciągle będziemy monitorować jego funkcje życiowe. Musimy mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze i się wybudzi. 

- Myślę, że powinniście wracać do domów - odezwała się lekarka. - Jeśli cokolwiek się stanie zadzwonimy do was. 

- Ja muszę tu zostać - wychrypiał Casper. - Nie ma mowy żebym go zostawił.

- Cas ja zawiozę dziewczyny do domów - poklepał go po ramieniu Heath. 

- To dobry pomysł - pochwyciła doktor Wheiler. - Natalie już raz zemdlała. Ona szczególnie powinna odpocząć. A widzę, że i z waszą drugą koleżanką nie jest najlepiej. 

Miałam zamiar zaprotestować. Powiedzieć, że zostaję z Casprem i Chrisem. Min chyba też przyszedł taki pomysł do głowy, ale obie sobie odpuściłyśmy. Ja przede wszystkim z tego względu, że teraz muszę myśleć nie tylko o sobie, ale również i o dziecku.

Casper został w sali przy Christianie po wymianie zdań z lekarzem. Tamten w końcu stwierdził, że nie będzie wyrzucał Caspr'a do poczekali, i że może zostać przy łóżku przyjaciela. 


- Pa kochanie - powiedziałam do niego i pocałowałam go lekko w policzek. 

Uścisnęłam rękę Chrisa i w myślach posłałam do niego kilka słów. Proszę nie poddawaj się. Masz dla kogo żyć. Wszyscy na ciebie czekamy. Trzymaj się Chris.

Casper uśmiechnął się do mnie niewyraźnie i bez słowa pozwolił mi odejść. 

***

Nie było mowy żebym spędziła tą noc w domu więc Heath zawiózł mnie do Julia'e, a z tego co zrozumiałam Mindy miała spać u niego. Moja przyjaciółka była zdziwiona moją wizytą w samym środku nocy. W dodatku w samochodzie rozryczałam się jak bóbr. Przyjęła mnie taką całą roztrzęsioną i położyłyśmy się do łóżka. Opowiedziałam jej o wszystkim co się stało z przerwami na wybuchy płaczu. A kiedy ciepło otulającej mnie kołdry i te które emitowało od przytulonej do mnie Julia'e zaczęło mnie usypiać poczułam nagłą chęć podzielenia się z przyjaciółką ostatnią wieścią, której uniknęłam podczas opowiadania.

- A no i dowiedziałam się dziś, że jestem w ciąży - wymamrotałam będąc już na pograniczu snu a świadomości.

- Jak to jesteś w ciąży? - zmęczona Julia też mruczała sennym głosem.

- Będę miała dziecko z Casprem. 

- Śpij. Jutro przetrawimy to razem kiedy będę przytomna. 

Nie przeszkadzała mi wtedy reakcja tego typu ze strony mojej przyjaciółki. Byłam tak samo śpiąca jak ona i wystarczyło, że delikatnie opuściłam powieki już ogarnął mnie sen.

Następnego dnia z samego rana obudziła nas mama Julia'e, która śpieszyła się do pracy i wcale nie starała się być cicho. Od razu przypomniałam sobie o tym co działo się poprzedniego dnia i miałam wielką ochotę płakać, ale powstrzymałam się nie chcąc robić scen przy Julia'e albo jej mamie. Później kiedy ta druga poszła do pracy i zostałyśmy same Ju zrobiła mi herbatę i usiadłyśmy razem na jej łóżku. Zamroczone jeszcze przez sen nie odzywałyśmy się do siebie przez kilka minut, aż Julia nie przypomniała sobie tego, że wczoraj powiedziałam jej, że jestem w ciąży.

- Nat śniło mi się coś bardzo dziwnego - zaczęła. - W tym śnie mówiłaś, że będziesz miała dziecko z Mathersem. 

- Ju to nie był sen. Naprawdę jestem w ciąży - głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej kiedy uświadomiłam sobie jak wiele rzeczy dzieje się teraz w moim życiu.

- Zawsze myślałam, że to ja będę tą, która przyjdzie z brzuchem - uśmiechnęła się do mnie ciepło, jak zawsze. Tak jak moja najlepsza przyjaciółka, którą niewątpliwie była. - Oczywiście chcę żebyś wiedziała, że będę matką chrzestną i chuj ci w dupę. 

Prawie zakrztusiłam się herbatą taka chęć roześmiania mnie ogarnęła. 

- Nie myślałam nawet o nikim innym Ju. 

- Boisz się? - zapytała.

- Pewnie, że tak. Boję się jak cholera reakcji moich rodziców i tego czy sobie poradzę.

- No i w końcu Casper jest chory. Lubię go, jest zajebisty i mam teraz jeszcze większą nadzieję, że nie umrze. Bo jeśli tak to co wtedy z tobą i dzieckiem?
- Nie wiem Julia. Staram się o tym nie myśleć. Teraz tym bardziej odpycham do siebie myśl, że on naprawdę może umrzeć. 

- A on wie, że będzie tatą?

Zapadło między nami długie milczenie. Co chwila pociągałam łyk herbaty czując jak robi mi się słabo i źle na myśl o tym, że Casper może nawet nie zobaczyć naszego dziecka jeżeli choroba będzie postępowała dalej i go zabije. 

- Jeszcze mu nie powiedziałam - przyznałam a zanim Julia zdążyła cokolwiek powiedzieć zadzwonił do mnie telefon. To była Mindy, oczywiście cała zapłakana. Bełkotała mi do słuchawki tak, że ledwo mogłam ją zrozumieć. Ale wyłapałam z jej zawodzenia najważniejsze słowa "Christian nie żyje".

***

Na pogrzebie Chrisa zjawiliśmy się wszyscy, przyszła nawet Julia. Każdy kto znał Christiana i uczestniczył w wyścigach też przyszedł na uroczystość. Jego rodzina, wszyscy bliscy pogrążeni w głębokim smutku. Ja, Ashley i Mindy ciągle wycierałyśmy nosy w chusteczki płakałyśmy jak oszalałe. Widziałam, że chłopacy również cię rozklejali ale szybko przecierali oczy rękawami. Widok jego rodziców mroził mi krew w żyłach. Matka wypłakiwała się na ramieniu męża i wołała imię swojego syna, zaklinała Boga, żeby jej go oddał. 

Casper stał przy nich jako, że znali go najlepiej ze wszystkich przyjaciół syna. Odeszłam od zaryczanych dziewczyn i podeszłam do swojego chłopaka. Objęłam jego ramię i przytuliłam się mocno. 

- Jestem tu przy tobie. Zawsze z tobą jestem - wyszeptałam. 

Chłopak pociągnął nosem, jemu również chciało się płakać. Wyjął swoją rękę z mojego uścisku i objął mnie w pasie. Przycisnął mnie do siebie i nabrał powietrza w płuca. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, że ma podkrążone oczy od braku snu i wycieńczenia, zaciskał szczękę i zmuszał się, żeby nie wypuścić żadnej łzy która napłynęła mu do oczu. 

Zapłakał dopiero wtedy gdy trumna Christiana zniknęła pod ziemią i było już pewne, że jego najlepszy przyjaciel odszedł i już nigdy nie wróci.

Pomyślałam sobie, że Casper płakał ostatni raz kiedy zniknął Robert, jego brat i od tego czasu minęło wiele lat aż do teraz. Do tego nieszczęsnego pogrzebu. 

***

Po pogrzebie Casper nie miał nawet jak otrząsnąć się z żałoby bo musiał wracać do szpitala na kolejną chemię. Przez te trzy dni od uroczystości do pojechania na leczenie zamknął się w pokoju i nikomu nie pozwolił do siebie wchodzić. Nawet ze mną nie chciał rozmawiać. Dlatego mówienie mu o dziecku musiałam odłożyć na ten czas aż Casper się uspokoi i wróci do siebie. Próbowałam wczuć się w jego ból. Jak to jest stracić najlepszego przyjaciela, stać nad jego trumną i patrzeć jak znika pod ziemią a z razem z nim wszystkie ich wspólne plany na przyszłość. Po tym wszystkim jeszcze bardziej wystraszyłam się swoich wyobrażeń o śmierci Caspr'a. Miałam ochotę modlić się każdego dnia o to aby wyzdrowiał, gdybym tylko wierzyła w Boga. 
Wszyscy mieliśmy okazję posmakować tego jak to jest gdy ktoś bliski umiera i sądzę, że nie tylko ja byłam przerażona tym, że kiedyś możemy spotkać się jeszcze raz ale na pogrzebie Caspr'a. 

Nie odwiedzałam go przez dwa dni bo wypłakiwałam się w poduszkę. Świat mnie dusił, życie przytłaczało. Prosiłam aby to wszystko się już skończyło. Nie chciałam żyć i umierałam w sobie psychicznie. Nie mógł mnie widzieć w tym stanie. Nie mógł wiedzieć, że wracam do punktu wyjścia i poddaję się depresji. A pozwalałam jej znowu podszeptywać sobie, że świat nie jest dla mnie i zawsze już będę tylko cierpieć. Smutek wydawał się nie mieć końca i ciągnął się od samego ranka do późnej nocy. Dopiero gdy uświadomiłam sobie, że teraz nie jestem sama i odpowiadam także za swoje i Caspr'a dziecko otrząsnęłam się i wyszłam z pokoju na światło dnia. Chcę czy nie chcę - muszę teraz dać radę i stawić czoła wszystkiemu co mnie boli. Inaczej będę beznadziejną, depresyjną i wiecznie smutną matką nie nadającą się do niczego tak jak przez całą resztę swojego życia byłam porażką a nie człowiekiem.


17 komentarzy:

  1. Moja psychika wymięka przy tym opowiadaniu, miałam nadzieję, że on przeżyje. Jeszcze ta ciąża, mam nadzieję, że Casper dobrze ją przyjmie i będzie się cieszył i stanie się to jego celem do walki o swoje zycie i razem wychowają swojego maluszka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam, ej boję się , że Casper umrze a ona zostanie sama z dzieckiem albo ojciec ja tak pobije ze straci dziecko :(
    Czekam na neksta !

    OdpowiedzUsuń
  3. Masakra... w dodatku po czesci to sie dzieje w moim zyciu. Niezla ksiazka i film by z tego byly

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże! Nic mnie tak bardzo nie wciąga jak twój blog. Kompletnie się uzależnilam o niczym innym nie myślę. Może zdradzisz nam parę sekretów o sobie. Jestem strasznie ciekawa twojej osobowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już mówiłam każdy z was może do mnie napisać na GG z pytaniami czy po prostu chęcią luźnej rozmowy. A jeśli chcecie zawsze możecie zebrać jakieś pytania odnośnie mojej osoby, tworzenia czy czegokolwiek a ja odpowiem na wszystko i opublikuje odpowiedni post. Całuje Mrs Sykes

      Usuń
  5. dziwi mnie to ze ona nadal mu nie powiedziala i pewnie jak wyjdzie wszystki na jaw to sie o to pokloca ze mu nie powiedziala xd czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam powiedz ze ten blog nigdy nie będzie miał końca I już zawsze będę czekać na kolejne rozdziały!!! ; )))

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam twój blog już od dłuższego czasu i bardzo mi się podoba. Szablon też masz piękny, chociaż niezbyt przepadam za Justinem Biberem więc to komplement. :D
    Zapraszam do siebie
    http://we-are-a-broken-people.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. przyznam szczerze, że jestem tu nowa.. wczoraj wieczorem na tumblr zreblogowalam cytat, ktory pochodzi z twojego opowiadania. na poczatku wydawalo mi sie, ze to normalny tekst, jednak gdy zauwazylam pod nim nazwe bloga od razu w niego weszlam i wiesz co ci powiem? zakochalam sie. przeczytalam wszysciutenkie rozdzialy w ciagu jednego wieczora. zakochalam sie w tym blogu i pokochalam glowna bohaterke. ona jest taka troszke do mnie podobna, wiesz? z takimi roznicami, ze ja juz tak czesto nie mam mysli samobojczych, ojciec mnie nie bije, nie jestes piekna zielonooka brunetka czy kim tam, juz sie nie okaleczam oraz nie mam takiego drugiego caspera. kocham cie, dziewczyno i dziekuje za to opowiadanie. dziekuje za to, ze pokazalas mi, ze sie da i mozna kochac TAKIE dziewczyny. dziekuje, ze dodajesz mi sil i nadziei. jestes cudowna i bardzo chcialabym cie wyprzytulac i wycalowac, bo to co tworzysz jest na prawde piekne. prosze cie, nie koncz tego opowiadania szybko bo to mnie zabije. jeszcze raz bardzo ogromnie ci dziekuje.. kocham ciebie, tak samo jak to opowiadanie, podziwiam cie i pozdrawiam goraco, trzymaj sie /najnowsza+najwieksza fanka

    OdpowiedzUsuń
  9. Błagam pisz ten blog wiecznie!!! Uzależnilam sie. ..

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak tak dalej pójdzie to zbankrótuje bo wszystko wydam na chusteczki higeniczne smutno bardzo

    OdpowiedzUsuń
  11. Płakałam jak niedojebana ;/ Naprawdę myślałam, że Chris przeżyje. Kocham to opowiadanie ;0

    OdpowiedzUsuń