Pamiętaj żeby skomentować, jeśli przeczytasz. Dziękuję <3
Casper ze szpitala wyszedł po dwóch dniach i od tamtej pory pilnowałam, żeby nie zapominał o braniu leków, albo żeby odpowiednio o siebie dbał. Śmiał się, że jestem dziewczyną na pełen etat, i że przez ciągle opiekowanie się nim zdobywam pewne doświadczenie, które przyda mi się gdy urodzi się dziecko.
W domu został na własne życzenie przez dwa miesiące, choć trzeci cykl chemii planowany był na wcześniejszy termin. Ale Casper uparł się, że nie będzie wracał do szpitala wcześniej.
- Powiedzieli, że nie umrę jeśli zrobię sobie dłuższe wolne - mówił. - Nat ja nie mogę tam jeszcze wrócić.
- Dlaczego nie? Casper co będzie jeśli jednak znów coś zacznie szwankować? - gardło mi się ścisnęło, tak że słowa ledwo ze mnie wychodziły. Wtedy on zbliżył się do mnie i jedną ręką objął mnie w pasie a drugą przyłożył do mojego brzucha.
- Wtedy gdy zemdlałem i trafiłem do szpitala - zaczął - a później obudziłem się już bez ciebie trochę myślałem. I zacząłem się bać, że przegapię wszystko co najważniejsze w tej pieprzonej sali. Ominie mnie kopanie naszego dziecka, a później może jego pierwsze słowa. Wyobraziłem sobie jak mówi "tata" a ja leżę w szpitalu wykończony po chemii. I czułem się cholernie zły i jeszcze bardziej smutny. A jeśli przegapię jego pierwsze słowo, na pewno nie zobaczę też jak zaczyna chodzić.
W miarę jak mówił robiło mi się coraz gorzej. Ciężko się tego słuchało, a wcale nie prościej wypowiadało i było to słychać w sposobie jakim mówił. Nie często Casper otwierał się w podobny sposób, a teraz po prostu nie mógł się powstrzymać choć obydwoje byliśmy na skraju psychicznego wyczerpania. Mnie szczypało w gardle, policzki piekły a oczy bolały od zbierającej się w nich wody. Casper natomiast chyba naprawdę widział oczami wyobraźni to wszystko o czym opowiadał, a wyraz jego twarzy wahał się nad dwoma emocjami. Nie wiedziałam, czy ma ochotę w coś uderzyć, czy raczej zalać się łzami. Ze względu na niego miałam nadzieję, że to drugie bo czasem płacz jest potrzebny. Oczyszcza i uwalnia od bólu. A ze względu na siebie miałam nadzieję, że jednak to pierwsze. Nie znosiłam patrzeć na to jak płacze. Co prawda widziałam to tylko raz na pogrzebie Christiana, ale o ten raz za dużo. Chyba nie ma niczego bardziej przygnębiającego jak patrzenie na zapłakaną twarz ukochanej osoby.
- Na pewno tak nie będzie - powiedziałam próbując przekonać tak samo siebie jak jego, ale z marnym skutkiem.
Casper uśmiechnął się jakby dając mi znak, ze docenia moje starania. Dotknął moich włosów i przesiał je sobie przez palce.
- Też tak sobie powtarzam - pocałował swoimi ciepłymi ustami moje czoło po czym skupił się na moich oczach. - Nat jeśli umrę chcę przynajmniej tyle przeżyć.
- Ale ja nie chcę żebyś umierał - powiedziałam świadoma tego jak bardzo żałośnie zabrzmiałam.
- Chyba nie myślisz, że ja chcę - zaśmiał się krótko a następnie złożył następne delikatne i czułe pocałunki tym razem na moich powiekach. Czasami tak robił gdy widział, że jestem bliska płaczu. - W szpitalu przekonywałem nas oboje, że nie umrę, ale to nie oznacza, że czasem nie zastanawiam się "co jeśli". I tak się wystraszyłem, że nie wrócę jeszcze na terapię - ujął moją twarz w obie dłonie i głęboko patrząc mi w oczy zapytał - Nic mi nie będzie, okej? Lekarz powiedział, że mogę wrócić na kolejny cykl przyjmowania chemii po porodzie. Do tego czasu będą kontrolować mój stan i mam jeszcze więcej leków. Dwa razy w miesiącu będzie przychodziła też pielęgniarka. Wierzysz we mnie?
- No dobrze, wierzę - odpuściłam w końcu, chociaż nadal nie byłam przekonana co do tego szalonego pomysłu. - Czyli wrócisz na leczenie po porodzie? Na pewno?
- Tak - skinął twierdząco głową po czym wziął mnie na ręce jakbym wcale nie zrobiła się cięższa. Zaczął kręcić się w koło, a ja piszczałam i śmiałam się na zmianę. - A teraz może masz ochotę zjeść ze mną kolację?
- Mam - odparłam. Usta wykrzywiły mi się w szerokim uśmiechu na myśl, że znów może być jak wtedy zanim rozpoczęło się to całe piekło ze szpitalami i moimi coraz gorszymi zawahaniami depresyjnymi.
Casper zawsze wypierał się tego, że jest romantykiem, a później zaskakiwał mnie kolacjami, które wyglądały jak wyrwane prosto z dobrego romansu. Tym razem nie mogło być inaczej. Zeszliśmy na dół, trzymając się na ręce. Czułam, że serce bije mi szybko z podekscytowania.
- Dziś to Dorothea zajmowała się szykowaniem stołu i jedzeniem - mówił prowadząc mnie do salonu łączonego z kuchnią - na pewno nie będzie tak wspaniale, jakbym ja to zrobił, ale będziesz zadowolona. No przynajmniej taką mam nadzieję.
Zachichotałam.
- Więc mówisz, że nawet Dorothea nie może się z tobą mierzyć? - uniosłam w zabawny sposób swoją brew skupiając wzrok na chłopaku.
- Naprawdę wyobrażasz sobie kogoś, kto mógłby mi dorównać w czymkolwiek? - zapytał a jego usta wykrzywiły się w grymasie pełnym niedowierzania. Pokręcił głową i pocałował mnie w policzek.
Dorothea nie zawiodła. Przez wielkie szklane drzwi salonu zobaczyłam, że czekał na nas stół udekorowany pomarańczowymi różami (Casper mówił, że te kwiaty zawsze przywodzą mu na myśl mnie odkąd wyciągnął jedną zza mojego ucha), zastawiony dla dwóch osób, nie zabrakło oczywiście dwóch długich świec, kieliszków i szampana. A w połączeniu z pięknym ogrodem pani Mathers wszystko wyglądało jak z bajki. Rozmaite kwiaty, niektóre sprowadzane specjalnie na zamówienie z różnych zakątków świata. Pani Mathers dbała też, aby rośliny były posadzone w idealnie ustalonych kompozycjach. Miała od tego architektów krajobrazu, którzy tworzy specjalne projekty, dzięki czemu ogród wyglądał jak najprawdziwsze arcydzieło.
- Moją matkę nie interesują, żadne badyle. Po prostu zależy jej na tym wizerunku idealnej pani domu, z bogatym mężem, dwójką ładnych dzieci i ogrodem, przy którym większość miejscowych ogrodów botanicznych wymięka - wyjaśnił kiedyś Casper. - To chore. Zadbała o najdrobniejszy szczegół.
Teraz dla jeszcze lepszego efektu drzewka były przyozdobione białymi lampkami. Wszystko wyglądało naprawdę magicznie pod czarnym niebem, na który zaczęły już pojawiać się powoli gwiazdy, aż zaparło mi dech w piersiach. Bałam się cokolwiek dotknąć, lub przestawić żeby nie zakłócić czasem tego pięknego stołu i wszystkiego co wokół.
- Jestem zadowolony - powiedział Casper z pełnym uśmiechem na ustach. - Dorothea zrobiła wszystko o co prosiłem.
- Casper to wygląda jak kolacja jakiegoś księcia z jego narzeczoną - wydukałam nie mogąc nadal nacieszyć swoich oczu widokami.
- Czyli idealnie pasuje - odparł, a ja ścisnęłam mocniej jego dłoń. Pogłaskał moją skórę swoim kciukiem, dając mi czas na to bym oswoiła się ze wszystkim co widzę. - No może z wyjątkiem jednego drobnego szczegółu, który zamierzam zmienić.
- O czym ty mówisz? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli, a już na pewno nie przeczuwałam tego co zaraz zrobił.
Uniósł nasze ręce do góry, okręcił mnie wokół własnej osi i zatrzymał tak, że byłam zwrócona do niego przodem. Chwycił moją brodę w dwa palce po czym uniósł moją głowę ku górze i zajrzał mi głęboko w oczach. Przyrzekam, nie ma na świecie równie pięknych oczów jak te.
- To, że jestem księciem nie ulega wątpliwości - zaczął. - Ale ta część z narzeczoną się nie zgadza. I właśnie to trzeba naprawić.
- Casper co ty...? - nie dokończyłam bo on nagle przede mną uklęknął, a mi tak jakby zaschło w gardle. Miałam wrażenie, że zapomniałam jak się mówi.
- Natalie chcę żyć i będę żył. Dla ciebie i naszego dziecka. Zrobię wszystko żeby przetrwać, a nawet jeśli wszechświat zadecyduje inaczej chcę odejść z tego świata wiedząc, że zrobiłem wszystko o czym marzyłem. A teraz nie marzę o niczym innym jak o tym żebyś została moją żoną. Wiem, że jesteśmy młodzi, ale w naszym życiu i tak już wszystko dzieje się za szybko. Będziemy rodzicami, ja może umrę mając trochę ponad dwadzieścia lat. I jeśli naprawdę nie mam tego czasu chcę być twoim mężem - uśmiechnął się do mnie, odwracając tym moją uwagę o tego jak z kieszeni wygrzebuje małe czerwone pudełeczko. - Jeśli jednak uda mi się wygrać z chorobą, chcę całe swoje życie spędzić z tobą. To jak? Spełnisz moje marzenie i uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na Ziemi? Zostaniesz moją żoną?
Musiałam przypomnieć sobie o oddychaniu, bo gdy tak przede mną klęczał i mówił te wszystkie słowa zupełnie wypadło mi to z głowy. Wdech, wydech. Nie było wcale prościej kiedy otworzył czerwone pudełeczko i zobaczyłam pierścionek, tak piękny, że ledwo mogłam uwierzyć, iż on naprawdę istnieje.
Nie wiedziałam, że płaczę dopóki nie poczułam czegoś słonego i mokrego na swoich ustach. Płakałam ze szczęścia, które wypełniało mnie całą, każdą komórkę i każdy milimetr mojego ciała. I nawet jeśli rozmów próbował przestrzegać mnie przed tym, że będę cierpieć jeśli on umrze i to co teraz robimy nie ma sensu ani przyszłości, to serce rwało się do Caspra.
- Kicia, powiesz cokolwiek? - zaczął się już nieco denerwować. Widziałam w jego oczach, że się boi mojej odmowy, bo wiedział tak jak ja, że skoro ma umrzeć to jest to czyste szaleństwo i nie powinnam się zgodzić.
Rzuciłam się na niego, zaczęłam go ściskać i całować w usta, po policzkach, czole, nawet raz w nos. Płakałam i śmiałam się jednocześnie.
- Tak, tak, tak - powtarzałam między kolejnymi pocałunkami. - Zostanę twoją żoną.
Słyszałam jak wypuścił powietrze z płuc. Później mocno mnie do siebie przytulił i złączył nasze usta ze sobą. Całowaliśmy się długo. Był to chyba jeden z naszych najbardziej intensywnych i gorących pocałunków. Takim po jakim człowiek nie potrafił porządnie stawiać kroków, po kręciło mu się w głowie.
- Kocham cię - powiedziałam ze swoimi ustami przy jego ustach, a następnie pozwoliłam by założył mi śliczny pierścionek na palec.
Siedząc przy stole nie mogłam powstrzymać się od ciągłego zerkania na swoją dłoń. Casper bez przerwy mnie na tym przyłapywał i oczy mu błyszczały jakby śmiały się zamiast ust.
Nagle zjawiła się Dorothea z szklanym naczyniem z upieczoną lasangne, która pachniała naprawdę obiecująco, aż ślinka napływała do ust. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo głodna jestem. Postawiła danie na stole i obdarzyła nas szerokim uśmiechem.
- Dorotheo postarałaś się - pochwalił Casper. - Naprawdę ci dziękuję. Dziś zginąłbym bez ciebie.
- Nic takiego. Dla was moje dzieci, wszystko - odparła po czym nachyliła się do ucha Caspra i niezbyt dyskretnie zapytała - Zgodziła się?
- Tak - chłopak odpowiedział nie patrząc na gosposię tylko na mnie. A jego spojrzenie wyrażało tak wiele cudownych uczuć i emocji, że aż poczułam jak moje policzki się czerwienia.
- Och, moje gratulacje! Wiedziałam, że twój urok nie zawiedzie!
- Jeszcze nigdy nie zawiódł - prychnął, ale Dorothea już go nie słuchała. Zamiast tego w moment znalazła się przy mnie i mocno mnie wyściskała.
- Mówiłam, że to zupełnie nowy chłopak przy tobie. Och tak się cieszę, naprawdę! - miałam wrażenie, że zaraz zacznie skakać lub tańczyć z tego szczęścia. Co nie byłoby wcale dziwne, albo niesmaczne. Pani Dorothea była już taką pełną energii kobietą, której zawsze dopisywał humor na radosne pląsy. - Dbaj o niego. On świata poza tobą nie dostrzega.
- Dorotheo, zostaw nas już samych - poprosił Casper, a ja miałam wielką ochotę zacząć się śmiać, ale zdołałam się powstrzymać.
- Już znikam! - szybkim krokiem podążyła z powrotem do domu nucąc sobie przy tym jakąś wesołą melodyjkę.
Casper nałożył nam po kawałku lasagne, po czym otworzył szampana i nalał nam do kieliszków.
- Dziś wyjątkowo postanowiłem się poświecić i kupiłem bezalkoholowego - uniósł kieliszek ku górze, a ja zaraz za nim.
- Jakiś ty dobry. To chyba twój pierwszy razy kiedy pijesz coś bez procentów - z moich ust wydobył się cichy śmiech.
- Czasem trzeba się poświęcić dla narzeczonej szczególnie, kiedy nosi w sobie dziecko - uśmiechnął się i chwilę zastanowił się nad toastem, intensywnie wpatrując się w moje oczy. - Wypijmy za nas i za naszą przyszłość. Oby od teraz było już tylko dobrze.
- I za nadzieję. Żebyśmy jej nie tracili w chwilach, kiedy coś postanowi się spieprzyć - uzupełniłam.
- Nic nie ma się już prawa spieprzyć - uśmiechnął się do mnie znad kieliszka, po czym oboje upiliśmy łyka.
- Myślisz, że naprawdę dasz radę być ze mną do końca życia? - zapytałam, kiedy zjedliśmy lasagne, która wręcz rozpływała się w ustach.
Casper spojrzał na mnie i rozsiadł się wygodnie na krześle. Wyglądał na jeszcze bardziej przystojnego niż zwykle w blasku świec i lampek. Cienie tańczyły na jego twarzy wyraźnie zarysowując kości jego policzków. A oczy błyszczały w zadziorny sposób, taki sam w jaki wykrzywiały się jego usta.
- Jak będę miał farta to nie będzie trwało wcale tak długo - zażartował.
Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem, ale on wcale się nie przyjęło tylko zaśmiał.
- Wydaje mi się czy mówiłam ci już coś o tym, że masz nie żartować przy mnie ze swojego stanu?
- Ty i Ash nie łapiecie. To jest naprawdę zabawne, ale wy wolicie robić dramę - pokręcił głowę i zacmokał ustami, po czym nachylił się nad stołem i skinął na mnie zachęcająco palcem.
Zbliżyłam się do niego i pozwoliłam mu się pocałować. Jego usta były słodkie i ciepłe, pomimo chłodu, który powoli zaczynał mi doskwierać. Lubiłam te krótkie pocałunki i to w jaki sposób patrzył na mnie Casper gdy nasze usta się od siebie odrywały. Wyglądał tak jakby smakował czegoś o czym długo się marzy i nie śpi się przez to po nocach. Jakby był każdy skradziony pocałunek był narkotykiem, a on był uzależniony. Ja musiałam wyglądać tak samo.
- Kocham cię Natalie - wyszeptał. - I chciałbym dożyć nawet dwustu lat, o ile spędzę je z tobą. Nigdy nie zrobiłbym czegoś czego nie byłbym pewny.
- Czasem myślę, że nie zasługuję na to wszystko i na twoją miłość. Przecież wiesz jaka jestem i że trudno ze mną wytrzymać. Naprawdę nie potrafię pojąć tego, jak to możliwe, że pokochałeś mnie w momencie kiedy byłam najgorsza.
- To nie prawda - odgarnął mi parę niesfornych kosmyków za ucho zaglądając mi następnie głęboko w oczy. - Byłaś nie mniej cudowna jak teraz tylko było trzeba to dostrzec i wyciągnąć na wierzch. To prawda, że byłaś wrakiem człowieka, ale ja wiedziałem, że warto o ciebie walczyć. Potrzebowałaś tylko trochę światła w swoim życiu, żeby rozkwitnąć. I nadal potrzebujesz tego wszystkiego, a ja chcę ci to dawać i składać cię do kupy za każdym razem kiedy się rozpadniesz. Kocham ciebie taką jaka jesteś. Kocham tą silną i pełną życia Natalie, tak samo jak kocham tą, która płacze po nocach i muszę ją przytulać, całować i przypominać jaka jest niezwykła.
Chwycił mnie z tą rękę, na której nosiłam pierścionek i ścisnął ją, ale nie za mocno. Kciukiem pogłaskał skórę mojej dłoni i uśmiechnął się w ten swój zawadiacki sposób.
- Co by sobie pomyśleli chłopcy i Ashley gdyby słyszeli jak ładnie potrafisz mówić. Jesteś najsłodszym chłopakiem pod słońcem.
- Cieszę się, że tak myślisz ale zachowaj to dla siebie. No wiesz muszę zatrzymać swój ciężko wypracowany wizerunek niegrzecznego gnojka, do którego lepiej nie podchodzić bliżej niż na kilka metrów. Rozumiesz straciłbym na szacunku i jeszcze może próbowali by się przymilać.
- Nie bój się nikomu nie zdradzę twojej drugiej twarzy - puściłam do niego oczko i uśmiechnęłam się z rozbawieniem. - Cieszę się, że tylko dla mnie potrafisz taki być. Byłabym chorobliwie zazdrosna, gdybyś innym dziewczynom mówił podobne rzeczy. Wydłubałabym im oczy i zamknęła cię w klatce.
- Lubię gdy robisz się taka groźna - pogłaskał mnie pieszczotliwie po policzku i raz jeszcze musnął czule moje usta swoimi.
- Daj mi do ręki broń a zobaczysz, jak bardzo groźna potrafię być - powiedziałam a on się roześmiał. Wiedział jak często mam ochotę kogoś zabić. Znał moją nienawiść do ludzi jak nikt inny i to rozumiał. - Kocham cię Casper - powiedziałam gdy przestał się śmiać. - Przy tobie czuję się naprawdę szczęśliwa.
- Zobaczysz jaka szczęśliwa będziesz gdy już zostaniesz moją żoną - uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu. - Wejdźmy do środka, bo robi się coraz zimniej - podał mi swoją rękę, którą oczywiście przyjęłam i podniosłam się z krzesła.
***
Siedzieliśmy w salonie, dużo rozmawiając, śmiejąc się i oglądając telewizję kiedy Caitlin wyrwała się spod opieki Dorothei. Zbiegła na dół, aby tak jak zawsze gdy zaczynała się nudzić zabawą, przyjść do nas i trochę nam podokuczać.
- Nuuuudzę się - wymamrotała specjalnie dla lepszego efektu przeciągając "uuu". - Skończyłeś już, mój marny bracie, podrywać moją królową? - zapytała posyłając mu rozzłoszczone spojrzenie po czym wskoczyła obok mnie na kanapę. - Widziałam stół i lampki. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś, Cas - mówiła swoim wyniosłym głosem godnym najprawdziwszej królowej, którą nadal udawała. Aż dziwne, że jeszcze jej się nie znudziło i nie przestawiła się na przykład na wiedźmy (w tej roli byłaby pewnie jeszcze lepsza).
- Zamknij się smarkulo, nikt ciebie tu nie chcę - warknął na nią Casper.
- Casper nie bądź dla niej taki nie miły - powiedziałam i objęłam małą łobuziarę swoim ramieniem. - A ty, Cait, też się grzecznie zachowuj. Jeśli się nudzisz możesz obejrzeć z nami telewizję.
- Nie będę miła, bo on mi zabiera moją królową - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i wydęła przesadnie usta, aby jak najlepiej pokazać swoją złość.
- Wybacz, ale to ja będę miał dziecko z twoją królową, a nie ty. Więc - odchrząknął teatralnie - wygrałem.
- Nie prawda. Byłeś tylko potrzebny jako dawca nasienia, bo my nie możemy sobie same zrobić dziecka - pokazała mu swój język, a ja zaczęłam dusić się ze śmiechu, którego nie próbowałam nawet maskować.
Casper złapał się za głowę i westchnął ciężko.
- Skąd ty bierzesz takie teksty? Niedawno z pampersa wyrosłaś, a teraz mówisz mi o takich rzeczach? Jesteś pewna, że z tobą wszystko w porządku?
- Mówili o tym w telewizji - wzruszyła ramionami. - Głupi jesteś - rzuciła w jego stronę po czym spojrzała na mnie całą czerwoną od napadu śmiechu. - Który to miesiąc? Twój brzuch jest już taki duży.
Casper pokręcił z niedowierzaniem głową. Objął mnie swoimi rękoma i położył ręce na górze mojego, jak słusznie zauważyła Cait, dużego brzucha.
- Piąty - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej widząc jak jej oczka się rozszerzają i świecą z dziecięcej ciekawości.
- Ojej, a to będzie chłopczyk czy dziewczynka? Ja bym chciała dziewczynkę, bo byłaby bardziej podobna do ciebie. A Casper jest głupi i brzydki - powiedziała, znów skutecznie mnie rozśmieszając.
- Ja ci jeszcze pokaże jak tylko Nat wróci do domu, a ty zostaniesz ze mną. Włączę najstraszniejszy horror i będziesz musiała spać sama - wysyczał przez zęby, a Caitlin milczała dłuższą chwilę wyraźnie nie potrafiąc odgryźć się bratu.
- Nie wiemy czy to będzie dziewczynka, czy chłopiec. Chcemy mieć niespodziankę, ale ja zawsze chciałam mieć najpierw synka - odpowiedziała na jej pytanie, próbując odwrócić ich uwagę od kolejnego początku długiej kłótni.
- Mogę go zobaczyć? - zapytała bardzo nieśmiało, co było do niej zupełnie nie podobne.
- Pewnie. Twoje życzenie jest moim rozkazem, królowo - uśmiechnęła się do niej zachęcająco po czym podwinęłam swoją bluzkę odsłaniając brzuch.
Dotknęła go bardzo nieśmiało, ale kiedy zrozumiała, że naprawdę nie mam nic przeciwko zrobiła się śmielsza i postukała w brzuch swoimi drobnym paluszkami.
- Ale super - powiedziała skupiając całą swoją uwagę na czymś co wcześniej było dla niej zupełnie nie znane i niepojęte. Casper przyłączył się do jej rączek i też pieszczotliwie przejechał dłonią po brzuchu. Wtedy Caitlin jeszcze raz zastukała swoimi paluszkami, jakby chciała żeby dzidziuś jej odpowiedział.
I o dziwo zwróciła jego uwagę, bo dziecko kopnęło. Cait wstrzymała oddech, jakby czegoś się wystraszyła. Mi serce biło jak szalone. To było takie dziwne uczucie i jednocześnie wywoływało we mnie wielką radość. Wcześniej były to tylko delikatne i ledwo odczuwalne ruchy, a teraz dzidziuś kopnął bardzo wyraźnie.
- Niech zrobi to jeszcze raz - ożywiła się Caitlin i spróbowała jeszcze raz tego numeru z pukaniem.
Położyłam swoją dłoń na dłoni Caspra i naprowadziłam ją na odpowiednie miejsce, gdzie dzidziuś znów zaczął kopać.
- Nat - wydusił z siebie zszokowany Casper - czuję to. Naprawdę czuję jak kopie.
- Wiem - uśmiechnęłam się szeroko i wolną ręką odszukałam jego głowę za moimi plecami. Pogłaskałam go po policzku, a śmiech wywołany czystą radością wydarł mi się z gardła.
Właśnie dla takich chwil jak te warto żyć. To było tak niesamowite, że ledwo mogłam w to uwierzyć. Pomyślałam o tym, że nie ważne co będzie się działo i ile będę musiała jeszcze znieść, chcę tego maleństwa przy sobie i będę je kochać jak nic innego na świecie. "Wszystko co piękne rodzi się w bólach." - mówią i teraz jestem gotowa się z tym zgodzić.
Oboje razem z Casprem przez ostatni rok przeżyliśmy tyle co nie jedni w ciągu całego swojego życia, a jednak nadal stoimy na nogach i mamy siły by walczyć o swoje. I to wszystko dzięki motywacji z którą nic nie może się równać. Dla tego dziecka poruszymy niebo i ziemię, byle tylko być już na zawsze razem.
- Hej maluchu, ale ty masz siłę żeby tak kopać - usłyszałam słowa Caspra, który palcami rysował znaki i okręgi na moim brzuchu. - Mama i tata na ciebie czekają. Kochamy cię. Nawet ta mała zołza, twoja ciocia.
Caitlin najpierw zmarszczyła gniewnie swoje brwi na środku czoła, ale postanowiła zignorować Caspra i zamiast tego nachyliła się do brzucha i poszła w jego ślady zaczynając mówić:
- Będzie super jak się urodzisz. Nie mogę się już doczekać. Dziękuję, że odpowiedziałeś na moje sygnały.
Mnie również się udzieliło więc szepnęłam.
- Kocham cię słońce. Będziesz miał najcudowniejszą rodzinę na Ziemi, zobaczysz. Jesteś naszym szczęściem. A jeśli masz ochotę jeszcze sobie pokopać, to proszę bardzo.
Casper zawsze wypierał się tego, że jest romantykiem, a później zaskakiwał mnie kolacjami, które wyglądały jak wyrwane prosto z dobrego romansu. Tym razem nie mogło być inaczej. Zeszliśmy na dół, trzymając się na ręce. Czułam, że serce bije mi szybko z podekscytowania.
- Dziś to Dorothea zajmowała się szykowaniem stołu i jedzeniem - mówił prowadząc mnie do salonu łączonego z kuchnią - na pewno nie będzie tak wspaniale, jakbym ja to zrobił, ale będziesz zadowolona. No przynajmniej taką mam nadzieję.
Zachichotałam.
- Więc mówisz, że nawet Dorothea nie może się z tobą mierzyć? - uniosłam w zabawny sposób swoją brew skupiając wzrok na chłopaku.
- Naprawdę wyobrażasz sobie kogoś, kto mógłby mi dorównać w czymkolwiek? - zapytał a jego usta wykrzywiły się w grymasie pełnym niedowierzania. Pokręcił głową i pocałował mnie w policzek.
Dorothea nie zawiodła. Przez wielkie szklane drzwi salonu zobaczyłam, że czekał na nas stół udekorowany pomarańczowymi różami (Casper mówił, że te kwiaty zawsze przywodzą mu na myśl mnie odkąd wyciągnął jedną zza mojego ucha), zastawiony dla dwóch osób, nie zabrakło oczywiście dwóch długich świec, kieliszków i szampana. A w połączeniu z pięknym ogrodem pani Mathers wszystko wyglądało jak z bajki. Rozmaite kwiaty, niektóre sprowadzane specjalnie na zamówienie z różnych zakątków świata. Pani Mathers dbała też, aby rośliny były posadzone w idealnie ustalonych kompozycjach. Miała od tego architektów krajobrazu, którzy tworzy specjalne projekty, dzięki czemu ogród wyglądał jak najprawdziwsze arcydzieło.
- Moją matkę nie interesują, żadne badyle. Po prostu zależy jej na tym wizerunku idealnej pani domu, z bogatym mężem, dwójką ładnych dzieci i ogrodem, przy którym większość miejscowych ogrodów botanicznych wymięka - wyjaśnił kiedyś Casper. - To chore. Zadbała o najdrobniejszy szczegół.
Teraz dla jeszcze lepszego efektu drzewka były przyozdobione białymi lampkami. Wszystko wyglądało naprawdę magicznie pod czarnym niebem, na który zaczęły już pojawiać się powoli gwiazdy, aż zaparło mi dech w piersiach. Bałam się cokolwiek dotknąć, lub przestawić żeby nie zakłócić czasem tego pięknego stołu i wszystkiego co wokół.
- Jestem zadowolony - powiedział Casper z pełnym uśmiechem na ustach. - Dorothea zrobiła wszystko o co prosiłem.
- Casper to wygląda jak kolacja jakiegoś księcia z jego narzeczoną - wydukałam nie mogąc nadal nacieszyć swoich oczu widokami.
- Czyli idealnie pasuje - odparł, a ja ścisnęłam mocniej jego dłoń. Pogłaskał moją skórę swoim kciukiem, dając mi czas na to bym oswoiła się ze wszystkim co widzę. - No może z wyjątkiem jednego drobnego szczegółu, który zamierzam zmienić.
- O czym ty mówisz? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli, a już na pewno nie przeczuwałam tego co zaraz zrobił.
Uniósł nasze ręce do góry, okręcił mnie wokół własnej osi i zatrzymał tak, że byłam zwrócona do niego przodem. Chwycił moją brodę w dwa palce po czym uniósł moją głowę ku górze i zajrzał mi głęboko w oczach. Przyrzekam, nie ma na świecie równie pięknych oczów jak te.
- To, że jestem księciem nie ulega wątpliwości - zaczął. - Ale ta część z narzeczoną się nie zgadza. I właśnie to trzeba naprawić.
- Casper co ty...? - nie dokończyłam bo on nagle przede mną uklęknął, a mi tak jakby zaschło w gardle. Miałam wrażenie, że zapomniałam jak się mówi.
- Natalie chcę żyć i będę żył. Dla ciebie i naszego dziecka. Zrobię wszystko żeby przetrwać, a nawet jeśli wszechświat zadecyduje inaczej chcę odejść z tego świata wiedząc, że zrobiłem wszystko o czym marzyłem. A teraz nie marzę o niczym innym jak o tym żebyś została moją żoną. Wiem, że jesteśmy młodzi, ale w naszym życiu i tak już wszystko dzieje się za szybko. Będziemy rodzicami, ja może umrę mając trochę ponad dwadzieścia lat. I jeśli naprawdę nie mam tego czasu chcę być twoim mężem - uśmiechnął się do mnie, odwracając tym moją uwagę o tego jak z kieszeni wygrzebuje małe czerwone pudełeczko. - Jeśli jednak uda mi się wygrać z chorobą, chcę całe swoje życie spędzić z tobą. To jak? Spełnisz moje marzenie i uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na Ziemi? Zostaniesz moją żoną?
Musiałam przypomnieć sobie o oddychaniu, bo gdy tak przede mną klęczał i mówił te wszystkie słowa zupełnie wypadło mi to z głowy. Wdech, wydech. Nie było wcale prościej kiedy otworzył czerwone pudełeczko i zobaczyłam pierścionek, tak piękny, że ledwo mogłam uwierzyć, iż on naprawdę istnieje.
Nie wiedziałam, że płaczę dopóki nie poczułam czegoś słonego i mokrego na swoich ustach. Płakałam ze szczęścia, które wypełniało mnie całą, każdą komórkę i każdy milimetr mojego ciała. I nawet jeśli rozmów próbował przestrzegać mnie przed tym, że będę cierpieć jeśli on umrze i to co teraz robimy nie ma sensu ani przyszłości, to serce rwało się do Caspra.
- Kicia, powiesz cokolwiek? - zaczął się już nieco denerwować. Widziałam w jego oczach, że się boi mojej odmowy, bo wiedział tak jak ja, że skoro ma umrzeć to jest to czyste szaleństwo i nie powinnam się zgodzić.
Rzuciłam się na niego, zaczęłam go ściskać i całować w usta, po policzkach, czole, nawet raz w nos. Płakałam i śmiałam się jednocześnie.
- Tak, tak, tak - powtarzałam między kolejnymi pocałunkami. - Zostanę twoją żoną.
Słyszałam jak wypuścił powietrze z płuc. Później mocno mnie do siebie przytulił i złączył nasze usta ze sobą. Całowaliśmy się długo. Był to chyba jeden z naszych najbardziej intensywnych i gorących pocałunków. Takim po jakim człowiek nie potrafił porządnie stawiać kroków, po kręciło mu się w głowie.
- Kocham cię - powiedziałam ze swoimi ustami przy jego ustach, a następnie pozwoliłam by założył mi śliczny pierścionek na palec.
Siedząc przy stole nie mogłam powstrzymać się od ciągłego zerkania na swoją dłoń. Casper bez przerwy mnie na tym przyłapywał i oczy mu błyszczały jakby śmiały się zamiast ust.
Nagle zjawiła się Dorothea z szklanym naczyniem z upieczoną lasangne, która pachniała naprawdę obiecująco, aż ślinka napływała do ust. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo głodna jestem. Postawiła danie na stole i obdarzyła nas szerokim uśmiechem.
- Dorotheo postarałaś się - pochwalił Casper. - Naprawdę ci dziękuję. Dziś zginąłbym bez ciebie.
- Nic takiego. Dla was moje dzieci, wszystko - odparła po czym nachyliła się do ucha Caspra i niezbyt dyskretnie zapytała - Zgodziła się?
- Tak - chłopak odpowiedział nie patrząc na gosposię tylko na mnie. A jego spojrzenie wyrażało tak wiele cudownych uczuć i emocji, że aż poczułam jak moje policzki się czerwienia.
- Och, moje gratulacje! Wiedziałam, że twój urok nie zawiedzie!
- Jeszcze nigdy nie zawiódł - prychnął, ale Dorothea już go nie słuchała. Zamiast tego w moment znalazła się przy mnie i mocno mnie wyściskała.
- Mówiłam, że to zupełnie nowy chłopak przy tobie. Och tak się cieszę, naprawdę! - miałam wrażenie, że zaraz zacznie skakać lub tańczyć z tego szczęścia. Co nie byłoby wcale dziwne, albo niesmaczne. Pani Dorothea była już taką pełną energii kobietą, której zawsze dopisywał humor na radosne pląsy. - Dbaj o niego. On świata poza tobą nie dostrzega.
- Dorotheo, zostaw nas już samych - poprosił Casper, a ja miałam wielką ochotę zacząć się śmiać, ale zdołałam się powstrzymać.
- Już znikam! - szybkim krokiem podążyła z powrotem do domu nucąc sobie przy tym jakąś wesołą melodyjkę.
Casper nałożył nam po kawałku lasagne, po czym otworzył szampana i nalał nam do kieliszków.
- Dziś wyjątkowo postanowiłem się poświecić i kupiłem bezalkoholowego - uniósł kieliszek ku górze, a ja zaraz za nim.
- Jakiś ty dobry. To chyba twój pierwszy razy kiedy pijesz coś bez procentów - z moich ust wydobył się cichy śmiech.
- Czasem trzeba się poświęcić dla narzeczonej szczególnie, kiedy nosi w sobie dziecko - uśmiechnął się i chwilę zastanowił się nad toastem, intensywnie wpatrując się w moje oczy. - Wypijmy za nas i za naszą przyszłość. Oby od teraz było już tylko dobrze.
- I za nadzieję. Żebyśmy jej nie tracili w chwilach, kiedy coś postanowi się spieprzyć - uzupełniłam.
- Nic nie ma się już prawa spieprzyć - uśmiechnął się do mnie znad kieliszka, po czym oboje upiliśmy łyka.
- Myślisz, że naprawdę dasz radę być ze mną do końca życia? - zapytałam, kiedy zjedliśmy lasagne, która wręcz rozpływała się w ustach.
Casper spojrzał na mnie i rozsiadł się wygodnie na krześle. Wyglądał na jeszcze bardziej przystojnego niż zwykle w blasku świec i lampek. Cienie tańczyły na jego twarzy wyraźnie zarysowując kości jego policzków. A oczy błyszczały w zadziorny sposób, taki sam w jaki wykrzywiały się jego usta.
- Jak będę miał farta to nie będzie trwało wcale tak długo - zażartował.
Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem, ale on wcale się nie przyjęło tylko zaśmiał.
- Wydaje mi się czy mówiłam ci już coś o tym, że masz nie żartować przy mnie ze swojego stanu?
- Ty i Ash nie łapiecie. To jest naprawdę zabawne, ale wy wolicie robić dramę - pokręcił głowę i zacmokał ustami, po czym nachylił się nad stołem i skinął na mnie zachęcająco palcem.
Zbliżyłam się do niego i pozwoliłam mu się pocałować. Jego usta były słodkie i ciepłe, pomimo chłodu, który powoli zaczynał mi doskwierać. Lubiłam te krótkie pocałunki i to w jaki sposób patrzył na mnie Casper gdy nasze usta się od siebie odrywały. Wyglądał tak jakby smakował czegoś o czym długo się marzy i nie śpi się przez to po nocach. Jakby był każdy skradziony pocałunek był narkotykiem, a on był uzależniony. Ja musiałam wyglądać tak samo.
- Kocham cię Natalie - wyszeptał. - I chciałbym dożyć nawet dwustu lat, o ile spędzę je z tobą. Nigdy nie zrobiłbym czegoś czego nie byłbym pewny.
- Czasem myślę, że nie zasługuję na to wszystko i na twoją miłość. Przecież wiesz jaka jestem i że trudno ze mną wytrzymać. Naprawdę nie potrafię pojąć tego, jak to możliwe, że pokochałeś mnie w momencie kiedy byłam najgorsza.
- To nie prawda - odgarnął mi parę niesfornych kosmyków za ucho zaglądając mi następnie głęboko w oczy. - Byłaś nie mniej cudowna jak teraz tylko było trzeba to dostrzec i wyciągnąć na wierzch. To prawda, że byłaś wrakiem człowieka, ale ja wiedziałem, że warto o ciebie walczyć. Potrzebowałaś tylko trochę światła w swoim życiu, żeby rozkwitnąć. I nadal potrzebujesz tego wszystkiego, a ja chcę ci to dawać i składać cię do kupy za każdym razem kiedy się rozpadniesz. Kocham ciebie taką jaka jesteś. Kocham tą silną i pełną życia Natalie, tak samo jak kocham tą, która płacze po nocach i muszę ją przytulać, całować i przypominać jaka jest niezwykła.
Chwycił mnie z tą rękę, na której nosiłam pierścionek i ścisnął ją, ale nie za mocno. Kciukiem pogłaskał skórę mojej dłoni i uśmiechnął się w ten swój zawadiacki sposób.
- Co by sobie pomyśleli chłopcy i Ashley gdyby słyszeli jak ładnie potrafisz mówić. Jesteś najsłodszym chłopakiem pod słońcem.
- Cieszę się, że tak myślisz ale zachowaj to dla siebie. No wiesz muszę zatrzymać swój ciężko wypracowany wizerunek niegrzecznego gnojka, do którego lepiej nie podchodzić bliżej niż na kilka metrów. Rozumiesz straciłbym na szacunku i jeszcze może próbowali by się przymilać.
- Nie bój się nikomu nie zdradzę twojej drugiej twarzy - puściłam do niego oczko i uśmiechnęłam się z rozbawieniem. - Cieszę się, że tylko dla mnie potrafisz taki być. Byłabym chorobliwie zazdrosna, gdybyś innym dziewczynom mówił podobne rzeczy. Wydłubałabym im oczy i zamknęła cię w klatce.
- Lubię gdy robisz się taka groźna - pogłaskał mnie pieszczotliwie po policzku i raz jeszcze musnął czule moje usta swoimi.
- Daj mi do ręki broń a zobaczysz, jak bardzo groźna potrafię być - powiedziałam a on się roześmiał. Wiedział jak często mam ochotę kogoś zabić. Znał moją nienawiść do ludzi jak nikt inny i to rozumiał. - Kocham cię Casper - powiedziałam gdy przestał się śmiać. - Przy tobie czuję się naprawdę szczęśliwa.
- Zobaczysz jaka szczęśliwa będziesz gdy już zostaniesz moją żoną - uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu. - Wejdźmy do środka, bo robi się coraz zimniej - podał mi swoją rękę, którą oczywiście przyjęłam i podniosłam się z krzesła.
***
Siedzieliśmy w salonie, dużo rozmawiając, śmiejąc się i oglądając telewizję kiedy Caitlin wyrwała się spod opieki Dorothei. Zbiegła na dół, aby tak jak zawsze gdy zaczynała się nudzić zabawą, przyjść do nas i trochę nam podokuczać.
- Nuuuudzę się - wymamrotała specjalnie dla lepszego efektu przeciągając "uuu". - Skończyłeś już, mój marny bracie, podrywać moją królową? - zapytała posyłając mu rozzłoszczone spojrzenie po czym wskoczyła obok mnie na kanapę. - Widziałam stół i lampki. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś, Cas - mówiła swoim wyniosłym głosem godnym najprawdziwszej królowej, którą nadal udawała. Aż dziwne, że jeszcze jej się nie znudziło i nie przestawiła się na przykład na wiedźmy (w tej roli byłaby pewnie jeszcze lepsza).
- Zamknij się smarkulo, nikt ciebie tu nie chcę - warknął na nią Casper.
- Casper nie bądź dla niej taki nie miły - powiedziałam i objęłam małą łobuziarę swoim ramieniem. - A ty, Cait, też się grzecznie zachowuj. Jeśli się nudzisz możesz obejrzeć z nami telewizję.
- Nie będę miła, bo on mi zabiera moją królową - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i wydęła przesadnie usta, aby jak najlepiej pokazać swoją złość.
- Wybacz, ale to ja będę miał dziecko z twoją królową, a nie ty. Więc - odchrząknął teatralnie - wygrałem.
- Nie prawda. Byłeś tylko potrzebny jako dawca nasienia, bo my nie możemy sobie same zrobić dziecka - pokazała mu swój język, a ja zaczęłam dusić się ze śmiechu, którego nie próbowałam nawet maskować.
Casper złapał się za głowę i westchnął ciężko.
- Skąd ty bierzesz takie teksty? Niedawno z pampersa wyrosłaś, a teraz mówisz mi o takich rzeczach? Jesteś pewna, że z tobą wszystko w porządku?
- Mówili o tym w telewizji - wzruszyła ramionami. - Głupi jesteś - rzuciła w jego stronę po czym spojrzała na mnie całą czerwoną od napadu śmiechu. - Który to miesiąc? Twój brzuch jest już taki duży.
Casper pokręcił z niedowierzaniem głową. Objął mnie swoimi rękoma i położył ręce na górze mojego, jak słusznie zauważyła Cait, dużego brzucha.
- Piąty - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej widząc jak jej oczka się rozszerzają i świecą z dziecięcej ciekawości.
- Ojej, a to będzie chłopczyk czy dziewczynka? Ja bym chciała dziewczynkę, bo byłaby bardziej podobna do ciebie. A Casper jest głupi i brzydki - powiedziała, znów skutecznie mnie rozśmieszając.
- Ja ci jeszcze pokaże jak tylko Nat wróci do domu, a ty zostaniesz ze mną. Włączę najstraszniejszy horror i będziesz musiała spać sama - wysyczał przez zęby, a Caitlin milczała dłuższą chwilę wyraźnie nie potrafiąc odgryźć się bratu.
- Nie wiemy czy to będzie dziewczynka, czy chłopiec. Chcemy mieć niespodziankę, ale ja zawsze chciałam mieć najpierw synka - odpowiedziała na jej pytanie, próbując odwrócić ich uwagę od kolejnego początku długiej kłótni.
- Mogę go zobaczyć? - zapytała bardzo nieśmiało, co było do niej zupełnie nie podobne.
- Pewnie. Twoje życzenie jest moim rozkazem, królowo - uśmiechnęła się do niej zachęcająco po czym podwinęłam swoją bluzkę odsłaniając brzuch.
Dotknęła go bardzo nieśmiało, ale kiedy zrozumiała, że naprawdę nie mam nic przeciwko zrobiła się śmielsza i postukała w brzuch swoimi drobnym paluszkami.
- Ale super - powiedziała skupiając całą swoją uwagę na czymś co wcześniej było dla niej zupełnie nie znane i niepojęte. Casper przyłączył się do jej rączek i też pieszczotliwie przejechał dłonią po brzuchu. Wtedy Caitlin jeszcze raz zastukała swoimi paluszkami, jakby chciała żeby dzidziuś jej odpowiedział.
I o dziwo zwróciła jego uwagę, bo dziecko kopnęło. Cait wstrzymała oddech, jakby czegoś się wystraszyła. Mi serce biło jak szalone. To było takie dziwne uczucie i jednocześnie wywoływało we mnie wielką radość. Wcześniej były to tylko delikatne i ledwo odczuwalne ruchy, a teraz dzidziuś kopnął bardzo wyraźnie.
- Niech zrobi to jeszcze raz - ożywiła się Caitlin i spróbowała jeszcze raz tego numeru z pukaniem.
Położyłam swoją dłoń na dłoni Caspra i naprowadziłam ją na odpowiednie miejsce, gdzie dzidziuś znów zaczął kopać.
- Nat - wydusił z siebie zszokowany Casper - czuję to. Naprawdę czuję jak kopie.
- Wiem - uśmiechnęłam się szeroko i wolną ręką odszukałam jego głowę za moimi plecami. Pogłaskałam go po policzku, a śmiech wywołany czystą radością wydarł mi się z gardła.
Właśnie dla takich chwil jak te warto żyć. To było tak niesamowite, że ledwo mogłam w to uwierzyć. Pomyślałam o tym, że nie ważne co będzie się działo i ile będę musiała jeszcze znieść, chcę tego maleństwa przy sobie i będę je kochać jak nic innego na świecie. "Wszystko co piękne rodzi się w bólach." - mówią i teraz jestem gotowa się z tym zgodzić.
Oboje razem z Casprem przez ostatni rok przeżyliśmy tyle co nie jedni w ciągu całego swojego życia, a jednak nadal stoimy na nogach i mamy siły by walczyć o swoje. I to wszystko dzięki motywacji z którą nic nie może się równać. Dla tego dziecka poruszymy niebo i ziemię, byle tylko być już na zawsze razem.
- Hej maluchu, ale ty masz siłę żeby tak kopać - usłyszałam słowa Caspra, który palcami rysował znaki i okręgi na moim brzuchu. - Mama i tata na ciebie czekają. Kochamy cię. Nawet ta mała zołza, twoja ciocia.
Caitlin najpierw zmarszczyła gniewnie swoje brwi na środku czoła, ale postanowiła zignorować Caspra i zamiast tego nachyliła się do brzucha i poszła w jego ślady zaczynając mówić:
- Będzie super jak się urodzisz. Nie mogę się już doczekać. Dziękuję, że odpowiedziałeś na moje sygnały.
Mnie również się udzieliło więc szepnęłam.
- Kocham cię słońce. Będziesz miał najcudowniejszą rodzinę na Ziemi, zobaczysz. Jesteś naszym szczęściem. A jeśli masz ochotę jeszcze sobie pokopać, to proszę bardzo.
Taaki śliczny gif *.* Jaasne z wielką przyjemnością dowiem się o Tobie czegoś więcej. ;) ogromny talent ;p pozdrawiam ,*
OdpowiedzUsuńOswiadczyny bajeczne! Now spodziewalam sie tego. A siostra Justina jest niemozliwa..
OdpowiedzUsuńjejuu czekam na nastepny:)<3
OdpowiedzUsuńJa im wróżyłam tutaj http://twojeprzeznaczenie.com.pl/Tarot-milosny.html i wyszło co wyszło sami sprawdźcie
OdpowiedzUsuń???
UsuńCudowne. Kocham twoje opowiadania
OdpowiedzUsuńCudowne 😍 @mrsbieber_soon
OdpowiedzUsuńJesteś najlepszą osobą na świecie. Kocham to opowiadanie. Powinno doczekać się ekranizacji
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny?:)
OdpowiedzUsuńDziś odzyskałam laptopa, więc piszę i mam nadzieję, że dziś jeszcze dodam ten rozdział. 28 - musi być ogień! Całuję i przepraszam, że musisz czekać <3
OdpowiedzUsuńSuper ♥
OdpowiedzUsuńŚliczny rozdział aż się wzruszyłam jak poprosił ją o rekę
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać wczoraj. Nie mogę się od tego oderwać.. Bałam się, że jest za mało rozdziałów i mi "nie starczy", dlatego starałam się czytać po dwa rozdziały dziennie. Ale to postanowienie nie przetrwało dłużej niż pół godziny.. Nie wiem co będę robiła ze swoim życiem po przeczytaniu twojej CUDOWNEJ opowieści :D
OdpowiedzUsuńChciałam pisać komentarze już wcześniej, ale chęć poznania dalszego losu Natalie wzięła nade mną górę :D
Masz niezwykły talent. Nie zmarnuj go.. Chętnie przeczytam wszystko co wyszło z " z pod twojego pióra".
Dziękuję Ci za tę opowieść. (jeszcze jej nie skończyłam, ale wiem że zanim to zrobię wiele razy popłyną łzy)
Ps. Mam nadzieję, że odpowiesz ;)
Hej! Ogromnie mi miło po tych wszystkich słowach pochwały od Ciebie! :* Cieszę się, że dołączyłaś do moich czytelników. Jesteście wszyscy bardzo kochanymi osobami i sprawiacie mi tyle szczęścia! Ta historia jest dla mnie niesamowicie ważna i fajnie jest się nią z wami dzielić. To zawsze przyjemne uczucie gdy ktoś docenia twoją pracę, starania itd. :) Pisanie to wszystko co mam. To moja pasja. Kocham to. Chciałabym kiedyś coś wydać. Trzymaj za mnie kciuki. Całuję <3 Miłego czytania :*
UsuńPokazałam tą opowieść przyjaciółce. Bardzo chce ją przeczytać. Postaram się, aby czytelników było jak najwięcej :* Nawet nie wiesz jak bardzo Ci kibicuje. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję kupić Twoją książkę! Mam parę uwag dotyczących twojej opowieści i co mogłabyś zrobić aby ją ulepszyć. Oczywiście są to detale :*
UsuńMoże kiedyś pogadamy..
Trzymaj się kicia! Powodzenia <3
Żałuję, że wcześniej nie widziałam twojego bloga.. Nie komentowałam twoich rozdziałów, ponieważ nie chciałam wyrywać się z transu. To bardzo dziwne a zarazem miłe uczucie.. pierwszy raz czytając poczułam tyle emocji.. Masz wielki talent i najważniejsze że nie marnujesz go. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń