środa, 25 lutego 2015

Rozdział 25

Pamiętaj, żeby skomentować jeśli przeczytasz. Dziękuję <3


NATALIE

Przypuszczanie, że mój ojciec mnie nienawidzi i uważa mnie za całe zło tej rodziny, to jedno. Ale usłyszenie tego na własne uszy od rozzłoszczonego ojca, to drugie. Jak można było przypuszczać mój ojciec nawet nie udawał, że stara się być spokojny, czy też delikatny. O nie. Dopierał idealnie okrutne słowa, które jeszcze długo z pewnością będą nieznośnie huczały w mojej głowie. Zrobiło mi się bardzo słabo, podłoga pode mną wydawała się drżeć i byłam pewna, że jeszcze chwila a pod moimi stopami otworzy się jakaś wielka dziura i wciągnie mnie w otchłań. Ojciec doskonale wyważył każde słowo, które przeszło mu przez gardło. Ostrząc je przedtem i nasączając jadem. Nie zdziwiłabym się szczerze mówiąc, gdyby jego krzyki usłyszeli sąsiedzi. 

- Jaki z ciebie pożytek? Czy rozumiesz, że właśnie przekreśliłaś swoje życie? Dlaczego ty nigdy nie myślisz i robisz bałagan? Oboje z matką staraliśmy cię wychować jak najlepiej potrafiliśmy, żebyś nie popełniała głupich błędów, a ty jak zwykle nas zawiodłaś! Spójrz na swoją matkę, no spójrz kurwa! Płacze przez ciebie twoja własna matka! Przez twoją bezmyślność! Dlaczego Bóg pokarał mnie takim okropnym dzieckiem! Nie mam już na ciebie siły Natalie, rozumiesz?

Przełknęłam żółć, która stanęła mi w gardle i z całych sił starałam się nie rozpłakać. Ojciec zmuszał mnie do ciągłego patrzenia sobie w oczy, co tylko utrudniało trzymanie swoich emocji w stalowym uścisku. Lata praktyki ukrywania uczuć niemal poszły na marne, kiedy patrzył na mnie mając w oczach piekło i nienawiść do mojej osoby. Nie czułam się jak jego dziecko, ale jak wróg, przez którego jego świat runął na łeb na szyję. Nie miałam nigdy żadnych wątpliwości co to tego, że im wszystkim byłoby beze mnie lepiej.

- Cholera jasna jaki popełniliśmy błąd? Myślałem, że nie jesteś jedną z tych dziewczyn w twoim wieku, które latają z zadartymi kieckami za chłopakami, którzy nie są dla nich odpowiedni a później głupio zachodzą w ciąże! Myślałem, że moja córka jest mądrzejsza a tu taka wiadomość! Jak zamierzasz teraz żyć Natalie? Co będzie jeśli ten twój Casper umrze? Jeśli nie zdołają go wyleczyć? Dlaczego nie poleciałaś od takiego gdzie pieprz rośnie?! 

Stałam w jednym miejscu starając się nie zwracać uwagi na to jak zaczyna boleć mnie gardło i policzki od powstrzymywania łez. Próbowałam też nie drżeć i odepchnąć od siebie ochotę skulenia się w małą kulkę przed ojcem, który wyładowywał na mnie całą swoją furię. Gdybym tylko mogła teraz zatkać uszy i nie musieć słuchać tych wszystkich obelg, albo chociaż płaczów mamy. Naprawdę z całej siły pragnęłam do niej podejść, przytulić ją do siebie i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Chciałam, żeby mi zaufała. W myślach błagałam, żeby zatrzymała ojca, odciągnęła go ode mnie i nie pozwoliła mu dłużej pluć na mnie jadem.

- Lindo, szlag mnie zaraz trafi jeżeli nie przestaniesz płakać. Zrobię porządek z tym dzieciakiem. Cholera przestań płakać. Widzisz do czego doprowadziłaś matkę? - ryknął na mnie i chwycił moje ramiona. Zacisnął na nich swoje wielkie łapy, a ja poczułam jak zalewa mnie fala bólu. Przed oczami pojawiły mi się białe i czarne plamki, wyglądało na to, że długo nie wytrzymam. Ojciec zaczął mną trząść i ciągle patrzył na mnie tym świdrującym wzrokiem.

- Ale ja wcale nie płaczę przez nią Richard! - wrzasnęła moja matka w końcu podnosząc się z kanapy. Minęła niski stolik do kawy i chwyciła ręce mojego ojca odciągając je ode mnie. Stanęła między nami i osłoniła mnie własnym ciałem. 

Szumiało mi w uszach, głowa nieznośnie pulsowała a ramiona ciągle czuły na sobie uścisk mojego ojca. Matka stanęła w mojej obronie. Nie płacze przeze mnie. Mama naprawdę mnie broni.

- Spójrz co ty robisz do jasnej cholery i otrząśnij się! Dość już skrzywdziłeś naszą córkę? Ostatnio ją pobiłeś, że już nie wspomnę o jej chłopaku, który wylądował w szpitalu! Richard co się z tobą dzieje?! To przecież nasza Natalie, nasze dziecko! - krzyczała i nagle tata wydawał się robić przy niej coraz mniejszy. Przestała szlochać, ale ciężko oddychała jednak mimo tego miała wystarczająco dużo siły w głosie. - Jeśli przez ciebie coś stanie się jej, albo naszemu wnukowi nigdy ci tego nie wybaczę i wyniosę się z dziewczynkami. Co się z tobą dzieje?! Co się stało to się nie odstanie! Zamiast na nią krzyczeć i gadać te wszystkie bzdury powinieneś spróbować ją wesprzeć! Musimy im pomóc, a wrzaskami sprawisz jedynie, że nasza córka nas znienawidzi! Tego chcesz? 

- Lindo! - oburzył się mój ojciec. Oczywiście nie znosił, gdy kobieta podnosiła na niego głos.

- Nie! Teraz ty sobie posłuchasz Richard! Kocham cię i kocham też nasze dziewczynki, dlatego nie dam ci więcej skrzywdzić Natalie. To, że ciebie tak wychowano nie oznacza, że masz wyżywać się na naszych dzieciach.

- Jak możesz wypominać mi moje dzieciństwo?! 

- A mogę, bo taka jest prawda. Nawet sam nie widzisz, że tracisz nad sobą kontrolę i popełniasz te same błędy co twój ojciec. Przemyśl sobie wszystko jeszcze raz - powiedziała stanowczo i objęła mnie swoim ramieniem. Odwróciła mnie plecami do ojca, a sama spojrzała na niego jeszcze przez ramię - Pójdę porozmawiać z naszą córką sam na sam. 

Ojciec nie miał już co protestować. Matka odciągnęła mnie od niego i poprowadziła w stronę schodów prowadzących na piętro. Weszłyśmy do mojego pokoju, usiadłyśmy na łóżku i wtedy zaczęłam się rozklejać. Zaniosłam się głośnym płaczem, a mama przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać po plecach. Pod wpływem jej dotyku wzdrygnęłam się nieznacznie.

- Nie rozdzielicie mnie z Casprem. Cokolwiek powiecie, nie zostawię go i urodzę jego dziecko. Nie zmienicie mojego zdania i niczego nie możecie mi zabronić.


Powiedziałam drżącym głosem. Byłam najzwyczajniej w świecie przerażona tym co stało się na dole w salonie i bałam się, że mama także będzie chciała prawić mi pouczenia.

- Wiem - odparła całkiem spokojnie, niewzruszona moim tonem. - Nie płacz Natalie, nie ma co płakać - wyszeptała w moje włosy. - Ojciec nie myśli żadnej z tych rzeczy, którą powiedział. Poniosło go, wiesz jaki jest. A teraz otrzyj łzy, bo chcę z tobą porozmawiać. No już, już nie płacz. 

Zrobiłam to, o co poprosiła. Wyprostowałam swoje plecy i przetarłam mokre policzki. Rozmasowałam swoje ramiona, które już prawie wcale nie bolały i zmusiłam się by spojrzeć na matkę choć czułam się bardzo niezręcznie. 

- Powiedz mi.. Casper jest bardzo chory? - zapytała. Poprawiła moje włosy za uchu i odszukała wzrokiem moje oczy. Z ulgą stwierdziłam, że w spojrzeniu mamy nie ma nawet odrobiny nienawiści, wstrętu a tylko miłość i trochę zwyczajnego smutku. 

Nie pamiętam kiedy ostatnio poczułam do mamy tak wielką sympatię a nawet wdzięczność, w końcu naprawdę stanęła w mojej obronie. Ja i matka nie rozmawiałyśmy szczerze od lat, nie było między nami też żadnych czułych gestów jakie powinny być między matką i córką. Teraz jednak ona głaskała mnie po ramieniu, plechach czy zaczesywała moje włosy za ucho. To było dziwne, ale przede wszystkim bardzo przyjemne.

- Mamo, nie ma co cię oszukiwać i mówić, że nie jest. Na początku nie dawali mu nawet trzech tygodni. Tylko szybkie przystąpienie do leczenia go uratowało. 

- Rak krwi to coś naprawdę poważnego, więc spodziewałam się, że tak mi odpowiesz. Czy wiesz jak teraz wygląda jego stan, gdy się leczy? 

- Jest po drugiej chemii i lekarz mówi o nim niemal jak o cudzie. Teraz jest mowa o miesiącach, a nawet latach. 

- Dobrze, rozumiem. Och, tak mi przykro naprawdę. Jeśli będzie trzeba wam jakoś pomóc, proszę mów mi - chwyciła moje obie donie i położyła mi je na kolanach, wcale ich nie puszczając tylko trzymając w swoich nieco większych. - Twój ojciec prawdopodobnie zareagował tak przez to, że zawsze chciał dla ciebie jak najlepiej i nagle okazało się, że przed czymś cię nie obronił. Oboje wystraszyliśmy się tego, że kiedy Casper odejdzie będziesz bardzo cierpiała a jeszcze ta ciąża.. Ja sama urodziłam cię mając 17 lat i ufam, że sobie poradzisz. Zrobię wszystko, żeby wam pomóc Natalie. Wierzysz mi?

Skinęłam twierdząco głową nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa, czując jak do oczu znów napływają mi łzy, ale tym razem ze wzruszenia i wdzięczności. 

- Urodziłam cię tak młodo, ale nigdy nie żałowałam. Twój tata też nie, chociaż ostatnio wcale na to nie wygląda. Wiesz co przeszedł będąc mały, teraz te rany rozdrapano, ale o tym teraz nie będę ci mówiła.

Oczywiście bo jakby inaczej. Wszyscy w tej rodzinie mieliśmy nieznośny zwyczaj trzymania przed sobą w sekrecie wszystkiego co źle się działo. Wygląda na to, że moje problemy z otwieraniem się i nie mówienie o tym co mnie boli, mam przekazane we krwi. Wcale się nie zdziwiłam, kiedy okazało się, że kolejna sprawa była przede mną zatajona. Mogłam się jedynie domyślać, że chodzi o mojego dziadka pijaka.


- Chcę tylko, żebyś nie znienawidziła swojego ojca, bo on cię kocha - westchnęła i przytuliła mnie do siebie opierając swoją brodę na mojej głowie. - Czy jest jakaś szansa, że Casper przeżyje?

- Jest - odpowiedziałam i pociągnęłam nosem. - Lekarze nie wykluczyli tego, że może wyzdrowieć. A on sam bardzo chce się leczyć.

- Kocha cię.

- Tak - nie było to wcale pytanie, a raczej stwierdzenie, mimo to odpowiedziałam. - Kocha też nasze dziecko, chociaż boi się, że może się go nigdy nie doczekać. 

- Nie traćmy nadziei Natalie, że on wyzdrowieje. Pamiętaj nadzieja potrafi zdziałać cuda. Jeśli w coś się bardzo wierzy to może stać się to prawdą. Po prostu nigdy nie trać nadziei, choćby nie wiem co, dobrze? Niektórzy ludzie mają tylko ją i teraz my też musimy - pogłaskała mnie po głowie - Myślisz, że Casper będzie dobrym ojcem?

- Tak mamo. Myślę, że będzie wspaniały. Naprawdę nie zawiedzie, obiecuję. 

- Dobrze, skoro ty tak mówisz to ci wierzę. Przyglądałam się mu za każdym razem, gdy się u nas pojawiał. Widziałam, że naprawdę mu na tobie zależy. To prawdziwe szczęście, kiedy ktoś patrzy na ciebie tak jakbyś przysłaniała mu cały świat. Dla mnie, jako dla matki, to też dużo znaczy gdy ktoś tak patrz na moją córeczkę.

- Dziękuję mamo. Za wszystko. Ale jeśli nie miałabyś nic przeciwko to chcę dziś spać u Julii. Po prostu będę się lepiej czuła po tej kłótni z tatą. On też musi ochłonąć, a mój widok w niczym mu nie pomoże. 

- Rozumiem, oczywiście możesz u niej spać. 

***


Wyszłam z domu niezauważona przez ojca. Mama obiecała go uspokoić i na spokojnie porozmawiać. Ja jednak nie robiłam sobie żadnej nadziei na to, że ojciec jeszcze kiedyś będzie potrafił na mnie normalnie spojrzeć, albo że nie wyrzuci mnie po tym wszystkim z domu i przestanie nazywać swoją córką. 


Minęłam furtkę i wyszłam na ulicę. Wyjęłam telefon przypominając sobie o tym, że godzinę temu czułam wibrację oznajmujące, że dostałam wiadomość. Zobaczyłam sms od Caspra i nagle znów poczułam ucisk w dołku. Chciałam, żeby był przy mnie, wziął mnie w swoje bezpieczne objęcia i schował przed światem. 


Odpisałam : 


Żyję i nic mi nie jest. Już po wszystkim. Mój ojciec jest wkurzony, ale matka stanęła po mojej stronie. Przyjedź wieczorem pod blok Julia'e. Kocham cię. 


Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i podniosłam wzrok na drogę przede mną. Zobaczyłam zbliżającą się do mnie sylwetkę Victori. Gdy tylko mnie rozpoznała przyśpieszyła i w kilka chwil pokonała dzielący nas dystans. 


- Boże Natalie wyglądasz jak trup! - wykrzyknęła na mój widok.


- Dziękuję - odparłam i wymusiłam szeroki uśmiech na swojej twarzy. - Tak samo się czuję.


- Powiedziałaś rodzicom - domyśliła się. Z nerwów zaczęła przestępować z nogi na nogę. - Wiedziała, że ojciec się wkurzy, cholera. 


- I to jeszcze jak. Wyrzucił Caspr'a z domu, wyobrażasz to sobie? A mnie też wcale nie oszczędzał - westchnęłam czując, że robię się coraz bardziej zmęczona sytuacją z dzisiejszego dnia.


- Gdzie idziesz? Pójdę z tobą, to mi opowiesz - siostra chwyciła mnie pod ramię i ruszyłyśmy obie wzdłuż ulicy. - Dobrze, że się ulotniłam. Nie mogłabym tego słuchać, wybacz. Wiesz jaka jestem.


Skinęłam głową. Wiedziałam i to bardzo dobrze. Victioria bardzo często uderzała w ryk, kiedy ojciec się na mnie wydzierał. A gdy podnosił na mnie ręce potrafiła płakać naprawdę dobre kilkadziesiąt minut. Przeżywała to bardziej ode mnie. Chyba też z tego względu, że ja po czasie byłam do tego przyzwyczajona i nie robiło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia.


- Idę do Julii. Przenocuję dziś u niej. Nie mogę patrzeć na ojca, on zresztą na mnie też - odparłam. - No i nie mam ci za złe, że cię tam nie było. Całe szczęście, bo chyba nie zniosłabym twojego wycia.


- Ej, to było nie miłe - szturchnęła mnie w ramię. 


- No co? Przecież ty totalnie byś się zaryczała, a jak mogłabym rozmawiać z ojcem kiedy chciałoby mi się śmiać z twoich zwisających z nosa smarków? 


- Jesteś beznadziejna! - przewróciłam oczami i pokręciła z niedowierzaniem głową.


- Przepraszam, że próbuję żartować. Po prostu wydaje mi się to o wiele lepsze niż użalanie się nad sobą i płakanie.


- W normalnych okolicznościach skręciłabym po alkohol, ale jako przyszła mamusia musisz zrezygnować z przyjemności. 


- Będziesz się nade mną pastwiła bo ja nie mogę pić, a ty tak?


- Jakbyś zgadła! - zaniosła się głośnym śmiechem, który był tak fantastycznie zaraźliwy, że ja także zaczęłam się śmiać mimo ciążącego mi uczucia przygnębienia.


Przeszłyśmy pewien kawałek drogi i właśnie mijałyśmy skatepark, gdzie zawsze zbierała się cała chorda chłopaków. Już z daleka było słychać jeżdżenie kółek deskorolek na asfalcie i rampach, głośne upadki a przy tym pełno śmiechów i pokrzykiwania. Starałam się nie patrzeć w tamtą stronę mając wielką nadzieję, że nie spotkam tam Alberta. Niestety mój nieposłuszny wzrok i tak padł na najmniejszą rampę gdzie siedziała grupa chłopaków, oczywiście kumpli Alberta a w samym centrum zbiorowiska był również on. 

- Nadal jesteście na wojennej ścieżce z Albertem? - zapytała Victoria sztywniejąc nagle, ale idąc uparcie przed siebie.

Moje spojrzenie w tym czasie skrzyżowało się z spojrzeniem chłopaka, a serce zatrzymało się na niezręczną chwilę. Jak to jest, że ktoś z przyjaciela nagle staje się wrogiem?

- Ta, coś takiego. Po prostu tam nie patrz i chodź - powiedziałam i pociągnęłam siostrę za łokieć przyśpieszając kroku. 

- Natalie! Natalie czekaj! - krzyknął za mną. Słyszałam jak biegnie i coraz bardziej się do nas zbliża.

Cholera, przeklęłam w myślach.

Albert chwycił mnie za nadgarstek i zmusił mnie do tego bym odwróciła się w jego stronę. Cholera, cholera, cholera!

- Czego jeszcze ode mnie chcesz Albert? - rzuciłam ostro i spojrzałam na jego dłoń, która ciągle trzymała mój nadgarstek. Chłopak zrozumiał o co mi chodzi i od razu mnie puścił. Włożył ręce w kieszenie i wyglądał na zawstydzonego.

Spojrzał na moją siostrę dając jej znak, żeby na chwilę zostawiła nas samych a ona odeszła na parę kroków. Czy mówiłam już - CHOLERA ?!

- Chcę porozmawiać - wydukał słabym jak na niego głosem. 

- To gadaj - warknęłam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Ten dzień był wystarczająco tragiczny, nie chciałam się jeszcze wdawać w głupie gadki z Albertem.

- Proszę cię Natalie nie udawaj, że mnie nienawidzisz - powiedział i odszukał swoimi oczami mój wzrok. 

- Tak się składa, że akurat tego nie muszę udawać - skrzyżowałam ręce na piersi.

- Nat miałem czas, żeby zrozumieć swój błąd. Uwierz mi, że nigdy nie zależało mi na tym, żeby zrobić ci krzywdę. Po prostu szlag mnie trafiał gdy widziałem cię z tym fiutem.

- Casprem, palancie! - nie wytrzymałam i znów wybuchnęłam.

- Dobrze, no więc z Casprem - poprawił się. - Wiem, że uważasz mnie teraz za dupka...

- Och, dlaczego tak łagodnie? Mogę podać kilka ostrzejszych przymiotników, które do ciebie pasują.

- Jak tylko chcesz. Ale powiedz mi czy jest szansa, żebyś kiedyś o tym zapomniała? Chcę odzyskać swoją przyjaciółkę - powiedział i zrobił kilka ostrożnych kroków w moim kierunku, jakbym była zwierzyną, która zaraz się spłoszy. - Wiesz, że mogę się poprawić - spojrzał mi głęboko w oczy i złapał mnie za obie dłonie, a ja w szoku ich nie wyrwałam. 

- Albert muszę się zastanowić czy chcę i czy potrafię ci wybaczyć - przełknęłam gulę w moim gardle i odwróciłam od niego wzrok.

- Jasne - powiedział niskim głosem, a po tym nachylił się nade mną i pocałował lekko mój policzek. - Jesteś z nim szczęśliwa? - zapytał szeptem z ustami przy moim policzku. 

- Tak - odparłam bez zawahania i podniosłam na niego wzrok. Zobaczyłam jak na jego twarzy maluje się szyderczy uśmieszek, co bardzo mnie rozzłościło choć jeszcze nie wiedziałam dlaczego. 

Zrozumiałam dopiero, gdy między nas wpadł wściekły Casper. 

- Zabieraj od niej te wstrętne łapska - warknął na Alberta i odepchnął go ode mnie. - Chcesz żebym kolejny raz musiał rozkwasić ci nos? Miałeś trzymać się od niej z daleka.

- Wyluzuj stary! - Albert wydawał się szczerze rozbawiony całą tą sytuacją i powstrzymując się od śmiechu uniósł ręce w poddańczym geście. - Tak się składa, że Natalie chciała ze mną rozmawiać, prawda słońce? - spojrzał na mnie, a później znów na Caspr'a. - Kiedy się pogodzisz, że nie jesteś jedynym facetem w jej życiu? Tym bardziej, że podobnież wybierasz się do grobu powinieneś rozumieć, że kiedyś ktoś cie zastąpi.

Zaparło mi dech w piersiach, nie mogłam uwierzyć, że Albert naprawdę powiedział coś takiego. Złapałam Caspr'a za przedramię i poczułam jak jego mięśnie napinają się w złości. 

- Chcesz sprawdzić pierwszy jak to jest w grobie? Chętnie ci pomogę - wysyczał przez zaciśnięte mocno zęby.

- Przestańcie! - krzyknęłam i stanęłam między nimi z wyciągniętymi po swoich bokach rękoma, żeby zatrzymać ich od siebie na bezpieczną odległość. Oboje się napinali i wyglądali jakby zaraz mieli zamiar okładać się pięściami. 

- Natalie idź do samochodu w twoim stanie nie powinnaś się więcej denerwować - powiedział Casper, a przez jego głos przebijała się wtedy jedynie najszczersza troska. Za to w tym samym momencie Albert wyglądał jakby odkrył coś niesamowitego, co mógł wykorzystać do podburzenia Caspr'a jeszcze bardziej.

- Jesteś z nim w ciąży?! - zapytał z szeroko otwartymi oczyma, które tak jak cały on również wyglądały na rozbawione. Odruchowo złapałam się wtedy za brzuch. Poczułam jak robi mi się nie dobrze. - Kurwa ty jesteś z nim w ciąży! - nie wytrzymał i zaczął się śmiać. - Brawo stary, zapłodniłeś ją. Zajebista robota, naprawdę! Tylko wielka szkoda, że trup raczej na tatusia się nie będzie nadawał. Natalie, jeśli kiedyś będziesz czegoś potrzebowała.. Pomogę ci. - uśmiechnął się znów przerzucając swój wzrok na mnie.

Zmrużyłam swoje oczy, a na mojej twarzy pojawił się grymas pełen złości. Ależ byłam na niego wściekła! 

- A niech cie Albert! - warknęłam.

- Jesteś nieznośnym kawałkiem gówna. A myślałem, że obejdzie się bez wyprowadzania ci jedynek na spacer - rzucił Casper, a ja zauważyłam jak zaciska swoją pięść i bierze duży zamach. Później jego ręka śmignęła w stronę szczęk Alberta tak szybko, że wyglądała na rozmazaną. Uderzył chłopaka całą swoją siłą tak, że jego głowa odkręciła się w bok, a jego nogi zachwiały się i mało brakowało a straciłby równowagę. - Ostatni raz mówię ci, żebyś trzymał się z daleka od Natalie. A wiedz, że ja nienawidzę się powtarzać. 

Po tych słowach Casper otoczył mnie ramieniem i odciągnął od plującego krwią Alberta. Cała się trzęsłam ze złości i przerażenia. Victoria podbiegła do nas. Wystraszona zaczęła zadawać chaotyczne pytania, a Casper odpowiedział tylko na kilka z nich i wsadził nas obie do samochodu.

- Co tu robisz? - zapytałam kiedy chłopak odpalił samochód i z piskiem opon włączył się w ruch na drodze.

- Akurat przejeżdżałem i zobaczyłem jak ten dupek trzyma cię za ręce - szczękę miał nadal zaciśniętą gdy to wspominał i mocniej zaciskał swoje dłonie na kierownicy. - Czego od ciebie chciał?

- Przepraszał mnie i chciał drugiej szansy. Mówił, że chce odzyskać przyjaciółkę - odpowiedziałam głosem, który był jeszcze słabszy w rzeczywistości niż przypuszczałam. 

- Aha - Casper skinął głową, ale niczego więcej z siebie nie wydusił.

- To było coś pięknego gdy Casper mu przyłożył! Myślałam, że ten drań się wyłoży na asfalcie - Victoria była w przeciwieństwie do mnie i Caspr'a, bardzo podekscytowana. Z jej ust zaczął nagle wylewać się potok słów. Próbowała wciągać nas w rozmowę, ale szczerze powiedziawszy wcale nam się ta rozmowa nie kleiła. W powietrzu wisiało coś nienażarty ciężkiego. Jakieś napięcie, którego nie potrafiłam wyjaśnić.

***

Będąc u Julii opowiedziałam chłopakowi i przyjaciółce o tym jak wyglądała moja rozmowa z rodzicami (no mniej więcej, pominęłam oczywiście momenty w których mój ojciec był naprawdę bardzo agresywny, i że chyba zrobił mi parę nowych siniaków).

- Myślę, że im przejdzie - skwitowała Julia. - Oni też mieli ciebie bardzo młodo, więc po jakimś czasie na pewno zrozumieją. Powiedziałam swojej mamie o tym. Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Moja mama powiedziała, że chce zobaczyć zdjęcie tego malucha. 

- Mhm. Na pewno jej pokażę - odparłam i uśmiechnęłam się na znak, że nie mam jej tego za złe. Mama Julia'e zawsze była dla mnie bardzo sympatyczna, traktowała mnie jak swoją drugą córkę więc nie widziałam w tym nic dziwnego. 

- Okay, zejdzie ktoś ze mną po fajki? - zapytała, po czym rozejrzała się po pokoju szukając twarzy, która wydaje się choćby odrobinę chętna. 

- Idź sama uzależniona debilko - powiedział Casper i posadził mnie na swoich kolanach.

- Kto jak kto, Mathers, ale akurat ty nie możesz mówić, że to ja jestem uzależniona - odgryzła się i nadal szukała przyjaznych oczu.

- O mnie nawet nie myśl. Jestem padnięta - oparłam się o Caspr'a i pozwoliłam by objął mnie rękoma wokół brzucha przytulając mnie przy tym do swojego ciała nieco mocniej.

- Och, niech zgadnę to ja mam z nią iść prawda? No tak któż by inny - pokręciła głową Vic po czym niechętnie podniosła się z wygodnego fotela. - Choć i od razu mówię, że nie mam zamiaru dokładać ci się do paczki. Jestem spłukana. 

- Jasne! A wy proszę zachowujcie się grzecznie. Nie chcę was zostać w sypialni moich rodziców, nie wspominając już o mojej! 

- Wynoś się już - roześmiałam się i rzuciłam w przyjaciółkę poduszką, która leżała na kanapie. 

Julia i Victoria wyszły z domu do osiedlowego kiosku. Zostałam więc z Casprem. Zmieniłam swoją pozycję i usiadłam na jego kolanach okrakiem. Położyłam swoją dłoń na jego ciepłym i przyjemnym policzku, przez dłuższą chwilę patrząc w jego zmęczone oczy. Wyglądały tak jakby Casper był myślami gdzieś zupełnie indziej. 

- Hej Casper co się dzieje? - zapytałam. - Coś zdenerwowało cię jeszcze wcześniej od tej sytuacji obok skate parku.. Mam rację?

Chłopak zamiast od razu mi odpowiedzieć przymknął swoje oczy i dotknął ustami moich ust. Chwilę później wpił się w nie mocno i pocałunek stał się bardziej pożądliwy. To zdecydowanie nie był delikatny pocałunek, ani taki, którym kierowało jedynie pożądanie. Casper całował mnie z desperacją konającego człowieka, jakby w ten sposób mógł zasmakować jeszcze życia. Gwałtowność z jaką ścisnął mnie w talii i ramionach, oraz przytłaczający napór jego ciała sprawiły, że w głowie zaczęło mi się kręcić i czułam jak przechodzę w stan ciekły. Odpłynęłam gdzieś myślami i wtedy pocałunek złagodniał, stając się bardziej zmysłowym. Z jedwabnego dotyku jego ust i języka wypłynęło ciepło przyprawiające mnie o drżenie. Nasze ciała stopiły się ze sobą. Każda cząstka mojej świadomości była upojona dotykiem jego umięśnionej klatki piersiowej przylegającej mocno do mojego biustu, ciepłym uściskiem jego dłoni na mojej talii i ramionach, wilgotnym zetknięciem naszych ust. 

Nagle Casper oderwał się ode mnie i łapczywie wciągnął haust powietrza do płuc, jakby właśnie wynurzył się spod wody na powierzchnię. Głęboka toń jego oczu wirowała od emocji. Zamknął powieki do ostatniej chwili nie odrywając ode mnie wzroku. Oboje uspokajamy swoje oddech , wypuszczając powoli powietrze z płuc.

Kiedy ponownie otworzył oczy były bardziej ciemne niż zwykle, przypominając odcieniem gorzką czekoladę. 

- Teraz już wiem na pewno, że coś się stało - powiedziałam.

- Gdy wróciłem do domu przyłapałem matkę z nowym kochankiem - parsknął. - Ten koleś żałośnie wstawał z mojej matki i plątał się we własnych ubraniach, gdy próbował znów je na siebie wciągnąć. Matka nie wyglądała nawet na bardzo przejętą, a ja tak się wkurzyłem, że pobiłem tego facecika - dopiero, gdy mi o tym powiedział spojrzała na jego dłonie i zauważyłam, że faktycznie ma zdarte i zaczerwienione nadgarstki. We wcześniejszym szoku musiałam to po prostu przeoczyć, tak bardzo zdenerwował mnie Albert. - Nienawidzę jej, pieprzona dziwka.

- Casper, tak mi przykro - tylko to zdołałam z siebie wykrztusić.

- Mi też przykro, że tylko poturbowałem tego kolesia a nie zabiłem. 

- Nie mów tak, Casper. Może i twoja matka zachowuje się jak dziwka, ale ona się po prostu pogubiła. Spróbuj o tym nie myśleć.

- Nat, jak mam o tym nie myśleć? Przecież jeżeli ja umrę mała Cait zostanie z nimi sama. Jak ona poradzi sobie z tymi patologicznymi ludźmi? Kto ją obroni przed ojcem, który ma lepkie łapy? I kto zatroszczy się o to, żeby nie zobaczyła matki dziwki w jednoznacznej sytuacji? 

- Ale Casper ty nie umrzesz. Nie trać nadziei, kiedy wszystko jeszcze może być dobrze. Leczysz się, bierzesz leki. Twoje ostatnie wyniki nie były najgorsze. Musisz tylko uwierzyć w siebie, że ci się uda, że z tym wygrasz. Musimy mieć nadzieję, że uda ci się przeżyć. 

- Od kiedy znów chcesz mieć na cokolwiek nadzieję? Myślałem, że jest dla ciebie już martwa - powiedział chowając swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi, gdzie później łaskotał mnie swoim nosem. 

- Chyba czas się z nią pogodzić i wierzyć, że potrafi zdziałać cuda - uśmiechnęłam się pod wpływem dotyku jego nosa na mojej skórze i zaczęłam głaskać go jedną dłonią po włosach.

- Zakochani! Wróciliśmy! - usłyszałam krzyki Julii i Vic na korytarzu. Wróciły z całą paczką kochanej, dobrej nikotyny. Nawet jeśli nie mi to zdecydowanie przyda się teraz Casprowi. 

Los chyba wcale nie był taki głupi łącząc nas właśnie ze sobą. Dwoje ludzi, którzy w życiu nie mieli wcale łatwo. Jak nikt inny potrafiliśmy zrozumieć swój ból, jak to jest kiedy ma ochotę rzucić się wszystko i uciec gdzieś daleko. On ratował mnie od zrobienia niepotrzebnego kroku w przepaść bez końca, a ja wyciągałam go na powierzchnię za każdym razem gdy uderzał o dno. Byliśmy jak dwie dusze stworzone właśnie dla siebie. Nasze serca biły tym samym rytmem, dłonie pasowały do siebie jak do żadnej innej dłoni. A pojawiając się w życiu tej drugiej osoby wywracaliśmy wszystko do góry nogami, ale to było okay. Po prostu uczyliśmy się kochać i być kochanym.







10 komentarzy:

  1. O jaaa! Pierwszy raz jestem pierwsza;)
    Rozdzial swietny . W koncu matka Nat przejzała na oczy .
    Czekam na neksta.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jak zwykle świetny XD
    tylko jest jedna rzecz, która doprowadza mnie z lekka do szału: Twoja odmiana imion. To prawda, że nie są polskie, ale powinnaś je odmieniać normalnie, czyli np. idę do Caspra albo do Julii XD nie żebym się mądrowała - daję po prostu dobrą radę (tak mi się wydaje) :p
    czekam nn :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak pięknie piszesz.... <3 Malujesz słowami stwarzając piękne obrazy. Dziękuję Ci za to ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 uwielbiam !:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niech Juz Casper wyzdrowieje !:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając twojego bloga teraz już wiem co to talent literacki ,*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny. .. znowu płakałam. :')

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawie 50 tysięcy osób tu było i 9 komentarzy? Zaczynam tracić wiarę w ludzkość. Co to rozdziału to takie podwójne *O* i idę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń