środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 29

Pamiętaj żeby skomentować, jeśli przeczytasz. Dziękuję<3 



Casper pędził swoim ukochanym czarnym lambo przez wyjątkowo mało ruchliwe ulice. Siedzieliśmy w milczeniu. Zerkałam na niego czasem, kiedy akurat nie szczypałam paznokciami siedzenia, albo nie wciskałam w nie palców. Nie wyglądał na kogoś kto był ciężko chory, a tym bardziej nie na kogoś kto był jedną nogą w grobie. Ostatnio poprawiło się na tyle, że odzyskał zdrowy kolor skóry, pod oczami nie miał sińców i nawet przybrał na wadze, a włosy mu odrosły. Wyglądał naprawdę bardzo przystojnie, kiedy wykrzywiał swoje usta w zadowolonym uśmieszku pokonując na drodze każdą z przeszkód. Kierownica szalała w jego rękach, bawił się biegami i prędkością. Nie pamiętam, kiedy ostatnio prowadził z taką pasją i chociaż bardzo cieszył mnie fakt, że najwyraźniej czuje się lepiej to miałam ochotę wrzasnąć i przywołać go do porządku. Do jasnej cholery przecież siedzę na siedzeniu obok z brzuchem wielkim jak piłka!

- Kicia, jak się czujesz? - zapytał zerkając na mnie kątem oka. 

- Wyśmienicie - skłamałam wciskając plecy w siedzenie, jakbym chciała się z nim stopić. 

Casper zaśmiał się i zaczął stopniowo zmniejszać prędkość. Gdy maszyna przemierzała już drogi w spokojnym i lekkim tempie spojrzał na mnie, wyciągnął się do schowka nad moimi kolanami i ostrożnie wyjął z niego paczkę papierosów. Włożył sobie jednego między zęby po czym skierował w moją stronę swój najlepszy zawadiacki uśmieszek. 

- Kłamczucha - rzucił, a papieros drgał w jego zębach, kiedy mówił. - No, ale twój niedojrzały narzeczony już się wybawił, więc możesz się nie bać mała. 

Skupił się z powrotem na drodze przed sobą, odpalając papierosa i odkręcając szybę po swojej stronie. 

- Kamień z serca, naprawdę. Już myślałam, że nas pozabijasz - wywróciłam oczami.

- Jakbym śmiał zrobić żart losowi i zabić siebie wcześniej niż on by o tym pomyślał? - zaciągnął się, a dym wyleciał z samochodu przez otwartą szybę. - Tą działkę zostawiam temu pieprzonemu raczysku. 

- Wiesz, że straszny z ciebie dupek? Gdybyś był chociaż w połowie tak zabawny, jak sądzisz - z mojego gardła wydobyło się ciężkie westchnięcie zamiast dokończenia myśli.

- Kochanie nie złość się na mnie. Masz racje kawał drania ze mnie, ale może pewnego dnia zrozumiesz jakie to jest kurewsko śmieszne - wziął większego bucha, po czym wypuścił kółka.

- Raczej wątpię - odpowiedziałam, po czym skierowałam swój wzrok na wszystko co mijaliśmy po drodze. Dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu, aż Casper odezwał się niskim, gardłowym głosem.

- Boisz się?

Czy się boję? Jesteśmy właśnie w drodze do mojego domu - tego, który opuściłam po zajściu w ciąże bo ojciec wpadł w szał. Zostaliśmy zaproszeni na obiad i szczerze powiedziawszy wcale mi się to nie podobało. Mogłam się tak naprawdę spodziewać wszystkiego, a już na pewno po moim ojcu. Nie czułam się wcale na siłach wracać do domu, który najczęściej wspominam jako miejsce, w którym zamykałam się w sobie, płakałam po nocach w poduszki, cięłam się i chciałam umierać. Nie miałam ochoty musieć przypominać sobie jak to było, kiedy ojciec podnosił na mnie głosy czy ręce. Przecież uwolniłam się od tego. Zamieszkałam z Casprem zostawiając depresję i złe wspomnienia za sobą. Przez ostatnie miesiące raz było lepiej, a raz gorzej, jednak przede wszystkim lepiej. Miałam co prawda swój czas załamań, ale miłość, którą czułam była intensywniejszym uczuciem niż cokolwiek innego. Po prostu byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa pierwszy raz w swoim życiu.

- Jak cholera - wyrwało mi się i złapałam cię na tym, że znów skubię skórzane obicie siedzenia.


- Ja chyba też- przyznał. - Ale może zapraszają nas żeby pogratulować zaręczyn, a nie posiekać na kawałki?


- Nie - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.


- Skąd możesz wiedzieć? Może nagle w cudowny sposób mnie polubili..


- I pewnie skaczą też z radości, że niedługo zostaną dziadkami - przerwałam mu.- Casper, czy ty siebie słyszysz? W ogóle to powinniśmy zawrócić, nie chcę znienawidzić obiadów do końca życia. 


- W moim przypadku to nawet nie takie przerażające, bo moje życie nie musi być wcale długie. 

Znów to samo. Casper miał nieznośny zwyczaj żartowania ze swojego stanu. Chyba nie wiedział, że złością maskuję ból jaki sprawia mi takie mówienie. Ale nic nie mówiłam. Milczałam, bo Casper zawsze w taki sposób radził sobie z ciężkimi sytuacjami - obracał je po prostu w żart.


- Och, po prostu zawróć - powiedziałam, a w tym samym momencie samochód Caspra wyprzedził jakiś drugi kierowca. Będąc już przed nami wrzucił lewy kierunkowskaz i... niestety wiedziałam co to oznacza.


- Dla ciebie wszystko kochanie, ale nie teraz - mówiąc zmieniał już bieg i wciskał gaz, bo kierowca przed nami wystrzelił do przodu jak burza.


Na początku swojej znajomości z Casprem poznawałam przeróżne i dziwne zwyczaje panujące na drogach. Między innymi właśnie ten, który rozgrywał się teraz czyli nic innego jak mały wyścig. A wszystko polegało na tym, żeby wyprzedzić tego, który cię na niego wyzwał mrugnięciem lewym kierunkowskazem.

Casper znów zapomniał, że ryzykowna jazda w moim obecnym stanie jest naprawdę niebezpieczna i po prostu z całych sił wciskał gaz, coraz bardziej zwiększając swoją prędkość. Kierowca przed nami był szybki, ale najwidoczniej nie wiedział z kim miał do czynienia. Właśnie wyzwał na wyścig jednego z mistrzów kierownicy, dla których szybkość była zabawką i jeśli istniały dla nich jakiekolwiek granice to tylko po to by je przekraczać. Czerwone sportowe autko mknęło uparcie przed siebie, ale to było bezcelowe. Casper za kółkiem czuł się jak ryba w wodzie. 

Klął sobie coś pod nosem, bo chyba tak jak ja nie docenił kierowcy czerwonego autka. Wszystko za szybami rozmazywało się przez szybkość jaką jechaliśmy. W końcu Casprowi udało się dogonić Czerwonego, a po tym natychmiastowo przystąpił do wyprzedzania. Czerwony próbował jeszcze protestować, wyrywał się do przodu, ale wszystko na nic. Casper wygrał. Wyprzedził Czerwonego i wystawił rękę za szybę dziękując machnięciem ręki za wyścig, a tamten odpowiedział mu mruganiem świateł.

- Skurwysyn był dobry - rzucił, kiedy znów mógł spokojnie zwolnić.

- Ale jak zwykle nie dość dobry - dodałam.

***

Odwrotu już nie było kiedy stanęliśmy oboje przed drzwiami domku jednorodzinnego. Wzięłam głęboki wdech, a Casper uścisnął moją dłoń próbując dodać mi sił. Normalnie pewnie by pomogło, ale prawda była taka, że rodzice wyryli się zbyt mocno w mojej psychice i cała drżałam z niepokoju. Kto wie, co zamierzają zrobić? Czy spotkamy się z ich dobrą stroną, a może jednak tą, która przyprawia mnie o ciarki na całym ciele.

- Natalie! Casper! - drzwi otworzyła nam Vic razem z małą Carly. 

Weszliśmy do korytarza i tam zdjęliśmy obuwie, choć wahałam się chwilę czy aby na pewno jest jakiś sens. 

Mała Carly patrzyła na mnie tak jakby nie widziała mnie całe wieki. Miała wielkie oczy i zasypywała mnie całym mnóstwem pytań o dzidziusia. Staliśmy chyba jakieś dziesięć minut nim znudziło jej się dotykanie brzucha, albo przystawiania do niego ucha. Nie miałam jej tego za złe. W gruncie rzeczy tęskniłam za siostrami.

- Vic.. Wiesz coś na temat tego, co planują nasi szaleni rodzice ? - zapytałam szeptem, kiedy zaczynaliśmy wszyscy kierować się do jadalni. Casper wziął Carly na ręce i pozwalał skubać się po twarzy, mierzwić swoje włosy i słuchać jej opowiadać o tym, co robiła wczoraj.

- Szczerze to chyba nie mają żadnego planu - odpowiedziała również szeptem. - Co więcej nie wydają się wcale groźni. Aż się nieswojo czuję - zaśmiała się.

W jadani stał jak zawsze duży stół, teraz ładnie zastawiony z całą furą smacznego jedzenia, od którego zapachu napływała ślinka do ust. Moja rodzicielka wybiegła z kuchni i wytarła ręce w ścierkę, po czym rzuciła ją na ojca, który szedł tuż za nią i mocno mnie wyściskała.

- Och Natalie - wzdychała głaszcząc moje włosy.

- Czy powie mi ktoś w końcu, co tu się wyrabia? O ile dobrze pamiętam ostatnio byłam najgorszą córeczką, a teraz mam przyjść na obiad? Na pozbycie się dziecka już trochę za późno jakbyście nie zauważyli więc czego chcecie? 

- Nie mów tak - matka odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy. 

- Natalie nie naskakuj na mamę. Wyrażaj się z szacunkiem.

- Nigdy nam nawet przez myśl nie przeszło, żebyś pozbyła się naszego wnuka. Po prostu usiądźcie z nami do stołu i porozmawiajmy.

- Przepraszam za Natalie - wtrącił nagle Casper. Odłożył małą Carly na podłogę i zmierzwił jej ciemne włoski. - Jest ostatnio kłębkiem nerwów. Usiądźmy, kochanie.. Twoi rodzice chyba naprawdę chcą z nami poważnie porozmawiać.

Przy stole nadal coś trzęsło się we mnie ze złości. Czekałam tylko na moment, w którym ojciec wybuchnie albo skrzywi się na mój widok w odrazie. Ale nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie.. Dopytywali się o przebieg ciąży, dziecko i nawet używali co do niego słowa "wnuk". Interesowali się moim samopoczuciem i stanem zdrowia Caspra. Byli najzwyczajniej mili, aż musiałam uszczypnąć się w kolano tak dla pewności, że na pewno nie śnię.

- Kochanie.. Razem z tatą jest nam bardzo źle z tym jak cię potraktowaliśmy.

- Ja się uniosłem, wyrzuciłem twojego chłopaka i powiedziałem rzeczy, które do siebie niepotrzebnie przyjęłaś. Rozumiem, że cię zraniłem. Jesteś moją córeczką Natalie. Zawsze chciałem cię chronić, ale nie mogłem przecież przewidzieć wszystkiego. 

Co za bzdury.

- Za to ja obiecałam ci pomóc, a jednak nic dla ciebie nie zrobiłam. Nie odbierałaś naszych telefonów, wyniosłaś się z domu. Natalie tak dłużej nie może być. Chcemy być obecni w twoim życiu i życiu naszego wnuka. Mam nadzieję, że nam wybaczysz.

Znów to samo.

- Casper okazałeś się mądrym chłopakiem i zatroszczyłeś się o moją córkę. Widzę jak przy tobie promienieje. Zawsze tego dla niej chciałem, tylko czasami mi nie wychodziło. Jako dorosły mężczyzna, świadom swoich błędów, muszę cię przeprosi i tak samo po raz kolejny moją córkę.

Ile ćwiczyli te kwestie? 

- Spróbujecie zapomnieć o tym co było? 

Wyczekująca cisza. Co miałam im powiedzieć? Że co? Że im wybaczam? Chyba właśnie tego ode mnie oczekiwano, ale nie potrafiłam tego zrobić. 

- Nie wiem, czy naprawdę zdajecie sobie sprawę z tego jak wielką krzywdę mi wyrządziliście. Zawiodłam się na was. Zostałam sama w najtrudniejszym momencie mojego życia i dopiero teraz zaczęliście się mną interesować z przyczyn, w które nie zupełnie wierzę. Będziecie mogli odwiedzać swojego wnuka, ale nie liczcie na to, że tak szybko zapomnę wam to co zrobiliście. Niektórych rzeczy nie da się tak łatwo naprawić. 

- Oczywiście, Natalie, chcemy tylko żebyście nas odwiedzali, rozmawiali z nami normalnie a z czasem może jednak uda ci się nam wybaczyć.

- Dziękuję za obiad. Był pyszny, ale musimy już wracać do domu. 

Casper pomógł mi wstać, a później zaoferował mi również swoje ramię. 

- Dziękujemy. A i tak właściwie to nie jestem już jej chłopakiem. Jestem jej narzeczonym - powiedział i razem ze mną skierował się do wyjścia. 

Kiedy odchodziliśmy słyszałam jak ojciec gniewnie mamrocze coś do mamy. Z pewnością nie tego oczekiwał po naszej wizycie, a jeśli już coś nie szło po jego myśli robił się wściekły i przypisywał mi wszystkie winy. 

Ale nie obchodziło mnie to, że go rozzłościłam. Okazało się, że wcale się go już tak nie boję jak kiedyś. Po prostu ojciec musi zrozumieć, że nie jestem już tą Natalie, która weźmie na siebie chętnie całą winę i jeszcze go przeprosi. Każdy niech płaci za swoje grzechy. 

CASPER

- Wyspałeś się? - zapytała obserwując go z przeuroczym uśmiechem. Nadal uwielbiał momenty, gdy mógł budzić się przy niej.

- Głupio się pytasz - wymruczał chcąc przymknąć powieki jeszcze na chociażby pięć minut. 

- Trzeba wstawać, na 11:00 jest lekarz. - Natalie pociągnęła za kołdrę, zrzucając ją na ziemię. -Ścielisz łóżko. I wstawaj, no już. -poganiała go. Nie mógł jej zignorować, bo zaraz by się zemściła. Za kilkanaście minut był już w miarę przytomny. Objął ją od tyłu, muskając wargami tył jej głowy. Jej włosy zawsze pachniały słodkim zapachem kokosu, a on uwielbiał się nim zaciągać. 

-Nie przymilaj się. - mruknęła w uśmiechu, idąc już w stronę drzwi pokoju. - Idę na dół zrobić nam śniadanie, a ty weź leki i za pięć minut widzę cię w kuchni.

- Kicia, jesteś jedyną kobietą, która mną tak rządzi. Ależ ty jesteś seksowna - uśmiechnął się i przyglądał się jej kroczącej przez pokój. 

- Casper ja mówię poważnie. Pośpiesz się, proszę.

- A ja to niby mniej poważnie? - zapytał, a Natalie zmierzyła go wzrokiem stojąc już w drzwiach. - Dobrze, już dobrze. Może byś tak przestała zabijać mnie wzrokiem i zeszła na dół, bo jeszcze się przez ciebie spóźnimy. 

- Straszny idiota z ciebie - powiedziała, ale jej usta się śmiały. - Kocham cię.

- Ja ciebie też i idę już połknąć te cholerne tabletki.

W łazience odsunął szafkę, w której oczywiście znajdywała się cała kolekcja prochów. Wszystkie miały mu niby pomagać, ale najczęściej jedynie sprawiały, że jego organizmy pozbywał się śniadania, obiadu i kolacji. Teraz dostawał nową, znów eksperymentalną, tabletkę. Była wyjątkowo mała i dlatego nazywał ją "suką". Kiedy wziął ją pierwszy raz myślał, że zwymiotuje wszystko wraz z narządami. Później jednak nauczył się łykać ją razem z tabletką zapobiegającą wymiotom. Naprawdę ciekawe co zabije go najpierw - te cholerne leki, czy może jednak rak.

Połknął tabletki, które miał przeznaczone na rano i nie przeciągając ani zbytnio rozczulając się nad myślami o śmierci, zbiegł na dół do Natalie.

***

Po zjedzonym śniadaniu nawet nie mieli czasu posprzątać. 
W pośpiechu dopijając letnią już kawę, chwycił za kluczyki i dokumenty, i wyszedłem za Natalie z mieszkania.

Do szpitala nie jest tak daleko, jakieś 20 minut drogi bez korków. 

- Rozmawiałam wczoraj z dziewczynami o wyjeździe w góry - mówiła, kiedy jechał tym razem nie pędząc jak szalony. Postanowił oszczędzić Natalie kolejnych nerwów i po prostu dostosował się do ruchu panującego w mieście, wyprzedzając jedynie tych, którzy jechali tak wolno, że sama Nat kazała ich wyprzedzać. - Do ferii jeszcze sporo czasu, ale one i tak gadają już tylko o tym. Strasznie się cieszę. Nasz dzidziuś będzie już wtedy z nami i zobaczy pierwszy śnieg. Wyobrażasz sobie jak będzie cudownie? 

Natalie, kiedy już nie zastanawiała się nad sensem świata, albo nie odpływała w znane tylko jej odmęty swoich czarnych myśli lubiła fantazjować o dziecku i o tym, co będą robić kiedy już przyjdzie na świat. Casper lubił o tym słuchać i nawet się do niej przyłączał. Jeśli cokolwiek jeszcze na świecie oprócz Nat potrafiło sprawić, że zapominał o chorobie to była to myśl o dziecku, którego nie mógł się już doczekać.

- Tak,kiciu - potwierdził i uśmiechnął się do niej szeroko. Dotknął jej ręki i pogłaskał ją swoim kciukiem. - Rzeczywiście będzie cudownie. Pewnie będzie to nawet jedno z najlepszych przeżyć w naszym życiu.

Podjechali pod szpital. Casper chwycił za jej teczkę z dokumentami i wysiadł wraz z nią z samochodu. Po skierowaniu się na odpowiednie piętro, usiedli przed gabinetem. Lekarz zaraz miał zawołać Natalie na wyznaczona godzinę. 

- Znów zobaczę tego malucha -wyszeptał, nie mogąc przestać się uśmiechać.

Natalie położyła mu rękę na kolanie i odwzajemniła jego uśmiech. Ciemny loczek opadł jej na oko i aż swędziały go dłonie, żeby go jej poprawić i zaczesać za ucho. Zrobił to, a ona pocałowała go w policzek. 

- Myślałam, żeby oprawić zdjęcie USG naszego maluszka - powiedziała.

- Dobrze, kiciu zrobimy to.

- Moja ulubiona pacjentka, Natalie Johnson? - doktor Sylvia wyłoniła się z gabinetu. Casper lubił tą kobietę. Była szczerze miła i bardzo przyjazna. Miała dobre podejście, a o takich lekarzy było trudno i on sam już o tym najlepiej wiedział.

Natalie zniknęła razem z lekarzem za drzwiami gabinetu, a on tymczasem jak zwykle musiał czekać. Zajmowało to dziesięć minut, więc jak zawsze wymieniał smsy z Ashley, Vic i Heathem. Dziewczyny entuzjazmowały się dzieckiem, w kółko o nim pisały a nawet gdy powiedział, że Nat chce oprawić zdjęcie USG zaraz prosiły o kopie dla siebie. Heath to co innego. Z nim Casper pisał o tym co dzieje się na wyścigach w jego małym królestwie, za którym tęsknił, o wczorajszym meczu i o tym jak ich ulubiona drużyna po mistrzowsku go przejebała. 
Dziesięć minut minęło, później piętnaście i dwadzieścia. Casper poczuł, że coś jest bardzo nie tak. To nigdy nie trwało tak długo więc, coś jest na rzeczy.
I usłyszał płacz. Musiała minąć chwila, zanim poznał, że to Natalie płacze. Zapukał ze zdenerwowaniem do drzwi i bez zaproszenia otworzył je.
Doktor Sylvia szybko wyjaśnił roztrzęsionemu chłopakowi sprawę. Poród będzie dzisiaj. Serduszko dziecka zdawało się nabierać dziwny rytm, raz jakby słabło a raz, jakby biło za szybko. 

- Jest ułożona. Tak, 35 tydzień. -przekazywała lekarka przez telefon. Natalie mocno ścisnęła jego bluzę, próbując uspokoić drżenie ciała w płaczu i w stresie. 

-Nie płacz...- szeptał, głaszcząc ją po plecach. Sam odczuwał jak bardzo napięte były jego nerwy. Nigdy wcześniej nie miał aż tyle wątpliwości w głowie na raz, jak właśnie teraz. 

-Szykują ci salę. -poinformowała lekarka. Jedna z pielęgniarek zabrała Natalie, by ją przygotować. Wróciła prowadzona na wózku, w biało-szarej koszuli i opaską ze swoim imieniem i nazwiskiem na prawym nadgarstku. Jej włosy zostały spięte w byle jakiego koka. Ubrania oddał Casprowi jakiś student, poklepując go po ramieniu. 

- Nie denerwuj się Natalie. Będzie dobrze. Już za chwilkę przytuli pani swojego maluszka. -powtarzała doktor Sylvia.

-Chłopiec czy dziewczynka? -zapytała, idącego obok niegk jakaś druga kobieta.

- Nie wiemy. Nat chciała mieć niespodziankę. -odpowiedział pośpiesznie. Zanim całe show się zaczęło, zabrali Natalie na ostateczne badania u ginekologa. W tym czasie Casper obdzwonił chyba wszystkie swoje kontakty, sam nie wierząc co właśnie przekazuje.

- Victoria, Nat rodzi -rzucił bez żadnego "halo, cześć" czegokolwiek.

-Nie rób se jaj. -skarciła go, w między czasie marudząc coś na małą Carly.

-Vic przyjedź, ona rodzi! -zażądał w nerwach, krążąc od końca do końca korytarza. 

-Matko Boska. -dokładnie to samo miał w myślach. -Spakowałeś ją? -zapytała. 

-Nie mam nic, nie wiedziałem, byliśmy na badaniu i powiedzieli, że musi rodzić. -jego głos drżał, musiał usiąść czując, jak ciśnienie w nim wzrasta. 

-Spakuje jej coś, zaraz będę. Nie denerwuj się i wspieraj ją cały czas. I nie krzycz na nikogo. -powiedziała i rozłączyła się. Po chwili oczekiwania drzwi od gabinetu otworzyły się, wywozili Natalie na szpitalnym łóżku w stronę porodówki.

-I co jest? -zapytał, podbiegając do jednego z lekarzy.

-Musimy wywołać poród. To nie potrwa długo. -powiedziała położna. -Może pan wejść z nami. 

Kolana Caspra były jak z waty, jakbym nie miał kości,
Kiedy już ją ułożyli, jedyne co mógł robić to być przy niej i wspierać ją.  
Nat płakała, nie mogąc się opanować. A Casper całkowicie ją rozumiał. Gładząc kciukiem jej dłoń, obserwował lekarzy, którzy ciągle się przy niej krzątali. 
I zaczęło się. 
Ze skurczy, jakie ją ogarniały, unosiła się z bólem i powoli opadała, zaciskając jego dłonie. 

-Nie płacz, spokojnie. -szeptał, głaszcząc ją po włosach.

Jego dobre słowa zagłuszali lekarze, którzy kazali jej przeć w określonym dystansie czasu.

-Niech pani prze! -krzyknęła położna. 

-Nie mogę! -odkrzyknęła, mocniej zaciskając nadal jego dłonie. Prawie ich nie czuł.

-Możesz i dasz radę. -odpowiedziała. -No już. Będzie dobrze. - Capsper ciągle próbował dodawać jej otuchy. 

To wszystko trwało aż 5 godzin. 
Przez ból, stres, krzyki, płacz, drżenie rąk. W końcu na świat przyszło dziecko, o którym snuli już  z Natalie marzenia.

Usłyszał jak głośno płacze. Nie zdziwiłby się, gdyby usłyszano ten piękny płacz na innym oddziale. 
Casper zaniósł się łzami jak głupi. Nie wiedząc co robić, całował Natalie po głowie, włosach, policzkach, trzymając jej dłonie, głaszcząc ją i powtarzając jej, jak bardzo była dzielna. 

-Dziewczynka, zdrowa jak rybcia. -krzyknęła położna, zawijając ich maleństwo w ręcznik, którym ją wytarła i ubrała ją w szpitalne ubranka. 

-44 centymetry, 2800, duża babeczka. -zaśmiała się kobieta, kładąc maleństwo przy Natalie. Jak tylko ją zobaczył zaniósł się jeszcze większym płaczem. Od razu się uspokoiła, gdy przytuliła się do swojej mamy, najdzielniejszej kobiety na świecie. 

-Cześć mała. -szepnął bojąc się jej dotknąć, żebym tylko nic jej nie zrobił. Muskał czule jej rączkę i głaskał jej główkę. 

Natalie została przewieziona na salę, natomiast ich córeczkę zabrano do inkubatora. Była strasznie mała i trochę wyziębiona. 

Podczas gdy Natalie spała, Casper obserwował to ich wspólne maleństwo. Pomyślał, że jest żywym arcydziełem i nie mógł uwierzyć, że jest jego. Mała była najpiękniejszym dzieckiem na świecie, Casper był tego pewien, nie mogło być inaczej. Niemożliwe. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, tak jak w jej mamusi. 

Do szpitala zjechali się znajomi, rodzice Nat i jej siostry, nawet jego matka razem z Cait ale ojciec jak zwykle był zajęty pracą. Casper normalnie by się zdenerwował, ale był zbyt szczęśliwy. Ciągle chwalił się jaką ma piękną córeczkę, jakie cudo stworzyli razem z Natalie. A wszyscy płakali i śmiali się na zmianę, żartowali i zachwycali się małą. Casper został wyściskany i usłyszał mnóstwo gratulacji.

Jeden powód więcej by z tobą wygrać pieprzony raku - pomyślał.

Po pewnym czasie pozwolono mu wziąć ją po raz pierwszy na ręce. Był niemożliwie podekscytowany. Jego ręce trzęsły się do granic możliwości, pierwszy raz dotknie swojej księżniczki. 
Była bardzo lekka, krucha, słodka, urocza, różne grymasy przechodziły przez jej twarz, a Casper lekko nią kołysał i całował jej czółko, będąc niesamowicie szczęśliwy. Zdrowa, silna i idealna. Jego córeczka.

Usiadł przy Natalie, która właśnie otwierała swoje oczy i na jego widok z małą na rękach uśmiechnęła się szeroko. 

- Hej kochanie, zobacz kogo tu mam. Trzymam na rękach anioła - powiedział i pokazał Nat ich córeczkę nie od razu przekazując ją narzeczonej do rąk. Chciał się jeszcze trochę nacieszyć tym drobnym ciałkiem, które idealnie pasowało do jego rąk.

- Cześć skarbeczku - Natalie szeptała do małej i opuszkiem palca połaskotała ją po policzku. - Casper ona jest najpiękniejsza na świecie.

- Wiem, kicia - potwierdził i dopiero po tym podał córeczkę Natalie. Mała pomachała swoją rączką ocierając się o klatkę piersiową swojej mamusi, a jej buźka znów krzywiła się w śmiesznych grymasach. - Dostałem dziś kamerę od Ashley.. Jeszcze ci nic nie mówiłem, ale chcę nagrywać naszą małą, siebie i ciebie. Jeśli coś mi się jednak stanie... - słowa ugrzęzły mu w gardle i dopiero po długim westchnięciu wróciła mu mowa. -  Chcę, żeby miała po mnie pamiątkę, znała mój głos, wiedziała jak wygląda jej tato i żeby wiedziała, że świata nie widzę poza wami dwiema.

- Casper - Nat zatrzymała rączkę córeczki, którą jeszcze przed chwilą się delikatnie bawiła i spojrzała na niego. 

- Nic nie mów. Przemyślałem to, dlatego uśmiechnij się ładnie bo to będzie moje pierwsze nagranie.

Wyjął niewielką kamerę, taką którą można było wygodnie trzymać w ręku i skierował ją na Natalie trzymającą ich dziecko, później objął nią siebie i zaczął mówić :

- Cześć kochanie. Dziś przyszłaś na świat. W końcu. Ja i twoja mama nie mogliśmy się ciebie doczekać. Wyglądasz jak mały anioł i podbiłaś nasze serca - mówił po czym znów skierował kamerę na narzeczoną i córeczkę. - Nat, skarbie uśmiechnij się do nas ładnie. 

- Casper jesteś szalony - dziewczyna zaczęła się śmiać, ale pomachała do kamery. 

- Też cię kocham. Was obie - powiedział i zrobił zbliżenie na maleństwo. - Nadajmy jej jakieś imię..

- Powinniśmy to dobrze przemyśleć...

- No proszę, Natalie... Chce, żeby nasza księżniczka miała już swoje imię.

- Dobrze - zgodziła się jednak i znów zaczęła bawić się maleńką rączką córeczki. 


- I niech te imię coś znaczy - dodał.

Natalie zastanawiała się przez chwilę, a wtedy on psocił się małej łaskocząc ją pod bródką. Była taka rozkoszna, że kamera nie mogła jej nie pokochać.

- Hope! - wypaliła Natalie. - Chcesz, żeby imię coś znaczyło więc niech będzie Nadzieja. 

- Podoba mi się - Casper od razu pochwycił ten pomysł. Mała zaczęła wykrzywiać swoje usteczka w uśmiechu, więc jej także musiało przypaść to imię do gustu. - Hope.

- Nadzieja jest czasem jedynym, co posiada człowiek. Nie można jej mu odbierać. Nadzieja może zdziałać cuda i sprawia, że brniemy wciąż do przodu nawet jeśli cały świat jest przeciwko nam. I nadzieja jest czymś o czym twoi rodzice nie mogą zapominać, bo życie zbyt często okazuje się niesprawiedliwe - mówił do kamery, która obejmowała ich całą trójkę. - Kocham cię, mój mały aniołku. 

- Zasnęła... - Natalie szepnęła za jego plecami.

- W takim razie Hope, koniec nagrania pierwszego. Jeśli dopisze nam szczęście nigdy nie będziesz ich potrzebowała. A jeśli tak, to proszę cię żebyś się dla mnie uśmiechała.. Nawet nie myśl o niczym innym. Ja i twoja mama teraz jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi, ty też bądź. Natalie możesz znów się uśmiechnąć na koniec nagrania. Proszę o ten śliczny uśmiech jeszcze raz. 

- Kochamy cię Hope - powiedziała i tak jak poprosił uśmiechnęła się prosto do kamery.

- Rozumiesz... Po prostu kiedy widzi się taki uśmiech, nie da się też nie uśmiechnąć. 

Zatrzymał nagrywanie i zapisał film. Ucałował swoją narzeczoną w usta i zaśmiał się widząc jak mała Hope słodko śpi.

- Chyba ją zanudziłem, już pierwszego dnia jej życia. 

- Cóż w końcu jesteś jej tatą, a oni zawsze przynudzają - uśmiechnęła się z rozbawieniem, a jej klatka piersiowa zatrzęsła się od śmiechu. Chwilę przyglądała mu się w milczeniu, po czym powiedziała - Będziesz wspaniałym tatą, Casper.






11 komentarzy:

  1. <3 i nic więcej bo mi słów brakuje ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Casper... ty nigdy się nie zmienisz :D
    Pomysł z nagrywaniem świetny !
    Bosz... kocham to ! Czekam na następny !
    Duuużo weny kochana !

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże aż się popłakałam 😅
    Rozdział cudowny,czekam na kolejny *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hope- nadzieja. Cudownie!,
    Rozdzial swietny, i jaka zmiana jej rodziców..
    Czekam na neksta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest cudowny, ten moment gdy Casper mówi, że będzie nagrywał filmy, żeby Hope wiedziała jak wyglądał, jaki miał głos, gdyby mu się coś stało... A potem co mówił gdy nagrywał... Autentycznie się popłakałam i płaczę pisząc ten komentarz, mam naprawdę złe przeczucie, że Casper nagrywa te filmy nie na darmo... Obym się myliła, nie chce żeby Casper przegrał walkę z rakiem. To fanficion jest idealne, w każdym stopniu, nie rozumiem dlaczego czyta je tak mało osób. Czekam na następny rozdział i idę dalej zalewać się łzami @MrsBieber_SOOn

    OdpowiedzUsuń
  6. Już pokochałam małą Hope. Wyobrażam sobie ją za parenaście lat kiedy ogląda film i placze... Zapewne bedzie podobna do Nat. Gorąco pozdrawiam. Twoja fanka numer 1!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh już jest ich maleństwo!!!!! I teraz tym bardziej błagam Cię byś mi nie uśmiercała Caspra bo ja chyba nie wiem co ja zrobię naprawdę! Maleńka Hope <3 Umarłam kocham kocham tą trójkę! Nie wierzę rodzicom Nat wrr.

    A ja zapraszam do siebie, ponieważ pojawiła się już notatka ze zwiastunem <3 http://pod-ciezarem-krolestwa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Och dzidziuś maleńka istotka i to imię Hope bardzo do niej pasuje

    OdpowiedzUsuń
  9. Hope- najpiękniejsze imię na świecie ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. H.O. P.E - Hold. On. Pain. Ends
    No i łezki poleciały.

    OdpowiedzUsuń