piątek, 29 maja 2015

Rozdział 34

CASPER

Jego umysł starał się walczyć z mglistą i gęstą ciemnością, która go pochłonęła. Podświadomość Caspra nie potrafiła zrozumieć ani przypomnieć sobie przyczyny dlaczego znalazł się w miejscu, w którym nie było niczego prócz mroku i chłodu przenikającego bezlitośnie pod skórę aż do samych kości. Najgorsze było to, że ciemność nie miała tu ani swojego początku, ani końca. Ciągnęła się w nieskończoność. Wydawało się, że jedyne, co ma tu jeszcze prawo istnieć, to strach palący w płucach żywym ogniem. Casper starał się ze wszystkich sił wydostać z tego irracjonalnego miejsca. Szamotał rękoma i nogami, aż zrozumiał, że tonie i zaraz wypuści ustami swój ostatni, drogocenny oddech.
Casper.. Usłyszał brzmienie swojego imienia. Casper... Jeszcze raz. Ten głos znał tak samo doskonale jak swój własny. Teraz brzmiała w nim słodka nuta miłości, zmieszana z goryczą bólu nie do wytrzymania. Casper nie zostawiaj mnie.. To Natalie go wołała, żeby do niej wracał spod tej toni paskudnie ciemnej wody. Natalie - jego myśli chwyciły się kurczowo tego imienia jak haczyki i nagle w wodzie pojawiły się bąbelki światła zachęcające go to wypłynięcia spod tafli zimnego, wrogiego oceanu. Mieniły się złotem w tej mdłej czerni i próbowały go przekonywać, żeby przestał się bać wyjścia na powierzchnię. Natalie - jego myśli zadrżały z rozkoszy na to jak ukochane było dla Caspra to imię i chłopak nagle został porwany w wir wspomnień.

***

Był teraz na plaży złotego piasku wyspy Mudhdhoo na Malediwach, gdzie o linię brzegową w odstępie kilkunastu sekund uderzały niewielkie, łagodne fale ciepłego szmaragdowego oceanu. Patrzył przed siebie w miejsce gdzie woda wpadała za horyzont ciesząc swoje oczy widokami. Nie mógł pozbyć się wrażenia wolności, że pozostawił gdzieś po drodze do tego miejsca wszystkie swoje zmartwienia. Nagle jego świat niespokojnie się zachwiał, zawirował i stracił ostrość. Jego nogi zaczęły się ze sobą plątać, a on sam tracił równowagę pod ciężarem ciała, które się na niego rzuciło gdy jego czujność była uśpiona. Kobiece ręce zawieszone miał wokół swojej szyi, a nogi tejże osoby oplatały niezdarnie jego biodra. Zdążył odzyskać władze nad własnymi ruchami i przy tym nie upaść, kiedy do jego uszu dobiegł słodki dźwięk melodyjnego śmiechu. Tylko Natalie potrafiła śmiać się tak, że serce topniało mu w piersi. Była idealna w każdym calu. Casper mówił o niej jako o swojej lepszej połowie.

- Natalie Mathers! - huknął na nią udając oburzonego, co słabo mu wychodziło przez zdradziecki uśmiech, który wykrzywiał jego usta. - Nie jesteś już taka lekka, jak byłaś kiedyś.

Złapał ją za nogi, tak aby na pewno z niego nie spadła i wyjrzał na nią zza swojego ramienia. Dziewczyna wydęła swoje wargi, jakby jego słowa naprawdę ją dotknęły. W ułamku seundy później spróbowała go ugryźć w nos, ale z marnym efektem, bo Casper dysponując swoim doskonałym refleksem uciekł przed jej zębami. Żeby jej się odwdzięczyć zaczął kręcić się szybko wokół własnej osi trzymając ją nadal na swoich plecach. Teraz ich śmiechy zlały się w jeden spójny, pełen niewyobrażalnego szczęścia śmiech.

Kiedy się zatrzymał, dziewczyna zeskoczyła z niego i zaraz stała przed nim a on ułożył swoje dłonie w wcięciu jej talii. Zielone oczy Natalie błyszczały figlarnie, a on wręcz nie mógł się powstrzymać żeby ją teraz pocałować. Więc skradł jej jeden, długi i namiętny pocałunek po czym znów się odezwał pozwalając zanurkować sobie w kojącej zieleni jej oczu.

- Powinienem był zabrać cię tu już dawno temu - odgarnął czule jeden niesforny kosmyk jej włosów z twarzy zakładając go za ucho. - Mało brakowało, a lekarze nie zgodzili by się na ten lot i nigdy nie przekonałbym się jak bardzo potrafię uszczęśliwić swoją żonę.

Tak to była prawda - o mały włos Casper i Natalie nie zostali w Nowym Yorku, żeby tam spędzić swój miesiąc miodowy bo lekarze zajmujący się jego przypadkiem długo nie chcieli się przekonać do tak ryzykownej podróży. Na szczęście dzięki pewnej sumie pieniężnej i zapewnienia iż ojciec Caspra nawet tu dopilnuje, aby jego syn był pod stałą opieką lekarzy pomogły.
Niestety.. Choroba podróżowała razem z nim i pociągnęła za sobą zastęp ludzi w białych kitlach, igły, lekarstwa i nawet urządzenia do przeklętej transfuzji krwi. Ale widok pękającej ze szczęścia Natalie wszystko mu wynagradzał.

- Jakbyś wcześniej o tym nie wiedział - Natalie pokręciła głową i obdarzyła Caspra swoim najpiękniejszym uśmiechem. Pogłaskał dłonią opaloną skórę jej ręki czując palącą potrzebę by ją pieścić. - Ale nie pogniewałabym się jakbyśmy kiedyś tu wrócili.

Skinął tylko głową jakby się z nią zgadzał, albo obiecywał, że jeszcze kiedyś ją tutaj zabierze. Ale choć to jedynie niewinny ruch głową, to Casper nie potrafił pozbyć się wyrzutów sumienia, że własnie obudził w niej kolejną nadzieję. Natalie coraz bardziej wierzyła, że Casper przeżyje podczas gdy on czuł jak upada bez końca w przepaść trawiących go wątpliwości pomieszanej ze strachem, że zostało mu coraz mniej czasu.

Nie chcąc jednak o tym myśleć, a na pewno nie na swoim miesiącu miodowym, odepchnął te myśli od siebie i pocałował Natalie raz jeszcze. Jej miękkie, ciepłe usta były jak ratunek, pomagały oddychać kiedy świat robił się dla niego za mały.

- Kochanie jeśli będę miał tylko możliwość pokarzę ci jeszcze wiele pięknych miejscy i rzeczy na tym świecie - powiedział głosem niskim, który specjalnie był odrobinę uwodzicielski.

- Trzymam cię za słowo - jej palec wskazujący powędrował na jego policzek i zaczął po nim wędrować zbliżając się do kącika ust który mimowolnie uniósł się ku górze. - Długo już jesteśmy na plaży - powiedziała a w jej głosie słychać było pewną ciekawą dla Caspra intencję. - Może miałbyś trochę sił dla swojej żony..?

Uśmiechnął się jeszcze szerzej rozbawiony jej nagłą nieśmiałością. Natalie się rumieniła, a Casper myślał, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi na ten uroczy widok. Bez zastanowienia wziął ją sobie na ręce, co wywołało jej pisk a później śmiech, i zaczął kierować się z powrotem do hotelu gdzie rzucił ją na łóżko i zaczął całować wszędzie tam gdzie miały dostęp jego usta. Później już bez ubrań stworzyli razem plątaninę dwóch rozgrzanych ciał i kochali się ze sobą. Tak to właśnie dopiero przy Natalie, Casper dowiedział się jak to jest uprawiać z kimś miłość a nie tylko się z kimś pieprzyć.

Obudził się przy niej, kiedy księżyc zaglądał w okno do ich apartamentu dla nowożeńców, co oznaczało, że nadszedł wieczór. Natalie nie spała, ale też nic nie mówiła ani nie ruszała się tylko w ciszy przyciskała mocniej do siebie jego ręce. Jej drobna sylwetka idealnie wpasowywała się w jego ciało. Leżeli przy sobie jak dwa pasujące do siebie elementy układanki. Casper przysunął się do niej bardziej, przytulając jej plecy do swojej klatki piersiowej i oplótł ją mocniej swoimi rękoma. Poczuł jak je ciepłe usta składają mokre pocałunki na jego palcach i mimowolnie się uśmiechnął na tą pieszczotę.

- Kochanie - odezwał się cicho przy jej uchu. - Chodź pod prysznic, jest coś co koniecznie chcę ci pokazać.

Po prysznicu, który zresztą wzięli razem, wyszli znowu na spacer w stronę plaży. Casper zabrał ze sobą również kamerę mówiąc, że Hope też musi to zobaczyć, co tylko sprawiło, że Natalie jeszcze bardziej była ciekawa i niespokojnie się wierciła z podniecenia na myśl o tym co też szykuje dla niej jej świeżo upieczony małżonek. Casper ścisnął delikatnie dłoń Natalie, którą trzymał w swojej i mrugnął do niej zalotnie.

Kiedy wyszli zza hoteli wszystko było jasne. Ich oczom ukazała się plaża, ale nie taka którą widzieli jeszcze przed paroma godzinami. Nastawała noc i teraz w tych ciemnościach pokazywały się rzeczy nie z tej ziemi. Plaża nocą mieniła się magicznym i turkusowym kolorem w miejscach gdzie woda zderzała się z piaskiem. Casper spojrzał na Natalie, której zaparło właśnie dech w piersiach. Jej reakcja sprawiła, że chłopak był z siebie naprawdę zadowolony. Pokazał Natalie cud tego świata, który był wart zauważenia. Mógł z nią dzielić ten piękny, magiczny widok.

- Casper.. To jest piękne! Możemy podejść bliżej? Jak to możliwe, że woda świeci się na niebiesko?

Naturalnie, że podeszli bliżej, żeby jeszcze lepiej przyjrzeć się temu cudowi natury. Casper wyjaśnił Natalie to co sam kiedyś usłyszał od cioci - znanej biolożki i naukowca, że to malutkie roślinne organizmy świecą pobudzone przez ruch wody, a po tym pozwolił jej dalej karmić swoje oczy tym pięknym widokiem.

Cała linia brzegowa mieniła się niezwykłymi kolorami błękitu przypominając gwieździste niebo nocą. Casper wyjął kamerę z kieszeni spodni i zaczął nagrywać wszystko wokół, a później kiedy sfilmował już to, co chciał pokazać swojej córeczce zwrócił obiektyw na siebie i Natalie.

- Cześć kochanie! Twoi rodzice są teraz na jednej z plaż na Malediwach. Pewnie nie raz będziesz zabierana nad wodę, ale to co teraz tutaj widzisz jest jedyne w swoim rodzaju. Hope, skarbie, córeczko, chcę abyście ty i twoja mamusia nigdy nie zapominały, że na świecie dzieją się cuda, że są  miejsca tak piękne jak to i warto jest żyć, żeby świat zdążył pokazać nam jak magiczny potrafi być. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję wybrać się z tobą i twoją mamą jeszcze raz w to miejsce. Kocham was - pocałował przytuloną do swojego boku Natalie w czoło i znów uśmiechnął się do kamery. - Cokolwiek się stanie pamiętajcie, że świat wcale nie jest złym miejscem, a ja nigdy tak naprawdę was nie opuszczę. Będę w każdej rzeczy, która sprawi, że szerzej się uśmiechniesz i uznasz, że własnie dzięki temu świat teraz jest piękniejszy. A ty Natalie.. Kiedy będzie źle, załamiesz ręce i będziesz chciała się poddać, przypomnij sobie ten piasek, to miejsce i jak bardzo byliśmy tu razem szczęśliwi. Tak długo jak to miejsce będzie w twoim sercu, uśmiechaj się na myśl o nim.

Jeszcze kilka ujęć kamerą, kilka słów od Natalie, doprowadzania jej do śmiechu i łaskotania, żeby zaczęła przed nim uciekać a on mógł nagrać jak wiatr bawi się w jej włosach kiedy stoi na tle magicznych szmaragdowych świateł, a później pozostało tylko pomachać do starszej Hope i zamknąć kamerę.

Chciałbym mieć nieskończoną ilość dni dla Natalie... Dla Hope... - tą myśl porwał wiatr i poniósł do nieba jak modlitwę na ręce samego Boga.

***

Silny ból pulsował w skroniach Caspra, kiedy wydobył się spod objęć ciemności. Wciągnął mocny haust powietrza do płuc i spróbował podnieść się do siadu, ale nie mógł. Najpierw nie wiedział, co krępuje jego ruchy, ale w końcu to do niego dotarło. Pasy bezpieczeństwa zapięte miał wokół nóg, pasa i klatki piersiowej. Leżał na noszach, a jego oczy wpatrywały się w sufit karetki. Oddychało za niego urządzenie. A później już ból poczuł w całym swoim ciel, nie tylko w głowie. Był nie do zniesienia, aż Casper znów chciał stracić przytomność byle go nie czuć.

Czyjaś ręka głaskała go po czole i włosach. To był ciepły dotyk, który dawał chociaż trochę ukojenia w tej beznadziejnej sytuacji w jakiej się znalazł. Ból prawie rozrywał go na strzępy, ale dawało się go znieść, kiedy dłonie Natalie głaskały Caspra z taką czułością.

- Casper... - usłyszał głos, a później przedzierający się przez niego szloch.

Sanitariusze karetki, która teraz ruszyła na sygnale zauważyli, że chłopak się ocknął i zaczęli sprawdzać jego reakcje, poprawiali kroplówkę i sztuczne płuca.

- Jesteś w karetce - odezwał się jeden z mężczyzn. - Wieziemy cię do szpitala. Straciłeś przytomność. Nic nie mów, ani się nie ruszaj. Jesteś w dobrych rękach. Dziewczyna nie da cię zresztą skrzywdzić.

Żona.. - chciał powiedzieć i sprostować to nieporozumienie, ale głos ugrzązł mu w gardle. Odpuścił sobie.

- Określ nam tylko skalę bólu. Spróbuj pokazać nam na palcach.

Osiem. Zgiął dwa palce i pokazał osiem, a później wszystko znów zaczęła pochłaniać ciemność. Nie odebrała ona jednak uczucia ciepła, które promieniowała z rąk Natalie do jego czoła. Teraz w ciemnościach miał przy sobie przynajmniej to kojące uczucie.

***

Zaciągnął się przyjemnym zapachem tapicerki i drewna, który panował w samochodzie. Był to tak wspaniale odprężający zapach, że zaciągnął się nim na całą rozpiętość swoich płuc. Towarzyszył temu nieprzyjemny ból, spowodowany terrorem jaki panował w jego całym ciele pod władzą przeklętego raczyska. Casper jednak zupełnie go zignorował. Choroba nie mogła odebrać mu nawet tej prostej przyjemności jaką było scalanie się z autem w jedność. Odkąd pamiętał samochody przynosiły mu spokój i pozwalały się odprężyć, albo wyładować negatywne emocje. Hope to po nim odziedziczyła - zawsze, kiedy brał ją i Natalie na przejażdżki mała nie wydawała z siebie żadnych niespokojnych dźwięków, a nawet zasypiała w aucie prędzej niż u któregoś z rodziców na rękach.

Casper delikatnie puścił sprzęgło i dodał gazu. Wyobraził sobie nagle, jak nastoletnia Hope z przyszłości siada za kółkiem i nawet dorównuje mu szybkością. Widział jak jego miłość do prędkości i sportowych maszyn odradza się w nowym życiu, w jego słodkiej Hope. Roześmiał się rozbawiony obrazami, które podsunęła mu własna wyobraźnia. Jeśli Hope faktycznie to po nim odziedziczy Natalie chyba zacznie sobie rwać włosy z głowy. Zwariuje z nimi.

Śmiech przeszedł w kaszel. Casper przycisnął pięść do ust, ale atak nie ustał, a dłoń nie powstrzymała krwi jaka wraz z kaszlem wydobyła się z niego na kierownice. To było kilka nieszkodliwych kropelek czerwonej krwi, które można było zetrzeć i o nich zapomnieć. Casper tak zrobił i dodał gazu.

Zatrzymał swoją maszynę przed wjazdem do jednego z nowojorskich klubów. Szyld z neonową nazwą imprezowni raził Caspra odrobinę w oczy, ale teraz nawet podświetlony ekran telefonu po jakimś czasie robił się dla niego męcząc. Wyjął z kieszeni swojej skórzanej kurtki paczkę papierosów. LM forwardy paliła Natalie, ale jako, że jakimś sposobem znajdowały się teraz w jego kurtce wziął sobie jednego i odpalił. Dym drapał go w przełyk, ale Casper i tak nie zmieniał swojego zdania, że będzie palił do usranej śmierci.

Zobaczył jak długowłosa brunetka, na którą czeka, wychodzi z klubu i przepycha się między kilkoma poważnie pijanymi osobami oraz przynajmniej trzema parami, które nie potrafiły trzymać łap przy sobie i obleśnie się obmacywały. Jej ładna twarz wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia, a pełne, muśnięte błyszczykiem, usta rzucały kilkoma naprawdę ostrymi bluźnierstwami. Jeszcze nie zauważyła Caspra i pokazała komuś, kto najwyraźniej stał w drzwiach klubu, środkowy palec wysoko uniesiony w górę. Szatyn nie mógł pohamować śmiechu widząc uderzające podobieństwo między Victorią a jej starszą siostrą.

Vic omiotła podjazd wzrokiem.

- Hej ślicznotko, zapraszam do auta! Zimną mamy dziś noc - krzyknął do niej Casper, a dziewczyna od razu rozpromieniała na jego widok. Chyba jej ulżyło, że nie musi się już użerać z tymi ludźmi do których wznosiła serdeczny palec.

Opadła wygodnie na skórzane siedzenie samochodu Caspra, a kiedy zorientowała się, że chłopak ciągle się z czegoś pod nosem śmieje uderzyła go bezboleśnie w ramię.

- Ej, a ciebie co tak rozbawiło? Ruszaj - powiedziała.

- Czasem tak bardzo przypominasz swoją siostrę, że wybuch śmiechu z mojej strony jest czymś po prostu nie do uniknięcia - zgodnie z jej prośbą pobudził swoje autko do życia i z piskiem odjechał spod klubu.

- Ja i Natalie w ogóle nie jesteśmy do siebie podobne! Pod żadnym względem! Wiesz, że ja przez pół życia nie przyznawałam się, że mam jakąkolwiek siostrę i mi wierzyli? - Victoria mówiła całkiem serio widać to było po jej poważnej minie i oczach, które wierciły w nim dziurę. Ale kiedy miało się oczy w kolorze czystego błękitnego nieba nikogo nie można było zabić ich spojrzeniem.

- Kiedy pokazałaś fakera i klęłaś jak opętana wszędzie przy tym plując jadem byłem sobie gotów dać rękę uciąć, że to moja żona właśnie się teleportowała i to ją widzę, a nie ciebie - Casper uśmiechnął się z rozbawieniem i poświęcił Vic jedno dłuższe przelotne spojrzenie. Ku jego zadowoleniu dziewczyna w końcu zaczynała się rozluźniać a jego uśmiech został odwzajemniony.

- Przesadzasz.. Nawet w połowie nie dorównuję jej szaleństwu. Nat potrafi być straszna kiedy się wścieknie. Aż mam ciarki - dziewczyna faktycznie się wzdrygnęła, ale zaraz rozpłynęła się w fotelu i oparła swoją głowę w taki sposób, że mogła patrzeć na kierującego Caspra. - Palisz jej papierosy? Daj mi.

Zaśmiał się kierując w stronę Victorie paczkę LM-ów, z której wyjęła sobie jednego papierosa, włożyła go sobie między zęby i podpaliła własną zapalniczką. Czuć było od niej alkohol, ale nie wypiła za dużo. Sam fakt, że imprezowała dopiero około trzech godzin pozwolił to stwierdzić. Vic, tak jak Natalie lubiła pić dużo i dobrze się bawić. Dziś jednak coś bardzo ją wkurzyło i zadzwoniła po Caspra, żeby ją zabrał i to jak najszybciej. Wiedziała, że on jej nie zawiedzie w końcu się przyjaźnili. Właściwie to nawet byli dla siebie jak rodzina. Przyjaźń to za mało. Victoria zaskarbiła sobie jeden z kawałków jego serca tak jak Ashley, Min, Heath i Eric, albo Chris.

- Powiesz mi, co zepsuło ci zabawę?

Victoria od razu od niechcenia przewróciła oczami i westchnęła ciężko wypuszczając jednocześnie dym z papierosa.

- Mój chłopak - wysyczała te dwa słowa przez zęby. Naprawdę zalazł jej za skórę. - To skończony idiota, a po alkoholu okazuje się, że może być jeszcze bardziej beznadziejny. Nie chcę o nim gadać. Wkurza mnie często. Wkurza, pf! - prychnęła - On drażni mojego wewnętrznego mordercę! Ale zazwyczaj się godzimy.. Dziś po prostu nie miałam ochoty go znosić, okej?

- Pewnie mała. Wyluzuj, rozumiem - posłał jej krótki uśmiech i palcem wskazującym dotknął czubka jej nosa psocąc się dziewczynie po czym znów złapała za kierownicę i ostro skręcił.

- Możesz mnie jeszcze nie odwozić do domu? - zapytała po krótkiej ciszy podczas której niespokojnie wierciła się w fotelu.

- I tak inie miałem zamiaru cię tam odwozić. Dziś będziesz spała u mnie i Natalie. A za to, że po ciebie przyjechałem będziesz wstawała do Hope za każdym razem, kiedy zacznie płakać - powiedział i nie zastanawiając się długo skręcił w ulicę prowadzącą do miejsca, gdzie odbywały się nielegalne wyścigi, do swojego królestwa.

- Jesteś pewny, że chcesz powierzyć swoją córkę w moje ręce? - Vic patrzyła na niego jak na osobę, która postradała zmysły.

- Tak Vi. Jesteś dobrą ciocią i dasz sobie radę. Ja właśnie zrezygnowałem ze spełniania swoich samolubnych wizji o gorącym wieczorze z Natalie, aby po ciebie pojechać więc ty też coś dla mnie zrobisz.

- Oszczędź mi szczegółów - powiedziała udając, że robi jej się niedobrze i ma mdłości na samą myśl.

Casper zaśmiał się pod nosem. Wjechali w kilka krętych ulic. Miejsce wyścigów było oddalone od domów i sklepów tak jak to było tylko możliwe. Otaczało je jedynie kilka wysokich, potężnych budynków, które kiedyś były siedzibami dużych firm a teraz nadawały się jedynie do rozbiórki. Za nimi był duży plac, gdzie Casper zaparkował a dalej rozbiegał się tor. Wszystko w Casprze rwało się niespokojnie z chęci pokonania tej trasy właśnie teraz, ale ze względu na Victorie pohamował się i obiecał sobie, że wróci tu jeszcze następnego dnia. Wysiadł razem z dziewczyną i obydwoje oparli się o jego sportowe autko. Palili papierosy i rozmawiali, o niczym szczególnym, ale rozmowa była przyjemna. Nagle w kieszeni, krótkich spodenek Vic, które pokazywały światu jej zgrabne nogi, zadzwonił telefon. Brunetka sprawdziła kto się do niej dobija i od razu zmarszczyła brwi, łącząc je ze sobą na środku czoła.

- Zgaduję, że napisał twój chłopak, Romeo od siedmiu boleści, któremu powinienem był spuścić łomot pod tamtym klubem.. - powiedział i oczywiście miał rację.

- Mam go w dupie. Teraz próbuje mnie przepraszać, ale to tylko jakiś pijacki bełkot. Mam dość usprawiedliwiania go przed sobą i wybaczania wszystkiego - rzuciła wściekle po czym wypuściła równy dym z ust.

- Vic, czemu go nie rzucisz? Jesteś świetną, piękną dziewczyną i nie powinnaś marnować się przy takim gnojku.

Dziewczyna przewróciła oczami słysząc od niego komplementy. Robiła to samo, co kiedyś Natalie. Nie wierzyła w siebie, w swoją urodę i automatycznie wzbraniała się przed miłymi słowami kierowanymi pod jej adresem. Casper miał szczerą nadzieję, że Vi pozna kiedyś kogoś, kto nauczy ją kochać siebie. Była dla niego jak siostra i chciał dla niej wszystkiego co najlepsze.

- Wcale taka nie jestem - przeszła do obrony. - Boże, nie. Nigdy w życiu. Piękna, świetna, a może jeszcze chuda? Proszę cię.. Przecież wiem co widzę w lustrze - powiedziała i zaciągnęła się papierosem robiąc krótką przerwę. - Może go rzucę. Nie wiem jeszcze. Poczekam. Zazdroszczę tobie i Natalie.. Przysłaniacie sobie nawzajem cały świat. Chciałabym, żeby ktoś mnie kiedyś kochał tak jak ty ją kochasz. Naprawdę chciałabym kiedyś zakochać się tak jak Natalie w tobie. Ale na razie się na to nie zapowiada, więc..

- Więc chcesz się godzić na to, żeby tamten chłopak robił ci wodę z mózgu? Victoria wiem jak to jest oddać serce komuś kto zupełnie na to nie zasługuje. Myślisz, że nie należy ci się nic lepszego i przyjmujesz coś, co nawet nie może się nazwać namiastką miłości. Przestań źle o sobie myśleć i nie baw się już w sztuczne uczucia.

- Ja nie potrafię myśleć o sobie inaczej. Od zawsze tak było.. Dlatego zawsze cię tak podziwiam, że mówisz o sobie samym tyle dobrych rzeczy. Ja bym tak w życiu nie umiała, a ty ciągle mówisz coś jakbyś był w sobie zakochany.

Casper roześmiał się krótko, cicho, zupełnie bez humoru i wpuścił ręce w kieszenie pozwalając kciukom wystawać. Zwrócił spojrzenie swoich czekoladowych oczu na Victorię i westchnął.

- Wiesz.. Pewnie nawet sama zauważyłaś.. Nat śmiała się ostatnio, że zawsze kiedy mówię jej coś miłego kończy się na tym, że to sobie prawię więcej komplementów. Zamiast jej jako mojej żonie, mówię je sobie - odchrząknął, nie wiedział skąd w nim ta nagła chwila słabości i chęć bycia szczerym, ale nie potrafił się już wycofać. - To dlatego, że w domu nigdy nic takiego nie usłyszałem. Od małego było mi powtarzane ze mnie nie chcą, że jestem gorszy od Roberta, czy nawet od Caitlin, że jestem pojebany i jestem do niczego. Od zawsze słyszałem to po kilka razy dziennie. Moja dawna znajoma, Chloe, nauczyła mnie, że skoro nie słyszę komplementów i pochwał to sam mam je sobie mówić. I mówię. Do tej pory.

Oczy Victori, które nie spuszczały z niego wzroku przepełnione były troską i współczuciem. Stała nieruchomo zapewne zdziwiona tym nagłym przypływem szczerości Caspra i nie bardzo wiedziała co ma z sobą zrobić. Szaty uśmiechnął się do niej będąc wdzięcznym, że nic nie powiedziała. Potrzebował tylko, żeby ktoś to usłyszał i go zrozumiał a był pewny, że Vi go rozumiała doskonale.

- No to się nad sobą poużalałem - uśmiechnął się. - Czasem nawet ja muszę, a ty nie stój jak ten kołek Vic. Wszystko w porządku. Nie musisz teraz mówić nic podniosłego.

Brunetka zrobiła coś czego Casper się nie spodziewał. Bez słowa pokonała dzielący ich dystans i przytuliła się do niego. Oszołomiony tą chwilą słabości dziewczyny, nie wiedział jak ma zareagować, ale przecież to Vi.. Objął więc ją i przytulił do siebie odrobinę mocniej, po przyjacielsku.

- To niesprawiedliwe... - usłyszał.

- Co takiego?

- To, że jesteś chory - wyjaśniła chowając w jego klatkę piersiową swoją twarz. - Na świecie jest tylu złych ludzi, ale im Bóg pozwala żyć spokojnie.. Dlaczego oparł się na ciebie? Jesteś dobry i wszystkim nam potrzebny. Masz dla kogo żyć i jeszcze tyle przed tobą. Po prostu to takie cholernie niesprawiedliwe, że to musisz być ty.

- Victoria.. Nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe. Poza tym, ej, nie skreślaj mnie tak szybko - jego klatka piersiowa zatrzęsła się od śmiechu. - Ciągle jeszcze mam szansę, żeby wygrać z tym rakiem. Moja żelazna zasada to "walcz do końca nawet, jeśli od początku stoisz na przegranej pozycji", jasne?

Pokiwała głową i pozwoliła mu oprowadzić się na miejsce pasażera, po czym zmieniając temat ruszyli do domu, gdzie Natalie na pewno czekała na nich będąc jednym wielkim kłębkiem nerwów.

Nie chcę opuszczać tego świata.. Nie teraz, kiedy otrzymałem od niego taką wspaniałą rodzinę. Wcześniej nie odważyłem się nawet o niej śnić, a jednak ją otrzymałem. Natalie, Hope, Caitlin, Victoria, Ashley, Heath, Julia, Eric, Min... Wszyscy są dla mnie jak jedna wielka rodzina. Nie chcę ich zostawiać. Za bardzo ich wszystkich kocha. Potrzebuję dla nich całego mnóstwa czasu.. - kolejna myśl przedarła się przez jego wspomnienia.



***

Podnoszenie powiek zajmuje mu chyba całą wieczność, a kiedy je w końcu otwiera od razu rozumie, że jest w szpitalu. Do jego ciała podłączone są urządzenia, które sprawdzają funkcjonowanie organizmu, które mają za zadanie kontrolować czy serce Caspra jeszcze bije, czy mózg działa prawidłowo, czy na pewno oddycha, czy żyje. Jego wzrok omiótł już połowę pomieszczenia i zatrzymał się na jednym z ekranów, w którym odbijała się twarz śpiącej Natalie.

Nat tu jest... - serce Caspra zabiło szybciej, kiedy uświadomiło sobie o jej obecności w sali a głowa zaraz przekręciła się na drugi bok i jego oczy ją odnalazły. Spała przy jego szpitalnym łóżku na krześle, które nie wyglądało wcale na wygodne, ale twarz dziewczyny pokazywała jedynie spokój spowodowany błogim snem. Caspra zaswędziało nagle w opuszkach palców bo zamarzyło im się dotknąć jej grubych, brązowych włosów. Niestety jego ręka nie wykrzesała wystarczająco dużo siły z siebie aby się podnieść i Casper poczuł palącą zazdrość dla tego włosa, który zabłąkał się na ustach Natalie.

Była tu. Przy nim. Ciekawe, którą to już noc z kolei śpi w tej sali.

Nagle przy dziewczynie pojawiła się pielęgniarka z kocem i zaczęła ją okrywać. Casper był jej wdzięczny, też zaczynał się martwić, czy Natalie przypadkiem nie marznie. Zaraz ta sama kobieta dostrzegła, że Casper nie jest już pogrążony w śpiączce i uśmiechnęła się do niego.

- Zaraz zawołam lekarza, na pewno ucieszy się, że się wybudziłeś - powiedziała zbliżając się do jego łóżka, a jej wzrok ukradkiem pomknął ku ekranowi który wyświetlał funkcje życiowe pacjenta.

- Długo... - słowa niknęły mu w gardle zanim w ogóle zdążył je wypowiedzieć. Mówienie wymagało od niego więcej siły niż przypuszczał. - Długo tutaj jestem?

- Od trzech dni i pewnie chcesz też zapytać o swoją żonę - uśmiechnęła się do niego, chciał. - Jest tutaj odkąd cię przywieziono i nie daje się przekonać do wrócenia na noc do domu. Tylko od rana jeździ wziąć prysznic i zaraz wraca. Jak się czujesz?

- Jak młody Bóg - odparł, a pielęgniarka nie wierząc mu nawet trochę zaśmiała się pod nosem.

- Zawsze się tak czujesz, prawda? - rozbawienie odmalowało się na jej twarzy. - Pójdę lepiej po lekarza.

- Niech się pani nie śpieszy.. Chciałbym najpierw... - jego wzrok skierował się znów na śpiącą obok Natalie, a pielęgniarka skinęła głową od razu wszystko rozumiejąc. - Po prostu niech się im do mnie nie śpieszy.. Jeszcze nie umieram.

- To prawda. Nie umierasz, ale napędziłeś nam wszystkim ostrego stracha - powiedziała majstrując coś przy kroplówce po czym ruszyła w stronę drzwi. - Niedługo znów do ciebie zajrzę.

Kiedy już wyszła, Casper przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niczego nieświadomą i dalej śpiącą Natalie. Musiała być bardzo wyczerpana. Casper nawet zawahał się czy budzenie jej to aby na pewno dobry pomysł, jednak potrzebował ją usłyszeć, pragnął aby zobaczyła, że on żyje. Jak zwykle jego egoistyczne pobudki wygrały.

- Natalie... - zaczął, ale jego głos nadal był zbyt słaby żeby ją obudzić. - Natalie - tym razem zabrzmiał nieco lepiej. - Natalie.

Dziewczyna w końcu zaczęła się budzić. Potarła swoje oczy pozbywając się ostatnich resztek snu i otworzyła je szeroko. W pierwszej chwili chyba nie mogła uwierzyć, że to naprawdę głos Caspra wydarł jej z sennych marzeń, ale zaraz poderwała się z krzesła i znalazła się na krawędzi jego łóżka.

- Casper - wypowiedziała jego imię jakby to było najcenniejsze słowo jakie znała, a jej oczy zrobiły się szklane. Błyszczały w nich łzy tak grube, że dziewczyna nie mogła ich powstrzymać i spłynęły jej po policzkach. Ten widok łamał Casprowi serce. - Wybudziłeś się. Boże.. Te maszyny zaczęły tak strasznie piszczeć zeszłej nocy.. Myślałam, że umierasz.. - szlochała. Ujęła jego dłoń w swoje ręce i uniosła ją do swoich ust całując go po niej kilkakrotnie, a parę łez spadło na jego skórę.

- Kicia spójrz na mnie - poprosił a ona posłusznie spełniła jego prośbę. - Przestań płakać.. Nie zniosę twoich łez. Błagam nie płacz.

Dziewczyna cała się trzęsła od emocji, które się w niej teraz zebrały. Było ich pewnie tysiące i wszystkie zlane w jedno. Wciągnęła swoje nogi na łóżko i położyła się przy nim jak zwykle to robiła, kiedy Casper leżał w szpitalu i położyła swoją głowę na jego klatce piersiowej. Przytulała się do niego mocno, a on objął ją i pocałował w czubek głowy.

- Ciii - szepnął w jej włosy. - Już dobrze. Jestem tutaj z tobą, Natalie. Nie zostawię cię. Słyszałem jak to powtarzasz.. Jak prosisz żebym cię nie zostawiał. Gdyby wybór, czy zostanę, czy odejdę, należał do mnie zostałbym z tobą na zawsze. Nie płacz..

Wtulił ją w siebie jeszcze mocniej, żeby uwierzyła jego słowom i odnalazła wewnętrzny spokój. Każda z jej łez była jak pocisk wymierzony prosto w jego serce. Chciał oszczędzić im obojgu cierpienia. Wolał, żeby skupili się teraz na tym, że mają siebie obok, są tak blisko, i że przytulanie się jest przyjemniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. To przynosiło ulgę i pozwalało utrzymać się na powierzchni, kiedy ta wstrętna, ciemna woda chciała go pochłonąć.

- Casper nie chcę żyć w świecie, w którym ciebie nie ma. Nie zniosłabym tego, rozumiesz? - jej oszałamiająco jasne, zielone oczy podniosły na niego wzrok i wpatrywały się w niego tak jakby o coś go błagały. - Nie chcę tracić tego wszystkiego, co mi dałeś swoją obecnością w moim życiu. Nie jestem gotowa na to, żeby cię stracić Casper. Nigdy nie będę. Jesteś moim sercem, Casper a bez serca nie można żyć..

Zamknął swoje oczy czując, że jest bliski płaczu. Zaczął głaskać Natalie po plecach, żeby się uspokoić i ją przy okazji też. Boże jak on ją kochał. Ta dziewczyna zawsze mówiła, że wszystko mu zawdzięcza, i że on ją uratował.. Nie zdawała sobie sprawy, że to Casper potrzebował jej bardziej i to ona uratowała jego. Tak bardzo żałował, że nie potrafił nigdy odnaleźć wystarczająco dobrych słów, aby opisać wszystko, co do niej czuł tym bardziej teraz, kiedy zamiast słów wychodziły z niego jedynie łzy. Głupie, zdradzieckie krople łez.

- Kocham cię, Natalie. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo cię kocham - jego usta odnalazły jej usta i pocałowały je krótko, delikatnie, czule. - Przestańmy płakać, jak dzieci.. Możemy się dla odmiany pośmiać? Proszę żartuj sobie ze mną. Możemy też powspominać wszystkie zabawne sytuacje. Błagam, śmiejmy się zamiast płakać.

Spełniła jego prośbę. Śmiali się tak, że aż bolały ich policzki i brzuchy. Mieli w końcu co wspominać. Tak wiele ze sobą przeżyli. Żarty też im się szybko nie kończyły, bo Natalie miała takie samo poczucie humoru. Nawet drażniła się z nim jak zawsze i było im razem tak dobrze. Nawet wizyta lekarzy nie była w stanie zaburzyć tego cudownego stanu, chociaż zwykle lekarze od razu zdzierali im uśmiechy z twarzy. Casper i Nat potrzebowali odpoczynku. Chcieli jeszcze trochę poudawać, że nic złego nie może się stać a oni mają przed sobą jeszcze tysiące takich dni jak ten (poza szpitalem).

- Hope za tobą tęskni - powiedziała Natalie, kiedy Casper zaczynał robić się śpiący.

- Też za nią tęsknie - wyznał.

Jasne, że tęsknił. Hope była oczkiem w głowie Caspra, jego najpiękniejszą księżniczką, skarbem, serduszkiem. Był po prostu do głębi zakochany w swojej malutkiej córeczce. Więc kiedy nie widział jej dłużej niż kilka godzin odczuwał jej brak tak dotkliwie, jakby brakowało mu jakiejś ważnej części samego siebie. Marzył, żeby ją teraz otoczyć swoim ojcowskim ramieniem, przytulić do swojej piersi i pocałować jej mały nosek. Chciał usłyszeć jej śmiech, który zawsze przyśpieszał bicie jego serca. Chciał opowiedzieć jej bajkę i żeby przy nim zasnęła..

Rzeczywistość jednak szybko ściągnęła Caspra na ziemię. Ostry ból przeszył jego całe ciało jak prąd elektryczny. Było to tak bezlitosny atak, że Casper nie potrafił złapać powietrza do płuc. Nim się zorientował, wokół niego pojawił się cały zastęp lekarzy wykrzykujących coś do siebie w pośpiechu. Jakaś przeklęta maszyna piszczała prosto do jego ucha, a kiedy odchodził znów w ciemność ostatnim co usłyszał był rozpaczliwy krzyk Natalie.

***

Tym razem został wciągnięty w wir wspomnień, które przewijały się jedno po drugim. Był jak migawki, pojawiały się i zaraz znikały, a Casper pragnął w którymś zostać na dłużej. Nie miał jednak kontroli więc poddał się i pozwolił prowadzić.

Filmiki dla Hope miały uwiecznić obecność Caspra w jej życiu. Miały przypominać Hope, że jej tata kochał ją całym swoim sercem, że ona była dla niego świętością i powodem jego największego szczęścia tak samo, jak jej mamusia, która bez wątpienia o tym wie i będzie o tym pamiętać. Mała Hope, jeśli los postanowi się go pozbyć, nie będzie miała takiej możliwości. Gdyby nie te filmiki, zostałby usunięty z jej pamięci, tak jakby nigdy go nie było.

Dlatego Casper wkręcił się w nagrywanie, a filmował wszystko co się dało. Zabawy z córeczką, przejażdżki, wycieczki, opowiadanie jej bajek do snu, albo śpiewanie jej kołysanek razem z Natalie, spotkania z wszystkimi ciociami i wujkami, jej pierwsze urodziny, słowa, kroki.. Nagrywał nawet samego siebie i myśli, które chciał przekazać swojej córeczce w przyszłości. Miał przy tym wielką nadzieję, że jednak powie jej to wszystko osobiście, ale gdyby nie.. Na wszelki wypadek nakręcił filmiki.


Cześć kochanie. Postanowiłem, że będę nagrywał czasami coś co koniecznie chciałbym ci przekazać. Możliwe, że nie będę miał nigdy okazji usiąść przy tobie i powiedzieć ci tego tak po prostu, więc znalazłem inny sposób. Niedawno przyszłaś na świat czyniąc mnie i Natalie najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Ciągle nie możemy się tobą nacieszyć, chociaż kiedyś na pewno wypomnę ci te wrzaski w środku nocy moja mała.. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że dostąpię kiedyś takiego cudu jakim jesteś ty. To takie dziwne i zarazem niesamowite uczucie dotykać i patrzeć jak uśmiecha się do ciebie coś, co sam stworzyłeś. Moja mała księżniczko zasługujesz na miłość całego świata. Nie przedłużając.. Chciałem ci coś konkretnego przekazać w tym nagraniu. Widzisz pewnego dnia, każdy z nas pojawił się na świecie nic o nim nie wiedząc. Ta nasza niewiedza sprawia, że chcemy wierzyć iż miejsce w którym się znaleźliśmy jest zawsze dobre i sprawiedliwe. Chcę oszczędzić ci rozczarowania. Świat może okazać się prawdziwym wyzwaniem, pełnym bólu i cierpienia. Ale moja mała musisz pamiętać, że cokolwiek złego ci się przytrafia jest tylko po to abyś na pewno dostrzegła później wszystko to co jest dobre. Słoneczko, chcę żebyś umiała kochać życie takie jakie jest i czerpała z niego jak najwięcej dobrych rzeczy. Nie załamuj się jeśli coś pójdzie nie tak. Czasem po prostu tak jest, że musimy upaść, ale tylko po to żeby później podnieść się i być silniejszymi. Motto twojej mamy brzmi "Wszystko dzieję się po coś" a moje to "Walcz do końca nawet, jeśli od początku stoisz na przegranej pozycji". Idealnie się uzupełniamy. Mam nadzieję, że będziesz powtarzała po nas te słowa.
Kocham cię córeczko.

Hej moja mała księżniczko. Przyglądam ci się jak rośniesz, jak coraz więcej nowych rzeczy poznajesz, jak się uczysz i nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Mam nadzieję, naprawdę wielką nadzieję, że będę mógł na ciebie tak patrzeć przez nieskończoną ilość dni. Chciałbym móc kiedyś zaprowadzić cię do przedszkola, wysadzić z samochodu przed podstawówką, pożegnać cię w drzwiach kiedy będziesz wychodziła do gimnazjum, liceum i czuć tą dumę, kiedy pójdziesz na studia. Jestem taki ciekawy twojej przyszłości i pragnę w niej uczestniczyć. Pamiętaj, moja słodka, żebyś zawsze walczyła w obronie swoich marzeń. Wyznaczaj sobie cele i dąż do nich. Nie pozwól byś cokolwiek cię ograniczało, albo żeby świat wmówił ci, że jesteś zbyt mała aby cokolwiek tutaj zmienić. Znajdź kiedyś kogoś, kogo pokochasz całym swoim sercem i bądź gotowa zrobić wszystko dla tej miłości. Ale zakochuj się mądrze, w tym kto uchyliłby ci nieba, walczył dla ciebie z demonami i poruszył ziemię abyś tylko była szczęśliwa. Wiedz, że będę cię strzegł, Gdziekolwiek będę, kochanie, nie przestanę cię obserwować i będę cię chronił. Jeśli przyjdzie mi jednak umrzeć to będę twoim aniołem stróżem. Chociaż zamiast w skrzydłach wolałbym cię jednak tulić w ramionach. Kocham cię córeczko.

Hej córeczko to znowu ja, twój tatuś. Zaczęłaś już mówić. Wołasz mnie i swoją mamusię. Masz najsłodszy głosik na całym świecie. Powoli będziesz poznawała nowe słowa, aż w końcu nauczysz się ich wszystkich. Pamiętaj, że słowa mają swoją moc. Czasami człowiek potrafi zrobić więcej słowami niż czynami. Wykorzystuj je jak najlepiej. Nie zapominaj, że słowami można wlać nadzieję w cudze serca, sprawić radość, podnieść na duchu, ale można też nimi niszczyć. Wiem, że twoje serce jest czyste i zawsze takie będzie, że jesteś dobra i będziesz wspaniałym człowiekiem. Dlatego jestem pewny, że twoje słowa będą piękne i dla niejednych staniesz się najprawdziwszą nadzieją nie tylko z imienia. Kocham cię córeczko.

Cześć Hope. Dzisiaj postawiłaś swoje pierwsze kroki. Byłem z ciebie taki dumny, kiedy od swojej mamy przeszłaś te parę metrów do mnie i wpadłaś prosto w moje objęcia. Nie mogę ciągle uwierzyć, że naprawdę moja mała tak szybko dorasta. Nagrywam się dzisiaj, żeby ci powiedzieć, że będę z ciebie dumny cokolwiek będziesz robiła w życiu, kimkolwiek będziesz, jakiekolwiek podejmiesz decyzję. Zawsze będę cię całkowicie i bezwarunkowo kochać. Najlepsze co możesz zrobić to po prostu być sobą. Kocham cię córeczko.


***

Kiedy znów otworzył swoje oczy i wrócił z powrotem do jasnej szpitalnej sali lekarze wydawali się rozluźnieni. Więc nie był z nim w cale tak źle.. Jego stan był w końcu stabilny, mógł nawet przyjmować gości. Przyjaciele stali ustawieni półkolem wokół jego łóżka, a Casper czuł wielką ulgę jaką niosła ze sobą ich obecność. Coraz bardziej bał się zostawać sam. 

- Heath jak skończony idiota zaczął kłócić się z personelem - mówiła Ashley, szturchnęła stojącego obok niej przyjaciela i posłała mu karcące spojrzenie. - Kiedy tylko usłyszał, że tam maszyna znowu piszczy i lekarze muszą walczyć, żeby sprowadzić cię z powrotem od razu rzucił się na jednego z nich.

- Wyskoczyłeś z pięściami na lekarza? - Casper prawie się zaśmiał, ale coś zakuło go w piersi więc zamiast tego nieznacznie się skrzywił i próbował rozmasować bolące miejsce. 

- Oczywiście, że tak! - odpowiedziała za niego rozzłoszczona Ashley. - Mówiłam przecież, że to skończony dureń! Chcieli nas wyrzucić ze szpitala! Podobnież nie widzieli bardziej agresywnej osoby. Przyrzekam, że wydłubałabym mu oczy i je zjadła gdyby nas wywalili. 

Tym razem Casper zignorował kucie w piersi i naprawdę się roześmiał. Ścisnął dłoń Natalie, która siedziała na brzegu łóżka. Dziewczyna nadal była roztrzęsiona, ale powoli wracała do siebie tak jak on dzięki obecnym przyjaciołom. 

- Nie pozwolili mi do ciebie wejść stary. Kurwa ile można siedzieć na tej pieprzonej poczekalni? Byłem gotów rozszarpać tego kolesia byle się do ciebie dostać. Mój kumpel mnie potrzebuje, a on mówi mi, że nie mogę do niego wejść. Przecież to śmieszne! 

- Jak się czujesz Casper? - zapytała Min. Jej usta jak zwykle pomalowane były na wściekle czerwony kolor. 

- Tak jak wyglądam, czyli nawiasem mówiąc świetnie - odparł zdobywając się na jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.

- Niedługo wyjdziesz stary - podjął Eric. - Pamiętasz chyba, że obiecałeś mi wyścig? Może skoro jesteś teraz trochę słabszy w końcu z tobą wygram. 

- Jeśli tak to tylko dlatego, że jestem słabszy przez raczysko. W normalnych warunkach nigdy byś ze mną nie wygrał. Ale spokojnie. Na pewno wyjdę i dotrzymam obietnicy.

Nagle drzwi do jego sali znów się otworzyły i wychyliła się zza niego niewysoka blondynka, uśmiechała się szeroko a jej oczy błyszczały czymś nieodgadnionym. Julia zrobiła krok wchodząc wolno do środka a ręce miała schowane za siebie jakby coś kryła za plecami.

- Cześć Casper. Ktoś bardzo chcę cię zobaczyć - oznajmiła nie przestając się uśmiechać.

- Och właź blondynko - usłyszał za nią głos Victori, która zaraz się przepchnęła trzymając za rękę prawie dziesięcioletnią dziewczynkę. Szatynka rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym roiło się od znajomych twarzy ale nikomu nie poświęciła dłużej swojej uwagi. Podeszła prosto do swojego starszego brata. - Twoi rodzice są przed salą, a Caitlin ciągle marudziła im, że chcę do ciebie. Wcale jej nie słuchali więc ją zabrałyśmy. 

Casper poczuł jak przepełnia go radość na widok swojej młodszej siostry. Bardzo za nią tęsknił, bo on i Caitlin chodź mogli narzekać na siebie bez końca to byli ze sobą bardzo związani i bez wątpienia bardzo się kochali. 

- Casper co robisz znowu w szpitalu? Miałeś zabrać mnie, Natalie i Hope do lunaparku. Obiecałeś, a leżysz tutaj. Jesteś beznadziejnym starszym bratem - dziewczynka o oczach takich samych jak Casper skrzyżowała swoje rączki i starała się wyglądać na złą albo obrażoną, ale słabo jej to wychodziło. 

Casper podniósł się do siadu i wyciągnął do niej ręce, a ona pozwoliła mu się złapać pod pachami i posadzić obok niego. Nosiła na sobie jego koszulkę z nadrukiem Linkin Park.

- Nawaliłem, Cait, wiem.. - powiedział patrząc jej skruszonym spojrzeniem w oczka. W sali nikt nie odważył się im przeszkadzać. Każdy się im przyglądał i nasłuchiwał. - Nosisz moją koszulkę. Nie możesz spać w nocy? Znowu te koszmary? 

Jego mała siostrzyczka zamiast odpowiedzieć pokiwała twierdząco główką, a Casper niemal się uśmiechnął. Czasami, kiedy Casper wyjeżdżał a Caitlin nie mogła spać w nocy zakładała na siebie właśnie tą koszulkę i uspokajała się przez znajomy zapach jego perfum. Miała wtedy wrażenie, że starszy brat jest przy niej i w razie potrzeby odgoni potwory czyhające na nią w ciemnościach.

- Przestaniesz kiedyś oglądać horrory? Zawsze się po nich boisz, ale nic cię to nie uczy - pstryknął ją palcem w zadarty nosek i tym razem naprawdę się uśmiechnął. 

- Jak wyjdziesz będę mogła u was spać kilka dni? - zapytała po czym przytuliła się do brata obejmując go swoimi rączkami wokół brzucha.

- No jasne, że będziesz mogła. Prawda Nat? 

Dziewczyna, kiedy się do niej zwrócił uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała Caitlin po włosach. 

- Cait jesteś zawsze mile widziana. Poza tym doskonale wiem co czujesz.. Ja też potrzebuję Caspra, żeby odganiał moje koszmary.

- Moich nigdy nie odganiał - wtrącił Heath udając oburzonego i zakładając ręce na piersiach.

Śmiech wypełnił całą salę i brzmiał jeszcze przez długi czas, aż liczba osób obecnych w sali zaczęła się przerzedzać aż ograniczyła się do Natalie, Ashley i śpiącej, wtulonej w Caspra, Caitlin. Ash wzięła ją na ręce i nie budząc jej też pożegnała się po czym wyszła mówiąc, że wróci jutro.

Pół godziny później Casper miał ostatniego gościa. Rodzice Natalie, jego teściowie, przywieźli do szpitala Hope. Wpuścili dwulatkę do sali, a sami stwierdzili, że nie będą przeszkadzać i poczekają przed drzwiami. Hope przebiegła pomieszczenie dopadając kolana swojej mamy.

- Mama, mama! - wołała swoim słodkim jak miód głosikiem, który był dla Caspra jak melodia.

Casper patrzył na swoją córeczkę, na kroki które stawia i miał wielką ochotę wstać do niej z łóżka i porwać ją na ręce. Żałował, że jest zbyt słaby aby to zrobić. Chciał chwycić ją pod paszki i zacząć się z nią kręcić w koło. Chciał podrzucić ją do góry, złapać i wycałować. Ależ ona była słodka. Najpiękniejsza istota jaka chodziła po ziemi. 

Nat zrobiła niemal wszystko to za niego i zaraz podeszła z Hope do jego łóżka. 

- A kto to, Hope? - zapytała córeczki, która właśnie rozszerzyła swoje obłędnie jasne zielone oczka i ułożyła swoje usteczka w szeroki uśmiech.

- Tatuś! - wykrzyknęła zachwycona i od razu zaczęła wierzgać na rękach Natalie. Wyrywała się do niego, a on miał wrażenie, że jego serce bije teraz równie mocno jak to w jej piersi. 

Przejął ją z rąk Nat. Mała od razu zawiesiła mu swoje małe rączki na szyi, a jej drobne ciałko wtuliło się w niego z całych sił. Casper z trudem hamował łzy szczęścia. Mógł ją w końcu przytulić. Pocałował jej ciemne blond włoski, pogłaskał jej plecki i ścisnął mocno. Tulił ją chyba przez całe wieki, a Nat do nich dołączyła. Boże jak on je kochał.. Czuł jak malutkie serduszko jego córeczki bije tuż przy jego piersi, jakby dotykało go przez materiał. Cudowne uczucie jakby jakiś motylek obudził się w jej małym ciałku i mocno trzepotał z radości skrzydełkami. To serduszko biło tak mocno dla niego, z radości, że przytula swojego tatusia, że są blisko i nie musi już za nim tęsknić. 

Casper pogłaskał głowy obu ze swoich dziewczyn marząc o tym, żeby tulić je tak do siebie już zawsze, żeby zastygli na zawsze w tej pozie i nie musieli się nigdy więcej rozstawać choćby na moment. Chciał zawsze trzymać je w swoich ramionach tak jak teraz i żeby ich serca biły razem w tym samym rytmie. Pragnął czuć tą miłość tak długo jak to możliwe i móc się nią cieszyć, kiedy przepełniała każdą komórkę jego ciała i przyjemnie łaskotała pod skórą wywołując ciepło. Modlił się, żeby mógł przy nich zostać na zawsze.

***

Obudził się raz w środku nocy. Tym razem nie było przy nim Natalie. Wróciła do domu przegłosowana, że powinna w końcu porządnie się wyspać. Po wielu próbach nie mógł ponownie zasnąć. Coś bez ustanku nerwowo się w nim poruszało. Był dziwnie rozkojarzony, niespokojny i pełen złych przeczuć. 

Do jego sali zajrzała pielęgniarka, która miała całodobowy obchód. Była przekonana, że chłopak śpi i poprawiała przy nim kołdrę. Dopiero gdy się poruszył zorientowała się, że Casper wcale nie jest pogrążony we śnie.

- Jak to będzie..? - zapytał.

Kobieta zmarszczyła swoje brwi dając mu do zrozumienia, że nie rozumie pytania.

- Jak to będzie, gdy będę umierał - wyjaśnił, a gardło miał dziwnie ściśnięte przez co jego głos brzmiał dziwnie obco. 

- Ale ty.. - zaczęła jednak Casper nie pozwolił jej dokończyć.

- Wcale nie muszę umrzeć, wiem. Pytam się z czystej ciekawości. Jak wygląda umieranie? 

Pielęgniarka poprawiła swój strój przygładzając go dłońmi i chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią.

- Będziesz coraz słabszym, nie będziesz miał apetytu, coraz częściej będzie chciało ci się spać, nie będziesz miał ochoty na dłuższe rozmowy, może czasem tylko będziesz w stanie wykrzesać z siebie dość siły na krótki spacer, ale przede wszystkim będziesz spał. Później pojawią się chwile utraty przytomności, ale będziesz zdawał sobie sprawę z obecności osób i słyszał to, co będą do ciebie mówili. Aż któregoś razu zaśniesz i po prostu się nie obudzisz.. Odpłyniesz. Dzięki lekom nic nawet nie poczujesz. Nie będziesz cierpiał. 

- Wierzy pani, że coś jest po drugiej stronie? 

- Nie wiem - odparła. - Byłoby dobrze gdyby istniało coś poza tym życiem. Śpij

Wyszła zostawiając go samego z uczuciami, których w żaden sposób nie potrafił określić. Nie wiedział nawet skąd się u niego wzięły. Musiał coś zrobić, żeby nie oszaleć. Żeby ten mętlik, który nagle uformował się w jego głowie zupełnie go nie pochłonął. Sięgnął więc po zeszyt, który miał schowany w szafce obok szpitalnego łóżka i długopis. Był to duży zeszyt A4 na którym Casper zaczął pisać przy marnym oświetleniu nocnej lampki. Jednak cokolwiek zaczynał od razu wyrywał i zgniatał kartkę rzucając celnie do kosza na śmieci. Brakowało mu ciągle odpowiednich słów. Żadne nie wydawały się wystarczająco dobre, a musiał coś dla niej zostawić, musiał do niej napisać skoro nie mógł jej teraz tego powiedzieć. Miał wrażenie, że napisanie do niej mu pomoże.

Dobrze, a więc tak, piszę do Ciebie już po raz któryś i za każdym razem coś jest nie tak. Nie traktuj tego jak list pożegnalny, bo jeszcze się z Tobą nie żegnam. Po prostu powiem tu wszystko, czego nie miałem odwagi wyznać wcześniej. Podobno po śmierci idziesz tam gdzie wierzyłeś, że pójdziesz. Przez całe życie uważałem, że po śmierci nie ma nic. A teraz? Boję się wylądować w nicości, boję się że kiedy tam trafie odejdę w zapomnienie. Więc zacząłem wierzyć że po śmierci będę chodził i " strzegł " moich bliskich. Będę się nimi opiekował dopóki nie odejdą. A gdy wszyscy na których mi zależy umrą, mogę iść w ta nicość. Natalie...? Boję się, tego co się zaraz wydarzy. Ale jednak pomimo tego obiecuję ci, że będzie dobrze. Pewnie myślisz coś w stylu "nie, nie będzie", ale uwierz mi. Ja do tej pory nie poradziłem sobie ze śmiercią Christiana, czy odejściem Roberta. Nie pogodziłem się z tym, ale pobierałem się. Nie myślę o nich już tak często. Czas zakrył te rany. I choć gdybym chciał mógłbym za każdym razem przywołać tamten ból, to daje radę. I Ty też dasz. Wymagam od Ciebie żebyś żyła, żebyś korzystała ze wszystkiego jak tylko się da. Bo w Ciebie wierzę i Cię kocham. I to się nie zmieni. Jak o mnie pomyślisz masz się uśmiechać, ale szczerze w końcu zawsze chciałem powodować uśmiech na twojej twarzy. Wiem, że łatwo nie będzie, ale w Ciebie wierzę. A ja wierzę tylko w to czego jestem pewien . Ja wiem, że dasz radę. Obudziłem się niedawno i postanowiłem ci to wszystko napisać. Ta noc jest inna niż wszystkie. Była u mnie przed chwilą pielęgniarka, powiedziała mi jak to będzie, gdy będę odchodził. Ale zaraz wyszła.. A ja? Zostałem sam. Nie zniosę tej ciszy wokół. Idę spać chociaż wiem, że jutro nie nadejdzie. Niestety bywa również tak, że nie chce się odejść, ale nie można zostać.
 Tak bardzo chciałbym Cię przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję że wszystko się jakoś kiedyś ułoży. Powodzenia Natalie Mathers, mamo mojej najwspanialszej córeczki Hope, Kochanie.. Kocham Cię, jesteś wszystkim czego potrzebowałem..

Odłożył zeszyt na swoje wcześniejsze miejsce razem z długopisem i w końcu udało mu się zasnąć, pomimo uczucia, że ta noc niesie ze sobą coś niedobrego. Jednak to było tylko mylne przeczucie, bo następny dzień wstał również dla Caspra.











18 komentarzy:

  1. Jesteś wspaniała, genialna, nadzwyczajna. Rozpiera mnie duma po prostu. Jestem pod tak wielkim wrażeniem, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie dużo. Czytałam ten rozdział z błogim spokojem, rozpływałam się z każdym słowem coraz bardziej. Nie potrafię określić stanu w jakim się znalazłam dzięki Tobie, ale czuję jakbyś dawała mi nadzieję(nie wiem czy nadążasz XD), nadzieję na lepsze jutro, serio. Te wszystkie słowa Caspra, rozmyślenia o życiu. Całe opowiadanie, to jak świetnie wpasowałaś wszystko, skompletowałaś całość. Kocham, kocham, kocham i byłabym szczerze zawiedziona i mocno wkurwiona gdybyś kiedykolwiek przestała pisać. Kocham Cię bardzo, skarbie <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. boze umieram niepotrzebnue sie malowalam bo teraz placze:))) czrekam z niecierpliwoscia na nastepny, JA SERIO MAM NADZIEJE ZE ON BEDZIE ZYL I WSZYSCY BEDA SZCZESLIWI HALO

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytajac to wszystko nie moglam powstrzymac lez, plakalam przez caly czas. Nie wiem jak to bedzie kiedy zakonczysz te historie, bo kazdy kolejny rozdzial sprawia mi ogromna radosc. Tak bardzo ciesze sie, ze trafilam na to opowiadanie i zycze Ci z calego serca, abys zdobywala coraz wieksza ilosc czytelnikow, bo zaslugujesz na to w stu procentach. Trzymaj sie cieplo kochana.

    OdpowiedzUsuń
  4. placze Boze, blagam zrob druga czesc ja po prostu nie wytrzymam, to ff jest najwspanialsze a ty najukochansza, gdzie sa moje chusteczki bo wlasnie sie pobeczalam:") kocham cie, nie przestawaj pisac, prosze.. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko! Wybacz mi to teraz ale... Ja pierdole kurwa mac! To jest idealne! Powinnas wydac to ff w postaci ksiazki, wyslac i to jest tak cudowne! Nie moga tego nie zrobic! Chcialabym byc kiedys tak dobra w pisaniu... Ale wciaz sie rozwijam. Ale nie pomijajac... Rozdzial swietny i nie wierze ze to przedostatni D': moglabym w sumie pomyslec ze ten pomysl na to ff jest oklepany ale sposob w jaki to wszystko opisujesz i mamusiu to jest piekne.. Nie potrafie znalezc na to odpowiednich slow. Po prostu pisz!
    Zapraszam do mnie:
    anotherworldjbff.blox.pl
    youretheproblem.blox.pl
    Mam na imie Karolina i jakbys chciala sie skontaktowac to zostawiam aska: Karoli66

    OdpowiedzUsuń
  6. Rycze jak opetana. On musi przeżyć. Blagam

    OdpowiedzUsuń
  7. ____ ♥ ♥ ♥ ♥ ________ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
    ____ ♥ xxxxxxxx♥ _____♥xxxxxxxxxx ♥
    ___ ♥ xxxxxxxxxxx♥ _♥xxxxxxxxxxxx ♥
    ___ ♥ xxxxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxxxxx ♥
    ___ ♥ xxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxxxxxxx ♥
    ____ ♥ xxxxxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxx ♥
    _____ ♥ xxxxxx xxxxxxxxxxxxxxxxx ♥
    ______ ♥ xxxxxxx xxxxxxxxxxxxxx ♥
    _________ ♥ xxxxxxxxxxx xxxxx ♥
    ___________ ♥ xxx xxxxxxxxx ♥
    _____________ ♥ xxxxxxxx ♥
    ______________ ♥ xxxxx ♥
    _______________ ♥ xxx ♥
    _______________♥ xx ♥
    ______________♥ ♥
    _____________♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. No więc tak dopiero dziś pozbierałam się po rozdziale czytanym od razu po dodaniu właściwie żeby skomentować (chyba już wiesz kto pisze). Rozdział cudowny i wiem, że masz mega kochane serduszko i nie uśmiercisz go, jesteś wspaniałą osobą i już czekam na Twoje kolejne opowiadanie, uwielbiam Cię, jesteś cudowna ~ M <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O boże przez cały rozdział płakałam a końcówka przewspaniała tylko cholernie smutna mam nadzieje że Casper będzie żył to opowiadanie jest cudowne nigdy takiego nie czytałam jest jedno w swoim rodzaju jesteś niesamowita i masz wspaniałą wyobraznie oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  10. Cholera, życie jest dziwne ;/ Naprawdę ciężko mi się pozbierać po tym rozdziale. Śmierć jest czymś naturalnym, ale gdy pomyślę o Hope wychowującej się bez ojca, Natalie i Caspra osobno i tej pustki serce mi się kruszy. Pomimo, że to fikcja, opowiadanie wzięłam je bardzo do siebie, pokochałam je. Wszystko tu jest idealne, idealnie składa się w całość. Tylko bez Caspra, bez jego ciągłych komplementów pod swoim adresem, kółek z dymu papierosowego, i jazdy samochodem która przyprawia jego żonę o zawał było by tak pusto. Jego siostra już ciężko znosi chociażby pobyty w szpitalu, kto będzie ją przytulał w nocy gdy on odejdzie? Najbardziej podobają mi się twoje piękne opisy, tak jakbyś to ty była każdą postacią z osobna. Oczarowały mnie wątki podobne do tych co zdarzyły się w moim życiu to że idealnie je opisałaś. Wypłakałam sobie oczy, nie wiem czy coś tam zostało. Proszę nie karz mi wyczerpać resztki zapasów łez na epilogu, ale to opowiadanie będzie moim ulubionym bez względu na zakończenie. Ujęłaś tu życie w prawdziwej postaci, jako okrutne i piękne. Jesteś moją idolką.
    Dziękuję <3
    Do zobaczenia w ostatnim rozdziale !
    ~Lilka

    OdpowiedzUsuń
  11. On nie może umrzeć. Od ponad godziny siedzie i rycze. To jest zdecydowanie najpiękniejsze i najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Jeśli Casper umrze ja się chyba serio zabije. Błagam na wszystkie świętości. Nie rób mi tego! Rewelacyjny i piękny rozdział. Dawno tak nie płakałam. Życzę Ci dużo weny na powrót tego chłopaka do zdrowia. Kocham

    OdpowiedzUsuń
  12. Ło luju luju luju... Co to się dzieje, co to się dzieje... Pod koniec jak czytałam już serio miałam wrażenie, że umrze, ale jak zawsze Twoje zwroty akcji zaskakują. ;>
    Ten rozdział przelał wiele emocji do kazdego. Na pewno. Były różne sytuacje, bolesne dla bohaterów, ale nie tylko. No i dopsz. ;^;
    Czekam na ostatni rozdział.Jezu, boję się co się wydarzy w końcu...masakra jakaś. x.x Ostatni rozdział... Meh... A już się zdążyło tak przywiązać.. Mam takie wrażenie jakby ta historia działa się już mnóstwo czasu, może nawet parę lat... A teraz nagle ma się skończyć. To bardzo dziwne uczucie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny ! Czytam i płaczę :) Niesamowite opowiadanie, aż brak mi słów. Serio nie wiem co powiedzieć. No po prostu świetny rozdział jak i cała ta historia ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Miesiac czekania na nowy rozdzial...

    OdpowiedzUsuń
  16. Przepraszam.. Też jestem człowiekiem. Kończę gimnazjum i starłam się o dobre oceny. Wierzcie mi, że tęsknię za pisaniem i wczoraj pisałam już drugą wersję. To mój ostatni rozdział, zależy mi żeby był jak najlepszy a nie taki na "odwal sie". Przecież go napisze kochani.. Jeszcze raz przepraszam, ale obiecuję że staram się przy nim. Nie ma dnia żebym o nim nie myślała. Mnie myśl że go jeszcze nie ma dobija bardziej niż was.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku, taki piękny roździał :3

    OdpowiedzUsuń