środa, 18 marca 2015

Rozdział 28

Pamiętaj żeby skomentować, jeśli przeczytasz. Dziękuję <3

CASPER


Obudził się jak zwykle przez kilka ostatnich tygodniach obok Natalie, a dokładniej trzymając ją w swoich ramionach. I chociaż powinien już dawno się przyzwyczaić. nie potrafił obudzić się nad ranem i nie odnieść silnego wrażenia, że jest na właściwym miejscu, obejmując wszystko, co się dla niego liczy i jest mu drogie. Każdy raz był jak ten pierwszy, nowy świeży i wyjątkowy. Wszędzie gdzie była Natalie, było też jego szczęście. To niemożliwe uczucie, kiedy z człowieka siedzącego wygodnie na dnie stał się posiadaczem najcenniejszego skarbu na Ziemi.

Budząc się przy niej nie istniało nic więcej poza tym, że są razem, że Natalie wygląda naprawdę słodko z włosami na wszystkie strony świata przez całą noc wiercenia się na poduszce. Dotknął tych włosów i jeden ciemny lok nawinął sobie na palec.Uwielbiał jej brązowe loki. Nie miał żadnej obsesji na punkcie włosów, po prostu kochał w Natalie każdy najdrobniejszy szczegół. Ciągle odnosił wrażenie, że musi ją dotykać, ciągle być blisko, najlepiej skóra przy skórze. Cholera ta dziewczyna była jak heroina i choć Casper nigdy nie brał, to wyobrażał sobie jak to jest.
 I było coś uspokajającego w myśli, że ona naprawdę tutaj jest i że go nie zostawiła, chociaż mogła a nawet powinna.

Nagle Natalie poruszyła się niespokojnie, a jej usta odnalazły jego nagie ramię. Poczuł ten drobny pocałunek, jej wilgotne wargi a jego serce zatrzymało się na ten jeden moment. Pomyślał wtedy, że naprawdę wie jak czuje się osoba uzależniona, i kurwa, chciał wziąć działkę.


Pochylił się nad swoją narzeczoną i pocałował jej ciepły policzek, który był oblany lekkim rumieńcem. Któregoś dnia on będzie zimny, sztywny, martwy i zakopany kilka metrów pod ziemią, podczas gdy ona ciągle będzie tak wspaniale ciepła.

Wyszedł spod kołdry postanawiając jej jeszcze nie budzić i wtedy zachwiał się, a obraz przed jego oczami się rozmazał. Coraz częściej mu się to zdarzało, kiedy wstawał zbyt szybko. Chwycił się dla równowagi o szafkę nocą, zaklął pod nosem i skupił się na odzyskiwaniu sił. Uspokoił swój oddech, a przy tym nieprzyjemne pulsowanie w skroniach ustało, po czym skierował się do łazienki. Zimna woda, którą obmył swoją twarz sprawiała, że na dobre oprzytomniał i mógł spokojnie odtworzyć w myślach jakie leki ma wziąć. Odsunął szafkę pod lustrem, w której znajdywała się jego wszystkie leki, większość z nich była eksperymentalna. Świadomość, że jest ich już tyle, a nawet, że w ogóle tam są bardzo działała mu na nerwy. Nazywał je swoją prywatną kolekcją prochów i szczerze mówiąc wolałby nawet żeby naprawdę chodziło o prochy. 


Tak właśnie kończyła się magia poranka za każdym razem - myślą o tym przeklętym raku, który robił cichy nalot na jego organy. Przeklął cicho pod nosem karcąc się za to, że znów czuje się, jakby zaraz miał zwymiotować i to wcale nie przez chorobę, ale przez myśl, że któregoś dnia może wcale nie obudzić się razem z Nat, nie wsiąść w samochód i nie pojechać w wyścigu, nie odwiedzić grobu Chrisa i nie wyciągnąć Ashley na miasto. Że nie obejrzy z Natalie filmu, który wyjdzie w przyszłym roku, i że nie wstanie do płaczącego dziecka. 

Wyjął z szafki odpowiednie leki na rano, władował sobie do ust i popił je wodą. 
Nie tak wyobrażał sobie swoje przyszłe życie. Nie prosił się o żadne złośliwe raczysko krwi, intensywną chemioterapie, tygodnie spędzane w szpitalu, ani o te pieprzone leki, których było coraz więcej i miały coraz bardziej skomplikowane nazwy, a gdyby ktoś je wyguglował, zrozumiałby, że są to w większości leki eksperymentalne.

Westchnął ciężko i opierając ręce o umywalkę starał się myśleć o czymś w końcu pozytywnym, jak na przykład to, że mieszka teraz z Natalie w jednym z domów należących do rodziny Mathers. Wcześniej ten dom funkcjonował jako punkt zjazdu bufonów, czyli członków jego rodziny, a wszyscy z nich mieli więcej pieniędzy niż rozumu, albo najprostszej szczerości w sobie. Wszyscy, co do jednego, byli zakłamani i fałszywi do szpiku kości, a jednak zjeżdżali się tu na imprezy, święta, albo żeby po prostu poudawać kochającą się rodzinkę. No albo żeby jego matka pieprzyła się na boku ze swoimi kochankami. Kasa wyprała im mózgi, a Casper szczerze się nimi brzydził. 
Teraz jednak ten dom był w końcu należycie wykorzystywany. Wprowadził się tutaj z Natalie, żeby mogli stworzyć prawdziwą rodzinę, żeby być przy niej przez maksymalną ilość czasu, jeśli jednak rak postanowiłby go zabić.

Co ja najlepszego wyrabiam? - pomyślał sobie po raz tysięczny - Wciągną Natalie, jedyną dziewczynę, przy której coś czuję w niezłe gówno. Dlaczego, do cholery, nie walczyłem ze sobą i nie powstrzymałem się przed zburzeniem jej świata? Ona jest taka niewinna. Zasługuje na wszystko, co najlepsze a ma mnie i będzie przez to tylko cierpieć. Mogłem zwiać. Zostawić ją w spokoju. Zmniejszyć pole swojego rażenia i liczbę ofiar, przynajmniej o tą jedną najważniejszą.

- Hej kochanie - usłyszał za sobą głos Natalie. Dziewczyna sennie przecierała swoje oko i zaszła go od tyłu, masując dłonią jego ramię. 

Dopiero wtedy przestał wpatrywać się pusto w zlew i lecącą mocnym strumieniem wodę. Odpędził od siebie wszystkie myśli, zepchnął je w najdalsze i najciemniejsze zakamarki swojego umysłu, żeby mogły wrócić do niego przy innej okazji. Przetarł swoją twarz dłonią, zakręcił wodę i odwrócił się do Natalie. Skupił się na jej pięknych oczach o jasnozielonym kolorze tęczówek i poczuł jak wszystko w nim się zmienia, tężeje i później uspokaja.

- Dzień dobry kiciu - powiedział muskając delikatnie jej pełne usta swoimi. - Wyspałaś się? - zapytał i położył swoje dłonie na jej brzuchu. To było już takie naturalne, że obejmował brzuch z całą czułością jaką miał w sobie, tak jakby mógł już dotknąć swojego dziecka. W gruncie rzeczy nie mógł przecież wiedzieć, czy naprawdę go dotknie, a jeśli tak to czy będzie mógł trzymać je za rękę przynajmniej do tego czasu, gdy dzieci się buntują i wyrywają się w świat? Cholera jasna.

- Nie. Wiesz, że nigdy się nie wysypiam, niezależnie jak długo będę spała - odparła i pogłaskała go wierzchem swojej dłoni po policzku. - Casper czemu tak tutaj stałeś? Znów wymiotowałeś? Masz zawroty głowy? Mówiłam ci, że musisz poddać się kolejnym badaniom. Dlaczego jesteś taki uparty? - przechyliła głowę na bok i spojrzała na niego tak jakby mogła zajrzeć mu w duszę. - Nie.. To nie to. Coś cię meczy, widzę to.

No jasne, że to widzi. Zawsze czyta z niego jak z książki i chyba całe szczęście, bo Casper nie poradziłby sobie bez jej wsparcia, rozmów ani tego jak potrafiła zatroszczyć się o to by poprawić mu humor. Zwracała na siebie całą jego uwagę. Odciągała jego myśli od całego tego syfu, który go otaczał, tak że nie mógł myśleć już o niczym innym tylko o niej. 

- Masz rację, to nie to chociaż po części też - odpowiedział zachrypniętym głosem. - Ja.. Po prostu za każdym razem jest tak samo. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie wyobrazić sobie, co będzie jeśli mnie tutaj zabraknie - westchnął, a Natalie zataczała swoim kciukiem kółka na jego policzku, kojąc jego wewnętrzny ból samym dotykiem i swoją obecnością.

- Chciałabym móc zabrać od ciebie całe te cierpienie. Sprawić, że zapomniałbyś o tym i nie zaprzątał sobie tym głowy. Żebyś był wolny tak jak kiedyś, ale nic nie mogę - ciężkie westchnienie wydobyło się z jej gardła i cała radość poranka wyparowała nagle z dziewczyny. - Casper skup się na tym co jest teraz. Spróbuj. Ja wiem, że potrafisz - pocałowała go delikatnie w usta zostawiając tym samym po sobie duży niedosyt, bo pocałunek trwał zbyt krótko, a Casprem chciał więcej i więcej. Potrzebował tego, pragnął i śnił o tym. - Człowiek nie ma wpływu na to co było, ani na to co będzie, ale może coś zrobić z tym co jest teraz. A teraz jesteś tutaj, ze mną, swoją narzeczoną, ja cię kocham i ty mnie kochasz, cieszymy się naszym dzieckiem i mamy cały dzień przed sobą. Teraz nic złego nie może się wydarzyć, a martwić się będziemy dopiero gdy będziemy mieli o co. Dobrze?

Wiedział, że Natalie sama nie do końca wierzy we własne słowa, ale starała się jak tylko mogła, żeby nadzieja w nich nie wygasła. Pilnowała aby oboje nie skupiali się jedynie na negatywach i na tym co najprawdopodobniej nieuniknione. Była jego siłą napędową, działała na niego lepiej niż jakiekolwiek leki. Dla niej chciało cię żyć, chociażby te życie miało trwać zaledwie kwadrans.

- Przypomnij mi bo nie pamiętam - zaczął i wykrzywił się w udawanym zamyśleniu łapiąc jej ciemne włosy i przesiewając je przez palce. - Czy mówiłem ci już dzisiaj jak bardzo cię kocham? 

Pokiwała przecząco głową, a jej kąciku ust mimowolnie uniosły się ku górze w pełnym, szerokim uśmiechu. Za taki uśmiech można było zabić. Umrzeć by można.

- Okropne przewinienie z mojej strony. Powinienem ci to powtarzać za każdym razem kiedy patrzę ci w oczy. Tak żebyś przypadkiem o tym nie zapomniała - on również od razu zaczął się uśmiechać a później muskając raz po raz jej usta powtarzał w kółko - Kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie. Cholernie mocno cię kocham. 

Nat śmiała się ze szczęścia, ale jednocześnie odwzajemniała każde z jego czułych muśnięć, a później nawet długi i zapierający dech w piersiach pocałunek. Całował ją tak jakby mógł w nią wlać całą swoją miłość. Smakował jej ust i rozkoszował się tym. Skupiał się na jej ciepłych wargach, tym jak idealnie pasują do jego warg i na jej języku, który ciągle droczył się z jego językiem. Pragnął ze wszystkich sił zapamiętać każdy jeden raz kiedy ją całował. Chciał zabrać ze sobą do grobu wspomnienia o niej i o tym, jak to było ją czuć.

- Kicia - powiedział, gdy odsunął się od niej. Obydwoje z trudem oddychali po tak intensywnym pocałunku. Oparł ich czoła o siebie i zajrzał jej w oczy. - Powiedz mi czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? 

- Nie mam zielonego pojęcia Mathers - pokręciła głową. - Najprawdopodobniej miałeś niesamowitego farta, ale wiesz jak to jest głupi ma zawsze szczęście. 

- Czy ty właśnie nazwałaś swojego narzeczonego inaczej niż cudny, wspaniały, albo bóg seksu? - nadstawił swojego ucha jakby licząc, że dziewczyna zwinnie się poprawi, ale oczywiście nie zrobiła tego tylko uśmiechnęła się zadziornie. - Za takie coś można spłonąć w piekle, moja droga.

- Więc spłoniemy razem - odparła i musnęła delikatnie swoimi słodkimi wargami jego usta. 

- Tylko żartowałem, skarbie. Masz wygląd anioła, niemożliwe żebyś kiedyś postawiła chociażby drobny kroczek w piekle. Za to ja... Nie raz już słyszałem, że jestem piekielnie przystojny.

Natalie roześmiała się ciepło i pacnęła go ręką w ramię, po czym odwróciła się i chwytając go za rękę wyciągnęła go z łazienki. 

- Jesteś niemożliwy - powiedziała, a jej usta nie przestawały się śmiać kiedy ciągnęła go przez pokój aż na korytarz przed schody.

- Przypominam ci, że właśnie za to mnie kochasz.




NATALIE 

Nie pamiętam już kiedy ostatni raz czułam się tak naprawdę dobrze, jakbym była na właściwym miejscu i jednocześnie tak bardzo źle. Dzięki Casprowi byłam szczęśliwa, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia jakby lada chwila miał się rozpłynąć w powietrzu. Nieważne jak bardzo starałam się opędzić od siebie tą myśl ona zawsze znajdywała sposób by mnie dopaść. Ale chciałam go bardziej niż czegokolwiek na świecie, mimo że nie ma to najmniejszego sensu, a jedyne co z tego będę miała to złamane serce. 

Tak.
Będę cierpieć.

Uświadomiłam sobie to i jednocześnie dzięki temu zauważyłam, że Casper i ja coraz częściej i bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy nagle swojego dotyku, trzymania się za ręce, albo całowania. Prostych sygnałów, że ciągle jeszcze mamy siebie nawzajem.

Wcześniej zanim go poznałam czas nie miał dla mnie znaczenia. Chciałam nawet odebrać sobie życie, żeby go nie mieć, a teraz zrobiłabym wszystko, żeby mieć go jak najwięcej. Żeby to Casper miał go całe mnóstwo. Nagle czas stał cię czymś najcenniejszym na świecie, pewnego rodzaju przywilejem. Każda chwila, każdy dzień, miesiąc był na wagę złota pod warunkiem, że nie spędzałam go sama i Casper także mógł się nim cieszyć. Widziałam teraz bardzo wyraźnie, jak Casper kochał życie i przygnębiające było patrzeć na niego, kiedy odnosił wrażenie, że ono wymyka mu się z rąk.

Jak to jest możliwe, że Ten na górze odbiera czas ludziom, którzy chcą żyć, a jest obojętny na tych, którzy najchętniej szybko by się go pozbyli? Casper nie zasługiwał na taki los. Ale świat nigdy nie był sprawiedliwy i razem musieliśmy jakoś to udźwignąć.

- Rozmawiałeś z lekarzem? - zapytałam, kiedy sprzątaliśmy po śniadaniu. Wiedziałam, że Casper wprost nie znosi rozmawiania o swojej chorobie, ale przecież musiałam to wiedzieć.

- Tak. Na razie dostałem tylko nowe leki i dobrze, że mój ojciec sra pieniędzmi, bo cholerstwa są coraz droższe - warknął będąc, tak jak się spodziewałam, niezadowolony z toru na jaki wkroczyła nasza rozmowa. Od teraz stąpałam po cienkim lodzie i musiałam uważać na to, żeby przypadkiem nie rozzłościć Caspra już z samego rana. 

- A dobrze się czujesz? - dopytywałam się dalej. Coraz częściej musiałam wyciągać z niego takie informacje. Sam najchętniej w ogóle by o tym nie mówił i udawał, że nic się nie dzieje, ale tak się nie dało.

- Tak Natalie - skłamał słyszałam to w napięciu jego głosu. Jeśli myślał, że ukryje przede mną to, że coraz częściej zdarza mu się wymiotować w nocy, albo że ma zawroty głowy to się grubo mylił. - I uprzedzając twoje następne pytanie, nie wybieram się jeszcze do szpitala. Czy choć raz nie możemy sobie oszczędzić takiej rozmowy? Pogadajmy o tym, że nie zrobiliśmy jeszcze pokoju dla dziecka i trzeba się zabrać. Usiądźmy i pomyślmy jakie imię w ogóle chcemy mu dać. 


- No przepraszam, ale ty nic już nie chcesz mi mówić. Ukrywasz przede mną wszystko co związane z chorobą więc muszę się dopytywać - wyrzuciłam rękoma w powietrze, a później nagle zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo oschle zabrzmiałam i westchnęłam ciężko. Usiadłam na krześle, bo moje nogi coraz gorzej dawały sobie radę z ciężarem jaki miałam w brzuchu. Już otwierałam usta, żeby przeprosić Caspra i zmienić temat, kiedy on niespodziewanie mnie wyprzedził. 

- Nie rozumiesz, że chcę ci oszczędzić kolejnych zmartwieć? Natalie ciężko mi to mówić, ale jestem prawdopodobnie najgorszym co cię mogło spotkać. Umieram i oboje nic nie możemy na to poradzić. Mam dość patrzenia na to jak bardzo cię ranię, choć chcę jedynie twojego szczęścia. 

Podszedł do mnie i ukucnął przede mną. Położył swoje ręce na moich kolanach, po czym podniósł swój wzrok na mnie i nasze spojrzenia się spotkały.

- Cholera przecież to ja jestem chory, a to ty cierpisz najbardziej - w jego oczach nie było niczego oprócz bólu nawet wtedy gdy przykładał swoje usta do mojego brzucha i go pocałował. - Chcę zmniejszyć ten ból tak bardzo jak to jest możliwe. 

- Przestań - powiedziałam, miałam już dość. - Przestań powtarzać, że jesteś najgorszym co mnie spotkało! Bo tak się składa, że mnie uratowałeś. Naprawiłeś mnie i pokochałeś wtedy, gdy na to nawet nie zasługiwałam. Przestań wmawiać mi takie rzeczy i sam też więcej nie próbuj tak myśleć. To właśnie dlatego, że znalazłam w tobie swoje szczęście twoja choroba przysparza mi cierpienia. Ale ja nigdy nie narzekam. Niech boli, śmiało! Zniosę wszystko bo cię kocham. Proszę.. Nie próbuj przeżywać tego sam. Podziel się tym ze mną. Podobnież jestem silna pamiętasz? 

- Pamiętam. Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam, ale nie mogę poradzić sobie z  myślą, że tak jak cię naprawiłem, teraz mogę cię również zniszczyć. Boję się, że jeśli odejdę ty znów się zagubisz, staniesz w miejscu i zapomnisz, że robiłem wszystko abyś była wolna od tego co cię dusiło. 

- Więc przeżyj - odparłam. - Wcześniej mówiłeś, że nie umrzesz, że zrobisz wszystko żeby żyć, a teraz słyszę tylko o tym co to będzie gdy umrzesz. Więc jak jest? Zostawiasz mnie, czy walczysz aż wygrasz? Wiem, że zapomniałeś już o tym, że musisz mieć ciągle nadzieję, ale ja pamiętam i wierzę, że ci się uda. Dasz radę. Nie byłbyś moim Casprem gdybyś teraz się poddał.

Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i kciukami pogłaskałam jego oba policzki. Milczał przez dłuższą chwilę, aż w końcu udało mu się uśmiechnąć i spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

- Masz rację - powiedział. - Jeszcze nie przegrałem. Walka nadal trwa, a ja jak ostatni idiota opuszczam gardę. Dziękuję. Kocham cię i obiecuję, że biorę się za siebie. Jeśli coś będzie się działo od razu ci powiem. 

- Dobrze. I to właśnie chciałam usłyszeć - rozpromieniłam się cała i starałam się jakoś rozluźnić atmosferę. - Więc mówiłeś coś o tym, że nie jesteśmy w ogóle przygotowani na to dziecko. 


Casper skinął twierdząco głową, uśmiechnął się do mnie i wstał na równe nogi. Nawet się nie zachwiał, a ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało, na szczęście tym razem mogłam być spokojna.

- No bo nie jesteśmy - zaczął. - Dlatego mam dla ciebie niespodziankę. Załatwiłem z ojcem już wszystko co trzeba i ten dom jest oficjalnie mój. Staruszek i tak ma jeszcze takich pięć, a teraz chyba pomyślał, że zrobi coś dla swojego chorego syna. Albo po prostu byłem zbyt problematyczny i tak łoży dużo hajsu w moje leczenie - wzruszył ramionami jakby wszystko po nim spływało, ale wiedziałam, że wcale tak nie jest. W każdym bądź razie pozwoliłam mu kontynuować. - W każdym bądź razie gabinet mojego ojca przerobimy na pokój dla naszego dziecka. Gadałem już z Heathem, Erickiem i dziewczynami. Pomogą mi bo ty nie możesz się przemęczać. Dlatego dziś sobie posiedzisz i będziesz patrzyła jak wszyscy ciężko harujemy.

- Casper chyba nie mówisz poważnie. Pomogę wam. Jeszcze do czegoś mogę się przydać - próbowałam protestować.

- Kochanie z całym szacunkiem, ale poradzimy sobie bez ciebie. Ty dziś masz tylko ładnie wyglądać i odpoczywać - nachylił się nade mną i pocałował mój policzek. - Kocham cię i nie złość się na mnie. Podobno od tego dostaje się zmarszczek. Caitlin mi mówiła - wzruszył ramionami po czym wyszczerzył się tak jak zawsze w ten swój cudowny zawadiacki sposób.

***

Koło południa pod drzwiami stała już cała ekipa. Otworzyłam im i zauważyłam, że niektórzy trzymają w rękach kubły z farbami, inni pędzle i wszystko co jeszcze miało im się przydać. Moja siostra sala na samym przedzie i uśmiechała się do mnie szeroko. Machnęła mi pędzlem przed nosem i zaczęła sie śmiać. Wszyscy wyglądali na bardzo podekscytowanych, jakby mieli uczestniczyć w czymś naprawdę wielkim i ważnym. 

- Cześć siostrzyczko, przyszliśmy wam pomóc - powiedziała i zrobiła jeden krok przez próg wkraczając do domu bez żadnych specjalnych zaproszeń, a za nią już do domu jak lawina wlała się reszta osób. 

- Natalie chyba piękniejesz dzięki ciąży. Już wcześniej mówiłem, że Casper to pieprzony farciarz bo cię spotkał, ale dopiero teraz na poważnie pluję sobie w brodę, że to nie byłem ja - powiedział Erick przeciskając się między wszystkich. Puścił do mnie oczko, pocałował w policzek na powitanie i wykrzywił swoje usta w szerokim uśmiechu.

Casper stanął za mną, posłał Ericowi ostrzegawcze spojrzenie i wymierzył w niego palcami.

- Uważaj stary bo mimo choroby jestem tak samo czujny jak zawsze i nadal mógłbym pokiereszować ci kości jeśli bardzo byś chciał - powiedział.

Chłopcy... - pomyślałam z uśmiechem na ustach. - Zawsze będą błazeńsko skakać sobie do gardeł. 

- Gdybyś jednak kiedyś miała dość tego nadętego dupka - szepnął Erick mi do ucha ale nie tak, żeby Casper tego nie słyszał - kupię ci większy i ładniejszy pierścionek - spojrzał na moją rękę, tą na której nosiłam zaręczynowy pierścionek.

- Erick nie bajeruj Nat! - wtrąciła Min, która też przepchnęła się między wszystkim zebranymi w korytarzu osobami i również jak wcześniej Erick pocałowała mnie w policzek, o ile tak można nazwać dotknięcie dwóch policzków bo Min jak zwykle użyła wściekle czerwonej szminki i musiała uważać, żeby mnie nią nie ubrudzić. -  Każda dziewczyna dałaby się pokroić za taką ilość brylantów, a ciebie nie byłoby stać na takie pierścionek nawet gdybyś złożył się z Heathem. 


- Wygląda na to, że możesz zapomnieć o Natalie brachu. Łączę się z tobą w bólu - Heath stanął obok swojego przyjaciela i poklepał go pokrzepiająco po plecach. Spuścił głowę jakby był głęboko zawiedziony i westchnął.

- Może w snach chłopcy - roześmiała się Ashley i nagle znalazła się przy mnie i zaczęła mnie ściskać. - Tęskniłam - usłyszałam jak wzdycha przy moim uchu.

Casper wtedy chwycił mnie za rękę i odciągnął do tyłu, żeby wszyscy nasi przyjaciele mogli w końcu wejść do środka i odzyskać swobodę ruchów. 


- W snach też niczego nie próbujcie, wątpię żebyście nawet tam mieli jakiekolwiek szanse, ale wam odradzam,  albo po śmierci to ja będę się wam śnił i nigdy więcej nie będziecie chcieli zmrużyć oczu - mówił i zmierzył ich złowieszczo wzrokiem patrząc na nich przez ramię. - Widzieliście mnie kiedyś w damskim bikini? Bo to się stanie jeśli wasze małe mózgi będą próbowały śnić o mojej dziewczynie.

- O kurwa stary chyba trochę przesadzasz. Przecież ja po czymś takim już nigdy nie będę czerpał radości z oglądania lasek na plaży. Zawsze będę widział ciebie - Heath wzdrygnął się na samą myśl.

- Casper nadal z ciebie kawał dupka - zaśmiała się Julia, która dopiero teraz przedostała się do mnie. Ze swoją drobną figurą i niskim wzrostem zawsze łatwo gubiła się w tłumie, ale kiedy już raz ktoś ją zauważył nie można było o niej zapomnieć. - Nat! - przytuliła mnie, a później odsunęła się na krok i obejrzała mnie od stóp do głów. - Erick to debil, ale miał stuprocentową rację. Wyglądasz piękniej niż zwykle. 

- No dobra - Victoria klasnęła w dłonie zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. - Przyszliśmy tu, żeby mój siostrzeniec, lub siostrzenica miała w końcu dla siebie miejsce w tym domu. Wiec nie rozczulajmy się jak baby tylko bierzmy się do roboty - poinstruowała i każdy skinął twierdząco głowa. Znów uśmiechali się szeroko, pełni energii i podekscytowania. - Będę dobrą ciocią - puściła do mnie oczko i zaczęła wszystkich zaganiać na górę. 

Zaśmiałam się cicho pod nosem, a Casper pocałował mnie wszyję i szepnął :

- Nasze dziecko ma same dobre ciocie i dobrych wujków - wiedziałam, że się uśmiecha chociaż nie mogłam go widzieć bo nadal stał za mną. Skinęłam twierdząco głową po czym biorąc go za rękę ruszyłam za wszystkim na górę.

***

Do pokoju przyniesiono dla mnie leżak. Siedziałam na nim wygodnie z kilkoma poduszkami i przyglądałam się wszyscy pracują oprócz mnie. Czułam się bardzo niekomfortowo, ale niestety mnie przegłosowano.

- Leż i odpoczywaj, kochanie a my się wszystkim zajmiemy - powiedziała Julia swoimi słodziutkim głosikiem i zabrała jeden pędzel dla siebie.

- Właśnie! Nawet nie ma mowy żebyś się tutaj gimnastykowała. Dbaj o mojego siostrzeńca, albo siostrzenicę - wtórowała jej Vic. - Cholera nie mogłaś zapytać się o płeć? Przez ciebie bez przerwy się plączę. 

Na początku podczas malowania było dużo śmiechów i rozmów, w których także uczestniczyłam, ale z mojego wygodnego leżaczka. Później jednak każdy po kolei zaczął się męczyć, a wtedy mogłam się na coś w końcu przydać. Poszłam po soki i szklanki, a każdy nagle okazał się bardzo spragniony.

Po półtorej godzinie pracy pokój był już w pięknym, delikatnym odcieniu błękitu. Chwilę zachwycałam się kolorem, a później zobaczyłam jak nogi pod Casprem się załamują i na szczęście w porę zauważył to Heath, który natychmiastowo go podtrzymał i nie pozwolił upaść. 

- Casper! - krzyknęłam, a on uniósł rękę do góry.

- Nic mi nie jest. Małe zawroty głowy. Muszę usiąść - powiedział po czym cicho zaklął pod nosem i usiadł na podłodze. - Dobra robota - zmusił się do uśmiechu. 

- Stary na pewno wszystko w porządku? - dopytywał zaniepokojony Heath. Wszyscy wokół zrobili się bladzi, bo nigdy wcześniej nie przydarzyło się to Casprowi w ich obecności. Niestety Casper coraz bardziej opadał na siłach i nie dało się tego dłużej ukrywać.

- Jasne - znów ten sztuczny uśmiech. - Róbcie swoje, nie przejmujcie się mną. Jestem chory. Czego się spodziewaliście? Takie akcje to nic szczególnego. Dobrze, że nie widzieliście jak pozbywam się całej zawartości swojego żołądka. 

Heath się skrzywił i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy odezwała się Julia.

- Okej, Casper nie jest dzidzią i na pewno sobie poradzi. Skoro moja przyjaciółka nie panikuje, nie krzyczy ani nie bluzga to znaczy, że wszystko będzie w porządku. Więc może ruszycie te swoje dupy i zabierzemy się za rysunki? 

Panie Boże dziękuję ci za tak fantastyczną przyjaciółkę. Kochana Julia jak zwykle domyśliła się, że  tematu o chorobie nie wyniknie nic dobrego, że Casper prawdopodobnie wolałby od razu skoczyć z okna niż słuchać jak wszyscy się nad nim użalają.

Po kilku następnych godzinach ściana przeznaczona na umieszczenie obrazka była gotowa. Min, Julia i Erick pokazali swój ukrywany talent i namalowali na ścianie postacie z "Piotrusia pana", którzy lecieli na jedną ze sowich niesamowitych przygód. Efekt był wręcz fenomenalny, aż zachciało mi się płakać.

Miałam szczęście, że mogłam cieszyć się takimi wspaniałymi przyjaciółmi. 

- Myślisz, że maluchowi się spodoba? - zapytała Min wymachując swoim pędzlem i ciągle przyglądając się dziełu, które wyszło między innymi spod jej ręki.

Czy się spodoba? Będzie zachwycony.

Nie odpowiedziałam. Zdążyłam jedynie pomyśleć kiedy pod domem rozległo się głośne trąbienie samochodu. 

- Meble! - pisnęła Julia i niemal skakała z radości.

Co byśmy bez nich zrobili?




14 komentarzy:

  1. Nie wiem co powiedzieć... Jesteś po prostu genialna w tym co robisz ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpiękniejszy rozdział <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie doczekałam sie nowego rozdziału jak zawsze cudowny przechodzisz sama siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. uff doczekałam się nowego rozdziału:)
    Tak sie zastanawiam czy Casper przeżyje..
    Czekam na neksta!;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z góry mam wielką nadzieję, ze odpiszesz na kom :)


    Wiesz jak trudno w tych czasach o coś pełnego emocji, uczucia i charakteru. O miłości ale nie przesadzonej? O idealne wyrażenie uczuć, opisu miejsc i zdarzeń? Bo chyba nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jestem ci wdzięczna za prowadzenie tego bloga. Mam nadzieje, ze nie będziesz taka jak ja i weźmiesz dupę w kroki do napisania kolejnej notki :) Wiem, ze to żałosne, desperackie i wgl, ale zostawię tu linka do mojego opowiadania, może ktoś się zainteresuje :) Pozdrawiam z mojego czarnego i pozbawionego barw świata :/

    http://kochamzyciebojestbezsensu.blogspot.com/

    Lily Gonzales trafia na oddział psychiatryczny. Popadła w depresje. Cały jej świat, który i tak był zrujnowany wali się do końca. Jednak w jej życiu pojawia się Justin. Również ma depresję. Kiedy się spotykają nic nie wskazuje na to, że się zaprzyjaźnią. Czy Lily przestanie się okaleczać i odnajdzie sens życia, czy dowie się co robi tu Justin?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, za wszelkie miłe słowa! Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. Staram się jak mogę, poświęcam temu opowiadaniu swój czas i wkładam w nie całe serce. "Miłość nas rozdzieli" traktuję jak swój prywatny skarb, to moje "dziecko" i doprowadzę historię Natalie i Caspra do końca. Prawda jest taka, że nie mogłabym już bez nich żyć. Dlatego nie bój się - przeczytasz jeszcze nie jedną notkę na tym blogu. O ile Ci się nie znudzi.

      A no i dziękuję za link, na pewno zajrzę i przyznam szczerze, że podoba mi się opis. Moje klimaty, haha więc kto wie może będę wielką fanką? :D Trzymaj się cieplutko. Cieszę się, że ze mną jesteś, a może raczej z Casprem i Nat. Ojej właśnie zobaczyłam Twoją bohaterkę! Ależ ona śliczna!

      Usuń
  7. To opowiadanie jest najlepsze jakie czytam! Kocham je i jest dla mnie inspiracją chyba do wszystkiego! Będę wspierać do końca z całego serca. Chciałam Ci podziękować, ponieważ między innymi dzięki Tobie zdecydowałam się urzeczywistnić mój pomysł z opowiadaniem. Jesteś wyjątkowa i niewyobrażalnie kocham Twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na nowy:(martwie sie o caspra:(<3

    OdpowiedzUsuń
  9. Coraz bardziej boje się o Caspra

    OdpowiedzUsuń